0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: NAgencja GazetaRANIE Z DRONANAgencja GazetaRANIE...

W piątek 4 sierpnia 2023 nad ranem w zakotwiczony na redzie portu w Noworosyjsku rosyjski okręt desantowy „Olenogorski Gorniak” uderzył ukraiński dron nawodny z głowicą bojową będącą odpowiednikiem 450 kilogramów trotylu. Eksplozja wyrwała pokaźną dziurę w burcie „Olenogorskiego Gorniaka”.

View post on Twitter

W wyniku zalania okręt przewrócił się na bok – a Rosjanie rozpoczęli dość rozpaczliwe próby doholowania go do portu, zanim całkiem zatonie.

View post on Twitter

Sukces Ukraińców

Poważne uszkodzenie tej rosyjski jednostki to spory sukces Ukraińców. Nie tylko dlatego, że to spektakularny odwet za wznowienie przez Rosjan blokady ukraińskich portów, wycofanie się z umowy zbożowej i ostatnie ataki na Odessę. A także nie tylko dlatego, że na długo – a może i na zawsze – udało się wyłączyć z użytku naprawdę duży rosyjski okręt. „Olenogorski Gorniak” to 127-metrowej długości okręt desantowy klasy Ropucha, budowanej w latach 70 i 80 dla sowieckiej marynarki wojennej w Stoczni Północnej w Gdańsku. Jest w stanie przewozić do 20 dużych pojazdów wojskowych wraz z desantem piechoty. Uzbrojony jest w dwie wieloprowadnicowe wyrzutnie rakiet Grad (głównie dla wsparcia desantu), armatę 72 mm i 2 szybkostrzelne działka 30 mm.

Choć jednostki klasy „Ropucha” są już mocno przestarzałe, to wciąż w dużej mierze na nich opierają się możliwości desantowe rosyjskiej floty. „Olenogorski Gorniak” to zaś już czwarty wyłączony przez Ukraińców z walki rosyjski desantowiec. Dwie inne Ropuchy zostały poważnie uszkodzone podczas ukraińskiego ataku na port w Berdiańsku w marcu 2022 roku, w tej samej akcji został też kompletnie zniszczony okręt „Saratow” starszej klasy „Aligator”.

Okręty desantowe rozmieszczone na Morzu Czarnym przez pierwsze miesiące wojny szachowały Odessę – bo możliwość przeprowadzenia desantu w pobliżu tego miasta pozostawała całkiem realna. Od czasu zatopienia krążownika „Moskwa” i okazania przez Ukraińców zdolności do rakietowego rażenia dużych okrętów w znacznej odległości od wybrzeża, stawały się jednak powoli raczej zwierzyną łowną niż myśliwymi.

„Olenogorski Gorniak” od dłuższego czasu stał na redzie portu w Noworosyjsku stanowiąc – mimo relatywnie słabego uzbrojenia – jego „ochronę”. Ostatecznie dosięgnął go ukraiński dron nawodny.

Długa droga „Rekina”

I tu dochodzimy do clou całej sprawy. Ten atak to demonstracja nowych możliwości ukraińskich sił zbrojnych. Noworosyjsk to ważny port naftowy i wojenny położony na rosyjskim wybrzeżu Morza Czarnego. Bliżej stamtąd do Soczi niż do Sewastopola. Ukraiński dron nawodny, by tam dotrzeć, musiał opłynąć calusieńki Krym, następnie przeciąć wejście do pilnie strzeżonej przez Rosjan Cieśniny Kerczeńskiej i wreszcie przebyć jeszcze około 80 km wzdłuż rosyjskiej czarnomorskiej riwiery.

Dron nawodny, który posłużył do przeprowadzenia tego ataku, najprawdopodobniej należał do typu „Rekin” zaprezentowanego dziennikarzom CNN przed tygodniem i w całości opracowanego przez ukraińskich inżynierów.

To niewielkie jednostki wyglądające jak skrzyżowanie kajaka z małą motorówką. Mają długość około 5 metrów. Przenoszą ładunek wybuchowy o masie 300 kg (będący ekwiwalentem 450 kg trotylu). Rozwijają prędkość 80 kilometrów na godzinę. I mają zasięg aż 800 kilometrów. W tym konkretnym wypadku ten zasięg został wykorzystany niemal w pełni. Nawet przy założeniu, że dron wyruszył z Oczakowa (czyli najdalej na wschód położonej bazy ukraińskiej marynarki na Morzu Czarnym) i poruszał się wyłącznie liniami prostymi, niemal ocierając się o Sewastopol, musiał przebyć nie mniej niż 660 km. O wiele bardziej prawdopodobne jest jednak to, że jego trasa była bardziej skomplikowana, co może znaczyć, że Ukraińcom od wiosny udało się zwiększyć zasięg dronów.

Z całą pewnością podobne jednostki zostały wykorzystane do uderzenia na zacumowaną w Sewastopolu fregatę „Admirał Makarow”, co miało miejsce w październiku ubiegłego roku. A także do ostatniego (lipcowego) skutecznego ataku na Most Kerczeński. Co ciekawe, Ukraińcy przyznali się do przeprowadzenia obu uderzeń na most dopiero wczoraj, czyli 3 sierpnia.

Cios w rosyjską opowieść o „nietykalności”

„Nasi wojskowi weryfikują rzekomą »nietykalność« wielu obiektów uważanych w Rosji za zabezpieczone w 100 procentach. To między innymi Most Krymski. Mówili o tym przedstawiciele naszej SBU, którzy uczestniczyli zarówno w pierwszej, jak też drugiej operacji wymierzonej w ten obiekt" – ogłosił Ołeksij Daniłow, sekretarz ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony. Zaledwie dzień później nastąpił atak na port w Noworosyjsku. W jego wyniku Rosjanie nie tylko musieli na jakiś czas pożegnać się z okrętem desantowym klasy „Ropucha”, ale także wstrzymać tam ruch statków handlowych i tankowców.

O wiele mniej głośno było o innym ataku mającym miejsce tej samej nocy. W Teodozji we wschodniej części okupowanego Krymu ukraińskie drony uderzyły w magazyn paliw. Według niepotwierdzonych informacji Ukraińcy mieli tam też zniszczyć instalację do tankowania okrętów na wodzie.

View post on Twitter

Ataki takie jak ten ostatni to na okupowanym Krymie w ostatnim czasie niemal codzienność. Choć ich skuteczność bywa mocno mieszana, za każdym razem angażują one rosyjską obronę przeciwlotniczą i burzą spokój rosyjskich turystów i osiedleńców. Spełniają też funkcję, o której mówił Daniłow – weryfikują rosyjskie twierdzenia o „nietykalności” terenów położonych dalej od linii frontu.

Daleko za linią frontu

Tym bardziej weryfikują je działania takie jak te z 31 lipca, gdy rosyjska RIA Novosti depeszowała o tajemniczych podpaleniach kolejowych szaf przekaźnikowych w różnych, w tym bardzo odległych miejscach Rosji. Doszło do nich zarówno pod Moskwą, jak i na przykład w położonym na dalekiej północy Rosji Kraju Krasnodarskim. Czy ma to związek z działaniami ukraińskich służb specjalnych, tego nie wiemy.

Wiemy za to, że 30 lipca Moskwa została zaatakowana przez kilka (nie mniej niż 3) dronów, o czym pisał już w OKO.press płk Piotr Lewandowski. Jeden z dronów uderzył w wieżowiec w dzielnicy finansowej stolicy Rosji Moskwa-Citi. W budynku tym mieściły się m.in. biura kilku rosyjskich ministerstw i urzędów państwowych. Po ataku część firm, których siedziby mieszczą się w moskiewskim Citi, wydała zalecenia dla pracowników, by nie przebywali w biurach w godzinach nocnych – bo wtedy najczęściej dochodzi do podobnych ataków. Jedną z tych firm – jak podaje Reuters – był rosyjski gigant internetowy Yandex. „Biorąc pod uwagę sytuację, prosimy o nieprzebywanie w biurze w nocy (od 1:00 do 6:00)” – napisano w wiadomości do pracowników Yandex.

Ukraina nie przyznała się oficjalnie do tego ataku. Ale 1 sierpnia prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski stwierdził, że otrzymał „osobny, szczegółowy raport” od generała majora Kyryło Budanowa, szefa Głównego Zarządu Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy. I że wynika z niego, że „okupanci na pewno odczują skutki naszej pracy. Poważnie to odczują”. Można uznać, że odnosiło się to i do Moskwy, i do Noworosyjska, i do przyszłych ukraińskich uderzeń na cele położone bardzo daleko za linią frontu.

;

Udostępnij:

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze