AKTUALIZACJA. Już po publikacji tego tekstu Donald Trump przemówił w Białym Domu. W niezbornej mowie zarzucił Demokratom oszustwo wyborcze. „Byliśmy gotowi zwyciężyć i tak naprawdę już zwyciężyliśmy” – stwierdził. To kłamstwo: liczenie głosów w kluczowych stanach: Michigan, Wisconsin i Pensylwanii wciąż trwa. Trump zapowiedział również, że będzie tego „zwycięstwa” bronił w Sądzie Najwyższym. Nie jest jasne do końca jasne, co miał na myśli. Jedna z interpretacji wskazuje, że zażąda wstrzymania liczenia głosów w tych trzech stanach i ogłoszenia zwycięzcy wg obecnych cząstkowych wyników. W takim wypadku oznaczałoby to wygraną Trumpa. Jeśli wprowadzi swoje bezprecedensowe groźby w życie, oznacza to ogromny kryzys polityczny w Stanach Zjednoczonych
OKO.press przez całą noc z 3 na 4 listopada relacjonowało wydarzenia wyborczego dnia w Stanach Zjednoczonych. Nie obyło się bez niespodzianek:
- Trump wypadł dużo lepiej niż przewidywały sondaże.
- Wbrew sondażom zwyciężył na Florydzie. Wygrał też w Ohio, jest bliski zwycięstwa w Północnej Karolinie i Georgii. Zdobył Teksas, gdzie był faworytem. Ale to nie wystarczy mu do wygranej.
- Jeśli Joe Biden wygra w Arizonie, co przewiduje telewizja FOX News, nie będzie potrzebował do zwycięstwa Pensylwanii, która wcześniej wydawała się niezbędna dla kandydata Demokratów. Droga do zwycięstwa będzie prowadziła przez Wisconsin, Michigan i drugi dystrykt Nebraski
- Z powodu ogromnej liczby tzw. „early votes”, oddawanych przed dniem głosowania, na ostateczny wynik poczekamy najprawdopodobniej najwcześniej do czwartku.
Tutaj prowadzimy relację na żywo:
Najbardziej renomowaną instytucją prognozującą zwycięzców w poszczególnych stanach jest agencja Associated Press – to na nią powołuje się przygniatająca większość poważnych mediów. Tej nocy AP była jednak nad wyraz powściągliwa. Dość powiedzieć, że o świcie polskiego czasu 4 listopada nie ogłosiła triumfatora w ani jednym z tzw. swing states, gdzie tak naprawdę rozstrzygają się wybory prezydenckie w USA.
Dopiero po godzinie 06:30 przyznała wygraną w Minnesocie Joe Bidenowi, a w Ohio i Iowa – Donaldowi Trumpowi. W obu przypadkach są to stany niezbędne na ścieżce obu kandydatów do zdobycia potrzebnych do zwycięstwa 270 głosów elektorskich.
Powód ostrożności? Tzw. early votes, czyli głosowanie pocztowe i osobiste przed dniem wyborów, w tym roku wyjątkowo masowe, głosy w ten sposób oddało ponad 100 milionów wyborców. By pokazać skalę takiego głosowania wystarczy wspomnieć, że cztery lata temu wszystkich oddanych głosów było niespełna 130 milionów. W związku z tym nawet w stanie takim jak Floryda, gdzie policzono bardzo wcześnie ponad 94 proc. głosów, a Trump miał wyraźną przewagę, wygraną urzędującego prezydenta ogłoszono dopiero tuż przed godziną 07:00 polskiego czasu.
Czy Joe Biden wygra jednym głosem?
Biorąc powyższe zastrzeżenie pod uwagę, można opisać najbardziej prawdopodobny obecnie scenariusz.
Trump wygrywa Florydę, Karolinę Północną, Georgię i Ohio. Urzędujący prezydent zebrałby w ten sposób wszystkie stany, które są mu niezbędne (choć niewystarczające) do zwycięstwa. Warto podkreślić, że w trzech pierwszych stanach sondaże prognozowały wygraną Joe Bidena.
Co dalej? Scenariusz pozytywny dla Bidena zakłada jego wygraną w Arizonie – ku zdumieniu obserwatorów jako jedyna ogłosiła jego wygraną w tym stanie związana z Republikanami telewizja FOX News, budząc furię w sztabie Trumpa. Jeśli to się jednak potwierdzi (a Biden ma tam wyraźną przewagę), byłaby to bardzo pozytywna wiadomość dla kandydata Demokratów podczas wyborczej nocy. Otwierałaby mu bowiem drogę do wygranej bez potrzeby zwycięstwa w Pensylwanii.
Bidenowi do triumfu wystarczyłaby w takim scenariuszu wygrana w Wisconsin, Michigan i w drugim dystrykcie Nebraski lub Maine. Pikanterii dodaje fakt, że w tych ostatnich do zdobycia jest po jednym głosie elektorskim. W takim wariancie Biden zdobyłby 270 głosów elektorskich, czyli dokładnie tyle, ile minimalnie potrzeba, by wygrać.
Na ostateczne wyniki z Michigan i Wisconsin poczekamy jednak najprawdopodobniej co najmniej do czwartku.
Joe Biden wystąpił w nocy z krótką mową do swoich wyborców mówiąc, że jest przekonany o zwycięstwie. A Donald Trump chyba zaczyna zdawać sobie sprawę, że mimo uzyskania lepszych wyników niż prognozowały sondaże, jego droga do wygranej jest jeszcze bardzo daleka. Na Twitterze oskarżył przeciwników o próbę „kradzieży wyborów”. W emocjach popełnił też błąd: zamiast napisać, że głosy nie mogą być oddawane po zakończeniu głosowania (poll), napisał, że nie mogą być zamknięte po zamknięciu… Polaków (Poles).
"Nie obyło się bez niespodzianek: Trump wypadł dużo lepiej niż przewidywały sondaże."
Żadna niespodzianka. Media i sondażownie są tendencyjne w kierunku poprawności politycznej. Trump nie jest zbyt poprawny.
Jaki interes miałyby sondażownie w tym, aby po raz kolejny wyjść na nierzetelne?
Po prostu chamstwo, agresywność i kontrowersyjność wypowiedzi Trumpa (coś co nazywasz niepoprawnością polityczną) miały po raz kolejny wpływ na wyborców którzy jeszcze częściej niż w 2016 odmawiali podania odpowiedzi na pytanie na kogo będą głosować.
Jeśli ktoś uwierzył w to że wynik jest przesądzony to jest w błędzie, niemniej jednak m.in. centrowe Politico wskazuje że na niekorzyść Trumpa działają znacznie gorsze liczby w spornych stanach w por. do 2016.
Alek z nazwiskiem "Jaki interes miałyby sondażownie w tym, aby po raz kolejny wyjść na nierzetelne?"
Chodzi o klasowe preferencje. Po prostu tak zwane "chattering classes" nie mogą prostaka Trumpa ścierpieć. Pan sam jest tego ilustracją.
Republikanie bardzo chcieli znaleźć dowód na to, że media są im przeciwne, ale po 4 latach dalej żadnych dowodów na to nie znaleźli.
Narzekali też na to że są pod ostrzałem zarzutów o kłamstwa i manipulacje. Tymczasem pojawiły się fact checkery i pokazały jasno że Republikanie częściej kłamią i manipulują (szczególnie Trump i jego otoczenie).
Wyborcy Trumpa częściej nie przyznają się do głosowania na niego.
Może po prostu rzeczywistość jest liberalna i nie-chamska? 😉
Alek z nazwiskiem "Może po prostu rzeczywistość jest liberalna i nie-chamska?"
"Rzeczywistość" w USA jest podzielona na dwie równe połowy. Chamsko-plebejską i kulturalno-liberalną. Która połowa wygra określi przypadek, jak rzut monetą. Podział pozostanie.
To bardzo duże uproszczenie. Są Demokraci niezadowoleni z Bidena mimo że gwarantuje wyższy poziom kultury i jest bardziej progresywny niż Trump, są też Republikanie niezadowoleni z Trumpa.
Partia Republikańska jest teraz zakładnikiem Trumpa, nie ma realnego kontrkandydata do niego a też jego sposób administrowania jest toksyczny i autorytariański – posłuch musi być całkowity.
W jednym się zgadzam, podział pozostanie. Mimo że nic nie jest jeszcze rozstrzygnięte, Trump już nakręca wojnę i pomawia Demokratów o fałsz w wyborach korespondencyjnych, mimo że dalej nie przedstawił żadnych dowodów na te tezy.
Alek z nazwiskiem "To bardzo duże uproszczenie. Są Demokraci niezadowoleni z Bidena … są też Republikanie niezadowoleni z Trumpa."
Pisze Pan do siebie? Ja o Demokratach czy Republikanach nie wspominałem.
Z sondażami sprawa jest prosta – z grubsza jedynie pokazują nastroje społeczne, zawsze niemal odchylając się w kierunku korzystnym dla zlecającego. Dlatego też CBOS dla TVP potrafił pokazywać PiS goniący 50% gdy Kantar dla GW dawał Kaczorowi poniżej 40%.
Jak ktoś chce patrzeć na sondaże to raczej jako wypadkową wszystkich. Patrzenie na pojedynczy sondaż jest bez sensu.