„Nie miałem takiego sygnału od Lecha Kaczyńskiego i się tego nie spodziewałem z racji doświadczeń. W moich planach i Lecha Kaczyńskiego nie było wspólnej wizyty” - mówił Donald Tusk podczas przesłuchania. Według byłego premiera Kancelaria Prezydenta sygnalizowała, że Lech Kaczyński woli osobne wizyty
Przesłuchanie w poniedziałek (23 kwietnia 2018) byłego premiera Donalda Tuska w procesie dotyczącym wątku cywilnego katastrofy smoleńskiej to tzw. wydarzenie dnia.
Na przewodniczącego Rady Europejskiej czekał w Sądzie Okręgowym w Warszawie tłum dziennikarzy, zwolenników i polityków PO.
Tuska sąd wezwał na przesłuchanie na wniosek krewnych ofiar katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku. To rodziny smoleńskie wytoczyły ten proces, po tym jak prokuratura umorzyła śledztwo, w którym sprawdzała, czy były błędy w przygotowaniu wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu.
Proces toczy się od kilku lat. Rodziny oskarżyły za błędy w przygotowaniu lotu Tomasza Arabskiego, byłego szefa kancelarii premiera Tuska i czwórkę urzędników z kancelarii premiera oraz z ambasady w Moskwie.
Poniedziałkowe zeznania nie wniosły wiele do sprawy. Podobnie jak w śledztwie – zeznania Tuska z prokuratury opublikowaliśmy w OKO.press – były premier mówił w sądzie, że jego wizyty przygotowywali urzędnicy i nie ma wiedzy o tym, jak te przygotowania wyglądały. Tusk mówił dużo też o tym, jak katastrofa smoleńska jest wykorzystywana przez jego politycznych oponentów oraz że Lech Kaczyński sam prowadził swoją politykę.
Na wniosek pełnomocnika rodzin Smoleńskich były lider PO zeznania złożył pod przysięgą.
Pierwszy pytania zadawał sąd. Na pytanie, co wie o tej sprawie Tusk zrobił długie wprowadzenie. „W kwestii organizacji wizyt nie leży w kompetencji premiera zajmowanie się logistyką [organizacji wizyt, w tym lotów – red.]. W związku z tym jestem w stanie opisać polityczny kontekst mojej wizyty i w mniejszym stopniu Lecha Kaczyńskiego, bo politycznie za tę drugą nie odpowiadam” – zaczął swoje zeznania w sądzie były premier. Mówił, że jego wizyty zagraniczne organizowali urzędnicy z jego kancelarii i z MSZ oraz z innych urzędów. „Nie jest rolą premiera zajmowanie się detalami organizacyjnymi. Premier podejmuje tylko decyzje, co chce osiągnąć taką wizytą, po co gdzieś leci” – podkreślał.
Przypomniał, że jego wizyta w Katyniu z premierem Władimirem Putinem 7 kwietnia 2010 roku to efekt telefonicznego zaproszenia go przez Putina na początku lutego 2010. „A pośrednio to efekt mojej polityki w relacjach z Federacją Rosyjską” – dodał Tusk.
Mówił, że sytuacja globalna i europejska Polski wymagała normalizacji stosunków z Rosją, ale na polskich warunkach w polityce historycznej. I to się udało. Bo Putin przyjechał do Polski 1 września 2009 roku w rocznicę rozpoczęcia II wojny światowej, a potem zaprosił Tuska do Katynia.
Pytania zaczęli zadawać pełnomocnicy rodzin ofiar smoleńskich i prokuratorzy.
Mec. Lew Mirski, współpracownik Antoniego Macierewicza pytał: „Kiedy powstał zamysł wyjazdu polskiej delegacji do Katynia?” Tusk odpowiedział, że tradycją w polskiej polityce jest, że najwyższe władze biorą udział w uroczystościach w Katyniu. Co roku urzędy przygotowują propozycje w tym zakresie. Tusk zeznał, że on ostateczną decyzję o udziale w obchodach rocznicy mordu w Katyniu na polskich oficerach podjął po zaproszeniu od Putina. Ale już w styczniu 2010 roku rozważał w nich swój udział.
„Czy była opcja, że wybierze się tam Pan z Lechem Kaczyńskim?” – dopytywał mec. Mirski.
Tusk: „Nie miałem takiego sygnału od Lecha Kaczyńskiego i się tego nie spodziewałem z racji doświadczeń. W moich planach i Lecha Kaczyńskiego nie było wspólnej wizyty”.
Mirski nie odpuszczał. W kolejnym pytaniu zdradził, do czego zmierza. Chodzi o tezę o celowym rozdzieleniu wizyt, by obniżyć rangę wizyty prezydenta, przez co lotnisko w Smoleńsku było słabiej przygotowane. To teza lansowana na prawicy. Mec. Mirski wprost zapytał, co Tusk rozumie przez termin „rozdzielenie wizyt”. Były premier odpowiedział:
„Termin ten jest publicystyczny i służy zdyskredytowaniu mnie i pełni funkcję propagandową.
Nie planowałem i Lech Kaczyński też nie, wspólnej wizyty, więc nie było rozdzielenia. Mam to dobrze w pamięci.
Były sygnały od ministra Andrzej Kremera [wiceszef MSZ, zginął w Smoleńsku – red.], że ze strony Lecha Kaczyńskiego jest pełna satysfakcja z takich wizyt [dwóch oddzielnych - red.]. Gdyby to było niezgodne z intencjami Lecha Kaczyńskiego i jego ludzi, to by się znalazło to w dokumentach i w mediach”.
Mirski pytał jeszcze Tuska, czy wiedział o stanie lotniska w Smoleńsku.
„Nie miałem informacji, że było ryzyko lądowania. Miałem w pamięci, że tam lądowały polskie delegacje i że to nieczynne lotnisko jest na to przygotowane”.
Tusk zaznaczył, że jest przekonany, że brak zainteresowania premiera i prezydenta szczegółami lotu jest bezpieczniejszy, niż nadmierne nimi zainteresowanie. Zeznawał, że obojętny mu był wybór lotniska, nie wybierał samolotu. Bo politycy nie mają o tym wiedzy, zajmują się tym odpowiednie służby. O tym gdzie wyląduje samolot decydował wtedy specjalny pułk, który rozwiązano po katastrofie w Smoleńsku.
Mirski dociekał dalej, czy Tusk wiedział jak były przygotowywane jego wizyty od strony technicznej. Tusk: - W tym pytaniu jest sugestia, że zadaniem premiera powinna być ocena przygotowania wizyty. Żaden premier na świecie nie sprawdza technicznych możliwości podróży.
W odpowiedzi na pytanie, czy kancelaria premiera utrudniała prezydentowi rezerwację rządowego samolotu Tusk odpowiedział, że się tym nie zajmował. – Mogę powiedzieć, że Lech Kaczyński forsował samodzielną aktywność zagraniczną na granicy uprawnień konstytucyjnych. Podejmował decyzje samodzielnie, często bez uzgodnienia z rządem. Odnosiłem wrażenie, że ta samodzielność może przekraczać granice ładu konstytucyjnego.
Dwóch prokuratorów też zadawało pytania o przygotowanie wizyt w Katyniu, dociekając, czy doszło do ich rozdzielenia.
Tusk na kolejne pytania prokuratorów odpowiadał, że nie pamięta czy w jego kancelarii był po katastrofie audyt.
Zeznał, że kilka dni po katastrofie w mediach prawicowych pojawiły się już pierwsze sugestie o zamachu, „za którym stoję ja i Putin, od pierwszego dnia były kłamstwa smoleńskie”.
Mec. Stefan Hambura, jeden z pełnomocników rodzin smoleńskich chciał zadawać m.in. pytania związane z remontem rządowego Tu-154 w Rosji, ale sąd uchylił je jako nie związane z tą sprawą. Hambura pytał też o Tuska o jego rozmowę z Putinem 1 września 2009 roku na molo w Sopocie, podczas obchodów rocznicy wybuchu II wojny światowej. Tusk zeznał, że ich spacer na molo był dla mediów, że to była taka luźna formuła. Na molo Tusk pokazywał Putinowi, gdzie ma swój dom i gdzie biega. Putin mówił, że ma wielu ochroniarzy i z tego powodu cierpi.
„Wiem, że to nie satysfakcjonująca odpowiedź, bo wielu sądzi, że na molo spiskowcy ustalili plan” – dodał były premier.
Po kilka pytań zadali też krewni ofiar w Smoleńsku – Piotr Walentynowicz (sąd uchylił część jego pytań), Ewa Kochanowska, Grzegorz Januszko.
Potem sąd odczytał dwie notatki z akt i prosił Tuska, by się ustosunkował do ich treści. Pierwsza z grudnia 2009 roku sporządzona przez Mariusza Handzlika, ministra z kancelarii prezydenta (zginął w Smoleńsku), ze spotkania z ambasadorem Rosji Władimirem Grininem. Handzlik pisał w niej, że ambasador pytał, czy prezydent jest zainteresowany udziałem w obchodach w Katyniu. Handzlik odpowiedział, że Lech Kaczyński może się tam wybierze. Handzlik w notatce zawarł wniosek, „aby ograniczyć rozgrywanie przez Rosję” wizyt polskich delegacji w Rosji. Notatkę dostał Tomasz Arabski i MSZ.
Sędzia pytał Tuska, czy ten postulat był rozważany. Były premier: „Nie sądzę, że była drobiazgowa analiza. Nie było pewności, że prezydent chce brać udział w uroczystościach”.
Potem dodał, że nie było wiążącej informacji od prezydenta, że chce jechać i w jakim terminie. I że w ogóle jest zainteresowany wspólnymi obchodami.
„Lech Kaczyński chyba był zainteresowany osobistą rolą w tych obchodach [w Katyniu – red.]” – zeznał Tusk.
Druga odczytana przez sąd notatka była z 24 marca 2010 roku. Sporządził ją Kremer po rozmowie z ambasadorem Grininem. Kremer stwierdził w niej, że nadal nie ma potwierdzenia, że lotnisko w Smoleńsku będzie przygotowane na 7 i 10 kwietnia. Sędzia pytał, czy do premiera dotarła o tym informacja. Tusk: „Zawsze było oczywiste, że lądowanie jest w Smoleńsku, bo tam zawsze lądowały delegacje. Nie przypominam sobie, by Kremer mówił, by tam nie lecieć. Ja się tym jako premier nie zajmowałem, mi było obojętne gdzie mamy lądować”.
Na tym zakończyło się jawne przesłuchanie Tuska. Trwało trzy godziny. Potem sąd przeniósł rozprawę do sali rozpraw niejawnych, bez udziału publiczności. To efekt m.in. pytań mec. Hambury, który chciał się odwoływać do niejawnej części akt.
Nie wiadomo kiedy sąd wyda wyrok w tym procesie. Ale powoli zmierza on do końca. Niezależnie od tego prokuratura wciąż prowadzi szeroko zakrojone śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze