0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Grzegorz Dabrowski / Agencja Wyborcza.plFot. Grzegorz Dabrow...

Informację o śmierci Syryjczyka potwierdziła rzeczniczka Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku, Katarzyna Malinowska-Olczyk:

"Mężczyzna trafił do nas bardzo ciężkim stanie, a w ostatnich dniach jego stan był krytyczny", mówi. "Miał wiele urazów, po przewiezieniu do USK przeszedł operację, a następnie jego leczenie było wieloprofilowe. Był konsultowany przez lekarzy kilku specjalności. Przez 2,5 tygodnia walczyli o jego życie i naprawdę robili, co mogli".

Rodzina nie wiedziała, że Mohammed wyjechał do Europy

Mohammed został przewieziony do Białegostoku 5 kwietnia, wcześniej przebywał w szpitalu w Hajnówce. Od początku był nieprzytomny. Aktywistom nie udało się dowiedzieć niczego o okolicznościach jego wypadku – ile czasu spędził w lesie, czy był wcześniej wypychany do Białorusi. Miał przy sobie telefon i dokumenty – na tej podstawie służby skontaktowały się z jego rodziną. Jego brat, Abdul, od ponad 20 lat mieszka na Cyprze. Po informacji o wypadku Mohammeda od razu przyleciał do Polski.

Tak jak reszta rodziny, był w szoku – nikt nie wiedział, że Mohammed w ogóle był w Białorusi i próbował przekroczyć granicę z Polską.

"To tragedia. Nic z tego nie rozumiemy", mówi Abdul w rozmowie z OKO.press. "Rozmawiałem z nim kilka tygodni temu, nic nie mówił o wyjeździe. Czego on miałby szukać w Europie? W tym wieku i ze swoim zdrowiem? Przecież gdyby tylko wspomniał o takim pomyśle, od razu wybiłbym mu to z głowy".

Przeczytaj także:

O tym, że Mohammed jest w Białorusi nie miała pojęcia też jego córka, która mieszka w Niemczech. Gdy dowiedziała się, że jest w szpitalu, natychmiast przyjechała do Białegostoku. Abdul opowiada, że była zszokowana reakcją lekarzy i służb – gdy załamała się na widok nieprzytomnego, podłączonego do aparatury ojca, lekarz zaczął ją wypytywać, jak dostał się do Polski. Potem w szpitalu pojawili się funkcjonariusze, którzy legitymowali i przesłuchiwali dziewczynę.

"Potraktowali ją jak przemytniczkę", mówi Abdul. "A ona od kilku lat mieszka w Niemczech, studiuje stomatologię. Ja sam prowadzę na Cyprze firmę. Brat zresztą mnie odwiedzał, załatwiłem mu wtedy wizę.

Nigdy nie planował wyjazdu do Europy. Do kogo jechał, skoro nawet jego córka o niczym nie wiedziała?

Przed kim uciekał? I kto mu to załatwił? Jedyny ślad, jaki mamy, to 14 tysięcy dolarów, które zniknęły z jego konta – tyle zapłacił bandytom, którzy zabrali go na tę granicę".

"Nie powiemy matce, co się stało"

Mohammed od dwóch lat mieszkał z rodziną w Libanie. Wcześniej, w Syrii, zajmował się rolnictwem i hodowlą zwierząt: miał gaj oliwy i fermę kurcząt. Po wybuchu wojny domowej rodzina straciła dom i część majątku i przez kilka lat była wewnętrznie przesiedlona.

Mohammed dwukrotnie był aresztowany przez reżimowe służby, ostatni raz – dwa lata temu.

"Siedział wtedy w więzieniu przez pół roku. Jak wyszedł, nie był już tym samym człowiekiem – był zmieniony, zastraszony", opowiada Abdul. "Wyjechał z żoną i najmłodszą córką do Libanu. Pracował tam w rodzinnej firmie budowlanej. Mają tam dużą rodzinę, wszyscy się wspierali, ja przecież też pomagałem im finansowo. Jego żona nie może zrozumieć, co popchnęło go do tego wyjazdu. Jej samej powiedział, że wyjeżdża na kilka dni, bo nasza prawie 100-letnia matka w Syrii czuje się coraz gorzej. Mówił, że jedzie się z nią pożegnać.

Nie powiemy matce, co się stało; nie przeżyłaby tego".

Żona Mohammeda stara się wizę do Polski, by móc pożegnać się z mężem. Według wstępnych informacji miała mieć w tej sprawie spotkanie w ambasadzie pod koniec kwietnia. Nie wiadomo jeszcze, kiedy i gdzie odbędzie się pogrzeb mężczyzny.

Mohammed jest 43. znaną ofiarą kryzysu humanitarnego na pograniczu polsko-białoruskim. O wielu innych prawdopodobnie jeszcze nie wiemy – co najmniej 300 osób uważa się za zaginione.

;
Na zdjęciu Małgorzata Tomczak
Małgorzata Tomczak

Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.

Komentarze