0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Rada Europejska mat. pras.fot. Rada Europejska...

Na liście znajdują się obecnie produkty od nici dentystycznej, przez sok pomarańczowy, szlafroki, jeansy, motocykle, po stal i aluminium. Miał też się na niej znaleźć amerykański bourbon, ale sprzeciwiły się temu Francja i Irlandia, obawiając się potężnych ceł odwetowych na swoje alkohole. Ostatecznie bourbon na listę więc nie trafił.

Docelowa wartość towarów objętych pierwszą rundą unijnych ceł nie przekroczyła 26 miliardów euro – zgodnie z informacją przekazaną przez po nadzwyczajnym spotkania Rady UE ds. Handlu w poniedziałek 7 kwietnia w Luksemburgu Maroša Šefčoviča, komisarza UE ds. handlu.

Ostateczna wersja listy została rozesłana do państw członkowskich jeszcze w poniedziałek w nocy. W środę 9 kwietnia, czyli w dzień wejścia w życie 20-procentowych amerykańskich ceł m.in. na europejskie samochody i części samochodowe, ma zostać poddana pod głosowanie w ramach tzw. procedury komitetowej w KE.

Jeśli zatwierdzi ją większość kwalifikowana, czyli co najmniej 15 państw reprezentujących co najmniej 65 proc. ludności UE,

pierwsza tura europejskich ceł na produkty ze Stanów wejdzie w życie 15 kwietnia. Druga – 15 maja.

To później niż zapowiadano. Pierwotnie europejskie cła miały wejść w życie 1 i 13 kwietnia. Zostały jednak odroczone, by dać czas na negocjacje, które okazały się bezowocne.

Dalsze opóźnianie odpowiedzi wobec działań USA, zdaniem Komisji Europejskiej, nie ma już sensu.

„W tej chwili nie bierzemy już pod uwagę możliwości kolejnego odroczenia wdrożenia ceł […]. Daliśmy USA jasno do zrozumienia, że jesteśmy gotowi na rozmowy, odbyliśmy wiele spotkań [...]. Mimo to 2 kwietnia na UE zostały nałożone cła […], zaraz wejdą kolejne. Nadszedł czas odpowiedzi” – mówił Maroš Šefčovič po poniedziałkowym posiedzeniu Rady UE ds. Handlu, podkreślając, nie do końca zgodnie z prawdą, że w tej kwestii na łonie Rady UE panuje „jedność".

Przeczytaj także:

„Do tanga trzeba dwojga"

Europejskie cła mają zagrozić uderzeniem tam, gdzie najbardziej zaboli i w ten sposób zmotywować USA do negocjacji. Państwa członkowskie wciąż liczą na to, że samo ogłoszenie listy produktów, które mogą zostać objęte cłami, skłoni USA do wstrzymania swoich kolejnych taryf i spotkania przy negocjacyjnym stole. Dodatkowe szanse na to, mają stwarzać reakcje światowych rynków na amerykańskie cła.

„Naszym celem jest negocjować, a nie eskalować” – zapewniał w poniedziałek 7 kwietnia Michał Baranowski, podsekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju i Technologii, który przewodniczył spotkaniu w imieniu polskiej prezydencji w Radzie UE.

„Państwa UE najchętniej uniknęłyby wojny handlowej i usiadły do negocjacyjnego stołu z Amerykanami [...], no ale, jak wiadomo, do tanga trzeba dwojga" – mówił przedstawiciel polskiej prezydencji w UE.

Baranowski podkreślił, że UE wciąż ma dwa scenariusze działania:

  • Plan A to negocjacje i skłonienie Amerykanów do rezygnacji z kolejnych ceł lub znacznego ich obniżenia za pomocą zachęt. Na realizację tego scenariusza zostały jeszcze teoretycznie dwa dni, bo głosowanie unijnych ceł ma nastąpić 9 kwietnia.
  • Plan B to m.in. wdrożenie ceł odwetowych, nad którymi prace są w toku, oraz danie do zrozumienia Amerykanom, że cła to niejedyne narzędzia, które UE ma do dyspozycji.

Na razie państwa członkowskie i Komisja Europejska w relacji z USA wciąż jeszcze starają się kusić marchewką, a nie grozić kijem.

„UE zawsze gotowa na dobry układ"

Jeśli chodzi o zachęty, to jak w poniedziałek 7 kwietnia mówiła szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen,

na stole wciąż leży propozycja zerowych ceł na wszystkie produkty przemysłowe w handlu między USA a UE.

Ale ta oferta jak dotąd nie spotkała się z „adekwatną reakcją ze strony USA”.

„UE zawsze gotowa na dobry układ” – mówił w tym kontekście Maroš Šefčovič.

Do wprowadzenia zerowych stawek celnych w relacjach handlowych UE – USA w sobotę 5 kwietnia nawoływał też Elon Musk.

„W ostatecznym rozrachunku mam nadzieję, że uda się dogadać to, by Europa i USA zmierzały w stronę zerowych taryf, w efekcie tworząc prawdziwą strefę wolnego handlu” – mówił szef Tesli w rozmowie wideo z Matteo Salvinim, wicepremierem Włoch i liderem skrajnie prawicowej Legi podczas kongresu partii we Florencji.

Jednak o tym, że dla USA wprowadzenie zerowych stawek celnych na całą produkcję przemysłową jest niewystarczające, w poniedziałek 7 kwietnia mówił Peter Navarro, doradca prezydenta USA ds. handlu.

„Unia Europejska musi znieść pozataryfowe bariery handlowe, w tym podatek VAT, by zawrzeć układ z USA” – powiedział Navarro, podkreślając, że według USA, problemem w relacji z UE, oprócz ogólnego deficytu handlowego, są np. podatek VAT, czy rzekomo stosowane przez UE subsydia eksportowe.

Doradca Trumpa dodał, że prezydent „jest skłonny rozmawiać”, ale na „twardych warunkach”. W przeciwnym razie „sygnalizuje chęć pozostania przy cłach”.

„Nowe otwarcie"

Propozycja wprowadzenia zerowych stawek celnych na cały handel produktami przemysłowymi między USA i UE to element szerszej propozycji resetu w relacjach gospodarczych z USA, które UE proponuje USA od lutego. To wtedy po raz pierwszy pojawiło się widmo ceł i rozpoczęły się konsultacje.

To „nowe otwarcie” miałoby obejmować m.in. wzmocnienie współpracy w obszarach, których dotyczy najbardziej zażarta, globalna konkurencja, m.in. produkcji półprzewodników oraz pozyskiwania dostępu do zasobów minerałów krytycznych. UE proponuje „połączenie sił” i „intensyfikację współpracy”.

„Jeśli połączymy siły, możemy zbudować prawdziwie transatlantycki rynek, który przyniesie korzyści obu stronom” – mówił niezwykle zdawkowo po posiedzeniu Rady ds. Handlu Maroš Šefčovič. Pomimo pytań dziennikarzy, nie wytłumaczył jednak szczegółów tych propozycji.

Kilkukrotnie podkreślił za to, że państwa UE wciąż są otwarte na rozmowy. Jeśli natomiast te zachęty pozostaną bez odpowiedzi, płynnie przejdą do realizacji planu B, czyli wprowadzenia ceł.

„Nie będziemy czekać w nieskończoność” – powiedział Šefčovič.

Włochy chcą opóźnień

Decyzję w sprawie europejskich ceł odwetowych państwa członkowskie mają podjąć w środę 9 kwietnia, czyli w dzień, kiedy w życie wchodzą 20-procentowe amerykańskie cła na takie europejskie produkty jak m.in. samochody. Unijne cła mają wejść w życie 15 kwietnia i 15 maja.

Obecnie na stole leży lista produktów o wartości 26 miliardów euro. To zatem ułamek tego, jak dużego importu z UE dotyczą cła amerykańskie. Taryfy nałożone przez Trumpa obejmą w sumie 70 proc. unijnego eksportu do USA, czyli produkty o wartości ok. 382 miliardów euro. To więcej niż cały unijny import z USA w 2024 roku, którego wartość wyniosła 334 miliardy euro.

Na liście produktów do pierwszej rundy europejskich ceł są w dużym stopniu te same produkty, które były objęte cłami w 2018 roku, czyli podczas pierwszej odsłony amerykańskiej wojny handlowej. To wspomniane już wyroby z aluminium i stali, ale też niektóre alkohole, jeansy, motocykle, czy diamenty. Komisja Europejska wyselekcjonowała produkty, które są łatwe do zastąpienia. I tak na listę ceł trafiła np. soja, jajka i drób, ale nie znalazł się na niej kluczowy dla europejskiej energetyki gaz LNG.

Europejskie taryfy mają wynieść do 25 proc. i są bezpośrednią odpowiedzią na 25-procentowe amerykańskie cła na aluminium i stal, które weszły w życie 12 marca.

Nie jest jednak tajemnicą, że wciąż są kraje, które skłaniają się do dalszego odraczania wdrożenia unijnych ceł. Są to m.in. Włochy.

Wicepremier Antonio Tajani mówił przed poniedziałkowym spotkaniem unijnych ministrów, że Włochy chcą przesunięcia terminu wejścia pierwszej rundy unijnych ceł na koniec kwietnia. Szefowa włoskiego rządu, Giorgia Meloni, planuje bowiem w połowie miesiąca pojechać do USA, by przekonać amerykańskiego prezydenta do obniżenia ceł na UE o połowę.

Ale jeśli Rzym nie zdoła przekonać do przesunięcia terminu pozostałych państw, nie będzie blokował wejścia w życie unijnych środków.

Nie tylko cła

Jednocześnie trwają prace nad listą produktów, które zostaną objęte drugą rundą taryf. By zwiększyć dotkliwość unijnych ceł dla USA, część państw proponuje objęcie taryfami także importu amerykańskich usług, m.in. cyfrowych. Takie rozwiązanie postulowały m.in. Francja.

Paryż postuluje też sięgnięcie po inne środki niż taryfy, np. zawieszenie wszelkich europejskich inwestycji w UE. W tej kwestii na forum Rady UE nie ma jednak większościowej zgody.

Część państw uważa również, że warto dać amerykańskiej administracji do zrozumienia, że UE ma do dyspozycji także dostępny od końca 2023 roku unijny instrument przeciwko wymuszeniom ekonomicznym, czyli tzw. Anti-Coercion Instrument. To rozwiązanie prawne, które umożliwia ukaranie podmiotu, w tym państwa, za używanie handlu jako broni, czyli np. stosowanie szantażu ekonomicznego. Takie państwo może dostać zakaz udziału w przetargach publicznych w UE lub mieć ograniczony dostęp do unijnych rynków.

O tym, że to rozwiązanie także jest do dyspozycji, pomimo że jeszcze nigdy wcześniej nie zostało wykorzystane, mówił podczas konferencji prasowej Maroš Šefčovič.

„Jesteśmy gotowi do użycia każdego instrumentu, by chronić naszych przedsiębiorców i nasze rynku”, powiedział.

Ale w tej kwestii też nie ma zgody. Irlandia uważa to za „opcję atomową”.

Jak wynika z zapowiedzi Šefčoviča państwa UE są za to zgodne w tym, że nie biorą pod uwagę modyfikacji systemu podatku VAT.

„Na świecie jest ponad 160 krajów, które używają podatku VAT. VAT jest bardzo ważnym źródeł przychodu dla naszych państw członkowskich i nie zamierzamy tego zmieniać" – powiedział Šefčovič.

;
Na zdjęciu Paulina Pacuła
Paulina Pacuła

Dziennikarka działu politycznego OKO.press. Absolwentka studiów podyplomowych z zakresu nauk o polityce Instytutu Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas, oraz dziennikarstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i Unii Europejskiej. Publikowała m.in. w Tygodniku Powszechnym, portalu EUobserver, Business Insiderze i Gazecie Wyborczej.

Komentarze