"Pamiętam 2014 rok, kiedy niby próbowano zabezpieczyć Lasy Państwowe w Konstytucji, ale jednocześnie dać możliwość sprzedaży Lasów Państwowych zwykłą ustawą” - powiedział Michał Woś, nowy minister środowiska (na zdjęciu). Nie wiadomo, skąd to pamięta, bo nikt wtedy polskich lasów nie chciał sprywatyzować
Michał Woś - obecnie minister-członek Rady Ministrów, wkrótce nowy minister środowiska - od momentu nominacji nie zabierał głosu w sprawach, którymi już niedługo będzie się zajmował. Uczynił to w rozmowie z Dorotą Kanią na antenie prorządowego Polskiego Radia, gdy dziennikarka zagaiła na temat Lasów Państwowych.
„Cały czas są zakusy na tę instytucję. Opozycja domaga się zmian w funkcjonowaniu i kształcie Lasów Państwowych” - powiedziała Kania.
„Lasy Państwowe to jest nasz skarb narodowy” - pociągnął wątek Woś. I dodał:
Ja pamiętam 2014 roku, kiedy niby próbowano zabezpieczyć Lasy Państwowe w Konstytucji, ale jednocześnie dać możliwość sprzedaży Lasów Państwowych zwykłą ustawą. Takie podejście jest czymś absolutnie skandalicznym.
„U nas będzie wolny dostęp do lasów. Lasy Państwowe będą nadal tak funkcjonowały jak obecnie” - dodał Woś.
„Słyszą państwo zapewnienia ministra - Lasy Państwowe nie zostaną sprzedane, a zakusy opozycji spełzną na niczym" - dopowiedziała Kania.
W rzeczywistości i minister, i dziennikarka snuli fantazje.
Opowieść o sprzedaży - i szerzej: prywatyzacji - polskich lasów, którą straszył m.in. nieżyjący już Jan Szyszko, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Jej funkcja jest raczej inna: ma konserwować status quo i przekonywać, że każda zmiana istniejącej formy Lasów Państwowych to „zamach na lasy". Bo LP to - jak mawiają ich krytycy - „państwo w państwie".
Lasy Państwowe (LP) - to formalnie Państwowe Gospodarstwo Leśne „Lasy Państwowe” należące w całości do skarbu Państwa - choć nie są przedsiębiorstwem, to - jak zauważyli prof. Andrzej Bobiec i dr Antoni Kostka w artykule „Zwrócić polskie lasy Polsce!” - są „firmą jak każda inna, wykazującą przychody, koszty i zyski". Przykładowo, w 2018 roku przychód LP wyniósł 9,8 mld zł, a zysk 555 mln zł.
Do 2014 roku LP nie przekazywały do skarbu państwa ani złotówki, choć gospodarują na własności narodowej i na jej eksploatacji zarabiają pieniądze. W lutym 2014 roku przeszła nowelizacja ustawy o lasach, która nakazywała im przekazywanie od 2016 roku 2 proc. od wartości sprzedaży drewna. Ale także ściągała z LP jednorazowo łączną kwotę 1,6 mld zł - 800 mln w 2014 i 800 mln zł w 2015 roku.
Opozycja - wtedy PiS - grzmiała, że to „rabunek i grabież”, a także „otwarcie drogi do prywatyzacji Lasów".
„Nie mam zamiaru atakować ministra środowiska ani rzucić się na rząd za to, że chcą przeznaczyć nieco z funduszy Lasów Państwowych na cele publiczne, bo to powinno stać się już dawno” - bronił decyzji rządu publicysta przyrodniczy „Wyborczej” Adam Wajrak. Ale zadał też pytanie: „Dlaczego Lasy mają wpłacać 2 proc. od dochodów z drewna, a nie 4,5 lub 10 proc.?”
"Wrzaski, szczególnie podnoszone przez PiS, o możliwej prywatyzacji lasów, to robienie ludziom wody z mózgu" - dodał.
Ale prawdziwa awantura miała się dopiero zacząć. Kilka miesięcy po uchwaleniu opisanej wyżej nowelizacji, w listopadzie 2014 roku, rząd PO-PSL chciał wpisać polskie lasy do konstytucji.
Pomysł zakładał dodanie do ustawy zasadniczej punktu 74a w brzmieniu: „1. Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa są dobrem wspólnym i podlegają szczególnej ochronie. 2. Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa nie podlegają przekształceniom własnościowym, z wyjątkiem przypadków określonych w ustawie. 3. Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa są udostępniane dla ludności na równych zasadach. Zasady udostępniania i gospodarowania lasami określa ustawa”.
Kością niezgody stał się punkt 2 proponowanej zmiany. Znów ze strony PiS - ale też leśników - pojawiły się zarzuty, że to próba prywatyzacji. Zaprzeczał Donald Tusk, wtedy premier, zapewniając, że zmiana jest właśnie po to, by prywatyzację uniemożliwić oraz zagwarantować „trwałość rozwiązania, jakim są Lasy Państwowe, z wolnym wstępem i korzystaniem z lasów przez wszystkich obywateli".
Ostatecznie konstytucji nie zmieniono, pomysł upadł w 2015 roku podczas głosowania zaledwie pięcioma głosami. Wśród części leśników głosowanie nazywano „nocną próbą sprzedaży lasów” oraz „destabilizacją unikatowej organizacji”.
Jak na ironię, niemal identyczny przepis ostatecznie przeszedł jeszcze w tym samym roku - zawarto go w znowelizowanej ustawie o lasach. „Dlaczego domagacie się państwo kuriozalnego zapisu - i w konstytucji, i również w ustawie - że lasy stanowiące własność Skarbu Państwa nie podlegają przekształceniom własnościowym z wyjątkiem przypadków przewidzianych w ustawie? W której ustawie?” - oburzał się Jan Szyszko, wtedy poseł opozycji.
Ale strachy przyszłego ministra środowiska były tylko chochołem. Bo atakowany przepis, owszem, przewidywał możliwość sprzedaży lasów - ale tylko w celu realizacji celów publicznych, takich jak budowa drogi, czy położenie linii energetycznej! W nowelizacji zapisano też, że każdy ma prawo dostępu do lasów będących własnością Skarbu Państwa na równych zasadach.
Natomiast lasów w żadnym przypadku państwo nie mogło sprzedać, by pozyskać środki do budżetu. Straszenie przez PiS prywatyzacją było więc - co trafnie wypunktowała opozycja - dezinformowaniem społeczeństwa.
Warto zauważyć, że w III RP w zasadzie każda próba zmiany sposobu działania LP była postrzegana przez leśników i sympatyzujących z nimi polityków jako "zamach na lasy" i "prywatyzacja lasów".
Same LP ustami swoich przedstawicieli wkładały zawsze wiele energii w to, by przekonać społeczeństwo, że są one najlepszą rzeczą, która mogła spotkać rodzime lasy.
Czasem przyjmowało to formy kuriozalne, jak za szefowania Konrada Tomaszewskiego, przedostatniego dyrektora LP, który w działalności LP doszukiwał się dzieła bożego.
„Lasy Państwowe muszą trwać w tej formie organizacyjno-prawnej, jeśli mają wypełniać misję bezpieczeństwa terytorialnego kraju, jeśli ma wypełniać funkcje klimatyczne i w końcu olbrzymią funkcję różnorodności biologicznej.
Jeżeli na niewłaściwe drogi skierował część ruchu ekocentrycznego [to o ekologach - red.], to tylko po to, aby jeszcze bardziej nas mobilizować do prowadzenia trwale zrównoważonej gospodarki leśnej" - mówił w 2017 roku podczas uroczystości odsłonięcia pomnika Danuty "Inki" Siedzikówny w parku przy Nadleśnictwie Browsk w Gruszkach (woj. podlaskie).
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze