Ukraińskie zboże na razie nie może wypływać w świat z czarnomorskich portów. Po odbiciu Wyspy Węży rosyjskie pociski nie docierają jednak do portów na Dunaju i ujść tej rzeki do Morza Czarnego. Po ładunki ustawia się kolejka statków. To krok w dobrą stronę, ale nie przełom
Konflikt w Ukrainie nie na darmo nazywany jest „wojną w spichlerzu świata”. Obie walczące strony zajmują dwa pierwsze miejsca na podium rankingu największych eksporterów zboża. Na pierwszym miejscu znajduje się Rosja, na drugim Ukraina. Dlatego wiele krajów uzależnionych od dostaw zagranicznej pszenicy czy kukurydzy z rosnącym niepokojem obserwuje rosyjską blokadę czarnomorskich portów w Ukrainie. To nimi do 24 lutego w świat wysyłane było ukraińskie zboże.
Teraz uniemożliwia to działanie rosyjskiej floty wojennej. Wydaje się jednak, że w ostatnich dniach pojawiło się światełko w tunelu, a część zboża będzie mogła wypłynąć z Ukrainy.
Na razie nie chodzi jednak o prosty transport na szerokie czarnomorskie wody, a o uruchomienie mniejszych punktów przeładunkowych na Dunaju. Odcinek jednej z najdłuższych rzek Europy płynie granicą rumuńsko-ukraińską. Po ukraińskiej stronie znajdują się rzeczne porty Izmaił i Reni. Stamtąd transporty mogą wypływać w morze znajdującym się w rumuńskiej delcie Dunaju kanałem Sulina.
Ukraińcy zapowiadają, że mogą używać też drogi przez swój fragment delty, przepływając ujściem Bystre. To droga odblokowana po opuszczeniu Wyspy Węży przez Rosjan pod koniec czerwca.
Dzięki temu statkom trafiającym na morskie wody bezpośrednio z Ukrainy nie grozi już rosyjski ostrzał - twierdzą członkowie dowództwa ukraińskich wojsk i przedstawiciele cywilnych władz.
Na pierwszy rzut oka to doskonała wiadomość: w końcu uda się transportować pszenicę czy kukurydzę z Ukrainy najszybszą i najprostszą, czyli morską drogą. Wrażenie robią obrazki z wirtualnych map pokazujących ruch morskich jednostek. Przy kanale Sulina od wtorkowego popołudnia tłoczą się statki transportowe zmierzające w stronę portów Reni i Izmaił. Widać pierwsze transporty płynące na przykład w stronę Turcji, przepływające również przez ukraińskie ujście Bystre.
„Morski korek” przy Sulinie pokazuje, że armatorzy z utęsknieniem czekali na otwarcie nowej drogi eksportu ukraińskiego zboża. Kolejka do delty Dunaju jest jednak również oznaką poważnego problemu. Kanał jest dosłownie wąskim gardłem na drodze do Morza Czarnego - jego szerokość wynosi maksymalnie 50 m, a rumuńskie władze dopuszczają na jego wody zaledwie cztery statki dziennie.
Problemem są też możliwości dunajskich portów w Ukrainie. Według informacji ukraińskich władz w silosach w południowo-zachodniej części kraju zalegają 22 miliony ton zboża. Całkowita roczna przepustowość towarowa portów Izmaił i Reni nie przekracza 15 mln ton. W tej wartości mieszczą się wszystkie ładunki wypływające w kierunku Suliny - a więc nie tylko zboże, ale i na przykład rudy metali.
Hanna Bazhenova z Instytutu Europy Środkowej w Lublinie w swojej analizie pisze, że „porty dunajskie ze względu na brak barek, nabrzeży i terminali mają ograniczoną przepustowość. Ukraina wcześniej niemal nie korzystała z tego szlaku eksportowego i dlatego w niego nie inwestowała”.
A zatem niestety trudno mówić o przełomie.
Ukraińskie władze mają nadzieję, że niedługo uda się zwiększyć przepustowość Suliny. Według nich Rumuni mogą wpuścić na jej wody dodatkowe cztery jednostki dziennie. To nadal jednak zbyt mało, by rozwiązać zbożowy kryzys.
„Chcemy, aby nasi rolnicy kontynuowali pracę zarówno w tym roku, jak i podczas następnych zbiorów. Musimy wyeksportować wszystko - jęczmień, pszenicę, kukurydzę. 22 miliony ton są teraz zablokowane. Spodziewamy się około 60 milionów ton jesienią. To będzie naprawdę bardzo trudna sytuacja” - mówił prezydent Wołodymyr Zełenski.
Kolejną alternatywą dla morskich szlaków są tory biegnące przez Rumunię oraz Polskę. Oba kraje oferowały pomoc, choć nie brakuje przeszkód dla wspólnego działania. W planowaniu transportów przeszkadza przede wszystkim inny rozstaw torów - w Ukrainie szerszy niż w krajach zachodu Europy. W Rumunii szeroki tor dociera do Gałaczu, miasta niedaleko trójstyku granic z Ukrainą i Mołdawią. 7 lipca zakończył się remont linii do tego dunajskiego portu, dzięki czemu pociągi ze zbożem przejadą przez Ukrainę, Mołdawię i Rumunię bez konieczności przeładunku. W Gałaczu zboże może trafiać na statki, które potem deltą Dunaju wypływają na Morze Czarne lub Dunajem i kanałami do portu w Konstancy.
Jak na tym tle wygląda polskie zaangażowanie? Deklaracje były piękne - Polska planowała nawet założenie wspólnej spółki przewozowej ze wschodnim sąsiadem. Na na razie na politycznych deklaracjach się skończyło.
Możliwości przewozu dużych ilości zboża torami są niewielkie. W Polsce szeroki tor dociera do Olkusza i Jaworzna torem LHS, kiedyś wykorzystywanym do transportu rud metali i produktów zagłębia hutniczego na pograniczu województwa małoposkiego i śląskiego - a więc daleko od portów w Trójmieście czy Szczecinie. Brakuje punktów przeładunku dostosowanych do transportu zboża. Na tym kłopoty się nie kończą. By przyjąć większą ilość ukraińskiego zboża, musielibyśmy zainwestować w terminale w naszych portach.
„Przez ostatnie lata praktycznie cały potencjał przeładunkowy największego naszego portu zbożowego w Gdyni, ale też w Gdańsku i Szczecinie, był wykorzystywany pod polski eksport. Możemy mieć bardzo poważne problemy nie tylko z niedostatkiem wagonów, z przeładunkiem na granicy, ale i z mocami przeładunkowymi naszych portów. To najpoważniejsze wyzwanie, a ewentualne inwestycje skokowo zwiększające ich potencjał zajmą przynajmniej kilka lat – szczególnie że jedna ze spółek, zajmująca się przeładunkiem zboża w Gdyni, ostatnio ogłosiła upadłość”
- tłumaczył OKO.press Marek Tarczyński, przewodniczący Rady Polskiej Izby Spedycji i Logistyki.
W efekcie ukraińskie zboże utyka na granicy.
„Po stronie ukraińskiej w wagonach i silosach czekają ogromne ilości zboża. Wiemy, że na odprawę czeka aż 16,7 tys. wagonów. Co piąty wagon to wagon ze zbożem. Czeka też ok. 450 wagonów z olejem roślinnym i ok. 700 ze śrutami. Gdyby je ustawić jeden po drugim, to oznaczałoby kolejkę na 240 km”
- wyjaśniała Monika Piątkowska z Polskiej Izby Zbożowo-Paszowej.
Wydłużenie szerokich torów i zwiększenie przepustowości polskich portów na Bałtyku mogłoby pomóc, jednak byłoby obarczone bardzo wysokim ryzykiem. Włożone w inwestycje środki mogą nigdy się nie zwrócić, jeśli czarnomorskie porty znów zaczną działać
Wydaje się, że w połowie lipca jesteśmy o krok bliżej do ich odblokowania. Na razie specjalistyczne mapy nie pokazują ruchu statków w okolicach Odessy. Jeśli wierzyć deklaracjom polityków, ich powrót na ukraińskie wybrzeże może być kwestią czasu.
Rosja z Ukrainą są bliskie dogadania się w sprawie odblokowania portów - informowały w czwartkowe (14 lipca) popołudnie strony negocjacji prowadzonych w Turcji z pomocą rządu w Ankarze i przedstawicieli Organizacji Narodów Zjednoczonych. Na razie mamy jedynie wstępne porozumienie, ale przybliża nas ono do końca kryzysu - podkreślał sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres:
”Dziś w Stambule byliśmy świadkami przełomowego kroku, kroku w kierunku zapewnienia bezpiecznego eksportu ukraińskich produktów spożywczych przez Morze Czarne. W świecie ogarniętym globalnymi kryzysami, mamy dziś wreszcie promień nadziei”.
Według środowych relacji agencji Reutera ostateczne porozumienie dotyczące transportu ukraińskiego zboża ma być podpisane w przyszłym tygodniu. Taką prognozę przedstawił minister obrony Turcji Hulusi Akar. O planowanym na przyszły tydzień spotkaniu delegacji ONZ, Turcji i obu stron konfliktu informował również Guterres. Ostrożnie na temat perspektyw deblokady Odessy i innych czarnomorskich portów wypowiadał się natomiast prezydent Zełenski. Nie mówił o przełomie, a jedynie o „pewnym postępie” rozmów.
Na marginesie zbożowego kryzysu polskie media piszą o ukraińskich ładunkach, które zamiast trafiać do portów, utykają w składach tuż za polską granicą i są wyprzedawane po zaniżonych cenach. Brakuje co prawda twardych danych na ten temat, jednak o zaniepokojeniu polskich rolników dotyczących takich scenariuszy pisze Podkarpacka Izba Rolnicza.
"Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi w ostatnim okresie otrzymało sygnały o obawach rolników dotyczących zmian cen zbóż w kontekście zwiększonej podaży ukraińskiej kukurydzy na rynek krajowy. Dlatego też na bieżąco analizujemy sytuację na tym rynku" - piszą przedstawiciele Izby, prosząc resort rolnictwa o kontrolę nad szlakami tranzytowymi.
Monika Piątkowska z Izby Zbożowo - Paszowej twierdzi, że nie ma na razie powodów do mówienia o "zalewie" ukraińskiego zboża, choć jego część może trafiać do polskich skupów. Niepokój podsyca z kolei Jan Krzysztof Ardanowski z PiS: "Zboże z Ukrainy blokuje polskie magazyny, jest w wielu magazynach, firmy obracające zbożem, mając dużo tańsze zboże z Ukrainy, nie są zainteresowane kupnem zboża od polskich rolników, a praktycznie zaczęły się żniwa" - mówił polityk Zjednoczonej Prawicy w Radiu Maryja.
Ardanowski mówił również o polskiej "naiwności" w sprawie tranzytu zboża do polskich portów. "Absolutnie nie mieliśmy i nie mamy odpowiedniej infrastruktury, żeby to uczynić i nie jesteśmy w stanie - to trzeba otwartym tekstem bardzo mocno podkreślić - takiej infrastruktury w ciągu krótkiego czasu wybudować".
Rzeczywiście ukraińskie zboże na razie z trudem przechodzi przez wąskie korytarze torów kolejowych i kanałów delty Dunaju. Zakończenie pata i ratunek dla krajów uzależnionych od importu pszenicy czy kukurydzy zagwarantuje jedynie odblokowanie czarnomorskich portów.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze