Propaganda Kremla jeszcze nie wie, jak opowiedzieć nową rzeczywistość z Donaldem Trumpem. Jeszcze do końca nie wiadomo, czy jest on szczerym przyjacielem Putina i czy naprawdę docenia jego geniusz. I co jeśli „tradycyjne wartości”, do których przywiązanie deklaruje Trump, nie obejmują prawa Rosji do aneksji Ukrainy?
Trump właśnie ogłosił, że na dniach spotka się z Wołodymyrem Zełenskim. Do szumnie zapowiadanego spotkania Trump-Putin jeszcze nie doszło i nie wiadomo, kiedy się ono odbędzie. Jak to opowiedzieć, żeby ofiara propagandy nie miała wątpliwości, że Putin nadal jest górą a wojna w Ukrainie jest sukcesem?
To poważny problem. W czwartym roku wojny Kreml utrzymuje społeczeństwo w stanie apatii nie tylko dzięki transferom finansowym do rodzin żołnierzy, ale propagandowym opowieściom, które nadają sens temu, co się dzieje – i pozwalają obojętnie patrzeć na wojnę.
Trump przejął jednak kontrolę nad narracją i zrobiło się niebezpiecznie.
W rosyjskiej infosferze w lutym kilka razy pojawiło się coś, co mogłoby zaniepokoić i skłonić do myślenia poddanych Putina. Propaganda musiała na to zareagować – poznawaliśmy to po tym, że zmieniała tradycyjny, usypiający układ „wiadomości” (podawane z żelazną konsekwencją bloki materiałów: 1. mordowanie w Ukrainie, 2. Putin zalecający wysokim urzędnikom, by rozwiązali ten albo inny problem, 3. atak zimy, deszcz, wichura lub powódź, z którą nie radzą sobie lokalne służby, ale cóż, takie jest życie).
O tym stałym układzie pisałam już w GOWORIT MOSKWA – wydawał mi się on dowodem bezradności propagandy. Dopiero kiedy propaganda została zmuszona do zmiany tej kolejności, zrozumiałam, ile na tym traci. Powtarzalność usypiała – i o to tu chodziło.
Tymczasem w lutym ten bezmyślny przekaz zakłócony został co najmniej trzy razy.
Propaganda uznała to za wydarzenie ważniejsze niż codzienne relacje z frontu – i wbijała do głowy, że chodzi o to, że Amerykanie się przełamali i zadzwonili do Trumpa. Była to nieprawda, o ile możemy wierzyć Trumpowi. Ten bowiem 24 lutego, przy okazji wizyty prezydenta Francji w Białym Domu, ujawnił, że zaraz po wyborze na prezydenta USA zadzwonił do Putina i była to jedna z jego pierwszych rozmów. Do tego „Putin potraktował go z wielkim szacunkiem”. A kontakty nowej administracji amerykańskiej z Kremlem trwają od dawna.
Niewiele o wyniku tych rozmów propaganda powiedziała, ale podkreślała, że sam fakt, że rozmowy się odbyły, jest wielkim sukcesem Rosji. Sukcesem jest też niezaproszenie na nie Ukrainy. Jednak to, że propaganda pokazywała jako sukces wydarzenie, o którym rosyjscy oficjele mówią, że nic w jego sprawie nie wiadomo, pokazuje problem. Amerykanie zorganizowali spotkanie, Moskwa musiała wymyślić do niego legendę.
W na szybko zorganizowanym telewizyjnym „wywiadzie” Putin ogłosił , że to w ogóle nie jest ważne, nie dotyczy Rosji, a poza tym Rosja ma jeszcze więcej tych poszukiwanych surowców, zwłaszcza na terenach podbitych w Ukrainie. „Metale ziem rzadkich są najważniejszą bazą surowcową nowoczesnej gospodarki” – powiedział Putin. „I jak dotąd niewiele robimy w tym kierunku. Musimy zrobić więcej”. "Federacja Rosyjska jest gotowa zaoferować amerykańskim i innym zagranicznym partnerom udział w [tych] projektach, w tym w Donbasie i Noworosji: Tam też są pewne rezerwy. Jesteśmy gotowi współpracować z naszymi partnerami, w tym Amerykanami. Również tam”.
W tym wypadku – choć Putin powiedział, że to „nieważne” – propaganda nie poprzestała w wieczornym dzienniku telewizyjnym na zrelacjonowaniu wypowiedzi przywódcy. Zrobiła ogromny, 20-minutowy materiał o tych „metalach rzadkich”. I całkiem chyba niechcący pokazała, że Rosja nie jest w stanie z nich korzystać – większość inwestycji w wydobycie tych minerałów zakończyła się niepowodzeniem „z powodu kryzysu i rozpadu ZSSR”. Ale surowców jest tyle, że starczy ich światu „na sto lat”.
Ta opowieść znowu miała przekonać odbiorcę, że Rosja panuje nad sytuacją i nic się nie dzieje bez jej wiedzy i zgody. Wygląda jednak, że umowa Trumpa z Zełenskim zaskoczyła propagandę.
Wcześniej uspokajała ona przecież poddanych Putina, że Zełenski nie ma Trumpowi nic do zaoferowania.
Jak widać, propaganda Kremla jest bardzo w tej chwili reaktywna. Nie narzuca narracji, ale odpowiada na to, co nawygadywał Trump.
Najbardziej rozśmieszyło mnie, że kiedy Biały Dom wypuścił fałszywą okładkę „Time’a” z Trumpem jako królem, kremlowscy propagandyści przedstawili Putina jako cara i spadkobiercę carów.
Propaganda ma jednak większy problem niż ukrycie przed odbiorcami, że władza nie wie, co będzie. Wolta Trumpa wywaliła w powietrze ramę narracyjną, która Putinowi pozwalała wyjaśniać, dlaczego wojna trwa trzy lata i końca jej nie widać.
Propaganda od wielu miesięcy opowiadała, że Rosja toczy wojnę z całym Złem tego świata. Zło to ma siedzibę w Waszyngtonie, z którego zarządza podległym sobie światem. Szerzy prawa gejów, osób trans i kobiet, a wasale Zła nie mają nic do powiedzenia. Oczywiście takim wasalem bez prawa głosu jest też Ukraina i prezydent Zełenski.
W tej opowieści tylko Rosja miała odwagę i moc, by sprzeciwić się „nietradycyjnym wartościom” i bronić zbrojnie, nie szczędząc krwi żołnierskiej, rosyjskie dzieci przed zmianą płci. Jest to jednak wojna z przeważającymi siłami wroga, więc obywateli Federacji Rosyjskiej nie musi dziwić, że ta wojna tyle trwa. Mogą zaś być ze swojego kraju dumni. „Tradycyjne wartości są dla Rosji dosłownie sprawą życia i śmierci”.
„Naród rosyjski zjednoczył się i stanął twardo w walce z cynicznym i okrutnym wrogiem, który był zasypywany bronią i pieniędzmi ze wszystkich zakątków świata” – ogłosił po staremu np. były prezydent Rosji Miedwiediew. (Akurat 23 lutego Rosja obchodziła Dzień Armii Czerwonej zwany obecnie Dniem Obrońcy Ojczyzny).
Ta narracja, wspierana z ochotą przez rosyjską cerkiew, zastąpiła jakiś czas temu opowieść, że wojna w Ukrainie jest rekonstrukcją bitew II wojny światowej. Moskwa wycofała się z niej, kiedy okazało się, że mijają kolejne 80. rocznice bitew na froncie wschodnim, a Putin zaszedł na zachód dużo bliżej niż Stalin w 1943-45 roku.
Kiedy jednak Trump zaczął zwijać politykę różnorodności i odbierać osobom LGBT ich prawa, Moskwa znalazła się w kłopocie.
Siły Zła z Waszyngtonu nie chcą już zmieniać płci rosyjskim dzieciom.
Co więcej, okazało się, że pozostali aktorzy sceny politycznej wcale nie podlegają władzy Złego. Mają własną agendę i sami o sobie decydują (“W Europie jest partia wojny, na której czele stoją Macron i Starmer” – komentuje 23 lutego w „Wiestiach Niedieli” propagandysta Dmitrij Kisielow).
A prezydent Zełenski miał czelność odrzucić niekorzystną dla Ukrainy wersję umowy surowcowej właśnie wtedy, gdy propaganda Kremla poinformowała, że Zełenski na polecenie Waszyngtonu sprzedał mu Ukrainę.
Propaganda niewątpliwie znajdzie tu jakieś rozwiązanie – ale na razie go nie ma.
Nie wie bowiem np., czy Trumpowi można wierzyć. A jeśli Trump nie kłamie i rzeczywiście tak ceni sobie Putina, to czy ma siły, by swoje prorosyjskie plany przeprowadzić? Wszak – zauważa propaganda – nie udało mu się do tej pory rozmontować bezpieczników demokracji liberalnej i nie jest tak, że każde jego słowo zamieni się w czyn.
W tej sytuacji, kiedy nie można już widza, czytelnika i słuchacza ogłupiać kolejnymi rewelacjami o tym, jak USAID przymuszało mężczyzn w Gazie do stosunków homoseksualnych przy pomocy darmowych prezerwatyw, pozostaje tylko czysta nienawiść i hejt (jeszcze niedawna straszyła tym telewizja kremlowska w programie „Wiesti Niedieli”)
Tego w propagandzie jest teraz więcej niż zwykle – ataki dotyczą przede wszystkim prezydenta Zełenskiego i Ukrainy. W ten sposób propaganda dostarcza odbiorcą czystej radości z tego, że słabszego można poniżyć. Co ma być ostatecznym dowodem na to, że Ukraina nie jest jednym z rozgrywających w tej grze.
Propaganda zdolna jest tu opowiedzieć najgorsze rzeczy, choć lubi też pocytować Muska i Trumpa. A nawet Sławomira Menzena.
Wizycie tego ostatniego we Lwowie i atakowi na Ukraińców „Wiesti” 26 lutego poświęciły obszerny materiał i ze smakiem czytały widzom twity kandydata Konferedacji na prezydenta Polski.
W tym lżeniu Ukrainy i jej prezydenta chodzi przede wszystkim o to, by przekaz wywoływał silne emocje – wtedy pytanie, czy wojna ma, sens nie padnie
Paradoksalnie – zdezaktulizowanie się ramy narracyjnej o wojnie z LGBT narzucanym Rosji, przez złe siły Zachodu, wpychają Rosję w wojnę. Skoro Zachód się rozpadł, a Trump mówi Putinem, to do zwycięstwa w Ukrainie powinno dojść lada chwila. W ten sposób propaganda pcha Rosję do starcia z Trumpem. A ten 26 lutego po raz pierwszy ogłosił, że
Moskwa w konflikcie z Ukrainą będzie musiała pójść na ustępstwa.
Powtórzył też, że „Ukraina może zapomnieć o NATO”. Propaganda Kremla nadal jednak powtarza, że choć Moskwa pragnie pokoju, to jest on możliwy dopiero po osiągnięciu w Ukrainie wszystkiego, co sobie zamierzyła. Ustępować nie zamierza. Nie będzie żadnego zawieszenia broni, dopóki świat nie uzna żądań Moskwy.
21 lutego Pieskow kolejny już raz powtórzył, że „rosyjska specjalna operacja wojskowa na Ukrainie trwa. Wszystkie cele wyznaczone przez głowę państwa, naczelnego dowódcę, muszą zostać osiągnięte”. Cele te – przypomnijmy – sprowadzają się do podporządkowania Ukrainy Rosji, odebraniu jej w całości czterech obwodów dziś tylko częściowo zajętych przez Rosję, rozbrojenie, wyrzeczenie się planów wejścia w struktury Zachodu. W czwartym roku krwawej wojny Ukraina ma też obrać sobie władze, które zapewnią „przyjaźń z Rosją”.
Rosja bowiem, jak łaskawie oznajmił Putin 24 lutego, „nie ma nic przeciwko zachowaniu ukraińskiej państwowości, ale terytorium to nie powinno być wykorzystywane jako odskocznia do ataków na Rosję. Ma to być państwo przyjazne Rosji.
25 lutego usta Putina, Pieskow, przypomniał, że Rosja nie zgadza się na wysłanie europejskich sił pokojowych do Ukrainy (prezydent Macron zapowiedział po spotkaniu z Trumpem taką misję – prezydent USA miał do tego skutecznie przekonać Putina). „To, co pozostanie z Ukrainy” – mówi 26 lutego Ławrow – ma pozbyć się antyrosyjskich „rasistowskich” praw językowych i umożliwić działanie podległej Moskwie cerkwi prawosławnej.
Nie ma więc w propagandzie śladu przygotowań poddanych Putina do pokoju (i zatrzymaniu wielkich wypłat za służbę na froncie). Propaganda zdementowała nawet ostatnio pogłoskę świadczącą o marzeniu o pokoju. Plotka głosiła, że „tymczasowo zamknięte” w lutym 2022 r. lotniska w Rosji zostaną niebawem otwarte: „Informacje o pilnych przygotowaniach do otwarcia tymczasowo zamkniętych lotnisk w centrum i na południu Rosji nie odpowiadają rzeczywistości – są absolutnym oszustwem. W przypadku zmian w trybie funkcjonowania tych portów lotniczych, Rosawiacja oficjalnie i z odpowiednim wyprzedzeniem poinformuje”.
Do końca wojny więc ma być daleko.
Z tego też powodu Kreml nie zamierza ujawnić informacji o rosyjskich stratach na froncie. Trzy lata temu obiecał to zrobić „po zakończeniu operacji specjalnej”. Pytanie na briefingu na Kremlu o raport Mediazony, że
znanych jest z nazwiska 95 tys. 323 poległych, co pozwala szacować wszystkich zabitych Rosjan na 165 tys.
Pieskow zignorował.
W dniu Armii Czerwonej w cotygodniowym telewizyjnym programie pieśni biesiadnej cała sala śpiewała (z playbacku, jak zwykle) pieśń o czołgu Aloszy, który w 2022 r. w pojedynkę zniszczył dwa ukraińskie T-72 oraz sześć wozów piechoty M2 Bradley. Pieśń sławi czołgi i jego trzech pancernych.
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z linków wklejanych do tekstu mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.
Cały nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziecie pod tym linkiem.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze