0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Photo by Brendan Smialowski / AFPPhoto by Brendan Smi...

Donald Trump rozpoczyna 13 maja 2025 wizytę na Bliskim Wschodzie. I pierwszą planowaną zagraniczną wizytę podczas swojej drugiej kadencji (Trump był w kwietniu Rzymie na pogrzebie papieża Franciszka, ale miała z oczywistych względów inny charakter niż oficjalne wizyty prezydenta USA).

W pierwszej kadencji, w 2017 roku, w pierwszą podróż również udał się do stolicy Arabii Saudyjskiej, Rijadu. Tamta wizyta dała nam jedne z najbardziej ikonicznych fotografii Trumpa – gdy amerykański prezydent kładł dłonie na tajemniczej szklanej kuli razem z saudyjskim królem i egipskim prezydentem. Jak będzie tym razem?

Zatoka Perska czy Arabska?

Prezydent Donald Trump odwiedzi trzy kraje Zatoki Perskiej: Arabię Saudyjską, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Katar. A może właściwie Zatoki Arabskiej? Amerykański prezydent lubi zmieniać dawno ustalone nazwy geograficzne. Na początku swojej kadencji uznał, że Zatoka Meksykańska będzie się nazywać Zatoką Amerykańską. Teraz, przed wizytą w krajach Zatoki Perskiej, pojawiły się plotki, że na półwyspie arabskim zamierza ogłosić, że Amerykanie będą teraz mówić o Zatoce Arabskiej.

Zapytany o to przez dziennikarzy 8 maja powiedział:

„Będę musiał podjąć decyzję. Nie chcę nikogo urazić. Nie wiem, czy czyjeś uczucia zostaną zranione”.

Jeśli Trump rzeczywiście nie wie, czy czyjeś uczucia zostaną zranione, to ma kiepską wiedzę na temat regionu lub ma słabych doradców. Bo każdy, kto choć trochę śledzi wydarzenia wokół Zatoki, wie, że przy takiej decyzji uczucia jednego kraju zostałyby bardzo silnie zranione.

Jak zirytować Irańczyków

„Nazwa Zatoka Perska, podobnie jak wiele innych oznaczeń geograficznych, jest głęboko zakorzeniona w historii ludzkości. Iran nigdy nie sprzeciwiał się używaniu nazw takich jak Morze Omańskie, Ocean Indyjski, Morze Arabskie czy Morze Czerwone. Użycie tych nazw nie oznacza własności żadnego konkretnego narodu, lecz odzwierciedla wspólny szacunek dla zbiorowego dziedzictwa ludzkości” – napisał w mediach społecznościowych minister spraw zagranicznych Iranu, Abbas Aragczi.

I dodał: „Politycznie motywowane próby zmiany historycznie ustalonej nazwy Zatoki Perskiej wskazują na wrogie zamiary wobec Iranu i jego narodu, i są stanowczo potępiane. Takie stronnicze działania są zniewagą dla wszystkich Irańczyków, niezależnie od ich pochodzenia czy miejsca zamieszkania”.

Iran argumentuje, że nazwa Zatoka Perska jest uznawana międzynarodowo i ma długą tradycję historyczną. To sprawa prestiżowa i kwestia dumy narodowej, która faktycznie ma szansę zirytować dużą część Irańczyków bez względu na to, czy popierają rząd w Teheranie, czy nie.

Byłaby to inna decyzja niż zmiana nazwy Zatoki Meksykańskiej. W tamtym wypadku Trump odwoływał się do dumy narodowej własnego kraju. Tutaj byłby to gest w stronę arabskich monarchii na półwyspie, który odwiedza. Trump podchodzi do polityki transakcyjne. Czego oczekuje w zamian za ten symboliczny gest?

Na to pytanie łatwiej będzie odpowiedzieć już po wizycie. Ale pomysł ze zmianą nazwy przypomina też, że wizyta będzie dotyczyć nie tylko krajów Zatoki, a szerszego regionu.

Biznes

Administracja Trumpa wielokrotnie mówiła o wycofywaniu się z wielu miejsc na świecie i skupieniu się na Ameryce. Jednocześnie Trump niemal w każdym zakątku Bliskiego Wschodu ma sprawę do załatwienia. Choć ostatnio mniej skupiał się na Izraelu i Strefie Gazy, to wciąż chciałby zostać zapamiętany jako twórca pokoju.

USA prowadziło w ostatnim miesiącu intensywne naloty w Jemenie na sprzymierzonych z Iranem rebeliantów Hutich. Chce też porozumienia w sprawie irańskiego programu atomowego. Chce robić interesy nie tylko z krajami Zatoki, ale marzy, by amerykańskie firmy mogły robić interesy także w Iranie.

W tej wizycie chodzi jednak o coś innego.

Trump ma dobre osobiste stosunki z saudyjskim następcą tronu i de facto rządzącym już teraz Arabią Saudyjską Muhammadem bin Salmanem. Gdy Trump wylądował dziś w Rijadzie, witał go sam książę, gwardia honorowa i rozłożony dywan. Gdy w 2022 roku do Rijadu przyleciał Joe Biden, bin Salman wysłał znacznie niższą rangą delegację.

Na prezydenta Trumpa czeka uroczysta kolacja najwyższej rangi, a gospodarze z pewnością będą się starali, by gość czuł się doceniony i nie będą szczędzić luksusów. Trump chce przede wszystkim robić to, co lubi najbardziej – dobijać targu, podpisywać umowy, zarabiać pieniądze dla USA.

Swoim doradcom powiedział, że chciałby podczas tej wizyty podpisać umowy warte bilion dolarów. Chodzi między innymi o inwestycje w firmy zajmujące się sztuczną inteligencją i produkcją energii oraz lukratywne umowy na zakupy uzbrojenia od amerykańskich producentów broni.

Koniec cierpliwości dla Netanjahu

Co jednak z dyplomacją? Trump nie zatrzymuje się w Tel Awiwie. Jednocześnie tuż przed wizytą, 12 maja, amerykańska dyplomacja osiągnęła sukces, uwalniając z niewoli w Gazie Edana Alexandra, zakładnika i żołnierza izraelskiej armii z amerykańskim paszportem. Amerykanie negocjowali z przedstawicielami Hamasu z pominięciem Izraela.

Anszel Pfeffer, dziennikarz izraelskiego dziennika „HaArec” i biograf Benjamina Netanjahu, pisze, że Trump stracił cierpliwość do izraelskiego premiera.

„Głównym powodem, dla którego Trump nie koordynuje działań z Netanjahu, nie jest utrzymująca się osobista niechęć z czasów, gdy Bibi gratulował Bidenowi w 2020 roku, ani nawet wielomiliardowe umowy z Katarem, lecz fundamentalna różnica w osobowościach. Trump chce wyników natychmiast. Bibi jest prokrastynatorem” – napisał Pfeffer w mediach społecznościowych.

Dziennikarz przekonuje, że taki schemat działań widać w każdej kolejnej sprawie, gdzie interesy USA i Izraela się spotykają – to między innymi zawieszenie broni w Gazie, rozmowy nuklearne z Iranem, powstrzymanie ataków Huti z Jemenu na Izrael i na statki na Morzu Czerwonym.

„Trump stracił cierpliwość do wiecznej wojny Netanjahu w Gazie i, jeśli będzie to konieczne, porozmawia bezpośrednio z Hamasem. Chce rozwiązać kwestię irańską, o której Netanjahu przez 20 lat tylko mówił. Nie będzie czekał, aż Netanjahu przestanie zwlekać, zanim przypieczętuje wielką umowę z Arabią Saudyjską” – przekonuje dziennikarz.

Przeczytaj także:

Trump nie myśli o Gazie

Izraelscy dyplomaci próbowali sprowadzić Trumpa do Tel Awiwu choćby na krótką wizytę w drodze na Półwysep Arabski. Ale Amerykanie w ogóle tego nie rozważali.

Wcześniej dziennikarze ujawnili, że jeżeli do 15 maja, podczas wizyty Trumpa na Bliskim Wschodzie, nie uda się doprowadzić do porozumienia z Hamasem, dzięki któremu przynajmniej część pozostałych żyjących zakładników wróci do domu, Izrael rozpocznie nową, brutalniejszą fazę wojny w Gazie.

W OKO.press pisaliśmy o tym tutaj. Wygląda na to, że Trump i jego specjalny wysłannik Steve Witkoff, nie zamierzają teraz wyręczać izraelskich negocjatorów. Netanjahu najpewniej tylko czeka, aż Trump wróci do USA, by rozpocząć głębszy podbój Gazy. Trump pokazuje izraelskiemu premierowi, że ten nie jest on dla niego równorzędnym partnerem, a Netanjahu skupia się na swoim najważniejszym celu – utrzymaniu się przy władzy.

Trump chciałby też doprowadzić do normalizacji stosunków między Arabią Saudyjską i Izraelem. Ale dziś nie ma takiej możliwości przez wojnę w Gazie.

Wizyta za bilion

A Iran? Z pewnością będzie to temat kuluarowych rozmów Arabii Saudyjskiej, która jest przecież głównym rywalem regionalnym Iranu. W Omanie doszło ostatnio do bezprecedensowego w ostatnich latach spotkania – Steve Witkoff spotkał się z Abbasem Arakczim, a rozmowy trwały ponad trzy godziny. Amerykanie byli zadowoleni ze spotkania i planowane są kolejne rundy rozmów, by wrócić do porozumienia atomowego, które w 2018 roku zerwał sam Trump.

Z pewnością nie będzie to jednak dla Trumpa główny temat spotkań na Półwyspie Arabskim. Negocjacje z Iranem to powolny proces. Trump będzie chciał go przyspieszyć. Ale nie da się tego zrobić w takim tempie jak negocjacje o uwolnieniu jednego człowieka z Gazy.

Wizyta w Rijadzie, Dosze i Abu Dabi to dla Trumpa przede wszystkim okazja biznesowa. Trump chce uzyskać znacznie więcej, niż tylko luksusowy samolot, jaki ma przekazać mu Katar. Amerykański prezydent zbywa uwagi, że tak drogi prezent to korupcja. Trump uważa, że byłby „głupi”, gdyby go nie przyjął i nazywa ruch Kataru „bardzo miłym gestem”. Samolot ma być wart 400 mln dolarów, ale Trump mierzy przecież znacznie wyżej.

„Ostatnim razem wyłożyli 450 miliardów dolarów” – mówił Trump w marcu. – „Ale tym razem się wzbogacili. Wszyscy się zestarzeliśmy. Więc powiedziałem: »Pojadę, jeśli zapłacicie bilion dolarów amerykańskim firmom przez cztery lata«, i zgodzili się na to”.

Irański program atomowy, wojna w Gazie czy normalizacja stosunków między krajami Półwyspu Arabskiego a Izraelem to wciąż ważne (choć w różnym stopniu) problemy dla amerykańskiej dyplomacji. Ale na razie dyplomacja musi poczekać. Trump woli biznes...

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.

Komentarze