Trudniej będzie zatrzymać prawo jazdy za przekroczenie prędkości. Trybunał Konstytucyjny daje kierowcom furtkę, dzięki której będą mogli odwołać się od kary za szybką jazdę. Nie oznacza to jednak, że przepisy umożliwiające zatrzymywanie dokumentu trafiają do kosza.
Trybunał Konstytucyjny nie ma wątpliwości: tryb, za pomocą którego prawo jazdy może być zatrzymane za szybką jazdę jest niezgodny z ustawą zasadniczą. Wprowadziła go nowelizacja kodeksu karnego dotycząca kierowców przekraczających dopuszczalną prędkość o ponad 50 km/h w terenie zabudowanym. Prawo obowiązuje od 2015 roku i umożliwia cofnięcie uprawnień do kierowania pojazdami na 3 miesiące.
Postanowienie TK może sprawiać wrażenie przełomowego, jednak wątpliwe, by przyniosło prawdziwe trzęsienie ziemi.
Warto podkreślić, że Trybunałowi nie chodzi o sam fakt zatrzymania prawa jazdy, a procedury z tym związane. Dokument zatrzymywany jest decyzją starosty powiatowego, jednak odbywa się automatycznie. Starosta i podlegli mu urzędnicy w rzeczywistości jedynie przyjmują do wiadomości, że dana osoba straciła prawo jazdy.
"Koniecznym warunkiem dopuszczalności zastosowania sankcji – niezależnie od tego, czy miałaby charakter kary w znaczeniu prawa karnego, czy tzw. kary administracyjnej – pozostaje wszechstronne zbadanie przez organ stanu faktycznego i zrekonstruowanie rzeczywistego przebiegu zdarzenia" - twierdzą sędziowie TK w uzasadnieniu swojego orzeczenia.
W praktyce Trybunał zwraca więc uwagę na to, że kierowcy powinni mieć możliwość odmowy przekazania prawa jazdy policjantom i rozpatrzenia swojej sprawy przez sąd. Będzie więc tak samo, jak w przypadku zwykłego mandatu. Osoba prowadząca samochód powinna mieć możliwość odrzucenia kary. W takiej sytuacji sprawa trafi do sądu.
"Starosta nie dokonuje samodzielnie ustaleń faktycznych co do rzeczywistego przebiegu zdarzenia. Jest związany treścią informacji organu kontroli ruchu drogowego (czyli policji - przyp. aut.) Treść informacji funkcjonariusza policji korzysta ze swoistego domniemania prawdziwości, które nie może być przez stronę podważone w toku postępowania administracyjnego ws. zatrzymania prawa jazdy" - wyjaśniał orzeczenie TK sędzia sprawozdawca Piotr Pszczółkowski.
"Rzeczywiście, powstawał problem, kiedy kierowca nie zgadzał się z decyzją policji" - mówi w rozmowie z OKO.press Łukasz Zboralski, ekspert ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego z portalu BRD24.pl. - "Tryb administracyjny działał tak, że policja powiadamiała starostę, który nie miał wyjścia poza zatrzymaniem dokumentu. Kierowca mógł dochodzić własnych praw jedynie występując do Samorządowego Kolegium Odwoławczego i przed sądami administracyjnymi, a to czasochłonne" - wyjaśnia Zboralski.
Pojawiające się w mediach od wtorku (13 grudnia) nagłówki mogą więc wprowadzać w błąd. "Zatrzymanie prawa jazdy niezgodne z konstytucją" - brzmi tytuł artykułu na stronie Polsatu News. Niemal identyczny nagłówek widnieje na stronie portalu dziennik.pl.
"TK: Utrata prawa jazdy za przekroczenie prędkości niekonstytucyjna" - ogłaszali z kolei dziennikarze portalu RMF24.
W dalszej części swoich tekstów wszystkie redakcje precyzowały, że chodzi o obecną procedurę, o której wypowiedział się Trybunał. Idzie to jednak w kontrze do samych tytułów artykułów. Pokreślmy zatem jeszcze raz, kierowcy nadal mogą stracić prawo jazdy za nadmierną prędkość, jeśli nie od razu, to po decyzji sądu.
Przepisy umożliwiające zatrzymanie prawa jazdy są niezgodne z konstytucją.
Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.
"MSWiA, które nadzoruje Policję powinno wydać jasny i precyzyjny komunikat, że decyzja TK nie oznacza, że od jutra zaprzestajemy zatrzymywać prawa jazdy" - komentuje Zboralski. - "Trybunałowi chodzi jedynie o to, by kierowcy mieli drogę odwołania, a nie o to, by bezkarnie przekraczali prędkość w terenie zabudowanym".
O zmianę w regulacjach apelowali prawnicy z obu stron sporu o praworządność. Z jednej strony Trybunał Konstytucyjny zajął się sprawą na wniosek mianowanej przez "dobrą zmianę" I prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Manowskiej. Z drugiej, kontroli przepisów uderzających w piratów drogowych domagał się już poprzedni rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. W 2015 roku wskazywał, że kierowców tracących prawo jazdy za prędkość karze się podwójnie - zarówno zatrzymaniem dokumentu, jak i mandatem. To chaos prawny - argumentował, apelując o uporządkowanie przepisów.
Co więcej, zakończoną właśnie decyzją TK dyskusję na temat procedury odebrania prawa jazdy kierowcy kilka lat temu zainicjował również Bodnar. W 2018 roku jako RPO bez sukcesu wystąpił w tej sprawie do Naczelnego Sądu Administracyjnego. W 2020 apelował o wprowadzenie postępowania dowodowego do parlamentarzystów.
"Wskazania radarów mogą być bowiem mylne. Obywatele kwestionują też, aby to oni kierowali pojazdem w chwili zrobienia zdjęcia fotoradarem" - twierdził Bodnar, występując o zmianę ustawy do Senatu. - "Jeśli kierowca uprawdopodobni wątpliwości wobec poprawności pomiaru – wskazując np. na wadliwość legalizacji urządzenia pomiarowego – to musi być możliwość weryfikacji informacji policji. A starosta powinien zawiesić swe postępowanie co do zatrzymania prawa jazdy do rozstrzygnięcia sprawy przez o sąd w sprawie wykroczeniowej" - mówił Bodnar.
Niektórzy specjaliści nie wykluczają lawiny pozwów, która przygnieść może polskie sądy. Utrata prawa jazdy w niektórych przypadkach przynosi dla ukaranego bolesne konsekwencje. "Dla wielu osób oznacza to np. utratę pracy lub źródła dochodu. Można się spodziewać, że poszkodowane osoby będą teraz próbować dochodzić swoich praw przed sądami" - komentował na łamach portalu Interia Janusz Popiel, prezes Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych ALTER EGO.
"Nie można (...) wykluczyć sytuacji, w których obywatele bezprawnie pozbawieni przez kilka miesięcy prawa jazdy będą występować o odszkodowania, zarówno w zakresie poniesionych szkód, jak i utraconych korzyści" - twierdził z kolei Bodnar gdy kieruował sprawę problematycznych przepisów do NSA.
Nawału pracy dla sędziów nie spodziewa się z kolei Łukasz Zboralski: "Z pomiarem prędkości nie zgadza się 5-7 proc. kierowców. To ich sprawy trafiają do sądów, a sprawy udaje się wygrać poniżej procentowi z nich. Mówimy więc o promilach z promila. W przypadku nowej ścieżki dotyczącej zatrzymanych praw jazdy należy spodziewać się takiego samego scenariusza" - zaznacza nasz rozmówca. - "To nie będzie tak, że masowo ludzie będą zaprzeczać pomiarom. W zdecydowanej większości przypadków przecież dokładnie widać, co robią na drodze."
Statystyki dotyczące liczby dokumentów zatrzymanych za nadmierną prędkość robią wrażenie. Jedynie do września tego roku policjanci zatrzymali 2313 osób jadących w terenie zabudowanym o więcej niż 50 km/h za szybko. To i tak spory spadek w porównaniu z 2021 rokiem. Wtedy w analogicznym okresie za to samo wykroczenie funkcjonariusze ukarali 3859 osób. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego zacznie obowiązywać po jego publikacji w dzienniku ustaw.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze