0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Adam Stepien / Agencja GazetaAdam Stepien / Agenc...

W środę 23 października 2019 roku nauczyciele rozpoczęli protest włoski. Będą uchylać się od wykonywania nadobowiązkowych zadań. Co to oznacza i jaki polityczny wpływ może mieć nowy protest w oświacie? OKO.press rozmawia z prezesem Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomirem Broniarzem.

Anton Ambroziak, OKO.press: Podczas kwietniowego strajku nauczyciele walczyli przede wszystkim o wyższe płace. Teraz na pierwszym planie jest enigmatyczny "prestiż zawodowy". To znaczy, że kwestie wynagrodzeń zeszły na dalszy plan?

Sławomir Broniarz: Wręcz przeciwnie. 22 października Zarząd Główny ZNP podjął też decyzję o przygotowaniu obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej, której celem jest powiązanie płacy nauczyciela dyplomowanego z przeciętnym wynagrodzeniem w kraju. Musimy poczekać aż ukonstytuuje się nowy Sejm i wtedy rozpoczniemy zbieranie 100 tys. podpisów pod projektem ustawy.

Wysoko zawieszacie poprzeczkę. Czemu nie chcecie powiązać wynagrodzenia z płacą minimalną?

- Płaca minimalna wynosi dziś 2,6 tys. zł, a przeciętne wynagrodzenie według GUS to prawie dwa razy więcej - ponad 5 tys. zł. Mamy jeszcze czas, żeby porozmawiać o dokładnym mechanizmie, ale kwotowo odpowiadałoby to postulatom kwietniowego strajku, czyli podwyżki wynagrodzeń o 1000 zł.

Przeczytaj także:

Równolegle zaczynacie jednak protest włoski, który ma mieć "wymiar godnościowy". Co to znaczy?

- To protest przeciwko łamaniu prawa. Nie uchylamy się od wykonywania obowiązków, które wynikają z Karty Nauczyciela, ustawy prawo oświatowe i statutów szkolnych. Chodzi o zadania, za które nauczyciele nie dostają pieniędzy.

Nie chcemy zapychać dziurawych budżetów: malować klas, kupować pomocy dydaktycznych, wyposażać szkoły z własnych pieniędzy, przygotowywać materiałów na własnym sprzęcie w domu, bo w szkole nie ma drukarek i papieru.

Chcemy, aby nasze prawa były przestrzegane. Tylko tyle i aż tyle. Do tej pory trzydniowa wycieczka szkolna oznaczała, że nauczyciel jest na nogach 72 godziny i opiekuje się uczniami non stop.

Teraz mówimy: nauczycielu, w przypadku wycieczki wielodniowej - w każdej dobie przysługuje ci prawo do co najmniej 11 godzin nieprzerwanego odpoczynku. Jeżeli łączny czas pracy w tygodniu przekroczy normę 40 godzin, przysługuje ci wynagrodzenie z tytułu godzin nadliczbowych. A w przypadku wycieczki wielodniowej realizowanej w dniu wolnym od pracy - inny dzień wolny od pracy, albo wynagrodzenie jak za godzinę ponadwymiarową.

Apelujemy też, by szkoły przejrzały statuty szkolne i wykreśliły z nich obowiązki, które nie leżą w gestii nauczycieli.

Statuty to broń obosieczna i to taka, która może zdławić protest. Do 30 listopada można je zmienić, np. wpisać, że obowiązkiem nauczyciela jest praca w weekendy, od której wy chcecie się uchylać.

- I tak, i nie. Ostatni miesiąc poświęciliśmy na akcję edukacyjną, w której przekonywaliśmy nauczycieli, że nie muszą pracować w niedziele i święta; że nie muszą robić nic, co wykracza poza obowiązki wynikające z prawa. Mamy nadzieję, że to znajdzie przełożenie w kształcie nowych statutów.

Trudno się spodziewać się, że ten strajk będzie tak spektakularny jak nauczycielski zryw w kwietniu.

- Nauczyciele nie są wyizolowani od reszty społeczeństwa. Są tacy, którym protest się podoba, są też tacy, którzy protestować nie będą. Na pewno, zainteresowanie jest duże. Zarówno na spotkaniach z lokalnymi oddziałami ZNP, jak i na internetowych webinariach, które organizujemy.

Forma protestu jest zresztą następstwem ankiet rozesłanych do nauczycieli w sierpniu 2019. Ponad połowa z 226 tys. pytanych uznała, że protest włoski jest najlepszym rozwiązaniem. Chcemy zerwać ze zwyczajami i pokazać nauczycielom, że nie muszą pracować ponad ustawowe 40 godzin. Liczymy na efekt kuli śniegowej.

A nie jest tak, że w ten sposób realizujecie wizję pracy nauczyciela, którą narzuca PiS, czyli kogoś, kto jedynie sztywno wypełnia założenia podstawy programowej? A wszystko, co ciekawe: wycieczki, wyjścia szkolne, konkursy przedmiotowe, znikają z pola widzenia?

- Nic bardziej błędnego. Nauczyciele chcą je organizować. Powiem więcej, traktujemy je jako ważny element procesu dydaktycznego. Chodzi o to, żeby nie robić tego na wariackich zasadach. Protestujemy przeciwko zmuszaniu nas do organizacji wycieczek z pominięciem prawa, co naturalnie wpływa na bezpieczeństwo dzieci.

Polityczny wpływ tego protestu jest nieporównywalny do tego, co działo się w kwietniu. Siłą strajku było zachwianie egzaminami, z których MEN de facto rozlicza szkoły. Dziś tego elementu nie ma. Innymi słowy - władza może was zignorować.

- Protest nie jest przeciwko MEN. Minister Dariusz Piontkowski mógłby być tak miły, żeby policzyć, ile budżet państwa oszczędza na nauczycielach, którzy w tygodniu pracują średnio pięć, sześć godzin więcej niż zakłada kodeks pracy. Wtedy wiedziałby, że są to miliardy złotych.

Chcemy walczyć z przeświadczeniem, że nauczyciel może i powinien pracować pro publico bono.

To protest uświadamiający, który ma pokazać, że tracimy czas na bezsensowne obowiązki, a moglibyśmy poświęcić go na kontakt z dziećmi.

Nie boicie się, że przesłanie zamiast dotrzeć na najwyższy szczebel, będzie generowało konflikty między rodzicami i nauczycielami?

- Mimo ogromnego zaangażowania rodziców w kwietniowy strajk, większość z nich wciąż żyje w przeświadczeniu, że praca nauczyciela to 18-godzinne pensum, a reszta dzieje się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

W interesie wszystkich leży to, żeby szkoła była dobrze zorganizowana; żeby dyrektorzy przestrzegali prawa. To naturalne, że rodzice czują niepokój, ale protest będzie trwał tak długo, aż unormujemy nasz czas pracy.

Niskie płace, czas pracy, a co z nadmiarem obowiązków biurokratycznych. Z tym również będziecie walczyć?

- 22 października wystąpiliśmy do ministra z wnioskiem o powrót do rozmów na ten temat. Zdajemy sobie sprawę, że w tej kwestii obie strony mają sobie wiele do zarzucenia. MEN obarcza nas bezsensowną papierologią, ale nauczyciele nie wiedzą, co należy do ich obowiązków, a co nie. Rozmowa o biurokracji zawiera się w sednie protestu włoskiego:

chcemy mieć więcej czasu na pracę z dzieckiem.

Szykujemy też niespodziankę, ale o tym później.

Dopuszczacie współpracę nad innymi projektami z nowymi posłami i posłankami?

- Jestem zadowolony, że do Sejmu weszło dużo młodych, otwartych na dyskusję i związanych z oświatą ludzi. Ludzi, którym bliskie są prawa pracowników. Czujemy chęć rozmowy i zakładamy, że nie raz będzie okazja, żeby współpracować. Nie tylko w kwestii wysokości wynagrodzeń, ale także projektu renowacji edukacji, który przedstawiliśmy 31 sierpnia 2019 roku.

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze