0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Photo by ATTA KENARE / AFPPhoto by ATTA KENARE...

W trzecim dniu wojny izraelsko-irańskiej obie strony dalej eskalują konflikt. Pojawiają się nadzieje na otwarcie ścieżki ku rozmowom pokojowym, ale by do nich doszło, chcieć ich muszą obie strony. Na dziś Izrael jest skupiony na kontynuowaniu działań militarnych.

W nocy z soboty na niedzielę (z 14 na 15 czerwca 2025) doszło do ostrej wymiany ognia i do najtragiczniejszego dotychczas w skutku ataku Iranu na Izrael. Ofiar konfliktu – również tych cywilnych – jest na razie znacznie więcej po stronie irańskiej.

Ofiary

Według różnych szacunków w nocy Iran wystrzelił w stronę Izraela między 70 a 100 pocisków balistycznych. W ataku tym zginęło co najmniej 10 osób. Sześć w Bat Jam na południe od Tel Awiwu, cztery w Tamrze, arabskiej miejscowości na północy kraju. Palestyńczycy stanowią około 20 proc. populacji Izraela (wyłączając terytoria okupowane). To, że w arabskich miejscowościach w Izraelu znajduje się mniej publicznych schronów, gdzie można uciec przed atakiem rakietowym, jest dobrze opisanym problemem.

Dotychczas oficjalna łączna liczba ofiar wojny w Izraelu to 13.

Szef irańskiego MSZ twierdzi, że Iran jedynie się broni, a ataki ustaną, jeśli Izrael zaprzestanie ataków na Iran.

Nie mamy dokładnego bilansu nocy w Iranie. Human Rights Activists in Iran, niezależne NGO broniące praw człowieka w Iranie, podaje dziś, 15 czerwca, że w izraelskich atakach od początku wojny zginęło 215 osób, a 648 osób odniosło obrażenia. HRAI podaje, że co najmniej 51 z ofiar śmiertelnych to wojskowi.

Irańskie Ministerstwo Zdrowia podaje niższą liczbę ofiar śmiertelnych – 128 osób. W oficjalnym komunikacie czytamy, że wśród ofiar śmiertelnych było 40 kobiet i 15 osób poniżej 20. roku życia. Najmłodszą ofiarą było dwumiesięczne dziecko.

Niestety, z całą pewnością liczby te wzrosną. Dziś rano izraelski minister energii Eli Cohen powiedział, że za każdy zniszczony w Tel Awiwie budynek, Izrael zniszczy sto budynków w Iranie.

Działania militarne

Izrael poszerzył dziś zasięg swoich działań. Przeprowadzono uderzenie na tankowiec powietrzny w Maszhadzie, ponad 2 tys. km od granicy z Izraelem, blisko granicy z Turkmenistanem.

W nocnym ataku Izraelczycy uderzyli w magazyn paliwowy Szahran na północy Teheranu. Placówka mogła składować 260 mln litrów paliwa i była kluczowym punktem dla dystrybucji paliwa dla ponad ośmiomilionowej metropolii. Pożar można zobaczyć na poniższym filmie:

View post on Twitter

Na południu miasta uderzono z kolei w jedną z największych w kraju rafinerii.

W ciągu dnia Iran przeprowadził pierwszy od początku wojny dzienny ostrzał Izraela. Brakuje jednak informacji, by któraś z rakiet wystrzelonych z Iranu przebiła się przez izraelską obronę powietrzną. Wieczorem jedna z rakiet uderzyła w nieznany na razie cel w Hajfie.

Z kolei dzisiejsze uderzenia Izraela w Teheranie potwierdzają, że ochrona przeciwlotnicza w stolicy kraju jest wobec większości ataków bezradna. Irańczycy spodziewają się dalszych ataków, a metro w Teheranie ma być otwarte przez 24 godziny na dobę, by mogło służyć jako schrony.

USA: to nie nasza wojna (na razie)

15 czerwca rano czasu waszyngtońskiego Donald Trump napisał w swojej sieci społecznościowej Truth Social, że „Iran i Izrael powinny się dogadać i się dogadają”. Jednocześnie o tej samej porze w rozmowie z dziennikarką stacji ABC amerykański prezydent powiedział:

„Nie jesteśmy w to zaangażowani. Istnieje możliwość, że się zaangażujemy. Ale dziś nie jesteśmy”.

Dzięki tekstom portalu Axios wiemy, że Izraelczycy oficjalnymi kanałami poprosili USA o zaangażowanie się w konflikt bezpośrednio i pomoc w zniszczeniu irańskiego programu atomowego. Jak pisaliśmy dokładniej wczoraj (14 czerwca), Izrael nie ma technicznych możliwości, by za pomocą ostrzału rakietowego zniszczyć podziemne zakłady wzbogacania uranu.

Dla Amerykanów byłoby to możliwe. I oznaczało wypowiedzenie wojny Iranowi. W tym momencie Iran uważa USA za pomocnika Izraela. I nie bez powodu – Amerykanie pomagają m.in. chronić niebo nad Izraelem przed irańskimi uderzeniami.

Na niedzielnym spotkaniu z ambasadorami w Teheranie irański szef dyplomacji Abbas Arakczi powiedział, że Iran posiada dowody na to, że Izrael korzysta z amerykańskiej pomocy i amerykańskich baz w atakowaniu Iranu.

Ale to nie jest jeszcze powód dla Iranu, by uderzać w amerykańskie bazy w regionie. Wiele z nich znajduje się w zasięgu irańskich rakiet.

Czy Trump zachowa się racjonalnie?

Przede wszystkim jednak taki ruch ze strony USA byłby strategicznie nielogiczny. Amerykański atak na Iran oznaczałby powrót do bezpośredniego zaangażowania USA w wojny na Bliskim Wschodzie. To coś, czego sam Trump chciał uniknąć, a jego zwolennicy nie chcą kolejnych wojen.

To potencjalnie długotrwała destabilizacja regionu, która zirytuje innych partnerów USA na Bliskim Wschodzie, w tym Arabię Saudyjską. Saudyjczycy nie mają dobrych stosunków z szyickim reżimem w Teheranie, ale pełna destabilizacja Iranu byłaby dla nich jeszcze gorsza. Trump też chciał skupić się na rywalizacji z Chinami, nie na otwieraniu nowych frontów.

W polityce jednak nie zawsze wygrywa racjonalna kalkulacja. I dlatego, choć na dziś to mało prawdopodobne, nie można wykluczać silniejszej pomocy Izraelowi ze strony USA. Trump bywa nieprzewidywalny, a ewentualna odmowa prowadzenia rozmów ze strony Iranu może Trumpa zirytować. Wokół Trumpa jest też wciąż grupa neokonserwatystów, którzy chcieliby jak największego zaangażowania USA w wojnie z Iranem.

Reuters donosi, że Donald Trump potrafi też powstrzymać Izrael przed agresywnym ruchem. Agencja powołuje się na anonimowe źródła w amerykańskiej administracji, według których Trump zawetował zamach na życie irańskiego Najwyższego Przywódcy, Alego Chameneiego. Nie trzeba dodawać, że taki ruch byłby dramatyczną eskalacją i z pewnością skomplikowałby ewentualne przyszłe rozmowy o wstrzymaniu wojny.

Co Izrael chce osiągnąć?

Cele, w jakie Izrael uderza w Iranie, wskazują, że nie jest to wyłącznie operacja skierowana na zniszczenie irańskiego programu atomowego. Atakowana jest też infrastruktura energetyczna, uderzenia w Teheranie sieją terror wśród mieszkańców irańskiej stolicy.

W oficjalnych komunikatach Izraelczycy mówią, że nie dążą do zmiany władzy. W rozmowie z CNN szef izraelskiego MSZ Gideon Saar powiedział dziś:

„Naszym celem nie jest zmiana reżimu. O tym powinni decydować Irańczycy. My, Izrael, nie postrzegamy mieszkańców Iranu jako naszego wroga".

Jest jednak zupełnie jasne, że Izrael wolałby, by w Teheranie rządził ktoś inny niż Ali Chamenei, a kraj nie był szyicką teokracją.

Nawet jednak w tak bezprecedensowej sytuacji jak otwarta wojna z pewnymi sukcesami militarnymi Izraela, do zmiany władzy w Teheranie jest jeszcze bardzo daleko. Powodów jest kilka.

Przez niemal pół wieku istnienia Republiki Islamskiej jej władze zbudowały bardzo silny aparat państwowy, który nie upadnie od wyeliminowania kluczowych przywódców wojskowych. Dotychczasowe dowództwo Korpusu Strażników Rewolucji po ostatnich atakach Izraela nie żyje. Ale to wciąż bardzo silna formacja, równoległa armia, z kilkuset tysiącami członków gotowych bronić państwa i reżimu.

Wojna dopiero się zaczęła. A jeśli potrwa tygodnie i Izrael utrzyma intensywność ataków na infrastrukturę krytyczną, może doprowadzić do głębokiego upadku państwa. W Iranie faktyczna opozycja wobec systemu Republiki Islamskiej jednak nie istnieje. Reza Pahlawi, syn ostatniego monarchy Mohammeda Rezy Pahlawiego, od lat prowadzi działalność na rzecz przywrócenia monarchii w Iranie, ale nie ma żadnej bazy politycznej, ani społecznej.

Mierzenie faktycznych nastrojów społecznych w Iranie jest trudne w ogóle, a w tym momencie szczególnie. Jest na to zdecydowanie za wcześnie, ale na razie nie widać żadnego otwartego sprzeciwu wobec władzy.

Apele w próżnię

Dyplomaci z całego świata nawołują o zaprzestanie walk i rozmowy. W niedzielę 15 czerwca prowadzenie takich rozmów zaproponowały wspólnie Francja, Niemcy i Wielka Brytania. Również w niedzielę rano ostry komunikat, potępiający Izrael za naruszenie integralności terytorialnej Iranu wydało chińskie MSZ po rozmowie z ministrem Abbasem Arakczim. Chiny zaapelowały do krajów, które mają wpływ na Izrael, by podjęły próbę przywrócenia pokoju.

Dziś jednak wszystko wskazuje na to, że kraj, który tę wojnę rozpoczął – Izrael – ma długofalowe plany i nie zamierza się cofnąć. A jego najważniejszy sojusznik – USA – nie ma wystarczającej woli lub siły, by wojnę zatrzymać.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.

Komentarze