0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Lukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.plFot. Lukasz Cynalews...

Jednak 700 metrów – ustawa wiatrakowa przeszła przez Sejm bez senackich poprawek. To właśnie odległość od zabudowań, w jakiej mogłyby stawać wiatraki, była najbardziej spornym elementem projektu.

W rządowym projekcie zapisano, że odległość minimalna powinna wynosić 500 metrów. Taka propozycja nie podobała się politykom Solidarnej Polski, którzy chcieli, żeby zapis mówił przynajmniej o kilometrze.

Stanęło na „złotym środku”, który na kawałku papieru zapisał poseł Marek Suski i zgłosił jako poprawkę - czyli 700 metrach. Senat w swoich propozycjach powrócił do 500 metrów. Ustawa trafiła do Sejmu.

Podczas głosowania w czwartkowy wieczór (9 marca) większość zdecydowała, żeby senackie poprawki odrzucić. A to oznacza, że ustawa wiatrakowa zostaje przyjęta z zapisem o 700 metrach. Zdaniem ekspertów to zbyt mało, żeby odblokować energetykę wiatrową w Polsce po latach obowiązywania zasady 10H, która zamroziła wszystkie inwestycje w tę gałąź OZE.

Za odrzuceniem wprowadzających odległość 500 m poprawek 2, 7 i 8 zagłosowało 217 posłów i posłanek PiS. Co ciekawe – cztery osoby były przeciw. W tym była ministra rozwoju Jadwiga Emilewicz, która podczas kierowania resortem zajmowała się ustawą wiatrakową i obiecywała odblokowanie energii z wiatru.

Odrzucenie poprawki poparła Konfederacja (choć Janusz Korwin-Mikke i Konrad Berkowicz się wstrzymali) i Polskie Sprawy. Przeciwko odrzuceniu głosowali wszyscy posłowie i posłanki KO, Lewicy, Polski2050 oraz Koalicja Polska.

To jednak nie wystarczyło, żeby ochronić dobre – w ocenie ekspertów i samorządów – zapisy o 500 metrach. Poprawka została odrzucona 231 głosami.

wiatraki wyniki

Ustawa wiatrakowa: plany zagospodarowania do kosza

Nowelizacja to stracona szansa – mówią jednym głosem aktywiści, przedstawiciele branży i niektórzy samorządowcy. Ci we wtorek w Sejmie apelowali o powrót do odległości 500 metrów, zgodnej ze wcześniejszymi senackimi poprawkami. Mariusz Marszał ze Związku Gmin Wiejskich RP podkreślał, że to właściwy i kompromisowy dystans zabudowań od wiatraków, a samorządy są zaskoczone propozycją jego zmiany. „Osiągnęliśmy konsensus podczas rozmów z rządem. Niezależnie od tego, jaka opcja rządzi w gminie, chcemy takiego prawa, które będzie akceptowalne społecznie” – komentował podczas łączonego posiedzenia Komisji Energii i Samorządu.

Marszał podkreślił również, że przegłosowanie projektu w wersji uwzględniającej 700 metrów unieważnia wiele planów zagospodarowania przestrzennego. To na ich podstawie - według nowelizacji - mają być stawiane wiatraki.

Szerzej tłumaczyli to przedstawiciele Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej: „W Polsce obecnie jest około 500 gotowych planów pod elektrownie wiatrowe wartych ponad 100 mln zł. Pierwsze inwestycje przygotowane w oparciu o te plany mogłyby powstać już w ciągu 3 lat. Jeśli Sejm, nie licząc się z opinią Senatu wróci do odległości 700 metrów, to tą jedną decyzją wyrzuci 84 proc. tych planów do kosza".

Fundacja Instrat podkreśla, że te 200 metrów robi ogromną różnicę. W całej Polsce wariant 500 m spowoduje, że wiatraki mogłyby powstawać na 27 371 km2. Poprawka Suskiego, czyli 700 metrów powoduje, że dostępny teren maleje do 14,5 tys. km2.

Eksperci zaznaczali, że „kompromis" Suskiego spowolni tempo dekarbonizacji energetyki i jeszcze bardziej uzależni nas od drogich i napędzających kryzys klimatyczny paliw kopalnych.

„Nie jest to prawdziwa liberalizacja zasady 10H" – oceniają analitycy.

Polska bez czystej energii

„Wprowadzenie odległości 500 metrów było wspierane przez górnicze związki zawodowe, organizacje pozarządowe, Polską Akademię Nauk, biznes oraz samorządy” – komentuje już po głosowaniu w Sejmie Mikołaj Gumulski z Greenpeace. „Umożliwiłoby to dynamiczny rozwój wiatraków, który zwiększyłby nasze bezpieczeństwo energetyczne, pozwoliłby na uniknięcie uzależnienia od gazu ziemnego, a także umożliwiłby obniżenie emisji gazów cieplarnianych. Doprowadziłby do powstania dziesiątek tysięcy nowych, zielonych miejsc pracy.

Odblokowanie rozwoju lądowej energetyki wiatrowej przyczyniłoby się także do obniżenia rachunków za energię oraz zwiększenia konkurencyjności polskiej gospodarki czy przychodów polskich samorządów wiejskich.

W zamian, ograniczając rozwój taniej, czystej i bezpiecznej energii z turbin wiatrowych, rząd cementuje wysokie ceny energii oraz uzależnienie od niepewnych dostawców gazu ziemnego, wśród których znajdują się państwa regularnie prowadzące wojny czy łamiące prawa człowieka” – dodaje.

10H zablokowała wiatraki

Przypomnijmy: do tej pory stawianie wiatraków na lądzie było praktycznie niemożliwe. Tak działały przepisy wprowadzone przez PiS w 2016 roku. Nakazywały one stawianie turbin w odległości równej 10-krotności ich wysokości od najbliższych zabudowań. Akt prawny, zwany również „ustawą 10H", miał chronić mieszkańców wietrznych terenów przed hałasem czy drganiami pochodzącymi z farm wiatrowych. Jednocześnie zablokowała rozwój odnawialnego i jednego z najtańszych źródeł energii w Polsce.

Rządzący chcieli zmiany z dwóch przyczyn. Po pierwsze: wojna w Ukrainie skłoniła ich do szukania alternatyw dla prądu z węgla. Po drugie: Komisja Europejska wyznaczyła zmianę antywiatrakowego prawa jako jeden z kamieni milowych w drodze do odblokowania KPO. Na ten ostatni argument przedstawiciele rządu powoływali się szczególnie często, choć nie było jasne, czy niespełnienie tego konkretnego warunku blokuje całość środków z Krajowego Planu Odbudowy. Minister ds. UE Szymon Szynkowski vel Sęk w końcu stwierdził, że odblokowanie wiatraków nie jest wcale „superkamieniem", który przesądziłby o braku wypłat.

Ustawa wiatrakowa kamieniem milowym. Jak ważnym?

Argumentu o tak wielkiej wadze ustawy wiatrakowej przedstawiciele PiS-u używali jednak chętnie w utarczkach z koalicjantami z Solidarnej Polski. Ci nie chcieli słyszeć o zmianach w prawie, by ostatecznie zaproponować odsunięcie wiatraków od zabudowań o kilometr.

Taki zapis stał w sprzeczności z proponowanym w rządowym projekcie ustawy dystansem 500 metrów. Rządowi pozostało szukać poparcia u opozycji. Premier Mateusz Morawiecki stawił się nawet na posiedzeniu zdominowanej przez posłów PSL-u sejmowej podkomisji ds. energii odnawialnej. Posłowie PSL-u wyrazili wsparcie dla ustawy w wersji zakładającej 500-metrowe oddalenie turbin od zabudowań.

Poparcie wyrażali również przedstawiciele Koalicji Obywatelskiej i Lewicy. Wydawało się, że sprawa jest załatwiona, a w życie wejdzie ustawa wiatrakowa zgodna z postulatami branży i organizacji społecznych. Te nalegały na odblokowanie energii z wiatru. Przekonywały też, że 500 metrów wystarczy, by zniwelować ewentualne negatywne dla ludzi skutki działania wiatraków. Wskazują na to również badania naukowe, o których pisaliśmy już w OKO.press.

Przeczytaj także:

Na początku lutego PiS wprowadził jednak do projektu znaczącą poprawkę. Podstawą był odręcznie spisany wniosek Marka Suskiego, w myśl którego sejmowe komisje przegłosowały odsunięcie wiatraków o dodatkowe 200 metrów. Na zaskoczoną wyglądała obecna podczas obrad ministra klimatu Anna Moskwa, która nie oponowała przeciwko tej propozycji. W końcu „poprawka 700 metrów" skończyła w projekcie i w ostatecznie przegłosowanej przez Sejm nowelizacji.

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze