Tusk wyłożył w Płońsku nowe credo PO: "Reprezentować emocje i interesy większości, a nie mniejszości". Politycy Platformy mają się zająć problemami mniejszych ośrodków i wycofać ze sporów na temat granicy, wojska i katolików. Bo "przecież w większości jesteśmy chrześcijanami"
Pierwotnie spekulowano, że dojdzie do ogłoszenia nowej deklaracji ideowej. Następnie, że Tusk może przedstawić pomysły programowe. Tak się nie stało, nie padły prawie żadne konkretne propozycje, a Tusk w którymś momencie nawet zażartował, że sami politycy nie czytają swoich programów. Zamiast tego, przewodniczący PO przedstawił kierunki i wątki, na których politycy i członkowie jego partii mają się skupiać.
Najkrócej streścić je można do hasła pochylania się nad problemami przeciętnych obywateli, zwłaszcza tych z mniejszych ośrodków, przede wszystkim - dostępem do dobrej jakości usług publicznych w obszarze ochrony zdrowia, edukacji. A także zagrożeniach dla ich interesu jakim jest duszenie polskich samorządów oraz antyunijna polityka rządu.
Już sam wybór Płońska jako miejsca konwencji inaugurującej nowy sezon polityczny miał być wyraźnym sygnałem, że PO chce zerwać z wizerunkiem formacji reprezentującej tylko wielkomiejski elektorat. Spotkanie otworzył burmistrz Andrzej Pietrasik, który opowiadał o wielokulturowych tradycjach miasta i o tym, jak udało się je rozwinąć dzięki unijnym funduszom.
By symbolicznie podkreślić, że to Polska powiatowa ma być priorytetem nowej polityki PO, Tusk zaprosił na konwencję Pawła Linke z Kościana, który zadał pytanie w debacie Tusk-Trzaskowski podczas Campusu Polska o to, co zrobić, by młodzi ludzie chcieli wracać do swoich miejscowości.
"To było proste pytanie, ale ważne, bo do dziś szukam na nie odpowiedzi (...) Powiedziałem, że trzeba kochać swoje miejsce, ale tak naprawdę trzeba zastanowić się na serio, co trzeba zrobić, by te miejsca były atrakcyjne. By chciało się tam żyć, realizować własne ambicje. By to nie zależało od wielkości miasta" - mówił Tusk.
Do tego, by mniejsze ośrodki się rozwijały potrzeba pieniędzy i kompetencji, a te chce im zabrać władza centralna - ostrzegał. Podkreślał, jak ważna dla tych miejsc jest odpowiednia infrastruktura - sieci dróg lokalnych, transport, oferta edukacyjna.
Tusk powitany został chlebem i solą przez burmistrza. I chleb ten wykorzystywał retorycznie przez całe przemówienie - jako symbol pracy, tradycji, rodziny.
Doszedł też oczywiście do niesławnej wypowiedzi Mateusza Morawieckiego, który spytany o cenę chleba, kluczył w absurdalny sposób. "Nie każdy ma w głowie ceny produktów, ale może on po prostu nie chce wiedzieć?" - sugerował Tusk. I przypominał, jak w debacie w 2007 roku pytaniami o ceny produktów spożywczych skompromitował Jarosława Kaczyńskiego.
Przekaz Tuska był prosty - obecna władza jest oderwana od rzeczywistości, nie zna życia zwykłych ludzi. "Suski, znany Europejczyk, w wywiadzie radiowym odpowiedział na pytanie o cenę masła: »mnie to nie interesuje«" - punktował.
Tusk wzywał PO do rachunku sumienia i podkreślał, że politycy muszą być bliżej ludzi w mniejszych ośrodkach, utożsamiać się z ich problemami: "Byłem w Goleniowie, Olecku, Gołdapi, Nakle - wszędzie jest podobnie, ludzie mają te same ambicje, aspiracje, pretensje do władzy i opozycji".
O polityce mówił, że:
"W Olecku pewien pan mi powiedział - »Oni orżną ludzi, zarżną gospodarkę, wyrżną lasy, chyba że przerżną wybory«. Przy moim »r« nie jest łatwo tę litanię powtórzyć" - zaczął Tusk część przemówienia, która bezpośrednio dotyczyła kwestii wizerunkowych PO.
Wielokrotnie wracał do tego, że polityka to nie lajki, wywiady i media, ale odpowiedzialność za innych i gra zespołowa:
Te słowa odnosiły się oczywiście do kryzysu na granicy. Ostatnie wzrosty sondażowe PiS politycy Platformy oraz duża część publicystów (liberalnych i prawicowych) przypisuje działaniom na rzecz uchodźców w Usnarzu Górnym posłów KO - przede wszystkim Franka Sterczewskiego, w dalszej kolejności także Klaudii Jachiry, rzadziej też Dariusza Jońskiego i Michała Szczerby.
Nie bez znaczenia miała być także wypowiedź Władysława Frasyniuka, który na antenie TVN24 żołnierzy wykonujących rozkazy na granicy nazwał watahą psów i śmieciami. Frasyniuk nie jest w tej chwili czynnym politykiem, Sterczewski nie jest zaś członkiem PO, ale ich działania odbiły się najszerszym echem i zostały "zapisane" na konto partii.
"Tu nie chodzi o to, żeby ktoś w przychylnej nam gazecie napisał, że ma wielkie serce" - zganił Sterczewskiego Tusk.
"Trzeba trzymać kciuki za wojsko i Straż Graniczną" - stwierdził kategorycznie. I dodał, że to władza upokarza ludzi w mundurach, nie można traktować ich jak wrogów. "Jest katalog pierwszych potrzeb - polityk jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo obywateli, ich wolność i niepodległość swojego państwa" - Tusk pominął w tym katalogu upominanie się o prawa uchodźców.
O tym, jak ważne dla Tuska było wymuszenie zmiany narracji PO w kwestii wojska i służb, świadczyć może także, że o zabranie głosu podczas konwencji poproszony został Tomasz Biniek, były wojskowy, od niedawna działacz PO. Biniek wygłosił rotę ślubowania, mówił o tym, że to w pułku poznał znaczenie słów "Bóg, honor, ojczyzna".
Stwierdził też, że w ostatnich latach żołnierzom wojska polskiego były wydawane rozkazy niezgodne z prawem. "Wojsko, które ma być apolityczne, jest wykorzystywane przez polityków" - mówił Biniek i podawał przykłady. Żandarmeria, która ochrania polityków, wyprowadzanie żołnierzy przeciwko obywatelom - wyrywanie wieńców, szarpanie się z protestującymi. "Wojsko nie ma prawa w czasie pokoju przejmować roli policji" - zaznaczał.
"Wojsko stało się narzędziem. Cywilna kontrola armii nie istnieje. Nie potrafię się z tym pogodzić" - mówił Biniek. Swoje przemówienie zakończył pochwałami pod adresem Tuska, mówiąc, że to jego powrót do polityki przekonał go do wstąpienia do PO:
"Według mnie jest to polityk stawiający interes publiczny ponad prywatny. Jest przywódcą. Dla mnie i mojej rodziny jest pan światełkiem w tunelu. Mam nadzieję, że usłyszymy od pana komendę generała: »Za mną!«".
Tusk opowiadał też o tym, jak ostatnio uczestniczył w chrzcinach i wszyscy członkowie rodziny, a nawet towarzyszący im ksiądz, trzymali kciuki za Platformę.
"Są katolikami i nie chcą być opiłowani" - zaznaczył
Tusk w oczywisty sposób nawiązał do słów Sławomira Nitrasa, które padły podczas panelu na Campusie Polska. "Sławek się nie pogniewa, wiem, jak serdecznym i mądrym jest człowiekiem. Dlatego użyłem tego przykładu" - łagodził.
I ponownie pouczał o potrzebie odpowiedzialności, gdy "mówicie publicznie choćby jedno słowo, kiedy podejmujecie decyzję jako poseł, senator, prezydent miasta".
"Naszym przeciwnikiem nie jest wojsko, policja, tylko władza, która niszczy te służby" - upominał.
"Naszym przeciwnikiem nie są katolicy, bo my jesteśmy w większości katolikami. Nie wpadajmy w schizofrenię" - dodawał wprost. I wyjaśniał, że jako liberał nie widzi żadnej sprzeczności między wiarą a wolnością. "Na kogo nie możemy patrzeć? Na biskupa, który chroni pedofilię. Na księdza, który buduje imperium" - wskazywał.
Tusk nie pierwszy raz od powrotu do polskiej polityki wkracza na ten teren. Dosyć mocne osadzanie się w wierze - wspominanie o rodzinie, chrzcinach, przyjaźni z osobami duchownymi ma być odbieraniem gruntu Hołowni i walką z czarnym pijarem ze strony PiS i mediów publicznych.
Ale za bezpośrednim przytoczeniu słów o "opiłowywaniu" może kryć się także drugie dno.
W wypowiedzi Nitrasa nie chodziło przecież o żadne "piłowanie katolików", ale "opiłowywanie" Kościoła z przywilejów. Poseł podawał bardzo konkretne przykłady, jak ten, że Kościół dostaje od państwa za darmo ziemie - co roku powierzchnię o wielkości jednej gminy.
Słowa Tuska można więc odczytać: możemy krytykować hierarchów za rzeczy, które budzą powszechne zgorszenie, ale nie będzie żadnych znaczących renegocjacji relacji państwo-Kościół, ponieważ Polacy to w większości katolicy i sobie tego nie życzą.
W ten sposób lider PO podważył rząd katolickich dusz, jaki próbuje sprawować PiS, a także rywalizował z Szymonem Hołownią, który często przedstawia się jako nowoczesny, oświecony katolik, bardzo przy tym krytyczny wobec hierarchii.
Zamykającym wątkiem wystąpienia Tuska była mowa o polexicie. Przewodniczący PO przytaczał antyunijne wypowiedzi polityków PiS twierdząc, że to nie wypadek przy pracy, ale testowanie granic, do jakich mogą się posunąć.
"UE w każdym wymiarze przeszkadza Kaczyńskiemu i PiS-owi. Ciężko pracują każdego dnia, żeby UE Polakom zbrzydzić, namieszać w głowach, a w finale wyprowadzić Polskę z UE" - mówił.
"Wiem, że oni chcą wyprowadzić Polskę z UE. Do tego wystarczy zwykła większość głosów w nocnym głosowaniu" - podkreślał.
Tusk zaproponował więc jako test na zamiary PiS i Kaczyńskiego - nowelizację Konstytucji. W 2019, gdy po raz pierwszy polexit stał się przedmiotem debaty w czasie kampanii wyborczej, część polityków proponowała zapisanie członkostwa Polski w UE w ustawę zasadniczą.
Z takim pomysłem wyszedł m.in. Władysław Kosiniak-Kamysz, przychylnie wyrażał się o tym w wywiadzie nawet Mateusz Morawiecki. Tusk odniósł się do tego w Płońsku jedynie pośrednio, twierdząc, że nie jest tak radykalny. I stwierdził, że wystarczy dopisać jeden punkt do art. 90 Konstytucji, który będzie stanowił, że do wyjścia z Unii potrzeba większości 2/3 głosów.
"Prezesie Kaczyński, tutaj, z Płońska, gdzie burmistrz powiedział, ile dała nam Unia Europejska, proszę natychmiast zgodzić się na wspólne przedsięwzięcie - drobną zmianę w Konstytucji. Jeśli się na to nie zgodzicie, to będę każdego dnia powtarzał niczym starożytny mówca - nie zgadzają się na drobną zmianę, bo chcą wyprowadzić Polskę z UE. Chcą zniszczyć dorobek kilku pokoleń" - mówił.
Perspektywę samorządowców podczas konwencji prezentowała także Emilia Bury, burmistrzyni 23-tysięcznego Białogardu. Skupiała się głównie na zagrożeniach finansowych, jakie dla miast stanowi program Polskiego Ładu.
Straty dla Warszawy wyliczał z kolei prezydent stolicy i wiceprzewodniczący PO Rafał Trzaskowski i przestrzegał, że PiS chce położyć rękę na pieniądzach samorządów i wszystko centralizować. "Te pieniądze muszą być tu - w Płońsku, Żywcu, Biłgoraju. Nie dlatego, że jesteśmy mądrzejsi, ale dlatego, że jesteśmy tu, chodzimy po tych ulicach" - mówił.
I zwracał uwagę, że miasta już teraz łatają dziury wywołane polityką rządu dokładając do szkół, programów in vitro, czy doposażając szpitale.
Trzaskowski, podobnie jak Tusk, mówił sporo o potrzebie zbliżenia się do wyborców z mniejszych ośrodków. Wyliczał, że w mniejszych miastach, w tym Płońsku, jako kandydat w wyborach na prezydenta RP przegrywał w zeszłym roku czasem różnicą 300 głosów.
"Zabrakło czasu, żeby pogadać z tymi osobami" - mówił i podkreślał, jak potrzebny jest bezpośredni kontakt z wyborcami. "Ludzie czasem się dziwią, że jesteśmy inni, niż pokazują w telewizji publicznej. Że da się z nami rozmawiać - po polsku".
Dużo miejsca poświęcił też wątkowi polexitu, mówiąc, że członkostwo Polski jest tak istotne, bo Unia to nie tylko wspólny rynek, jej rolą jest wyznaczanie standardów i celów takich jak walka o klimat, czy obrona praw człowieka.
O ile cała mowa Tuska była rodzajem ustawiania działaczy PO do pionu, Trzaskowski uderzył w zupełnie inne tony i zaapelował: "Chodźcie, pomóżcie nam zmieniać Platformę!". Za co dostał oklaski.
Pozwolił sobie też na bardziej bezpośredni komentarz:
"Nieważne, co kto o kim powiedział, co kto napisał. Najważniejsze jest, żebyśmy byli razem i wygrali wybory. Tusk ma rację, musimy być odpowiedzialni, ale musimy być też odważni i szczerzy".
Podczas konwencji wystąpił także przewodniczący klubu KO Borys Budka (zaraz po Tusku), który mówił o nepotyzmie, korupcji i aferach PiS i zapowiadał, że po przejęciu władzy przyjdzie czas gruntownych rozliczeń.
Była wiceminister finansów, obecnie członek zarządu PO, Izabela Leszczyna mówiła o tym, że portfele Polaków są jak worek z wiersza o Grzesiu, czyli dziurawe, bo z jednej strony dostają transfery, z drugiej - oddają wszystko w drożyźnie i inflacji.
Zapowiadała także, że mądre państwo "nie podnosi podatków tym, którzy produkują i dostarczają usługi, bo każdy wie, że wtedy ceny idą w górę". Dodała również, że "nie ma powodu, by wspierać tych, którzy nie pracują, bo im się po prostu nie chce".
Marzena Okła-Drewnowicz mówiła o seniorach i osobach z niepełnosprawnościami. Przypominała, że w ostatnich latach pięciokrotnie zwiększyła się liczba osób pobierających tzw. głodowe emerytury. Przypomniała, że PO głosowała za trzynastymi emeryturami, ale zaznaczała, że nie rozwiązują one systemowych problemów i dodatkowo ich efekt niwelowany jest przez wzrost cen, w tym energii.
"W Polskim Ładzie nie ma osób z niepełnosprawnościami, bo oni gardzą słabszymi" - mówiła i przywoływała sceny z protestu RON w Sejmie, gdy na polecenie polityków PiS odcinano protestujących od toalet, chowano za kotarami.
W przemówieniu Okły-Drewnowicz pojawiły się dwa z trzech konkretnych postulatów, które padły podczas całej konwencji - przyznanie 25 proc. świadczenia po zmarłym małżonku oraz dofinansowanie opieki w miejscu zamieszkania.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze