0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Bartosz Banka / Agencja Wyborcza.plFot. Bartosz Banka /...

Na taki wyrok społeczność LGBT+ czekała pięć lat. W 2019 roku na ulice polskich miast wyjechały furgonetki, na których widniały hasła pomawiające osoby nieheteroseksualne o odpowiedzialność za czyny pedofilne. Pomysłodawcą „homofobusów” był znany działacz antyaborcyjny Mariusz Dzierżawski, prezes Fundacji Pro-Prawo do Życia.

17 stycznia 2024 Sąd Okręgowy w Gdańsku utrzymał w mocy wyrok skazujący Dzierżawskiego za zniesławienie.

Wcześniej podobne wyroki zapadały w sprawach, w których oskarżonymi byli kierowcy samochodów. Tym razem sąd uznał pełną odpowiedzialność prezesa skrajnie prawicowej fundacji.

Dzierżawski został skazany na rok ograniczenia wolności w wymiarze 20 godzin prac społecznych miesięcznie. Sąd zobowiązał go też do umieszczenia przeprosin wobec oskarżycieli prywatnych i gdańskiego stowarzyszenia Tolerado. Oraz pokrycie kosztów sądowych i zapłatę nawiązki na rzecz Polskiej Akcji Humanitarnej w wysokości 15 tys. zł.

Wyrok jest prawomocny.

Cel: eliminacja osób LGBT ze społeczeństwa

W ustnych motywach uzasadnienia wyroku sędzia Mariusz Kaźmierczak podkreślił, że pomówienie nie musi dotyczyć konkretnej osoby, ale grupy. Inaczej ochrona przed zniesławieniem byłaby iluzoryczna. „Treści nie dotyczyły abstrakcyjnego bytu, ale grupy praktycznie istniejących, żyjących osób” – mówił.

Sąd wskazał, że oskarżony i obrona nie przedstawili rzetelnych danych naukowych, które potwierdzałyby hasła głoszone podczas oskarżonego w trakcie kampanii. I powołał się na dokument państwowy – Raport Komisji ds. Pedofilii, który zaprzecza tezom i liczbom używanym przez Dzierżawskiego. Sędzia Kaźmierczak odniosł się też do stanowiska Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego z 2017 roku. „Przypisywanie osobom homoseksualnym szczególnej skłonności do wykorzystania dzieci stanowi nieuprawnione nadużycie, a rozpowszechnianie skojarzenia pomiędzy seksualnością, a pedofilią jest domeną osób nieświadomych, niekompetentnych lub uprzedzonych do osób homoseksualnych i sprzeciwiających się prawom obywatelskim tych osób” – cytował sąd.

Przeczytaj także:

Sędzia Kaźmierczak nie zgodził się też z obroną, która wskazywała, że kampania mieściła się w granicach wolności słowa, a stał za nią wyższy interes społeczny. „Tezy tej kampanii miały bardzo ostry charakter. Oceniając je z pozycji neutralnego obserwatora, sąd doszedł do wniosku, że miały one razić, prowadzić do podziałów i antagonizmu. Dzieliły ludzi na nas – w domyśle tych, którym leży na sercu dobro dzieci – i ich, czyli osoby homoseksualne, które są pedofilami, które chcą czynić zło dzieciom” – mówił sędzia Kaźmierczak. W ocenie sądu zlepienie pedofilii z homoseksualnością nie tylko było nieuzasadnione, ale miało wywołać konkretne konsekwencje społeczne. "Słowa prowadziły do stygmatyzacji, wykluczenia, budziły agresję i chęć wyeliminowania tych osób ze społeczeństwa.

Stanowiły przykład mowy nienawiści, przekraczającej dopuszczalne granice wolności słowa" – stwierdził sąd.

Tak się robi zmianę, gdy państwo nie działa

W 2019 roku, gdy Tolerado zaczynało sądową batalię z homofobusami, celem był Strasburg.

„Nie spodziewaliśmy się wyroków skazujących, bo w Polsce nie ma przepisów penalizujących mowę nienawiści wobec osób LGBT. Dlatego wyciągnęliśmy niepopularny art. 212 kodeksu karnego, mówiący o zniesławieniu. Byliśmy przekonani, że w kraju wszystko przegramy. Chcieliśmy, żeby nasza sprawa trafiła do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Tam moglibyśmy uzyskać wyrok kierunkowy, który nakazuje uzupełnienie niedoskonałych przepisów. W połowie tej drogi okazało się, że polskie sądownictwo konfrontuje się rzeczywistością”, mówiła OKO.press reprezentująca Tolerado mec. Katarzyna Warecka.

Jacek Jasionek z gdańskiego stowarzyszenia dodawał, że droga do uzyskania praw przez społeczności LGBT w Polsce przypomina emancypację w Stanach Zjednoczonych.

„Przez 30 lat przed sądami toczyły się tam procesy, w których po kawałeczku uwzględniano obecność i prawa osób LGBT w konstrukcie społecznym. I w końcu amerykański Sąd Najwyższy uznał równość małżeńską. My robimy coś podobnego. Wprowadzamy do szerokiej debaty publicznej tematy, takie jak odpowiedzialność za homofobiczną mowę nienawiści. Kilka lat temu wydawało się, że wyrok skazujący w takim procesie jest abstrakcją. Dziś okazuje się, że sądy zaczynają zauważać, że prawa osób LGBT są częścią porządku prawnego”.

Już niedługo podobne akcje będą ścigane z urzędu. Wiceminister sprawiedliwości Krzysztof Śmiszek poinformował, że w resorcie rozpoczęły się prace nad nowelizacją kodeksu karnego.

Celem jest penalizacja homofobicznej i transfobicznej mowy nienawiści.

Nad zapisami, o które upomina się społeczność LGBT+, pracuje również ministra równości Katarzyna Kotula.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze