0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Adrianna Bochenek / Agencja Wyborcza.plAdrianna Bochenek / ...

O konflikcie i zwolnieniach na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie OKO.press i inne media piszą od wielu miesięcy. Rektor zwolnił m.in. dyrektora instytutu filozofii, prof. Janusza Majcherka, oraz grono innych wykładowców. (Wywiad z prof. Majcherkiem można przeczytać w „Gazecie Wyborczej” — tutaj)

W czerwcu 2021 OKO.press opisywało, jak władze UP zgłosiły do prokuratury anonimowych pracowników, którzy napisali list protestacyjny przeciwko zapowiedzianym masowym zwolnieniom. Prokuratura wszczęła śledztwo, a UP chwalił się, że w ten sposób ustali, kto listy pisał. W grudniu 2021 „Gazeta Wyborcza” opisała sprawę studenta Jakuba Gajdy (IV roku informatyki), zawieszonego na dwa miesiące przed obroną pracy dyplomowej na podstawie donosu. Donosiciel, który podpisał się jako „samorząd studencki" miał, według władz (cytujemy za GW) „zmuszać innych studentów do spotkań w akademiku, częstować ich alkoholem oraz wymuszać udział w protestach przeciwko władzom uczelni, a także namawiać kolegów do zapisania się do związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza, zrzeszającego pracowników uczelni”.

Także w grudniu została zwolniona z pracy - dyscyplinarnie - prof. Nina Pluta-Podleszańska, iberystka i teoretyczka literatury, związkowczyni, która współzakładała komórkę „Inicjatywy Pracowniczej”.

Adam Leszczyński, OKO.press: Współzakładała pani związek zawodowy „Inicjatywa Pracownicza” na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Na początku grudnia rektor zwolnił panią dyscyplinarnie. Z jakiego powodu?

prof. Nina Pluta-Podleszańska*: Właściwie nie wiem z jakiego powodu, znam pretekst, który władza sobie znalazła, żeby mnie zwolnić. Spodziewaliśmy się tego - my, związkowcy - już od dłuższego czasu, ale jednak nie wierzyliśmy, że to się wydarzy.

Członkowie komisji zakładowej „Inicjatywy Pracowniczej” przy Uniwersytecie Pedagogicznym są stopniowo zwalniani. Z liczącego 5 osób prezydium zwolniono na razie trzy osoby. Zwracam uwagę na to, że to same kobiety.

Zwolnienie dyscyplinarne związkowca z kierownictwa związku - osoby prawnie chronionej - jest trudne, trzeba mieć naprawdę dobry powód.

W moim wypadku powodów podano całą listę. Głównym - „rażącym naruszeniem obowiązków pracowniczych” - jest przeniesienie 60 minut zajęć na inny dzień bez zawiadamiania zwierzchników.

Ale to jest normalna praktyka akademicka. Każdy, kto miał cokolwiek wspólnego z uniwersytetem, wie, że przenoszenie zajęć się zdarza. Jakie podano jeszcze powody?

Zniesławienie uczelni, mówienie nieprawdy w mediach, podważanie autorytetu, kwestionowanie decyzji kadrowych… to się powtarzało w różnych odmianach stylistycznych. Faktycznie więc zwolniono mnie za pracę związkową. Co do mówienia nieprawdy, nasze zarzuty opierają się na faktach oraz podstawach prawnych i statutowych.

Kwestionowała pani decyzje kadrowe jako związkowiec?

Oczywiście. Nie zgadzaliśmy się na zwolnienia. Jeszcze zanim związek powstał, w listach otwartych protestowaliśmy przeciwko sposobowi, w jaki rektor zaczął zwalniać ludzi. Od lutego 2021 roku zostało zwolnionych kilkudziesięciu wykładowców, plus sporo pracowników administracji.

Czy te zwolnienia były dokonywane według jakiegoś klucza?

Najczęściej zwalnia się emerytów, podając za główny powód „restrukturyzację”, ale nie wszystkich — zwalniani są wybiórczo, więc klucz musiał być jakiś inny. Chcielibyśmy znać kryteria tych zwolnień, ale poza wymijającym hasłem „restrukturyzacja”, nie podjęto na ten temat żądnej merytorycznej dyskusji ze społecznością akademicką. Wielu emerytów albo osób zbliżających się do wieku emerytalnego jest skłanianych przez władze uczelni, żeby określili, kiedy odejdą, w tym dużo kobiet, które jeszcze nie ukończyły 60. roku życia! Sporo osób w wieku emerytalnym jest zwalnianych bez uprzedzenia.

Od jesieni natomiast zaczęło się zwalnianie ludzi, którzy są niewygodni - którzy są krytyczni albo jakoś powiązani z „Inicjatywą Pracowniczą”. Preteksty są, moim zdaniem, wyssane z palca. W przypadku dyscyplinarki dr Małgorzaty Trojańskiej (członkini związku, a prywatnie żona wiceprzewodniczącego Inicjatywy Pracowniczej UP) były to zarzuty dotyczące rzekomo źle zawieranych umów sprzed paru lat. Umowy dr Trojańska zwierała jako Pełnomocniczka Rektora ds. Osób Niepełnosprawnych, twórczyni całej polityki uczelni dotyczącej tych osób, a funkcję pełniła społecznie. Za rzekome błędy w administrowaniu Biurem ds. Osób Niepełnosprawnych zwolniono ją dyscyplinarnie ze… stanowiska adiunkta w Instytucie Pedagogiki Specjalnej. Dodam, że bez postępowania dyscyplinarnego, podobnie jak w moim przypadku.

Rektor w ogóle uznał istnienie organizacji związkowej?

Przez wiele miesięcy nas głównie ignorował. Podawał rozmaite preteksty, które według niego nie pozwalają mu nas uznać. Jednocześnie od lata 2021 roku zaczęliśmy dostawać do oceny - zgodnie z prawem - pisma informujące o zamiarze zwolnienia pracowników. Zgodnie z prawem związek musi się o tym wypowiedzieć. Z jednej strony nas więc nie uznawano, a z drugiej - w praktyce czasami tak.

Czy uznanie istnienia związku zależy od widzimisię pracodawcy?

Skądże. Związek działa legalnie od samego początku. Nie zależy to od tego, czy pracodawca wyrazi zgodę na jego istnienie. Myśmy też o taką zgodę nie występowali. Zwracaliśmy się jednak do rektora z propozycjami, prośbami o należne związkom informacje i zaplecze (adres, stronę, lokal itp.). W sumie na kilkadziesiąt pism, jakie skierowaliśmy do niego od czerwca, rektor odpowiedział może na dwa, trzy? I najczęściej poprzez kanclerza.

W sierpniu złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury o utrudnianie działalności związkowej.

Czy prokuratura coś zrobiła?

Prowadzi dochodzenie, jesteśmy wzywani na policję, będziemy zeznawać, a więc sprawa jest w toku.

Jak to jest możliwe, że konflikt wywołany zwolnieniami na UP ciągnie się już tak długo? W relacjach pracowników cały czas pojawiają się wzmianki o zastraszaniu. Dlaczego to trwa tyle miesięcy?

Od wiosny - kiedy zaczęto zwalniać, naszym zdaniem, bezprawnie i niestatutowo kolejne osoby - kierowaliśmy pisma do różnych organów, od KRASP do ministerstwa. Chcieliśmy znać podstawy tej tzw. restrukturyzacji, którą się podaje w uzasadnieniach zwolnień. Zbieraliśmy też dowody, że wcale sytuacja finansowa uczelni nie jest taka zła. Wiemy, że dodatkowe dotacje, takie jak 9 mln, które nasz rektor uzyskał pod koniec 2020 – miały być ratunkiem przez krachem finansowym - otrzymało kilkadziesiąt uczelni w Polsce. Pozza tym, to niemożliwe, żeby jednym z głównych zabiegów podejmowanych w celu poprawy sytuacji ekonomicznej uczelni było zwalnianie wartościowych naukowców.

Władze jednak w szły w zaparte, nie wyjaśniały, nie organizowały spotkań. Odbyło się jedno spotkanie online w kwietniu, jeszcze zanim założyliśmy związek, na które była zaproszona cała społeczność UP. Spotkanie zdominował kanclerz dr Wąsowicz, który nazywał naukowców „zasobami” i przewidywał, że będzie niezadowolenie i protesty, jak w zwykłej restrukturyzacji w przedsiębiorstwie. Wpisywał to w koszta zmian.

Otrzymaliśmy od Rektora obietnicę przeprowadzenia takich spotkań w przyszłości, ale już ich więcej nigdy nie było. Władze nie rozmawiały z nami, zwróciliśmy się zatem do instytucji i organów zewnętrznych. Dostaliśmy głosy wsparcia ze środowiska naukowego, pomoc posłów, którzy stawiali pytania UP, ale odpowiedzi były wymijające, albo ich nie było.

Byliście traktowani jak związkowcy z Amazona czy mBanku?

Dokładnie tak. Pracownicy są wzywani na dyscyplinujące rozmowy. Po pikiecie, z powodu której przesunęłam te zajęcia, i którą organizował zresztą nasz związek z udziałem członków z całej Polski, zostałam wezwana do kanclerza i jednego z prorektorów. To było dwuminutowe przesłuchanie w sprawie przesunięcia 60 minut zajęć. Po czym mnie zwolniono i napisano dodatkowo, że odmówiłam wyjaśnień i zachowałam się skrajnie lekceważąco. Tak nie było.

Uniwersytet jest wspólnotą wykładowców i studentów. Czym jest dziś według pani UP?

Myślę, że wszystkie sposoby zarządzania uczelnią sprawiają, iż pracownicy - mówię za siebie i za moich kolegów - nie czują już, jakby pracowali w uczelni. Ktoś decyduje, jakie kierunki będą wygaszane… Rozumiem, że rektor ma prawo wpływać na politykę i strategię uczelni. Nowa ustawa Gowina pewnie daje mu duży zakres władzy w tej kwestii. Dyrektorzy instytutów ani przewodniczący dyscyplin nie byli jednak w większości informowani o zwolnieniach, a często chodziło, jak w Instytucie Filozofii i Socjologii o zwolnienie ośmiu profesorów łącznie z dyrektorem! Dopiero we wrześniu na posiedzeniu senatu dowiedzieliśmy się, że nie będzie dodatkowego wrześniowego naboru na filozofię w tym roku, a brakowało im kilka osób! W telewizji rektor zaś skomentował ostatnio, że filozofia i politologia będą wygaszane, ponieważ rynek już się nasycił specjalistami tego typu. Za to będą otwierać kosmetologię i pielęgniarstwo. Wydawało mi się, że źle słyszę, ale takie wrażenie mamy przez ostatnie miesiące co parę dni — nie wierzymy własnym uszom i oczom. Wygląda to tak, w moim mniemaniu, jakby zmianami w uczelni zarządzała niewielka grupa ludzi, a na pewno należy do niej szef „Solidarności”, który wychwala obecnego rektora zamiast bronić zwalnianych pracowników i śle listy dziękczynne do ministra.

Może po prostu nie ma chętnych na politologię i filozofię, a więc trzeba te kierunki w związku z tym zamknąć?

Byliby, gdyby tylko stworzono im możliwości. Nie wiem, czy pan to mówi prowokacyjnie, czy na serio - ale filozofia to niezbędnik inteligenta, podstawowy przynajmniej kurs filozofii czy logiki jest na prawie każdych studiach. Nasza filozofia nawet jako niezależny kierunek, a nie jako grupa ludzi uczących na różnych innych w kierunkach, by się utrzymała. Ale jak się najpierw zwalnia 8 osób i dyrektora, który wizytówką instytutu, a parę miesięcy później narzeka się, że nie zebrało się 30 osób chętnych na studia w ciągu jednego miesiąca - to czego można się spodziewać.

Co pani zamierza zrobić? Idzie pani do sądu pracy?

Oczywiście, uważam, że mam wielkie szanse na wygraną. Nasze zwolnienia są absurdalne i można przypuszczać, że władze uczelni doskonale o tym wiedzą. Są duże szanse na to, że my wygramy te sprawy w sądzie pracy - tylko to długo potrwa, a na razie władze liczą najwyraźniej na to, że się nas pozbędą i nikt już nie będzie się oburzać na naruszenia prawa i upadek obyczajów akademickich.

Będzie pani żądała przywrócenia do pracy?

Tak, ja nie mam nic przeciwko mojej pracy - w moim Instytucie Neofilologii, już eks-instytucie, niestety. Dostałam od koleżanek i kolegów z Instytutu, a także całej dyscypliny literaturoznawstwa – nie mówiąc o wspaniałych współzwiązkowcach - dużo wsparcia. Ludzie niekoniecznie chcą działać w związku, ale w większości nie zatracili właściwej miary spraw i poczucia przyzwoitości.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze