0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Dawid Zuchowicz...

O wymiarze kary zadecyduje sędzia Juan Merchan. Może to być grzywna, a może to być pozbawienie wolności – nawet do czterech lat. Eksperci prawni sugerują, że chociaż wyrok więzienia jest możliwy, to jednak mało prawdopodobny. Rzadko zdarza się, aby przestępcy skazani po raz pierwszy wyłącznie za fałszowanie dokumentacji biznesowej otrzymywali wyroki więzienia w Nowym Jorku.

Tak czy inaczej,

to pierwszy przypadek w historii Stanów Zjednoczonych, kiedy były prezydent został uznany za winnego przestępstwa kryminalnego.

Jakie są polityczne konsekwencje tego wyroku?

Kraj twardych elektoratów

Za kilka miesięcy odbędą się w USA wybory prezydenckie, nie dziwi zatem, że wszyscy zadają sobie przede wszystkim jedno pytanie: czy wyrok w sprawie Trumpa wpłynie na decyzje wyborców? A jeśli tak, to w jaki sposób? Zniechęci do Trumpa tych, którzy się wahają, czy – wręcz przeciwnie – zmobilizuje ich, by stanąć po jego stronie?

Nie ma na to prostej odpowiedzi, ale mamy kilka poszlak, jak mogą się potoczyć wydarzenia w ciągu kilku najbliższych miesięcy.

Na początek trzeba sobie powiedzieć jasno –

wyrok nie spowoduje drastycznych spadków ani wzrostów poparcia dla Trumpa.

Ostatnimi czasy większość amerykańskich wyborców trzyma się konsekwentnie swoich preferencji i żadne wydarzenia nie są w stanie sprawić, by masowo przerzucili swój głos z Republikanów na Demokratów lub na odwrót. Nie zrobiła tego pandemia, nie zrobił atak zwolenników Trumpa na Kapitol, nie zrobił wyrok Sądu Najwyższego w sprawie aborcji (aczkolwiek przynajmniej zmobilizował młodych wyborców Demokratów do pójścia na wybory do Kongresu).

Jak pokazuje analiza Pew Research Center, 93 proc. wyborców Bidena z 2020 roku głosowało na Demokratów w wyborach do Kongresu z 2022 roku; 97 proc. wyborców Trumpa z 2020 roku głosowało na Republikanów w 2022 roku. Tak wygląda rzeczywistość wyborcza w dwupartyjnym systemie, gdzie wyborcy danej partii coraz bardziej nienawidzą partii przeciwnej.

To nie znaczy jednak, że wyrok dla Trumpa będzie bez znaczenia. Specyfika systemu wyborczego w USA sprawia, że o tym, kto zostanie prezydentem, zdecydują wyniki w kilku kluczowych stanach, takich jak Pensylwania, Michigan, Wisconsin, Georgia, Arizona czy Nevada.

Nawet sytuacja, w której stosunkowo niewielka część wyborców zmieni głos lub po prostu zostanie w domu, może zaważyć na ostatecznych rezultatach. Przykładowo, Biden wygrał w 2020 roku w Georgii różnicą zaledwie 11 tysięcy głosów. W stanie, gdzie głosowało niemal 5 milionów ludzi!

Tak więc wyrok z Nowego Jorku wpłynie w najlepszym wypadku na decyzje garstki wyborców, ale ani Demokraci, ani Republikanie nie mogą zlekceważyć choćby najmniejszych ruchów wśród elektoratu.

Przeczytaj także:

Zła wiadomość dla Trumpa…

Kto może najbardziej skorzystać na tych potencjalnych ruchach?

Demokraci mają oczywiście nadzieję, że część wyborców Trumpa lub wyborców niezdecydowanych nie będzie chciała głosować na kogoś, kto został skazany przez sąd. Są niewielkie przesłanki, że tak właśnie mają się sprawy.

Według niedawnego sondażu Ipsos dla ABC News około 4 proc. wyborców Trumpa twierdziło, że nie zagłosuje na niego, jeśli zostanie skazany, a 16 proc. deklarowało, że przemyśli na nowo swój wybór. Z kolei przeprowadzony na szybko sondaż YouGov na próbie ponad 3 tysięcy dorosłych Amerykanów pokazuje, że 15 proc. wyborców Republikanów i 48 proc. tak zwanych wyborców niezależnych uważa, że werdykt w rozprawie Trumpa jest słuszny.

Joe Biden unikał do tej pory wypowiadania się na temat rozprawy, bo nie chciał wywoływać wrażenia, że w jakikolwiek sposób wywiera presje na wynik całej sprawy. Ale po zapadnięciu wyroku jego kampania wyborcza nie będzie się raczej krępowała i postara się przypominać na każdym kroku, że Trump to pierwszy skazany w historii USA prezydent.

„Donald Trump zawsze błędnie wierzył, że nigdy nie poniesie konsekwencji za łamanie prawa dla własnych korzyści. Niezależnie od tego, czy jest skazanym przestępcą, Trump będzie kandydatem Republikanów na prezydenta”– powiedział Michael Tyler, dyrektor ds. komunikacji w kampanii Bidena.

Dokładnie taką strategię podpowiada doradca polityczny Daniel Pfeiffer. Jak zauważa, jeden z sondaży wskazuje, że zdecydowana większość Amerykanów nie chciałaby powierzyć prezydentury w ręce osoby skazanej sądowo:

„Demokraci powinni przy każdej okazji odnosić się do Trumpa jako do skazanego przestępcy. Powtarzanie jest kluczem do skutecznego przekazu, a my chcemy, aby ludzie zastanawiali się nad zatrudnieniem skazanego przestępcy na najważniejsze stanowisko w kraju.

Większość wyborców nie lubi Trumpa. Wielu z nich głosuje na niego z wielką niechęcią. Skazanie Trumpa MOŻE być tym, co powstrzyma ich przed oddaniem na niego głosu” – doradza Pfeiffer.

…czy dobra?

Nie brak jednak głosów, że wyrok tak naprawdę pomoże Trumpowi. Były prezydent od lat buduje swój wizerunek największego przeciwnika elit. Dlatego każdy atak na siebie przedstawia jako spisek Waszyngtonu, mediów i bliżej niesprecyzowanych lewicowców oraz liberałów.

Gdy nowojorska ława przysięgłych ogłosiła swoją decyzję, Trump natychmiast zinterpretował to jako nieuprawnioną próbę wyeliminowania go z polityki.

„To było postępowanie ustawione przez stronniczego sędziego, który był skorumpowany. […] Prokuratora okręgowa była wspierana przez [George’a] Sorosa. Nie zrobiliśmy nic złego. Jestem bardzo niewinnym człowiekiem” – mówił Trump.

Próbował też odwrócić uwagę od siebie, sugerując, że prawdziwi przestępcy są wspierani przez Demokratów:

„Nasz naród upada, naprawdę upada. Miliony ludzi napływają do naszego kraju właśnie teraz z więzień i zakładów psychiatrycznych, terroryści, i przejmują nasz kraj. Kraj wpadł w tarapaty, ale to była ustawiona decyzja od samego początku przez stronniczego sędziego, który nigdy nie powinien być dopuszczony do prowadzenia tej sprawy. Nigdy”.

Wtórują mu pozostali politycy Partii Republikańskiej. Mike Johnson, spiker Izby Reprezentantów, stwierdził, że mamy do czynienia z „haniebnym dniem”, a oskarżenia wobec Trumpa są „czysto polityczne”.

Czy to przekona niektórych wyborców? Niewykluczone. Przypomnijmy, że retoryka o „ukradzionych wyborach”, którą posługiwał się Trump po przegranej z Bidenem, sprawiła, że jego najbardziej zagorzali sympatycy napadli na Kapitol. Według sondaży mniej więcej 70 proc. wyborców Partii Republikańskiej uważa, że wybory w 2020 roku nie były uczciwe.

Na korzyść Trumpa może zadziałać też to, że szczegóły sprawy są raczej niejasne dla większości Amerykanów. Samo przestępstwo – machlojki w dokumentacji finansowej, aby ukryć zapłatę za milczenie gwiazdy porno, z którą Trump miał romans – też nie jest postrzegane przez wyborców jako to z gatunku „bardzo poważnych.

Poza wybory

To zrozumiałe, czemu wszyscy politycy i wszystkie media skupiają się na najbliższych wyborach. Warto jednak pamiętać, że wyrok, który zapadł w Nowym Jorku, ma szersze znaczenie. Dotyczy zasad amerykańskiej polityki.

Trump jest potężną figurą w amerykańskiej polityce, przyzwyczaił się do tego, że prędzej czy później stawia na swoim i każdego nagina do swojej woli.

Przykładów nie brakuje, szczególnie w samej Partii Republikańskiej.

Senator Ted Cruz nazwał Trumpa „patologicznym kłamcą” podczas prawyborów Republikanów w 2016 roku, a potem dołączył do grona jego najgorętszych zwolenników. Był jednym z pierwszych, którzy zakwestionowali zatwierdzenie zwycięstwa Joe Bidena, powtarzając nieuzasadnione twierdzenia Trumpa o oszustwach wyborczych.

Nikki Haley, była gubernatorka Karoliny Południowej, to kolejny uderzający przykład. Kiedyś głośna krytyczka Trumpa, szczególnie po zamieszkach na Kapitolu 6 stycznia, która rzuciła mu wyzwanie w prawyborach, ostatnio złagodziła swoje stanowisko i ogłosiła, że zagłosuje na niego.

Amerykańska polityka od dawna ma problemy z wiarygodnością. Szczególnie przez to, jak ogromną rolę odgrywają w niej wielkie pieniądze i lobby korporacyjne. Choć Trump twierdził, że idzie do polityki walczyć z elitami, to tylko pogłębił najgorsze patologie amerykańskiego systemu. Stał się wzorowym przykładem bogatego człowieka u władzy, który może sobie pozwolić na więcej niż inni.

Jak podkreśla komentator polityczny Andrew Prokop, jednym ze smutnych wniosków, który płynie z wielu afer wokół Trumpa, jest to, że przestały być szokujące. „Wydaje się, że w ciągu ostatniej dekady doszło do normalizacji koncepcji, że główna postać polityczna jest ścigana przez prokuraturę” – pisze Prokop.

Na dłuższą metę dla USA to może być dobry sygnał, że nawet ktoś taki jak Trump nie stoi ponad prawem i musi ponieść konsekwencje za swoje działania. Nawet jeśli dla dużej części opinii publicznej te działania nie są tak szokujące, jak mogłyby być jeszcze kilka dekad temu.

;
Tomasz Markiewka

Filozof, autor książek „Język Neoliberalizmu” (Wydawnictwo Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, 2017) i "Gniew" (Wydawnictwo Czarne, 2020)

Komentarze