Obozy, w których tłoczą się tysiące uchodźców - ludzi takich jak Ty, Twoja siostra, Twój bratanek i Twoja córka - są miejscem wstydu „Europy” aspirującej do miana wielkiej cywilizacji, dającej lekcje moralności innym pozaeuropejskim społeczeństwom. Znieczulica to epidemia gorsza od tej, której tak się boimy - pisze dr hab. Izabela Wagner
"Brudna robota jest wykonywana przez innych, za przyzwoleniem, w cieniu naszych codziennych żyć i trosk. Spycha się brudną robotę na tych, którzy ją skrzętnie wykonają z dala od naszego pola widzenia" - pisze dr hab. Izabela Wagner*, socjolożka prowadząca badania w ośrodkach dla uchodźców w południowych Włoszech.
Wagner pisze o tym, jak język pomaga europejczykom wyprzeć ze świadomości fakt, że odmawiają pomocy ludziom, którzy walczą o życie. Kluczową rolę odgrywa tu termin "migrant", który robi karierę od 2015 roku.
"O to właśnie chodziło politykom - o zdehumanizowanie uchodźców, o zepchnięcie do jednej wielkiej kategorii tak wielkiej, że nic z niej nie wynika"
- wskazuje Wagner.
"Co by się stało gdybyśmy nagle zaczęli używać odpowiedniego terminu? Okazałoby się, że każdy z nas może być pociągnięty do odpowiedzialności za obojętność. Za brak pomocy. Za pasywność i znieczulicę. Za to co teraz robimy".
Poniżej jej tekst - mocny apel do nas wszystkich.
Od redakcji: Trwa międzynarodowa rozgrywka uchodźcami. Turcja wbrew umowie z Unią otworzyła drogę do Europy i zachęca zdesperowanych i wymęczonych wojną ludzi do szturmowania greckiej granicy. Towarzyszy temu narastająca niechęć lokalnej społeczności, często podsycana przez władzę.
Rośnie przyzwolenie na obojętność i agresję, także ze strony policji i służb granicznych. Podczas próby przejścia przez granicę z rąk greckiej straży miał zginąć Ahmed Abu Emad, Syryjczyk, który uciekał z Aleppo - grecki rząd zaprzecza. Na greckiej wyspie Lesbos ok. 100 mieszkańców zebrało się, żeby nie dopuścić łodzi z uchodźcami do brzegu. Nagrywający to niemiecki dziennikarz został pobity. Ataki i groźby śmierci dotykają też pracowników organizacji pomocowych.
Dzisiaj (9 marca) o 18.00 odbędzie się pikieta przed siedzibą Komisji Europejskiej w Polsce (Jasna 14, Warszawa) pod hasłem: "Stop nieludzkiej polityce Grecji", organizowana przez inicjatywę Dom Otwarty.
Pół godziny przed pikietą organizatorzy złożą w Komisji petycję, którą można podpisać pod tym adresem.
Wyobraźmy sobie, że ktoś tonie. Stojący wokół mówią:
Wszystkie te trzy określenia odnoszą się poprawnie do sytuacji tonącego. Każde z nich, jest prawdziwe, ale ma inną konsekwencję.
Pierwszemu - przebywającemu w wodzie - niekoniecznie trzeba pomóc. Olimpijska pływaczka czy długodystansowy amator pływający kilka godzin dziennie są w wodzie i nic im się nie dzieje.
Drugiej osobie - nieumiejącej pływać - też może się niekoniecznie coś stać, bo nie umie pływać, ale może sobie poradzi, bo np. ma grunt pod nogami. Ta sytuacja już wprawia w lekkie zakłopotanie i otrzymujący informację będzie się zastanawiał, czy i jak interweniować.
Trzecie określenie - "ono się topi" - wymaga natychmiastowej pomocy. Akcji już - tu i teraz - trzeba skoczyć do wody, podać rękę, rzucić koło ratunkowe! Jeżeli tego nie zrobimy, to nie tylko będziemy moralnie “złymi ludźmi”, ale prawnie odpowiemy z paragrafu nieudzielenia pomocy potrzebującym.
Analogicznie jest z terminologią używaną w odniesieniu do uchodźców.
"Migrant" to szeroka kategoria, tak jak "przebywający w wodzie". Oznacza osoby w stanie migracji, czyli: przemieszczania się; bycia na obcym terytorium; nie tam gdzie się urodziła i wychowała.
To polski naukowiec pracujący w USA; lekarz wykształcony w Rumunii, pracujący i żyjący we Włoszech; czy prawnik urodzony w Algierii wykształcony i pracujący we Francji. To mogą być osoby z Azji zajmujące się starszymi europejczykami lub sprzątające panie z Ukrainy w Polsce.
Ponieważ prawnie nie ma określonej regulacji międzynarodowej określającej ten status - odnosi się on więc do każdej osoby w sytuacji migracji.
To wygodny termin, bo może odnosić się do wykształconych specjalistów, którzy wybierają nowy kraj do życia i pracy, ale też do osób wykonujących niskopłatną pracę, której lokalna ludność się nie podejmuje. Dawniej potocznie używano terminów "imigracja" i "emigracja", które nawet wśród młodego pokolenia badaczy migracji zanikają. To wynik tego, że mamy do czynienia z innym typem procesów migracyjnych niż 100 lat temu. Dzisiaj jest to ruch wahadłowy, czy też przemieszczanie się z kontynentu na kontynent w poszukiwaniu lepszego życia.
"Imigrant" to osoba, która przyjechała do nas i zostanie. Stara się wejść w nowe społeczeństwo, co jest nazywane asymilacją (w USA), integracją (EU), czy absorbcją (Izrael). Tak czy inaczej, to długi proces rozkładający się na życie wielu pokoleń.
W przypadku "imigrantów" już wiadomo, że są w sytuacji szczególnej i obie strony - przyjmujący i przybysz - muszą się do siebie odnieść. Można się dostosować, ale można odmówić - nie ma tu przymusu.
Uchodźca to tonący. Uchodźca to człowiek w sytuacji zagrożenia życia.
To syn, który już więcej nie zobaczy matki; to córka, która uciekła w ostatniej chwili przed bombardowaniem; to brat, który nie chciał być wcielony do terrorystycznej grupy i siostra, którą sprzedano, ale zdążyła uciec, zanim nowy właściciel po nią przyszedł.
To dziecko, które ucieka dorastając na rękach matki uciekającej - to dziewczynka biegnąca u boku ojca, który stracił wszystkich członków rodziny w ostatniej epidemii eboli i marzy o tym aby córka żyła w kraju którym nie ma tej strasznej choroby i dzieci chodzą do szkoły.
Brat, córka, siostra i mama wraz z dziećmi - to są uchodźcy, prawdziwi ludzie tacy jak Twój brat, Twoja siostra, córka wujek i siostrzeniec... oni toną!
Tutaj nie ma sytuacji, w której się zastanawiamy, czy pomóc, czy nie. Trzeba natychmiast pomagać. Jak? Po prostu tak, jak od zawsze pomagało się uciekającym z miejsc, gdzie żyć nie można.
W końcu trzeba przyjąć do wiadomości, że gdy ktoś wsiada na ponton, który niekoniecznie dopłynie na drugi brzeg i ryzyko utonięcia jest coraz większe, to nie dlatego aby mieć lepsze buty czy nowszy samochód, ale dlatego, że każdy dzień w ich miejscu urodzenia mógł być ostatni.
Nie chodzi tutaj o to, aby deliberować nad warunkami życia uchodźców w miejscu ich urodzenia. To tak jakbyśmy pytali tonącego, do jakiej szkoły chodził i dlaczego wszedł do wody, skoro się topi? Trzeba rzucić koło - czyli wyciągnąć tonącego z wody.
Obozy, w których tłoczą się tysiące uchodźców - takich jak Ty, Twoja siostra, twój bratanek i Twoja córka - są miejscem wstydu “Europy” aspirującej do miana wielkiej cywilizacji dającej lekcje moralności innym pozaeuropejskim społeczeństwom.
To wielka hipokryzja. Dając lekcje i podpisując piękne zobowiązania - jak Powszechna Deklaracja Praw Człowieka - nie stosujemy ich wcale. To tak jakbyśmy uczyli cały świat rzucać koła ratunkowe - produkujemy je i sprzedajemy za dobrą cenę - natomiast sami zostawiamy tonących u naszych drzwi.
Od dzisiaj ten przykład nie jest metaforą - po tym co się dzieje na Lesbos i strzelaniu do uciekinierów na pontonach przez grecką (europejską) straż graniczną na oczach całego świata - można powiedzieć, że nawet tych tonących podtapiamy.
Nie mamy prawa nie tylko podtapiać tonących, ale jesteśmy zobowiązani prawem udzielić im natychmiastowej pomocy! Rzucić koło, wysuszyć, nakarmić, zorganizować miejsce do spania.
Toną rodziny z dziećmi - tacy sami ludzie jak Twoja Matka i Ojciec, brat Jacek i siostra Ania, uchodźcy to także dzieci. Takie jak Twoje - jak Twoja córka Małgosia i syn Janek - dokładnie tacy sami.
Twoje dzieci mają dom? One też muszą mieć jak najszybciej dom. Obóz dla uchodźców, w którym nic nie funkcjonuje dobrze oprócz organizacji przestępczych - wcale nie stworzonych przez uchodźców, ale przez przyjmujących, bo migranci to wielki biznes - nie jest miejscem, w którym powinny przebywać dzieci. Twoja Małgosia i Janek by tam nie mogły żyć!
Nie ma tam podstawowych warunków higieny. Aż cud, że nie wybuchła jeszcze epidemia cholery… W Mori - obozie - mieszka ponad dziesięć razy tyle osób, na ile był przeznaczony. Mało kogo to obchodzi. A powinno, bo tonącemu trzeba pomóc!
Europejska znieczulica to epidemia groźniejsza od tej, której teraz wszyscy się tak boimy!
Wiele książek napisano na ten temat - w jaki sposób zabijamy/dyskryminujemy pewne grupy. Nowo przybyli są często tą gnębioną populacją (wiemy to z historii).
Z bogatej literatury migracyjnej i socjologicznej wybiorę jeden artykuł, esej Everetta Hughesa z 1962 roku Good People and Dirty Work ("Dobrzy ludzie i brudna robota") To świetna analiza procesu likwidowania niechcianej populacji.
Brudna robota jest wykonywana przez innych, za przyzwoleniem, w cieniu naszych codziennych żyć i trosk. Spycha się brudną robotę na tych, którzy ją skrzętnie wykonają z dala od naszego pola widzenia.
Hughes pisał o drugiej wojnie światowej - przestrzegając, że jest to proces przekładany na inne społeczeństwa, czasy i sytuacje. Niestety miał rację.
W tym procesie ważna jest dehumanizacja - to, w jaki sposób odczłowieczamy innych. Słowa mają tu kluczowe znaczenie.
Wróćmy teraz do "migranta". To ktoś, kto zdecydował się na przybycie do Europy. I jest tutaj, ale nie zostanie długo. W przeciwieństwie do imigranta, który się osiedla, migrant pobędzie i pójdzie dalej - taka jego natura. Nie mamy co się nim zajmować, ani go wdrażać w meandry naszej kultury. Po co? Niech idzie dalej! Już!
Tę postawę potwierdzają badania robione w południowych Włoszech. Ludzie uważają nawet, że migrant nie jest pejoratywnym określeniem, ale neutralnym. Takim "politycznie poprawnym". Dla nich imigrant jest terminem pejoratywnym. Tak więc mówimy grzecznie “migrant”, bo wiemy, że to mniej ofensywne - on bowiem tu z nami nie zostanie! Ten językowy paradoks pokazuje, jak bardzo nie chcemy “nowych”, “obcych”, bo przecież po co?
Termin “migrant” do niczego nie zobowiązuje. Pasuje świetnie do naszych płynnych czasów - jest taki sam: niedookreślony - płynny - mglisty. W każdym razie szczególnie nas nie absorbuje.
I tak z sytuacji osoby, która nie udziela pomocy konającemu - przechodzimy do kategorii przechodnia, który ocenia, że tonący “przebywa w wodzie”.
Karierę terminu “migrant” obserwuję od 2015 roku, kiedy pracowałam w południowych Włoszech i raziły mnie dziennikarskie komentarze na temat uchodźców.
Jako socjolożka wiem, że termin ten ma konotację prawną. Dlatego też osoby, które mają przyznany status uchodźcy - politycznego czy humanitarnego - są tak nazywane, a osoby ubiegające się o ten status są nazywane asylum seeker (poszukąjcy azylu) W języku francuskim (także angielskim) jest używany termin exilé - exiled - określający osoby przebywające na wygnaniu - wychodźców. To także termin obligujący do ratowania.
Politycy i dziennikarze coraz częściej używali terminu "migranci" w odniesieniu do kolejnych fal uchodźców z Syrii czy Afryki, Afganistanu czy Bangladeszu.
Wpoili nam, że uchodźcy - tacy ludzie jak Twoja Ciocia Zosia i kuzyn Franek - nie zostaną na długo i sobie pójdą, bo tam skąd przyszli, wcale źle im tak nie jest.
Termin migrant się zadomowił bardziej niż ci ludzie, którzy są tak nazywani. I tak się stało, że dzisiaj już nawet ci, którzy pomagają, nie widzą, jak bardzo jest szkodliwy. Dlaczego jest szkodliwy? Dlatego, że zwalnia nas z odpowiedzialności. Z obowiązku pomocy.
O to właśnie chodziło politykom - o zdehumanizowanie uchodźców, o zepchnięcie do jednej wielkiej kategorii tak wielkiej, że nic z niej nie wynika.
Co by się stało gdybyśmy nagle zaczęli używać odpowiedniego terminu? Okazałoby się, że każdy z nas może być pociągnięty do odpowiedzialności za obojętność. Za brak pomocy. Za pasywność i znieczulicę. Za to co teraz robimy.
Jeżeli chcemy coś zmienić - zacznijmy od używania odpowiednich terminów.
Osoba, która decyduje się na przepłynięcie przeładowanym pontonem ryzykując życie, z pewnością nie jest szalonym hazardzistą, ale ucieka od strasznego życia, w którym każda minuta może być ostatnia.
Tymczasem "migrantami" nazywamy dzieci, których aż tyle jest w obozach! Takich jak Twoje dzieci, które teraz są w szkole, gdy czytasz ten artykuł.
To są uchodźcy! Musimy im pomóc!
*Dr hab Izabela Wagner (prof. Collegium Civitas); Fellow Institute Convergence Migration Paris - prowadzi badania etnografczne w ośrodkach dla uchodźców w południowych Włoszech - projekt HOPE wsparty grantem NCN OPUS
Autorka zrezygnowała z honorarium wyrażając w ten sposób wsparcie dla OKO.press.
Dziękujemy!
Dr hab Izabela Wagner, profesor socjologii w Instytucie Socjologii Collegium Civitas i badaczka w Institut Convergences Migrations w Paryżu. https://www.icmigrations.cnrs.fr/chercheurs/wagner-izabela/
Dr hab Izabela Wagner, profesor socjologii w Instytucie Socjologii Collegium Civitas i badaczka w Institut Convergences Migrations w Paryżu. https://www.icmigrations.cnrs.fr/chercheurs/wagner-izabela/
Komentarze