„Jeśli policzymy legalne głosy, z łatwością wygrywam. Jeśli liczymy nielegalne głosy i te nadesłane po czasie, to jest to próba odebrania nam zwycięstwa” – zaczął swoje wystąpienie Donald Trump.
W Stanach Zjednoczonych trwa liczenie głosów oddanych we wtorkowych wyborach prezydenckich. To zapierający dech serial z wieloma zwrotami akcji. Im bardziej zwycięstwo oddala się od Trumpa, tym bardziej nerwowo reaguje obecny prezydent. Już w noc wyborczą wygłosił mowę, w której zażądał, by zaprzestano liczenia głosów.
Przed godziną 19:00 czasu amerykańskiego, a przed 01:00 czasu polskiego, Donald Trump ponownie stanął na mównicy w Białym Domu.
Przemowa Trumpa była potokiem fałszu, manipulacji i rasistowskich uwag. Pozbawiona nawet humoru, który zdarzał się Trumpowi. Zarazem nudna, ciągnąca się przez długie minuty. I zatrważająca.
Trump bowiem na oczach świata podważył cały amerykański proces wyborczy, stwierdził, że został oszukany i ograbiony ze zwycięstwa w wyborach. Grzmiał o rzekomej korupcji. Znieważał przeciwników politycznych.
Nazwał Detroit i Filadelfię najbardziej skorumpowanymi miejscami w kraju. Jednak nie o korupcję tu chodzi, a o kolor skóry. W Detroit osoby czarnoskóre stanowią ponad 80 proc. mieszkańców, w Filadelfii – ponad 40 proc.
Trump w obronie stanowiska postanowił zagrać kartą rasistowską.
Ponowił też insynuację, że w noc wyborczą wygrywał, a potem nagle zaczęły się pojawiać tajemnicze głosy.
Fakty? Nic w tym nie ma tajemniczego: to głosy pocztowe oddane głównie przez Demokratów, które faktycznie przechylają szalę zwycięstwa na korzyść Joe Bidena.
Telewizje: „Nie pozwolimy mu dalej mówić”
Wiele telewizji przerwało nadawanie przemówienia Trumpa. Wśród nich telewizja CNBC. Prowadzący program Shepard Smith powiedział: „Przerywamy, ponieważ to, co mówi prezydent Stanów Zjednoczonych, w większości jest kompletnie nieprawdziwe. Nie zamierzamy pozwalać, by dalej przemawiał na naszej antenie, bo jego słowa są nieprawdziwe”.
Następnie Smith zaczął rozbijać Trumpowe kłamstwo za kłamstwem.
Słowa o tym, że są głosy „legalne” i „nielegalne” Smith skomentował: „To są tylko słowa, nie ma prawdy, nie ma dowodów”.
Twierdzenie Trumpa, że sondażownie specjalnie podawały nieprawdziwe wyniki badań, żeby wywrzeć presję na wyborców: „Nie ma żadnego dowodu, że coś takiego miało miejsce i Trump też żadnego dowodu nie dostarczył”.
Nawiasem mówiąc, jeśli Biden zdobędzie Pensylwanię, Georgię i Nevadę (co jest wysoce prawdopodobne) sondaże przedwyborcze wcale nie okażą się bardzo dalekie od prawdy.
Trump powiedział też, że w wyborach obserwujemy czerwoną [republikańską] falę. Smith: „To bezapelacyjnie nieprawda”.
Trump: „Są ingerencje w proces wyborczy”. Smith: „Nie ma na to dowodów i prezydent ich nie przedstawił”.
Trump: „Obserwatorom nie pozwolono obserwować liczenia głosów”. Smith: „Absolutna nieprawda”.
Smith przytacza słowa Trumpa o tym, że ten wygrał sprawę o obserwowanie wyborów w Pensylwanii. Dziennikarz zwraca uwagę, że chodzi o jedno hrabstwo, a sprawa dotyczyła dystansu, z jakiego obserwatorzy mogli patrzeć na proces liczenia głosów.
Trump: „Nie pozwolimy, by korupcja ukradła wybory”. Smith: „Nie ma żadnych dowodów, by jakikolwiek korupcyjny proces wypaczał wynik wyborów, Trump nie przedstawił żadnych dowodów”.
Trump stwierdził, że nie widział, by ktoś obserwował proces liczenie głosów. Smith: „Kategorycznie kłamstwo. Wszędzie są obserwatorzy z obu stron”.
President Trump just spoke at the White House, as key states continue to count votes.
Shep has the facts: “What the President of the United States is saying, in large part, is absolutely untrue.” #Election2020https://t.co/E6DBt6OodDpic.twitter.com/HVa87qUCzB— The News with Shepard Smith (@thenewsoncnbc) November 6, 2020
Co jeszcze powiedział Trump?
- Twierdzi, że wygrał w Pensylwanii 700 tysiącami głosów.
Fakty: W momencie, kiedy mówił te słowa, w Pensylwanii policzono 94 proc. głosów, nie można więc powiedzieć, kto wygrał. Wśród tych policzonych jest 3 263 995 głosów na Trumpa (49,8 proc.) i 3 199 729 na Bidena (48,9 proc.). Biden odrabia straty i być może jeszcze tej nocy zostanie ogłoszony zwycięzcą w Pensylwanii.
- Twierdzi, że wygrał w Georgii o niemal 300 tysięcy głosów.
Fakty: Kiedy to mówił, w Georgii policzono 98 proc. głosów Z czego 2 446 850 oddano na Trumpa (49,4 proc.), a 2 443 364 na Joe Bidena (49,3 proc.). Większe szanse na wygraną w Georgii ma obecnie Joe Biden.
Republikanie się odcinają: słowa Trumpa nie do obrony
Po wystąpieniu prezydenta natychmiast głos zabrali politycy Partii Republikańskiej, odcinając się od Trumpa. Rick Santorum, były republikański kandydat na prezydenta, polityk niezwykle konserwatywny, skomentował to wystąpienie następująco: „Niebezpieczne, rozczarowujące, szokujące”.
Dodał, że żaden polityk Partii Republikańskiej, który zawdzięcza swoje stanowisko wyborcom, nie poprze Trumpa w jego insynuacjach.
Gubernator Maryland Larry Hogan powiedział na antenie PBS: „Dzisiejsze wypowiedzi prezydenta, podważające nasz proces demokratyczny, są nie do obrony. Ameryka liczy głosy, a my musimy zaakceptować wyniki, tak jak robiliśmy to dotąd. Żadne wybory, ani żadna osoba nie są ważniejsze niż nasza demokracja”.
There is no defense for the President’s comments tonight undermining our Democratic process. America is counting the votes, and we must respect the results as we always have before. No election or person is more important than our Democracy. https://t.co/BOO2iaTsEf
— Larry Hogan (@LarryHogan) November 6, 2020
Amerykanie pozazdrościli Polsce kulawego pokurcza i też wykreowali kretyna !
Jednego Trumpowi odmówić nie można – takiego prezydenta jak on nie miało nigdy wcześniej żadne światowe mocarstwo. Przekładając na polskie warunki to jak skrzyżowanie Macierewicza z Niesiołowskim do kwadratu.
Jedno pocieszające w tym jest, że Trump co prawda doprowadził do obsadzenia Sądu Najwyższego w 2/3 sędziami o zdecydowanie konserwatywnych poglądach, ale nie ma jednego. W odróżnieniu od Kaczyńskiego, Trump nie ma zależnej od siebie Krajowej Rady Sądownictwa ani Izby Dyscyplinarnej. Inaczej mówiąc, od momentu podpisania nominacji sędziego i zatwierdzeniu jej przez Senat prezydent USA nie ma ŻADNEGO instrumentu nacisku na SN, bo jego członkowie sprawują mandat dożywotnio albo do dymisji na własne żądanie. Dalej, moim skromnym zdaniem konserwatywni sędziowie SN mogą – ponieważ pełnią też rolę sądu konstytucyjnego – podważać np. stanowe legislacje w sprawach dostępności aborcji albo Obamacare, ale nie sądzę, by uznali oskarżenia Trumpa o manipulacje wyborcze bez niepodważalnych dowodów, a tylko na podstawie pomówień. Trump może się odgrażać nawet pozwem do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze, a i tak będzie musiał w styczniu zabrać swoje manatki z Białego Domu do Trump Tower.
Dla rozluźnienia nastroju, trochę teraz z przymrużeniem oka – otóż Trump pcha się do prezydentury w feralnym roku. Feralnym nie z powodu CoViD-19, tylko jest to kolejny rok klątwy Tecumseha, zwanej też klątwą Tippecanoe. Klątwę tę, po śmierci Tecumseha w bitwie z oddziałami US Army, miał rzekomo rzucić jego brat na generała Williama Harrisona – zgodnie z nią, Harrison, jeśliby został wybrany prezydentem USA, miał umrzeć w trakcie kadencji i to samo miało spotkać każdego kolejnego prezydenta wybranego w roku kończącym się tą samą cyfrą, co rok elekcji Harrisona. Harrison faktycznie został wybrany w 1840 r. i zmarł w pierwszym roku urzędowania, przez co klątwa obciążyła lata kończące się na 0, a wybory w takim roku powtarzają się co 20 lat. Co ciekawe, wszyscy prezydenci wybierani w latach 1840-1960 w feralnym roku, aż do Kennedy'ego włącznie, umierali przed końcem jak nie tej, to następnej – w tej liczbie wszyscy ci, którzy zginęli w zamachach, i trzej z czterech, którzy w trakcie urzędowania zmarli z przyczyn naturalnych. Wprawdzie niektórzy twierdzą, że klątwa Tecumseha przestała działać, bo Reagan (wybrany w 1980 r.) dożył do końca kadencji, a Bush junior (wybrany w 2000 r.) żyje do dziś w dobrym zdrowiu – ale i tak na obu organizowano zamachy. Reagan był ranny i spędził parę tygodni w szpitalu, a zamach na Busha nie doszedł do skutku (bomba podłożona w samochodzie nie wybuchła). Ciekawe, czy Trump zna tę historię, bo ludzie jego pokroju są skłonni wierzyć w teorie spiskowe albo pseudonaukowe legendy (a Biden raczej miałby z tego ubaw).
Trump się opiera na takich samych "faktach autentycznych" co nasz grzesio ropczynski.
Szczypta prawdy,
Dziennikarze mają zdobywać, przekazywać i relacjonować wydarzenia a nie je komentować lub ingerować.
Co w związku z tym?
To już nie jest dziennikarstwo tylko propaganda.
Pozdrawiam 🤔