0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Julia Theus, OKO.press: Prezydent USA Joe Biden zaapelował do obywateli amerykańskich przebywających na Ukrainie o natychmiastowe opuszczenie jej terytorium. Wykluczył też wysłanie amerykańskich żołnierzy na Ukrainę. Jednocześnie Stany Zjednoczone wysyłają dodatkowe 2 tys. żołnierzy na wschodnią flankę NATO, w tym do Polski. Na nieodpłatne przekazanie Kijowowi broni i amunicji zdecydowały się USA, Wielka Brytania, Litwa, Łotwa, Estonia, Czechy i Polska. Co to oznacza?

Justyna Gotkowska, Ośrodek Studiów Wschodnich*: Musimy rozdzielić tutaj dwa wątki.

Po pierwsze, mamy do czynienia ze wzmacnianiem wschodniej flanki.

Stany Zjednoczone i europejscy sojusznicy wysyłają dodatkowych żołnierzy do Polski, krajów bałtyckich czy Rumunii, aby wzmocnić natowskie siły w regionie bałtyckim i czarnomorskim i pokazać Rosji, że sojusz stoi na straży swoich granic. Chodzi też o to, żeby Rosja, która żąda od Zachodu rewizji europejskiego porządku bezpieczeństwa, nie wpadła na pomysł, że jakiekolwiek działania zbrojne wobec wschodniej flanki mogą przynieść efekty, że mogą być formą nacisku, która wpłynie na zmianę stanowiska NATO.

Stany Zjednoczone i inni sojusznicy pokazują w ten sposób swoją wolę do obrony i solidarność z państwami wschodniej flanki. Wysyłanie dodatkowych sił wynika z tego, że Rosja nie tylko grozi Ukrainie, ale jednocześnie przedstawia swoje żądania rewizji europejskiego porządku bezpieczeństwa Zachodowi - m.in. wycofania sił natowskich ze wschodniej flanki właśnie i ograniczenia możliwości jej obrony.

Druga i osobna kwestia, to pomoc części sojuszników dla Ukrainy przez dostawy broni.

Ukraina na przełomie grudnia i stycznia zaczęła otrzymywać broń i amunicję od części państw NATO. Pamiętajmy jednak, że żadne państwo nie wysyła tam żołnierzy. Kanada zapowiedziała wysłanie na Ukrainę dodatkowych szkoleniowców, ale nie są to jednostki bojowe, które brałyby udział w konflikcie w Donbasie. To żołnierze, którzy szkolą ukraińskie jednostki poza strefą konfliktu.

W razie rosyjskiej inwazji państwa NATO nie wyślą swoich żołnierzy na Ukrainę, aby jej bronić przed Rosją. To otwarcie komunikują również Stany Zjednoczone. Ukraina bowiem nie jest członkiem Sojuszu.

Dostawy broni i amunicji, które wysyła na Ukrainę część sojuszników, nie wystarczą, aby poważnie wzmocnić zdolności ukraińskiej armii podczas inwazji. To broń defensywna, przeciwpancerna i obrony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu. Wesprze ukraińską armię, ale nie zmieni równowagi sił w Donbasie. To forma wsparcia, ale ograniczona.

Zachód stawia na dyplomację

Dlaczego ograniczona?

Państwa, które zdecydowały się na dostawy broni na Ukrainę, robią to w ograniczony sposób, bo obawiają się, że Rosja wykorzystałaby większe dostawy jako pretekst do rozszerzenia działań zbrojnych w Donbasie czy przeciwko Ukrainie.

Pojawiają się głosy, że większe dostawy utrudnią proces dyplomatyczny. Że Rosja odmówi przez nie rozmów, a konflikt rosyjsko-ukraiński przekształci się w konflikt amerykańsko- czy zachodnio-rosyjski.

Tymczasem najważniejsza dla Zachodu jest w tej chwili ścieżka dyplomatyczna.

Dlatego dostawy broni to tak naprawdę symbol solidarności politycznej z Ukrainą i ograniczone wsparcie wojskowe. Ale również sygnał dla Rosji, że jeżeli zaatakuje, to dostawy mogą zostać rozszerzone.

Wysyłaniu broni sprzeciwiają się Niemcy i kilka innych państw Sojuszu. Skąd wynika ten podział?

Wschodnia flanka uznaje, że im lepsze zdolności do samoobrony będzie miała Ukraina, tym mocniej wpłynie to na wolę Rosji do prowadzenia rozmów i zaangażowania się w proces dyplomatyczny.

W Europie Zachodniej panuje w większości inne przekonanie.

Niemcy uznają, że dostawy broni mogą doprowadzić do eskalacji konfliktu z Rosją. Sprzeciwiają się im, bo boją się zwiększenia napięć. Uznają siebie też za mediatora między Rosją a Ukrainą i nie chcą zaszkodzić swojej roli.

NATO jest zjednoczone we wsparciu Ukrainy

Mimo tego, że Niemcy są jednym z największych eksporterów broni na świecie - eksport broni w Niemczech wzrósł do 9 mld euro w 2021 roku - sprzedaż broni poza państwa NATO jest kontrowersyjna w samych Niemczech. Szczególnie wyborcy i politycy rządzącej kolacji, głównie partii Zielonych, chcą jego ograniczenia.

Wiemy zatem dokładnie, czego chcą Stany Zjednoczone. Ale stanowisko Europy jest rozmyte. NATO jest podzielone w sprawie Ukrainy?

NATO jest podzielone w sprawie dostaw broni na Ukrainę. Jest jednak zjednoczone, jeżeli chodzi o wsparcie polityczne i gospodarcze dla Kijowa.

Sojusz jednogłośnie mówi też o wprowadzeniu ostrych sankcji w przypadku inwazji Rosji na Ukrainę. Prezydent USA Joe Biden dobitnie oznajmił, że jeżeli dojdzie do rosyjskiego ataku, to gazociąg Nord Stream 2 zostanie zatrzymany. Rozważane jest również wyłączenie Rosji z systemu rozliczeń międzynarodowych SWIFT – ale czy do tego dojdzie, zobaczymy. To sankcje, które mocno uderzyłyby w Rosję.

Kluczowym żądaniem Putina jest to, żeby NATO oficjalnie powiedziało, że nie przyjmie Ukrainy do Sojuszu. Po rozmowie z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem Putin stwierdził, że decyzja NATO o otwarciu drzwi to przejaw ignorowania potrzeb i obaw Rosji. Jaka jest odpowiedź NATO?

NATO w rozmowach z Rosją jasno zakomunikowało, że polityka otwartych drzwi jest nienegocjowalna.

Każde państwo europejskie, które wyrazi chęć przystąpienia do Sojuszu, będzie do tego wystarczająco przygotowane i dostanie zgodę państw członkowskich, zostanie do niego włączone. NATO nadal trzyma się zapowiedzi ze szczytu sojuszu w Bukareszcie w 2008 roku, że Ukraina i Gruzja mogą stać się jego członkami.

Ukraina w NATO?

Nadal wszyscy członkowie NATO są za tym, aby Ukraina wstąpiła do sojuszu?

Oficjalnie NATO jest na „tak”. Żądania Putina są sprzeczne z zasadami, na których bazuje europejskie bezpieczeństwo. Mówi ono m.in. o suwerenności państw i ich prawie do zrzeszania się w defensywne sojusze.

Jednak Ukraina na razie nie stanie się jednak członkiem NATO z dwóch powodów. Po pierwsze, dopiero wdraża szersze reformy m.in. w sektorze bezpieczeństwa, wymagane na drodze do członkostwa.

Po drugie, przede wszystkim Francja i Niemcy sprzeciwiają się członkostwu Ukrainy w NATO, bo nie chcą zaostrzać relacji z Rosją.

Otwarte drzwi są, ale w tej chwili nie ma możliwości członkostwa Ukrainy w NATO. Sojusz stara się więc otwierać możliwości jak największej współpracy z Ukrainą przez szkolenia ukraińskich sił zbrojnych, dostosowanie ukraińskich standardów bezpieczeństwa do standardów NATO. Aktywnie z Ukrainą współpracuje część sojuszników. Rosję niepokoi to, że te działania nabierają tempa i dlatego żąda wycofania szkoleniowców państw Sojuszu z Ukrainy czy zaprzestania międzynarodowych ćwiczeń na Ukrainie. Te żądania są nie do zaakceptowania, bo ograniczają suwerenność Ukrainy.

Od kilku lat sytuacja z członkostwem Ukrainy w NATO znajduje się w pewnego rodzaju zawieszeniu, a Rosja zwiększa presję. Co powinno zrobić teraz NATO?

Państwa NATO powinny trzymać się stanowiska, które ustaliły w rozmowach z Rosją. Powinny utrzymywać politykę otwartych drzwi. Pokazywać, że Sojusz będzie bronił wschodnią flankę i rozwijał zdolności do obrony zbiorowej.

Ważne jest też utrzymywanie wiarygodnej groźby ostrych sankcji, jeśli Rosja zdecyduje się na inwazję i agresję zbrojną wobec Ukrainy. Do tego dochodzi ścieżka dyplomatyczna i rozmowy z Rosją.

Przeczytaj także:

To polityka, na którą zgodziły się wszystkie państwa NATO. Ważne jest też wsparcie dla Ukrainy zarówno polityczne jak i wojskowe poprzez dostawy broni czy szkolenia i ćwiczenia na Ukrainie.

Rosja utrzyma presję

Obecnie nie powinniśmy ulegać ani rosyjskiej presji wojskowej, ani propozycji ułożenia się z Rosją naszym kosztem, czy kosztem Ukrainy. Takie propozycje pojawiają się w niektórych państwach NATO. Mają związek na przykład z wyborami prezydenckimi we Francji czy interesami gospodarczymi Niemiec.

Powinniśmy utrzymywać jednolite stanowisko, które powstrzyma Rosję od podejmowania agresywnych działań wobec Ukrainy czy wobec Zachodu. Teraz znajdujemy się w zawieszeniu.

Rosja prowadzi szantaż i gra na wywoływanie podziałów. Zachód musi utrzymać spójne stanowisko i nie poddać się tej presji.

Ta niepewność i zawieszenie będzie utrzymywać się przez dłuższy czas. Putin prawdopodobnie uznaje, że wywierając presję, może doprowadzić do spełnienia swoich postulatów. Jeśli nie teraz to za jakiś czas.

A gdyby Rosja zaatakowała - czy Ukraina zdołałaby się obronić przed inwazją?

Inwazja Rosji na pełną skalę wiązałaby się z naprawdę dużymi sankcjami polityczno-gospodarczymi. Myślę, że Rosjanie zdają sobie z tego sprawę. Wojskowo i finansowo taka inwazja byłaby bardzo kosztowna. Ukraina jest skłonna się bronić mimo tego, że ma mniejszy potencjał wojskowy niż Rosja.

Konsekwencje takiej inwazji byłyby dewastujące dla Rosji, dlatego jest to najmniej prawdopodobny scenariusz.

Nie należy go oczywiście wykluczać. Nikt nie wie, jak faktycznie myśli Putin i kilka osób na Kremlu.

Co się stanie z bronią na Ukrainie, jeżeli ten konflikt się uspokoi?

Cały czas od 2014 roku trwa zamrożony konflikt w Donbasie, gdzie prowadzone są działania zbrojne. Nawet jeżeli zmniejszy się napięcie między Rosją a Ukrainą, to ten konflikt nie zniknie. Dlatego broń czy amunicja przyda się, tak czy owak, do prowadzenia działań przez ukraińską armię. Zamrożone konflikty w Gruzji czy w Mołdawii wykorzystuje Rosja. Nie tyle do utrzymywania tych państw w strefie swoich wpływów, co jest już mało możliwe, ile jako instrument, który uniemożliwia integrację z UE czy NATO. A o to przecież chodzi Putinowi najbardziej.

*Justyna Gotkowska, koordynatorka programu Program bezpieczeństwa regionalnego w Ośrodku Studiów Wschodnich. Początkowo jako analityk w Zespole Niemieckim zajmowała się polityką zagraniczną i bezpieczeństwa RFN. Od 2013 roku prowadzi samodzielny projekt Bezpieczeństwo i obronność w Europie Północnej, który w 2020 roku zmienił nazwę na Program bezpieczeństwa regionalnego. Zajmuje się polityką bezpieczeństwa i obronną RFN, państw nordyckich (Dania, Finlandia, Norwegia, Szwecja), państw bałtyckich (Estonia, Litwa, Łotwa), współpracą wojskową w regionie Europy Północnej, a także NATO i WPBiO.

;
Na zdjęciu Julia Theus
Julia Theus

Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.

Komentarze