0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Alex Wong/Getty Images/AFPAlex Wong/Getty Imag...

Już w poniedziałek 7 kwietnia 2025 w Waszyngtonie słychać było plotki, że Trump może zdecydować się na wstrzymanie ceł na 90 dni. Biały Dom twardo zaprzeczył tym doniesieniom, nazywając je, w swoim stylu „fake newsami”. Gdy tego samego dnia po południu prezydent został zapytany przez reporterów bezpośrednio, odpowiedział równie jasno: „nie myślimy o tym”.

„Doprowadzimy do uczciwych umów z każdym krajem. A jeśli nie, nie będziemy chcieli mieć z nimi nic do czynienia” – przekonywał amerykański prezydent.

13 godzin

Dwa dni później, o 13:18 czasu waszyngtońskiego, Trump napisał w swojej sieci społecznościowej Truth Social:

„Przez brak szacunku, jaki Chiny okazały światowym rynkom, niniejszym podnoszę taryfę nałożoną na Chiny przez Stany Zjednoczone Ameryki do 125 proc., ze skutkiem natychmiastowym. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości Chiny zdadzą sobie sprawę, że czas oszukiwania USA i innych krajów się skończył i nie będziemy już tego akceptować. Z drugiej strony, w związku z tym, że ponad 75 krajów skontaktowało się z przedstawicielami Stanów Zjednoczonych, w tym z Departamentami Handlu, Skarbu oraz Biurem Przedstawiciela Handlowego USA, w celu negocjowania rozwiązania barier handlowych, ceł, manipulacji walutowych i taryf niemonetarnych, a także, że kraje te, na moje zdecydowane zalecenie, w żaden sposób nie podjęły działań odwetowych przeciwko Stanom Zjednoczonym, zdecydowałem o wprowadzeniu 90-dniowej PAUZY oraz znacznie obniżonego cła wzajemnego w tym okresie, wynoszącego 10 proc., również ze skutkiem natychmiastowym. Dziękuję za uwagę w tej sprawie!”.

Wieczorem 9 kwietnia amerykański sekretarz skarbu Scott Bessent mówił w Fox News:

„To wynik prezydenckiej strategii. W niedzielę odbyliśmy długą rozmowę na ten temat i to była jego strategia od samego początku”.

Z tego wynikałoby, że Biały Dom i Trump przez cały czas kłamali na temat swoich intencji. Ostatecznie to niestety nic nadzwyczajnego. Są politycy, którzy kłamią nieustannie, by pchać do przodu swoje strategie i pomysły. Ale zakulisowe przecieki pokazują, że słowa o pauzie jako elemencie strategii to również kłamstwo.

Przeczytaj także:

Kapitulacja

„Wall Street Journal” opisuje kulisy wczorajszej zmiany decyzji Trumpa. Według dziennikarzy „WSJ” do Trumpa z wszystkich stron dobijali się przedstawiciele biznesu, którzy mieli jeden przekaz: prezydent sprowadzi na nas bolesną recesję, czas na przerwę. Dołujące giełdy, a także rynek obligacji zagrały kluczową rolę. Rosnąca rentowność obligacji to drożejący kredyt, co długoterminowo ma kolosalne znaczenie dla amerykańskiej gospodarki. Korespondent gospodarczy Fox News Charlie Gasparino powiedział wczoraj w Fox Bussines, że kluczową rolę zagrać miała masowa wyprzedaż amerykańskich obligacji przez Japonię. Japończycy zaprzeczyli dziś prowadzeniu takiej wyprzedaży, by wpływać na amerykańskiego prezydenta.

Bez względu na to, co ostatecznie zadecydowało, jasne wydaje się, że Donald Trump na razie skapitulował w wojnie z prawie całym światem (poza Chinami), bo przestraszył się konsekwencji własnych działań.

A to pokazuje, że mamy raczej do czynienia z wielką improwizacją.

Dzień Wyzwolenia

Dziś może się to wydawać odległym wydarzeniem, ale 2 kwietnia, wielki Dzień Wyzwolenia, jak nazwał go sam Trump, miał miejsce zaledwie osiem dni temu.

Amerykanie przedstawili wówczas plan oclenia całego świata. Przekonywali nas, że cały świat ich wykorzystuje, więc musi za to zapłacić. Że wysokości ceł są obliczone na podstawie precyzyjnej formuły i są odpowiedzią na cła, jakie dany kraj nakłada na USA. W rzeczywistości była to funkcja wysokości deficytu handlowego z każdym krajem, co nie miało większego sensu. Dostaliśmy opowieść nieprawdziwą, ale spójną – świat nas oszukuje, więc musimy wyrównać rachunki. 2 kwietnia Trump wywrócił światowy stolik, by poukładać go po swojemu. Tydzień później, 9 kwietnia spojrzał na bałagan, jaki zostawił, kopnął wywrócony stół i rzeczy, które z niego spadły, i z dumą oświadczył, że tak miało być od samego początku.

Od 90 proc. do 10 proc. w tydzień

Spójrzmy bowiem na opowieść Trumpa o światowym handlu. Weźmy sobie przykład jednego kraju, który miał być obłożony wysokimi cłami. 2 kwietnia amerykański prezydent powiedział nam, że Wietnam nakłada na USA cła w wysokości 90 proc. (przypomnijmy – to nieprawda, a tylko wynik wyliczeń na podstawie formuły, która bierze pod uwagę deficyt handlowy między oboma krajami). Ale USA są łaskawe, więc obłożą Wietnam jedynie dwa razy niższymi cłami w wysokości 46 proc. (dlaczego nie 45? Nie wiadomo). Wietnam oszukuje bowiem Amerykanów, a Ameryka chce uczciwej wymiany. W rozumieniu Trumpa to taka, gdy USA wysyłają do Wietnamu tyle samo lub więcej, co Wietnam wysyła towarów w stronę USA (to oczywiście nieprawda, deficyt wynika z wielu rzeczy, m.in. z różnicy w poziomie rozwoju obu krajów).

Wietnam był jednym z pierwszych krajów, które powiedziały jasno: chcemy rozmawiać, chcemy uczciwej umowy. Na początku tego tygodnia usłyszał: jasne, rozmawiajmy, ale cła wchodzą w życie od środy, a potem sobie pogadamy. I weszły. I przeżyły 13 godzin, zanim ich data przydatności minęła. Nagle okazało się, że jasne, będziemy rozmawiać, ale jednak z innego poziomu – cła na zły Wietnam, który oszukuje Amerykę i nakłada na nie rzekome cła w wysokości 90 proc., wyniosą jednak 10 proc. Logiczne, prawda?

Jak w takim razie prowadzone będą rozmowy przez najbliższe 90 dni? Kraje te będą zbijać cła z poziomu 10 proc., czy jednak z poziomu, który obowiązywał przez pół dnia? I jakie mają gwarancje, że rozmowy te rzeczywiście do czegoś doprowadzą?

Kanada i Meksyk

W pierwszych dwóch miesiącach swoich rządów Trump dał nam pokaz swojej Sztuki Interesu na przykładzie Meksyku i Kanady. Postraszył oba kraje cłami, zmusił do rozmów pod presją czasu. W ostatniej chwili zawiesił cła na miesiąc. A po miesiącu i tak je nałożył (25 proc.), ale z wyłączeniem sporej części produktów. Trudno wyobrazić sobie, by takie rozwiązanie było wynikiem partnerskich rozmów dwóch krajów. Trump kolejny raz narzucił swoją wolę. W przypadku Kanady jako jeden z głównych powodów nałożenia podawał kompletnie fałszywy argument masowego przemytu fentanylu z Kanady do USA.

Jak podejść do negocjacji, gdy nie wiadomo, czy ma się w nich cokolwiek do powiedzenia? I czy w takim razie kraje te wcale nie oszukują USA na każdym kroku?

10 proc. to też sporo

Dziś może się wydawać, że skończyliśmy w lepszym miejscu. W końcu zamiast wysokich stawek niemal cały świat będzie się teraz mierzył z 10-procentowymi cłami.

Takie spojrzenie to błąd.

Celem siania chaosu przez administrację Trumpa może być właśnie wywołanie tego fałszywego poczucia ulgi.

Ale ostatecznie kończymy w świecie ze znacznie większymi barierami handlowymi niż pierwszego dnia kwietnia. Trump mówi dziś: spokojnie, państwa chcą z nami rozmawiać, my chcemy tylko uczciwej umowy. Tu pojawia się oczywiste pytanie: czym jest ta uczciwa umowa? Jeszcze tydzień temu słyszeliśmy, że uczciwie jest wtedy, gdy bilans handlowy wychodzi na zero. Dziś 10 proc. ceł płacić muszą eksporterzy z Wietnamu, z którym USA ma spory deficyt handlowy, i z Australii, z którą Amerykanie mają nadwyżkę handlową.

Nie ma się więc z czego cieszyć.

UE – z 3,5 proc. do 10 proc.

UE nie ma dziś aktywnej umowy o wolnym handlu z USA. Obowiązywały więc ogólne zasady Światowej Organizacji Handlu i regulacje w poszczególnych sektorach. Średni poziom ceł w 2024 roku na europejskie produkty w USA wynosił 3,5 proc. W drugą stronę jest niemal identycznie – 3,95 proc. Natomiast mamy poważne różnice w poszczególnych sektorach.

Najbardziej jaskrawym przykładem są samochody – UE nakłada na USA 10 proc., USA na UE – 2,5 proc. Nie wchodząc w specyfikę poszczególnych rynków i sektorów po obu stronach Atlantyku, jest to spora nierówność. Jeśli Trump chce, by ją wyrównać, można usiąść do rozmów i to uregulować. Zamiast tego na razie dostaliśmy litanię żali, opowieść o tym, że oszukujemy Amerykanów, nałożenie ceł na 13 godzin, a następnie obcięcie ich o połowę.

To w dużej mierze pokazuje, że trumpowa Sztuka Interesu to po prostu szantaż i demonstracja siły. Trump nie szanuje ciągłości amerykańskiego rządu. Z całym światem chce się ułożyć po swojemu. Na razie przez dwa i pół miesiąca genialny negocjator nie załatwił dla USA nic wymiernego, za to udało mu się zirytować dużą część najbliższych sojuszników.

Co z fabrykami?

Trump i jego ekipa sporo mówią o tym, że chcą powrotu produkcji przemysłowej do USA. Chciał tego też Joe Biden. Jego plan inwestycyjny zakładał rozwój produkcji czystej energii i półprzewodników w Stanach Zjednoczonych. I przynosił efekty, fabryki się budują, a część amerykańskiego wzrostu gospodarczego w ostatnich latach to wynik właśnie tych inwestycji. Wall Street Journal pisze, że firma produkująca dachy IKO North America jest obecnie w trakcie budowy czterech nowych fabryk.

Dzień Wyzwolenia Trumpa wywraca dla IKO i wielu innych firm kalkulacje na temat przyszłej działalności. Cła na stal znacznie podnoszą firmom produkcyjnym koszty. Trump swoimi ogłoszeniami dorzucił tym firmom element niepewności, który przy tak długoterminowym biznesie jest zabójczy. Wczoraj firmy te dowiedziały się, że duża część ceł to była tylko skomplikowana gra polityczna. Niepewność pozostaje, nikt nie wie przecież, jak zakończy się saga celna z całym światem. Trump wciąż nie ma dosyć wygrywania.

Od początku chodziło o Chiny?

Obrońcy Trumpa powiedzą, że przecież od początku chodziło tylko o wojnę handlową z Chinami. Jeśli tak, to po co było całe przedstawienie pod tytułem Dzień Wyzwolenia 2 kwietnia? Przez tydzień z jednolitej formuły dla całego świata przeszliśmy do 10 proc. dla wszystkich i 125 proc. dla Chin. Europejscy urzędnicy byli gotowi, by przygotować silną odpowiedź, jeśli Trump „nie mrugnie” do końca miesiąca. Na mrugnięcie czekaliśmy tylko trzy dni.

Podniesienie podstawowej stawki celnej Chinom ze 104 proc. do 125 proc. nie ma już zbyt dużego znaczenia. Tak czy inaczej to poziom, który wstrzymuje większość handlu – co pokazują pierwsze decyzje niektórych chińskich producentów. „New York Times” pisze o fabrykach odzieży w Kantonie, które anulowały część amerykańskich zamówień i szykują się na spore straty. Zamówienia te będą trudne do sprzedania na rynku chińskim, który jest przepełniony chińskimi produktami odzieżowymi, a ceny są bardzo niskie.

Po narzuceniu jeszcze wyższych ceł Chinom Trump wrócił do swojej znanej taktyki. Najpierw atak, potem miłe słowa. Dziennikarzom powiedział, że chiński przywódca Xi Jinping to „jeden z najmądrzejszych ludzi na świecie” a Trump jest przekonany, że niedługo usiądą do rozmów i dojdą do świetnej umowy.

Czas na porządki

Podsumujmy. Cały świat chce oszukać USA. USA ma dosyć ograbiania, więc przyszedł czas na ostrą reakcję. Trump chce przywrócić fabryki i produkcję do Ameryki. Trump nie boi się reakcji giełdy i recesji. USA nakłada więc na wszystkie kraje cła, które są odpowiedzią na cła, które nie istnieją. Po tygodniu wszystkie cła schodzą do równego poziomu dla całego świata (poza jednym krajem), a Trump nie może doczekać się rozmów z całym światem. Kapituluje, bo przestraszył się reakcji giełdy, której wcale się nie bał. Fabryki i producenci nie wiedzą, co robić, bo nie mają pojęcia, co stanie się za tydzień, miesiąc.

Ostatecznie wszystko sprowadza się do tego, że Trump chce z każdym krajem ustalić nowe zasady układów handlowych. Nie wiadomo, jak dokładnie wielka improwizacja ostatnich tygodni zmieniła potencjalne wyniki tych rozmów. Trudno powiedzieć, jak prowadzenie rozmów z całym światem ma ułatwić uczciwe i korzystne dla USA rozmowy. I jak zaufać intencjom Trumpa po kolejnych woltach i tym, jak potraktował Kanadę z Meksykiem.

Trump stolik wywrócił, a potem kopnął każdy wywrócony element. Bez względu na to, ile niedorzecznych uzasadnień swojej furii prezydent USA wyprodukuje, jedno wydaje sie dziś pewne: prędzej czy później ktoś będzie musiał ten bałagan posprzątać.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.

Komentarze