0:000:00

0:00

Dziennikarz śledczy i działacz automajdanu, Maksym Demidow, na Ukrainie był porywany i katowany, grożono jego rodzinie. Pobicia zostawiły trwały uraz neurologiczny. Naraził się skorumpowanym lokalnym władzom, które wysłały za nim list gończy. Przez ich sfingowane oskarżenia groziła mu ekstradycja. 29 listopada 2018 roku Sąd Okręgowy w Warszawie zdecydował, że w jego sytuacji ekstradycja jest prawnie niedopuszczalna, a na Ukrainie nie mógłby liczyć na przestrzeganie jego praw.

O historii Maksyma pisaliśmy już w tekście "Tam nie ma dla mnie życia, tylko strach"

Przeczytaj także:

Kiedy w Polsce dopadła go zemsta ukraińskiego prokuratora i trafił na pół roku do aresztu, Demidow nie liczył na wiele. A już na pewno nie na to, że w jego sprawę zaangażuje się tyle osób.

Po tym jak grupa społeczników nagłośniła jego historię, starając się uzbierać pieniądze, żeby wyciągnąć go z aresztu, zgłosiła się osoba, która zdecydowała się wpłacić całą kaucję. Sprawę opisała i zweryfikowała "Gazeta Wyborcza". Wsparcie zaoferowali również posłowie, m.in. Joanna Scheuring-Wielgus i Marcin Święcicki.

Prokurator: zbyt piękne, żeby było prawdziwe

Zgodnie z orzeczeniem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka państwo nie może dokonać ekstradycji wobec osoby, którą w kraju pochodzenia może spotkać nieludzkie traktowanie.

Podczas rozprawy prokurator przyznaje, że na państwie spoczywa również obowiązek zweryfikowania czy ściganemu nie grozi łamanie jego praw. Ta sama prokurator uznaje potem, że skoro zgromadzone materiały dowodowe dostarczone przez Demidowa nie dają się zweryfikować, więc prokuratura uznaje je za niewiarygodne. "Mamy zapewnienie prokuratora generalnego Ukrainy, że traktowanie ściganego będzie należyte, a po odbyciu ewentualnej kary będzie mógł opuścić Ukrainę. Organy konsularne mogą też zawsze zapytać o los takiej osoby po ekstradycji".

Problem w tym, że to właśnie jeden z prokuratorów porwał i torturował Maksyma. I to w prokuraturę często wymierzone były jego dziennikarskie interwencje. Samo oskarżenie, które spowodowało wpisanie go na listę Interpolu i otwarcie sprawy o ekstradycję jest kuriozalne.

Dopiero w Polsce dowiedział się, że żona lokalnego gangstera z Krzywego Rogu, zgłosiła na policję, że Demidow miał dwa lata wcześniej ukraść z jej kawiarni sprzęt o łącznej wartości 2.000 zł. Dowód? Zamazane wideo nagrane przez jedną z kamer, którą Maksym też rzekomo ukradł. Problem w tym, że knajpa należała właśnie do Demidowa, ale dwa dni po otwarciu zjawiło się w niej kilku osiłków i wystawiło go za drzwi. Przejęli lokal, a zgłoszenie sprawy na policję niewiele dało.

Następnego dnia spłonął samochód dziennikarza, później ktoś ostrzelał inny samochód, którym podróżował. Próbowano porwać jego dzieci. Gdy uciekł do Polski, okazało się, że fałszywa właścicielka lokalu przypomniała sobie o rzekomej kradzieży i zgłosiła ja na policję.

„Za tę rzekomą kradzież na Ukrainie i tak dostałbym co najwyżej grzywnę. A zgłasza się mnie do Interpolu i aresztuje w Polsce” – mówi Maksym. W polskim areszcie spędził prawie 7 miesięcy. Według ukraińskiego prawa dzień w areszcie odpowiada dwóm dniom więzienia (gorsze warunki, ograniczone prawa).

"Ukraińska prokuratura nie ma przeciwko mnie nawet aktu oskarżenia, tylko podejrzenia" – mówi Demidow. Za tego typu wykroczenie grozi mu grzywna lub praca społeczna. Ukraińskie prawo pozwala też sądom skazywać zaocznie. Mimo to, wysyła się za nim międzynarodowy list gończy. "Dla mnie jest jasne, że to prześladowanie polityczne" – mówi Maksym.

"Mamy przed sobą bohatera, a nie ściganego. Walczył o swój kraj na froncie, a jako dziennikarz i aktywista - o praworządność" – przekonywała mecenas Anna Świątkiewicz-Pałosz.

Prokurator zawnioskował jednak o ekstradycje, argumentując, że cała historia zmagań Demidowa jest zbyt piękna, żeby była prawdziwa.

Sędzia: Prawda bywa piękna

"Z prawdą często bywa tak, że na pierwszy rzut oka wydaje się nieprawdopodobna" – powiedziała sędzia. Jednak zestawiając materiał dowodowy z wiedzą na temat sytuacji na Ukrainie, sąd uznał wersję Demidowa za wiarygodną. Orzekł też, że ekstradycja byłaby niezgodna z prawem, tak polskim, jak i międzynarodowym.

"Sędzia odwołując się do podpisanej przez Polskę Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i Konstytucji RP podkreśliła, że każdy ma prawo do wolności, w tym wypowiadania światopoglądu i idei politycznych, a na Ukrainie te prawa mogłoby być wobec Demidowa złamane. Według polskiego Sądu dziennikarz w ojczyźnie mógłby być narażony na naciski i przemoc" – komentuje mec. Świątkiewicz-Pałosz.

W uzasadnieniu sędzia powołała się na opracowanie sporządzone przez Urząd ds. Cudzoziemców, z których wynika, że na terytorium Ukrainy dochodzi do naruszeń praw człowieka. Jedną z najbardziej narażonych grup są lokalni dziennikarze. Dużym problemem jest też funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości oraz korupcja i silne wpływy grup "biznesowo -politycznych".

"Ogromnie się cieszymy z postanowienia, ekstradycja byłaby zbrodnią. Pamiętajmy, że tylko w tym roku na Ukrainie zamordowano pięcioro aktywistów obywatelskich, na przykład oblaną kwasem przez »nieznanych sprawców« Jekaterinę Handziuk. Jeśli chodzi o sprawę Demidowa, to jeszcze wiele pracy przed nami. Po pierwsze walczymy teraz o nadanie mu statusu uchodźcy, a po drugie trzeba doprowadzić do sądowego finału sprawy na Ukrainie oraz odwołania międzynarodowego listu gończego" – powiedział Kajetan Wróblewski, społecznik, koordynator pomocy na rzecz ukraińskiego dziennikarza.

Wyrok nie jest prawomocny. Prokurator ma siedem dni na złożenie apelacji, od czasu otrzymania pisemnego uzasadnienia wyroku.

;

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze