0:00
0:00

0:00

Michał Woś - obecnie minister-członek Rady Ministrów, wkrótce nowy minister środowiska - od momentu nominacji nie zabierał głosu w sprawach, którymi już niedługo będzie się zajmował. Uczynił to w rozmowie z Dorotą Kanią na antenie prorządowego Polskiego Radia, gdy dziennikarka zagaiła na temat Lasów Państwowych.

„Cały czas są zakusy na tę instytucję. Opozycja domaga się zmian w funkcjonowaniu i kształcie Lasów Państwowych” - powiedziała Kania.

„Lasy Państwowe to jest nasz skarb narodowy” - pociągnął wątek Woś. I dodał:

Ja pamiętam 2014 roku, kiedy niby próbowano zabezpieczyć Lasy Państwowe w Konstytucji, ale jednocześnie dać możliwość sprzedaży Lasów Państwowych zwykłą ustawą. Takie podejście jest czymś absolutnie skandalicznym.

Polskie Radio 24,19 listopada 2019

Sprawdziliśmy

Rząd PO-PSL nie miał zamiaru sprzedawać Lasy Polskie

Uważasz inaczej?

„U nas będzie wolny dostęp do lasów. Lasy Państwowe będą nadal tak funkcjonowały jak obecnie” - dodał Woś.

„Słyszą państwo zapewnienia ministra - Lasy Państwowe nie zostaną sprzedane, a zakusy opozycji spełzną na niczym" - dopowiedziała Kania.

W rzeczywistości i minister, i dziennikarka snuli fantazje.

Opowieść o sprzedaży - i szerzej: prywatyzacji - polskich lasów, którą straszył m.in. nieżyjący już Jan Szyszko, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Jej funkcja jest raczej inna: ma konserwować status quo i przekonywać, że każda zmiana istniejącej formy Lasów Państwowych to „zamach na lasy". Bo LP to - jak mawiają ich krytycy - „państwo w państwie".

Przeczytaj także:

Mit prywatyzacji: 2 procent

Lasy Państwowe (LP) - to formalnie Państwowe Gospodarstwo Leśne „Lasy Państwowe” należące w całości do skarbu Państwa - choć nie są przedsiębiorstwem, to - jak zauważyli prof. Andrzej Bobiec i dr Antoni Kostka w artykule „Zwrócić polskie lasy Polsce!” - są „firmą jak każda inna, wykazującą przychody, koszty i zyski". Przykładowo, w 2018 roku przychód LP wyniósł 9,8 mld zł, a zysk 555 mln zł.

Do 2014 roku LP nie przekazywały do skarbu państwa ani złotówki, choć gospodarują na własności narodowej i na jej eksploatacji zarabiają pieniądze. W lutym 2014 roku przeszła nowelizacja ustawy o lasach, która nakazywała im przekazywanie od 2016 roku 2 proc. od wartości sprzedaży drewna. Ale także ściągała z LP jednorazowo łączną kwotę 1,6 mld zł - 800 mln w 2014 i 800 mln zł w 2015 roku.

Opozycja - wtedy PiS - grzmiała, że to „rabunek i grabież”, a także „otwarcie drogi do prywatyzacji Lasów".

„Nie mam zamiaru atakować ministra środowiska ani rzucić się na rząd za to, że chcą przeznaczyć nieco z funduszy Lasów Państwowych na cele publiczne, bo to powinno stać się już dawno” - bronił decyzji rządu publicysta przyrodniczy „Wyborczej” Adam Wajrak. Ale zadał też pytanie: „Dlaczego Lasy mają wpłacać 2 proc. od dochodów z drewna, a nie 4,5 lub 10 proc.?”

"Wrzaski, szczególnie podnoszone przez PiS, o możliwej prywatyzacji lasów, to robienie ludziom wody z mózgu" - dodał.

Mit prywatyzacji: „Nocna próba sprzedaży”

Ale prawdziwa awantura miała się dopiero zacząć. Kilka miesięcy po uchwaleniu opisanej wyżej nowelizacji, w listopadzie 2014 roku, rząd PO-PSL chciał wpisać polskie lasy do konstytucji.

Pomysł zakładał dodanie do ustawy zasadniczej punktu 74a w brzmieniu: „1. Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa są dobrem wspólnym i podlegają szczególnej ochronie. 2. Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa nie podlegają przekształceniom własnościowym, z wyjątkiem przypadków określonych w ustawie. 3. Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa są udostępniane dla ludności na równych zasadach. Zasady udostępniania i gospodarowania lasami określa ustawa”.

Kością niezgody stał się punkt 2 proponowanej zmiany. Znów ze strony PiS - ale też leśników - pojawiły się zarzuty, że to próba prywatyzacji. Zaprzeczał Donald Tusk, wtedy premier, zapewniając, że zmiana jest właśnie po to, by prywatyzację uniemożliwić oraz zagwarantować „trwałość rozwiązania, jakim są Lasy Państwowe, z wolnym wstępem i korzystaniem z lasów przez wszystkich obywateli".

Ostatecznie konstytucji nie zmieniono, pomysł upadł w 2015 roku podczas głosowania zaledwie pięcioma głosami. Wśród części leśników głosowanie nazywano „nocną próbą sprzedaży lasów” oraz „destabilizacją unikatowej organizacji”.

Prywatyzacji nie było

Jak na ironię, niemal identyczny przepis ostatecznie przeszedł jeszcze w tym samym roku - zawarto go w znowelizowanej ustawie o lasach. „Dlaczego domagacie się państwo kuriozalnego zapisu - i w konstytucji, i również w ustawie - że lasy stanowiące własność Skarbu Państwa nie podlegają przekształceniom własnościowym z wyjątkiem przypadków przewidzianych w ustawie? W której ustawie?” - oburzał się Jan Szyszko, wtedy poseł opozycji.

Ale strachy przyszłego ministra środowiska były tylko chochołem. Bo atakowany przepis, owszem, przewidywał możliwość sprzedaży lasów - ale tylko w celu realizacji celów publicznych, takich jak budowa drogi, czy położenie linii energetycznej! W nowelizacji zapisano też, że każdy ma prawo dostępu do lasów będących własnością Skarbu Państwa na równych zasadach.

Natomiast lasów w żadnym przypadku państwo nie mogło sprzedać, by pozyskać środki do budżetu. Straszenie przez PiS prywatyzacją było więc - co trafnie wypunktowała opozycja - dezinformowaniem społeczeństwa.

Uniwersalny straszak

Warto zauważyć, że w III RP w zasadzie każda próba zmiany sposobu działania LP była postrzegana przez leśników i sympatyzujących z nimi polityków jako "zamach na lasy" i "prywatyzacja lasów".

Same LP ustami swoich przedstawicieli wkładały zawsze wiele energii w to, by przekonać społeczeństwo, że są one najlepszą rzeczą, która mogła spotkać rodzime lasy.

Czasem przyjmowało to formy kuriozalne, jak za szefowania Konrada Tomaszewskiego, przedostatniego dyrektora LP, który w działalności LP doszukiwał się dzieła bożego.

„Lasy Państwowe muszą trwać w tej formie organizacyjno-prawnej, jeśli mają wypełniać misję bezpieczeństwa terytorialnego kraju, jeśli ma wypełniać funkcje klimatyczne i w końcu olbrzymią funkcję różnorodności biologicznej.

Jeżeli na niewłaściwe drogi skierował część ruchu ekocentrycznego [to o ekologach - red.], to tylko po to, aby jeszcze bardziej nas mobilizować do prowadzenia trwale zrównoważonej gospodarki leśnej" - mówił w 2017 roku podczas uroczystości odsłonięcia pomnika Danuty "Inki" Siedzikówny w parku przy Nadleśnictwie Browsk w Gruszkach (woj. podlaskie).
;
Na zdjęciu Robert Jurszo
Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze