0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Wlodek / Agencja GazetaJakub Wlodek / Agenc...

Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL, skierował do ugrupowań politycznych list otwarty, w którym zapowiada projekt wpisania członkostwa Polski w UE do Konstytucji RP.

„Kierując się słowami Ojca Świętego Jana Pawła II, który w polskim Sejmie mówił o potrzebie utrwalania należnego i bezpiecznego miejsca Polski w jednoczącej się Europie, zwracam się do Państwa o poparcie projektu Polskiego Stronnictwa Ludowego wpisującego Unię Europejską do naszej Konstytucji. Zapisy odnoszące się do wspólnoty europejskiej posiada większość państw członkowskich. Takich samych gwarancji bezpieczeństwa oczekują nasi Rodacy” - czytamy w liście.

Nagle Gowin chce śmielej

Szybko wątek podchwycił Jarosław Gowin, mówiąc, że „propozycja Kosiniaka-Kamysza idzie niezbyt śmiało". Minister nauki zapowiedział, że przedstawi swój własny pomysł 3 maja. I przedstawił - na Twitterze (omówimy go jeszcze).

Mateusz Morawiecki stwierdził w wywiadzie dla WP, że warto coś takiego rozważyć, "by nikt nigdy nie kwestionował obecności Polski w Unii Europejskiej".

Podczas wystąpienia z okazji 3 maja 2019 prezydent Andrzej Duda mówił, że „osobiście uważa, że należy zagwarantować w konstytucji obecność Polski w UE". Jedno z pytań jego referendum konstytucyjnego, które nigdy nie doszło do skutku, dotyczyło właśnie wpisania członkostwa do ustawy zasadniczej.

To nagłe ożywienie jest oczywiście elementem kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Zakład jest prosty - kto nie chce wpisania członkostwa w UE do Konstytucji, ten jest za polexitem. A to może zaszkodzić, bo Polki i Polacy w ogromnej większości - 84 proc. widzą korzyści z członkostwa w UE, a tylko 7 proc. chce ją opuścić.

Przeczytaj także:

Po co?

Wielu osobom hasło wpisania „członkostwa Polski w UE” do Konstytucji RP kojarzy się ze wpisaniem polsko-radzieckiej przyjaźni do konstytucji PRL w 1976 roku. Oprócz tego, że porównywanie Unii Europejskiej ze Związkiem Radzieckim ma niewiele sensu, to też cel wpisywania członkostwa, jak wynika z deklaracji polityków, nie tyle ma być wyrazem euroentuzjazmu, ile technicznym zabezpieczeniem przed polexitem.

Umowy międzynarodowe, na podstawie których Polska może przekazywać organom międzynarodowym część kompetencji swoich władz publicznych, muszą wcześniej uzyskać zgodę na ratyfikację.

Tu ścieżki są dwie: albo taka umowa poprzedzona jest uchwaleniem ustawy, dla której potrzeba większości 2/3 Sejmu oraz 2/3 Senatu w obecności co najmniej połowy posłów i senatorów. Drugą ścieżką jest przeprowadzenie ogólnopolskiego referendum.

I tak było w przypadku wejścia Polski do UE. W referendum, które odbywało się w dniach 7-8 czerwca 2003 roku, aż 77 proc. głosujących opowiedziało się za przystąpieniem.

Problem, do którego odwołują się politycy, dotyczy tego, że wypowiedzenie takiego rodzaju umowy międzynarodowej już tak trudne nie jest. Wystarczy do tego zwykła większość w Sejmie i Senacie.

Referendum można by było zorganizować, ale na zwykłych zasadach przewidzianych w art. 125. Jednak nie jest ono obowiązkiem. Już wcześniej pojawiały się głosy (np. stowarzyszenia Liberte), by do art. 89 Konstytucji dopisać, że umowy międzynarodowe, na które zgodę wyrażano w referendum, można było wypowiadać tylko po uprzednim przeprowadzeniu kolejnego referendum.

Art. 89. 1. Ratyfikacja przez Rzeczpospolitą Polską umowy międzynarodowej i jej wypowiedzenie wymaga uprzedniej zgody wyrażonej w ustawie, jeżeli umowa dotyczy:

-pokoju, sojuszy, układów politycznych lub układów wojskowych, -wolności, praw lub obowiązków obywatelskich określonych w Konstytucji, -członkostwa Rzeczypospolitej Polskiej w organizacji międzynarodowej, -znacznego obciążenia państwa pod względem finansowym, -spraw uregulowanych w ustawie lub w których Konstytucja wymaga ustawy.

2. O zamiarze przedłożenia Prezydentowi Rzeczypospolitej do ratyfikacji umów międzynarodowych, których ratyfikacja nie wymaga zgody wyrażonej w ustawie, Prezes Rady Ministrów zawiadamia Sejm. 3. Zasady oraz tryb zawierania, ratyfikowania i wypowiadania umów międzynarodowych określa ustawa.

Art. 90 1. Rzeczpospolita Polska może na podstawie umowy międzynarodowej przekazać organizacji międzynarodowej lub organowi międzynarodowemu kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach. 2. Ustawa, wyrażająca zgodę na ratyfikację umowy międzynarodowej, o której mowa w ust. 1, jest uchwalana przez Sejm większością 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów oraz przez Senat większością 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów. 3. Wyrażenie zgody na ratyfikację takiej umowy może być uchwalone w referendum ogólnokrajowym zgodnie z przepisem art. 125. 4. Uchwałę w sprawie wyboru trybu wyrażenia zgody na ratyfikację podejmuje Sejm bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.

Jest to oczywiście jedna z możliwości rozwiązania tej sytuacji. Kolejną byłoby na przykład ustanowienie kwalifikowanej większość w Sejmie i Senacie dla wypowiadania tego rodzaju umów.

Wszystko jednak wskazuje na to, że pomysłodawcy chcą iść innym tropem i po prostu wpisać członkostwo Polski w UE do Konstytucji. Wtedy teoretycznie, by wyjść z Unii, również musiałaby się zebrać kwalifikowana większość 2/3 w obecności co najmniej połowy posłów.

W końcu nie moglibyśmy wypowiedzieć członkostwa zwykłą ustawą (czyli zgodnie z Konstytucją), ponieważ byłoby to niezgodne z Konstytucją.

Jak można to zrobić?

W filmie opublikowanym na Twitterze Kosiniak-Kamysz mówi, że podobne zapisy ma zdecydowana większość, bo ponad 20 krajów UE. Jako przykład wymienia Węgry, Bułgarię i Francję. W wielu konstytucjach znajdziemy takie zapisy, choć przybierają one bardzo różne formy i często są to jedynie sygnalizacyjne i techniczne przepisy.

W przypadku niektórych rzeczywiście członkostwo wyrażone jest wprost. Na przykład artykuł 10 konstytucji Szwecji brzmi: „Szwecja jest członkiem Unii Europejskiej".

Częściej jest jednak połączony z szerszą deklaracją, która dotyczy przeniesienia części uprawnień władzy publicznej właśnie na UE, odwołuje się do wartości integracji.

Tu przykładem jest konstytucja Niemiec i jej artykuł 23 (1): "Dla urzeczywistnienia zjednoczonej Europy Republika Federalna Niemiec współdziała w rozwoju Unii Europejskiej, która jest zobowiązana do przestrzegania zasad demokracji, państwa prawnego, socjalnego i federacyjnego oraz zasady subsydiarności, i gwarantuje ochronę praw podstawowych w swej istocie porównywalną z niniejszą Ustawą Zasadniczą.

W tym celu Federacja w drodze ustawy wymagającej zgody Bundesratu może przekazywać prawa suwerenne. Dla ustanowienia Unii Europejskiej, jak również w celu zmiany jej podstaw traktatowych i analogicznych regulacji, przez które niniejsza Ustawa Zasadnicza w swojej treści zostaje zmieniona lub uzupełniona, lub umożliwia takie zmiany i uzupełnienia, obowiązuje art. 79 ust. 2 i 3".

Podobnie jest w przypadku konstytucji Francji, której artykuł 88-1 stanowi: „Republika uczestniczy we Wspólnotach Europejskich i w Unii Europejskiej złożonych z państw, które swobodnie postanowiły, na mocy traktatów ustanawiających te organizacje, wspólne wykonywanie niektórych ich kompetencji".

Czasem w konstytucjach zaznaczany jest po prostu fakt, że dany kraj przenosi część uprawnień władzy publicznej właśnie UE, bez dodatkowych deklaracji. Taki zapis znajduje się na przykład w konstytucji Słowacji, której art. 7 ustęp 2 stanowi:

„Republika Słowacka może w drodze umowy międzynarodowej, która została ratyfikowana i ogłoszona w sposób określony w ustawie albo na podstawie takiej umowy, przenieść wykonywanie części swoich praw na Wspólnoty Europejskie i na Unię Europejską. Prawnie wiążące akty Wspólnot Europejskich i Unii Europejskiej mają pierwszeństwo przed ustawami Republiki Słowackiej. Transpozycja prawnie wiążących aktów wymagających implementacji, dokonuje się w drodze ustawy lub rozporządzenia rządu, zgodnie z art. 120 ust. 2.”

Często zdarzają się też przypadki, w których kraje nie determinują wprost członkostwa w UE, ale „zdradzają” je innego rodzaju zapisami. Czasem kraje zaznaczają, że prawo UE ma pierwszeństwo przed prawem kraju członkowskiego.

Najczęściej są to jednak kwestie związane z wyborami do Parlamentu Europejskiego lub o równym traktowaniem i zapewnieniu o prawach wyborczych obywateli UE. Tak jest na przykład w przypadku konstytucji belgijskiej.

Tam, gdzie na przykład konstytucja Niemiec mówi, że żaden obywatel nie może być poddany ekstradycji, chyba że jest to ekstradycja do kraju członkowskiego UE, nasza skrzętnie o UE milczy, choć podobnie jak niemiecka była specjalnie nowelizowana z myślą o Europejskim Nakazie Aresztowania.

Czy jesteśmy jedynym krajem UE, którego konstytucja milczy w sprawie Unii? Nie, ale jesteśmy w zdecydowanej mniejszości razem z m.in. Czechami i Hiszpanią.

A jak tego nie robić?

Tu taki przykład dał nam wicepremier Jarosław Gowin, którego propozycja brzmi następująco:

„Rzeczpospolita Polska jest członkiem Unii Europejskiej, która szanuje suwerenność i tożsamość narodową krajów członkowskich. Członkostwo Rzeczpospolitej Polskiej służy celom Konstytucji i nie narusza zasad, o których mowa w jej preambule i rozdziale I, konstytucyjnych wolności, praw i obowiązków człowieka i obywatela oraz konstytucyjnych zasad finansów publicznych".

Trudno zrozumieć prawniczą koncepcję stojącą za tego rodzaju zapisem. Czy Gowin stawia warunek, że jeśli Unia nie szanuje suwerenności i tożsamości narodowej krajów członkowskich, co jest narracją PiS i wszelkiej maści radykałów prawicowych, to z takiej Unii jednak musimy wyjść?

I w jakim trybie? Czy może ministrowi chodziło o to, że na podstawie zapisu w polskiej Konstytucji Polska będzie pozywać instytucje unijne do Trybunału w Luksemburgu za to, że nie szanują naszej suwerenności?

Co więcej, w myśl tego przepisu Polska jest częścią międzynarodowej organizacji właśnie po to, żeby nikt nie wtrącał się w to, czy i jak jej rząd wywiązuje się z przestrzegania wolności i praw człowieka i obywatela.

I ostatecznie - członkostwo Polski w UE polega na tym, że mamy przestrzegać traktatów unijnych i Karty Praw Podstawowych UE, a nie na tym, że inne kraje mają dostosowywać się do naszej Konstytucji. A tak można odczytywać „projekt” Gowina.

Sens prawny takiego artykułu jest zatem żaden, za to politycznie ma pokazać wyborcom, że „jesteśmy prounijny, ale stawiamy Unii twarde warunki". Czy raczej gowinowskie - „jestem za, ale się nie cieszę".

Wpisać, ale po co?

Problem zapisywania członkostwa w UE w Konstytucji polega raczej na tym, że jest to dyskusja negatywna. Negatywny jest w oczywisty sposób projekt Gowina. Ale negatywne jest również hasło „wpisania członkostwa, żeby nikt nas z UE nie wyprowadził".

Jeżeli tylko na tym nam zależy, to możemy po prostu dopisać przepisy o referendum lub kwalifikowanej większości przy wypowiadaniu tego rodzaju umów.

Jeśli padają hasła o rzeczywistym członkostwie, to zapisy konstytucyjne powinny przybrać formę zobowiązania władzy publicznej do tego, by działać na rzecz integracji europejskiej w ramach struktur unijnych albo na przykład przyrzeczenia o przestrzeganiu unijnego prawa.

Francuska konstytucja słowo „europejski” wymienia blisko 50 razy, w tym dwadzieścia kilka razy samą nazwę Unii Europejskiej. Niewiele słabsze wyniki notuje pod tym względem konstytucja niemiecka.

W polskiej Konstytucji słowo „Europa” i „europejski” nie pada ani razu. Taki temat w ogóle nie istnieje być może dlatego, że w 1997 większość społeczeństwa nie myślała o sobie w kategoriach członków wspólnoty europejskiej. Jeśli coś w tym względzie się zmieniło, a wszystko wskazuje na to, że tak, może warto dać temu wyraz.

;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze