0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Il. Iga Kucharska / OKO.pressIl. Iga Kucharska / ...

„Jeśli chodzi o formy walki w ogóle, szlachetnej męskiej walki wręcz, no to w moim życiu tego było dużo” – przyznał 22 maja Karol Nawrocki, gdy o udział w kibolskich ustawkach zapytał go Sławomir Mentzen. Były już kandydat Konfederacji na prezydenta stwierdził, że od „wspólnych znajomych” wie, że Nawrocki walczył w walce 70 na 70 osób. „W różnych modułach, zawsze sportowych, szlachetnych walk, występowałem” – odparł Nawrocki.

Wirtualna Polska ustaliła, że ustawka, o którą chodziło Mentzenowi, to słynna bójka pseudokibiców Lechii Gdańsk i Lecha Poznań z 25 października 2009 roku. Badało ją Centralne Biuro Śledcze Policji oraz prokuratura. OKO.press dotarło do aktu oskarżenia z 2011 roku związanego z tym wydarzeniem.

Prokurator Łukasz Biela z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu oskarżył wtedy o udział w ustawkach, przestępstwa narkotykowe i działanie w zorganizowanej grupie przestępczej ponad 70 pseudokibiców, głównie z Poznania. Wśród licznych skazanych później osób byli lider poznańskich struktur Mirosław O. ps. „Olaf” i jego zastępca Przemysław Ż., „Żaba”.

Z aktu wynika, że

do bijatyki, w której po stronie Gdańska walczył Karol Nawrocki, doszło w okolicach Kościerzyny w woj. pomorskim. Jej uczestnikom prokuratura zarzuciła, że narazili na ciężki lub średni uszczerbek na zdrowiu co najmniej 100 osób.

„To dziwne, ale gdy badałem bójkę pod Kościerzyną, miałem wręcz poczucie »niesprawiedliwości«. Ze względu na brak przestrzegania kodeksowych zasad pseudokibiców. I na wyjątkową brutalność zachowania uczestników. To nie była szlachetna walka" – mówi nam prokurator Biela.

Wśród osób, które walczyły pod Kościerzyną, WP zidentyfikowała 32 przestępców. Udział Karola Nawrockiego w tej ustawce potwierdziły liczne media. OKO.press zapytało o to rzeczniczkę Nawrockiego Emilię Wierzbicki. Chcieliśmy dowiedzieć się też, czy Nawrocki wybierał się na zaplanowaną na 30 października 2009 roku „rewanżową” bójkę Gdańska z Poznaniem. Do momentu publikacji nie dostaliśmy odpowiedzi.

Z prokuratorem Bielą rozmawiamy o jego śledztwie, ustawkach, działaniu grup pseudokibiców i wyjątkowej walce pod Kościerzyną, w której bić miał się kandydat PiS na prezydenta.

Maria Pankowska, OKO.press: Jak doszło do tego, że zajął się pan tematem walk pseudokibiców?

Prok. Łukasz Biela*: Właściwie przypadkiem. Prowadziłem śledztwo o obrocie dużymi ilościami narkotyków. Miałem już zebrany materiał, kiedy funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego Policji dołączyli do niego swoje ustalenia dotyczące pseudokibicowskich ustawek. Jak są zarządzane, planowane i przeprowadzane. Doszliśmy do wniosku, że narkotyki to poboczny wątek, a mamy do czynienia ze zorganizowaną grupą, która zajmuje się właśnie ustawkami.

To było dla nas duże zaskoczenie i wymagało nowatorskiego podejścia do śledztwa. Przestępstwa narkotykowe były w tamtym czasie – mówimy o latach 2009-2010 – powszechne, policja i prokuratura świetnie wiedziały, jak działać. Ale zorganizowana grupa kibiców, która organizuje ustawki, to była nowość.

W jaki sposób funkcjonariusze CBŚP wpadli na ten trop?

Badali zorganizowaną grupę zajmującą się sprzedażą narkotyków. Opierali się m.in. na podsłuchach. Z podsłuchów wynikało, że ta grupa jest o wiele lepiej zorganizowana w przedmiocie ustawek.

W tamtym czasie podejrzani otwartym tekstem porozumiewali się na temat działań pseudokibicowskich. Czyli ustawek i wyjazdów, włącznie z planowaniem dokładnych tras i miejsc. Ale także przygotowań do walk: diet, treningów na siłowni, kamuflowania swojego zachowania. Chyba myśleli, że nawet jeśli robią coś nie do końca zgodnego z prawem, to nie spotka ich za to kara. To śmieszne, ale prawdziwe. Nie używali żadnych kodów. Można było z łatwością poznać ich dzienną i tygodniową rutynę.

Pseudokibice mieli specjalną dietę?

Tak. Mieli nie pić alkoholu i nie imprezować w przededniu ustawki, być wypoczęci. A do tego jeść dużo mięsa i ogólnie białka, wysokokaloryczne i niskotłuszczowe posiłki. Niemal jak w Polskim Związku Olimpijskim. Bardzo się pilnowali, by zachowywać się „profesjonalnie”.

Tu trzeba podkreślić coś, na co wyczulali mnie sami podejrzani. Że oni nie są ani stadionowymi chuliganami, ani do końca kibicami. Oni traktowali barwy klubowe wręcz jako wyznanie, religię.

My badaliśmy tę grupę w Poznaniu, ale identycznie działali pseudokibice zorganizowani wokół klubów Cracovia, Wisła Kraków, Ruch Chorzów, Śląsk Wrocław czy Lechia Gdańsk. Nie wymieniam ich przypadkowo: z ustaleń Policji i internetowych forów wiemy na pewno, że tamte grupy funkcjonowały wtedy w podobny sposób.

Co jeszcze, oprócz diety i siłowni charakteryzowało te grupy?

Zawsze była hierarchia. I zawsze był szef. W Poznaniu pierwszym takim hersztem, który zorganizował struktury, był niejaki Marcin T., pseudonim „Rolnik”. W końcówce lat 90. jego prawą ręką był Mirosław O., „Olaf”, dzisiaj bardzo znany.

Kiedy „Rolnik” został zatrzymany i skazany, „Olaf” przejął po nim pałeczkę. To on był potem szefem pseudokibiców Lecha Poznań, doszlifował system. Trafił do mojego aktu oskarżenia i został prawomocnie skazany m.in. za przewodzenie zorganizowaną grupą przestępczą.

Mirosław O. "Olaf" podczas procesu przed Sądem Okręgowym w Poznaniu w 2022 roku. Na twarzy ma czarny pasek, ukrywający jego wizerunek. Na rękach widać kajdanki.
Szef pseudokibiców Lecha Poznań Mirosław O. "Olaf" podczas procesu przed Sądem Okręgowym w Poznaniu w 2022 roku. Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl

To był władca. Miał niesamowity posłuch wśród członków tej pseudokibicowskiej grupy. Dostęp do niego mieli tylko nieliczni najbliżsi współpracownicy. Odpowiadali za jednostki w różnych miastach powiatowych. Np. Przemysław S., „Sikora” odpowiadał za część grupy wokół Gostynia, Marcin L., za grupę z Piły i okolic. Co ciekawe np. Piła jest położona aż 100 km od Poznania. A mimo to ta grupa była bardzo sprawnie mobilizowana w razie potrzeby pod różne ustawki.

„Olaf” miał takich podwładnych w każdym mieście, a oni mieli własne grupki satelickie. Ludzie niżej w hierarchii nie mieli dostępu do „Olafa”. Znali go ze zdjęć, ale nie mogli się z nim skontaktować. To świadczyło o dużym podporządkowaniu. Szef pozostawał w ukryciu także po to, by budować autorytet.

Jak wyglądało umawianie się na ustawki?

To bardzo ciekawy system. Na przykład, gdy umawiali się na bójkę na 70 osób, to tworzyli grupę przynajmniej 100 osób. Taka grupa tego dnia musiała wyruszyć z punktu A do punktu B i być gotowa do podjęcia w 70 osób takiej ustawki. Grupy wysyłały sobie współrzędne miejsca, w którym dochodziło do bójki.

Dogadywały się też np. że bójka będzie w rękawicach bokserskich. Albo, że można dłonie owinąć bandażami, albo na gołe pięści. Z ochraniaczami na szczęki albo bez. Czy będzie jakiś dodatkowy ekwipunek, czyli np. kastety, teleskopowe pałki, maczugi, maczety. Chociaż tutaj to była rzadkość, raczej jakieś wybryki, bo obrażenia były po tym zbyt duże.

Dyskutowali o tym tzw. grillowaniu w internecie. Jak np. grillowali 10 na 10 na goło, to znaczyło, że bójka była na gołe pięści.

Bardzo często umawiali się, że jedni idą bez koszulek, a drudzy są w koszulkach. Albo jedni w kominiarkach, a drudzy bez. Bo jak się tak 70 osób zwarło z drugą siedemdziesiątką, to by niechcący mogli zacząć okładać swoich.

Wiemy, że grupa w Poznaniu, którą pan badał, była jedną z lepiej zorganizowanych. A jak działało to w innych miastach, np. w Gdańsku?

Bardzo podobnie. Policja, prowadząc to postępowanie, robiła dużo, by przeniknąć do tych środowisk i ustalić, jak funkcjonują. Szczegóły ujawniali czasem nawet sami podejrzani, oczywiście nie mówiąc o swoich własnych czynach zabronionych. Na pewno nie byłoby takiej hermetyczności w tych środowiskach, gdyby oni nie działali w sposób zorganizowany.

Poznańska grupa była faktycznie „perfekcyjnie” zorganizowana. Dlatego odnosiła na tym nikczemnym polu tak duże sukcesy.

Ale w każdej grupie pseudokibiców był szef, podlegli mu bezpośredni zastępcy, którzy dopiero tworzyli formacje bojowe. To się zresztą wywodzi z tradycyjnego modelu kibicowania, klubów kibica, które tworzą te spektakularne oprawy na stadionach. Tam też jest zawsze człowiek, który nadaje ton, inicjuje przyśpiewki, dyryguje, decyduje, kiedy idą race, on ustawia ludzi na trybunach według hierarchii.

Tak samo to wygląda w lesie. Idą za szefem, szef ma być z boku, po prawej idzie jedna grupa wytypowana przez szefa, a po lewej inna. Idą na siebie jakby kordonem jak w średniowieczu. Szybko z takiej grupowej walki robią się starcia jeden na jeden i mniejsze podgrupy. Całość trwa bardzo krótko, zwykle jakieś dwie minuty.

Czyli pana zdaniem nie ma możliwości, żeby w takiej bójce wzięła udział przypadkowa osoba?

Dokładnie tak. Nie ma tam miejsca dla osób przypadkowych, jest ścisła selekcja. Żeby wziąć udział w takiej leśnej bójce między pseudokibicami, taki, nazwijmy to, kandydat, musi wcześniej przejść ileś walk na arenach w klubach sportowych, gdzie oni trenują. Musi być polecony przez kogoś z grupy. Zdarza się, że wybierane są osoby karane, sprawdzone – bo wiadomo, że dochowają tajemnicy.

Przeczytaj także:

Akt oskarżenia, który pan sporządził, objął ponad 70 osób i szereg takich ustawek, które toczyły się w latach 2008-2009. Ostatnia była ta w okolicach Kościerzyny, o której zrobiło się głośno za sprawą prawdopodobnego udziału kandydata na prezydenta Karola Nawrockiego. Czy była w jakiś sposób wyjątkowa?

Niewątpliwie tak, z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że była pierwszą porażką pseudokibiców Lecha Poznań. Zakończyła się zwycięstwem pseudokibiców Lechii Gdańsk.

Po drugie, ta ustawka była przez ludzi z Gdańska sprytnie zaplanowana. Wywołano ją na ostatnią chwilę, tuż pod Kościerzyną. Z pewnością Gdańsk miał informację, że z Poznania jedzie ekipa, która nie jest tzw. pierwszym garniturem bojowym. Poznaniacy akurat jechali rzeczywiście na mecz. Być może nawet zakładali, że gdzieś tam będą się bić, ale z kimś słabszym. Ale, co ważne, był wśród nich szef, czyli „Olaf”, i kilku jego bezpośrednich zastępców.

Po trzecie, gdańszczanie złamali kodeks pseudokibica. Zaprosili do udziału w tej ustawce wielu kryminalistów. Dali im też wolną rękę w uzbrojeniu. Mimo że bójka miała być na gołe pięści, większość osób z Lechii miała ze sobą dodatkową broń, nawet pałki i kastety. Było ich też więcej, niż przewidziano w umowie.

To brzmi groźnie. Czy po stronie Poznania było dużo rannych?

„Olaf”, czyli Mirosław O., wylądował nieprzytomny w szpitalu, odniósł bardzo ciężkie obrażenia. W ten sposób zresztą dowiedzieliśmy się o tej ustawce. Było jasne, że nie przewrócił się na rowerze. Policja poszła jak po sznurku – od szpitala, przez świadków, monitoring. Ważnym dowodem była opinia ekspertów medyków, że obrażenia Olafa były wynikiem bójki. Oprócz niego do szpitala trafiło też kilku innych pobitych.

Sam Olaf do niczego się nie przyznał. To jest jedna z ich najważniejszych cech: hermetyczność i brak współpracy z organami ścigania.

Żaden z poznańskich pseudokibiców, których objąłem aktem oskarżenia, nie przyznał się do działania w grupie i brania udziału w ustawkach. Do narkotyków niektórzy się przyznali, widocznie uznali, że to jest mniej hańbiące. Jak pokazywaliśmy im zdjęcia z ustawek, to rozpoznawali siebie, ale zaprzeczali, że brali udział w bójce.

Powiedział pan, że ekipa z Poznania „akurat” jechała na mecz. Nie zawsze tak jest?

Często wyjazdowe mecze są tylko pretekstem, a właściwym celem są ustawki. Pod nie wybierane są godziny wyjazdu i powrotu. Zdarza się, że oni na te mecze nawet nie dojeżdżają, jeśli wcześniej mają ustawkę. Bo liżą rany albo nie zdążą i muszą wracać. Celem nie jest kibicowanie, tylko „grillowanie”.

Pod Kościerzyną była przedziwna sytuacja, bo prawie wszystkim po stronie Gdańska – a zwłaszcza tym nowym, ściągniętym kryminalistom – rozesłano zdjęcia „Olafa”. Mieli go dopaść i jak najdotkliwiej pobić, a w ten sposób jeszcze mocniej zatriumfować po wygranej ustawce. To im się udało, „Olaf” miał największe obrażenia.

W akcie oskarżenia jest mowa o planowanym rewanżu Poznania. Dlaczego do niego nie doszło?

Porażka w takich nieuczciwych warunkach sprowokowała Poznań do tego, żeby już po kilku dniach, na 30 października, zaplanować rewanż. Jechali bardzo zdyscyplinowani, w najsilniejszym składzie. Z pewnością obie strony były uzbrojone.

Tej walce zapobiegła policja. Kibice Lechii Gdańsk podróżowali wtedy autokarem na wyjazdowy mecz z Piastem Gliwice. Na trasie zatrzymał ich patrol, część osób została wylegitymowana. Z ustawki trzeba było zrezygnować, bo byli już potem eskortowani przez policję.

Z pewnością nie pamięta pan, czy w tym autokarze był Karol Nawrocki.

Nie pamiętam. Ale chcę podkreślić: nawet jeśli w autokarze nie było któregoś z pseudokibiców Lechii, to jeszcze nie znaczy, że taka osoba nie jechała na ustawkę.

Autokarami podróżowali zwykle tacy pseudokibice, którzy byli najmniej znani policji. Reszta jechała prywatnymi samochodami, często innymi trasami. Ten system dobrze się sprawdzał, bo policja nie jest w stanie patrolować wszystkich dróg. Taki autokar mógł też jechać tylko po to, żeby zmylić policjantów. Pozostałe 20-30 osób dojeżdżało na miejsce samochodami i do bójki dochodziło.

To dziwne, ale gdy badałem bójkę pod Kościerzyną, miałem wręcz poczucie „niesprawiedliwości”. Właśnie ze względu na brak przestrzegania kodeksowych zasad pseudokibiców. I na wyjątkową brutalność zachowania uczestników. To nie była szlachetna walka.

W takiej ustawce miał brać udział Karol Nawrocki – a przynajmniej nie zaprzeczył. Oznaczałoby to, że wziął udział w wydarzeniu wyjątkowym nawet jak na standardy pseudokibicowskich ustawek. Wyjątkowym w złym, kryminalnym sensie. To było po prostu coś dużo gorszego.

Akt oskarżenia, który pan sporządził, objął ponad 70 pseudokibiców. Jak ich pan wytypował?

Wytypowaliśmy więcej osób, ale ze względu na braki w materiale dowodowym, nie mogliśmy objąć ich aktem oskarżenia. Tak się zdarza, gdy np. jakiś świadek kogoś rozpozna na zdjęciu, ale to zdjęcie jest niewyraźne.

Dowodów mieliśmy dość sporo, nie pamiętam, jakie konkretnie były te spod Kościerzyny. Analizowaliśmy materiały policji: zdjęcia, zapisy z kamer, przesłuchiwaliśmy świadków, w tym świadków incognito, też samych uczestników – choć często i oni nie są w stanie rozpoznać wszystkich osób, które się tam biją. Była analiza zabezpieczonych telefonów komórkowych. To masa materiałów, w których uczestnicy obciążali siebie nawzajem, wysyłali sobie zdjęcia, SMS-y, komentowali spotkania. Ale telefony nie mogą być jedynymi dowodami.

Gdyby jakiś świadek rozpoznał Karola Nawrockiego jako uczestnika tamtej ustawki, na ławie oskarżonych mógł zasiąść także on?

Oczywiście. Konstrukcja zarzutów obejmowała osoby wymienione z imienia i nazwiska oraz nieustalone (co wynikało wprost z materiału dowodowego). Moglibyśmy zbadać jego udział nawet na podstawie jego ostatnich publicznych wypowiedzi. To także przecież potencjalny dowód. Jednak to już niemożliwe, bo ewentualne przestępstwo się przedawniło.

Mówimy o udziale w bójce, czyli o artykule 158 par. 1 kodeksu karnego?

Tak, dokładnie. Bójka pod Kościerzyną miała miejsce w 2009 roku. Ten czyn przedawnił się po pięciu latach. Wciąż mówimy jednak o społecznie i kryminalnie groźnym czynie.

W dodatku o czynie, który został jednoznacznie określony przez organy państwa jako przestępstwo. Mieliśmy akt oskarżenia i prawomocnie skazujący wyrok Sądu. Nie poruszamy się zatem w sferze domysłów, ocen moralnych, czy opowieści anonimowych osób. To niepodważalne fakty.

Ile osób zostało ostatecznie skazanych w sprawie, którą pan prowadził?

Sąd skazał osoby objęte aktem oskarżenia, a było ich ponad 70. Wyrok jest prawomocny. Kilka pojedynczych wątków zostało wyłączonych i rozesłanych do innych sądów na terytorium Polski.

Największym sukcesem dla mnie jako oskarżyciela publicznego było to, że sąd uznał i podzielił nasze ustalenia. Oficjalnie stwierdzono, że pseudokibice tworzyli zorganizowaną grupę przestępczą zajmującą się ustawkami.

;
Na zdjęciu Maria Pankowska
Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. Nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej, nagrody Grand Press oraz nagrody Radia ZET im. Andrzeja Woyciechowskiego.

Komentarze