Niemieckie i polskie media niedawno odkryły, że przyszły ambasador Niemiec wciąż siedzi na walizkach, rozpisując się o możliwych przyczynach i skutkach tej sytuacji. Przyczyna jest akurat dobrze znana: obawiając się możliwej przegranej Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich, PiS uruchomił małą kampanię, za pomocą której Duda mógł się stroić w pióra obrońcy przed „niemieckim atakiem” – to znaczy niekorzystnymi dla niego doniesieniami ze strony mediów, których rząd jeszcze nie kontroluje i które z tego powodu określa jako obce.
Jak pokazał już dawno temu „dziadek z Wehrmachtu”, grając niemiecką kartą można mobilizować część elektoratu. A przy okazji niektórzy politycy rządowi mogli pokazać (ale tu raczej chodzi o wywarcie wrażenia na prezesie i kierownictwie swojej partii niż o elektorat), że „Niemcom nie odpuszczają.”
Nowy ambasador Niemiec – z wywiadu do dyplomacji
Uzasadnienie dla braku agrément, jeśli wierzyć polskim doniesieniom, jest nieco inne niż rzeczywista przyczyna: nowy ambasador, Arndt Freytag von Loringhoven, którego życiorys polskie władze powinny znać najpóźniej od 2016 roku, kiedy został koordynatorem służb specjalnych NATO, jest synem Bernda Freytag von Loringhoven, który walczył w bitwie pod Stalingradem i był jednym z adiutantów w sztabie generalnym Wehrmachtu za czasów Hitlera. Nigdy jednak nie został oskarżony o zbrodnie wojenne, ani przez aliantów, ani przez wymiar sprawiedliwości powojennych Niemiec.
Jego syn zrobił karierę w dyplomacji i w wywiadzie RFN, którego został wice-szefem. Nie jest to nic nadzwyczajnego. Klaus Kinkel, liberalny minister spraw zagranicznych Niemiec w latach 90. XX w., też wcześniej był szefem Bundesnachrichtendienst, Hans-Georg Wieck, również niegdyś szef BND, został później szefem misji OBWE w Mińsku, a Rüdiger von Fritsch, ambasador Niemiec w Warszawie przed Rolfem Nikelem był wcześniej wice-szefem BND. Niemieccy dyplomaci często krążą między swoim ministerstwem, urzędem kanclerskim, wywiadem i urzędem prezydenckim.
Polska i Niemcy są sojusznikami w ramach NATO, gdzie służby specjalne ze sobą współpracują, wymieniają informacje i przynajmniej od czasu rozszerzenia NATO nie werbują informatorów u partnerów i nie szpiegują się nawzajem. Ostatnio jedynie Turcja wyłamała się z tej zasady.
W latach 90. działania polskich służb głównie w obszarze szpiegostwa gospodarczego pojawiły się regularnie w publicznych raportach wywiadów niemieckich o zagrożeniach dla bezpieczeństwa Niemiec. Od wielu lat tego wątku już nie ma. Polska takich raportów w ogóle nie publikuje, stąd trudno ocenić, czy dla polskich służb istnieje jakieś zagrożenie niemieckie. Sądząc po ich liczbie i po doniesieniach medialnych, są one głównie zajęte inwigilowaniem siebie nawzajem, puszczeniem przecieków do mediów i śledzeniem polityków opozycji i sędziów.
„Zagrożeniem niemieckim” zajmują się głównie politycy, w zależności od kalendarza wyborczego.
Brak ambasadora nie zabolał Berlina
Reakcje na brak niemieckiego ambasadora w polskich mediach były dwojakie: te krytyczne wobec rządu podnoszą to jako wielki problem Polski, zapowiadając, że spowoduje to retorsje i obciąży stosunki polsko-niemieckie. Te kontrolowane przez PiS lub z nim sympatyzujące milczą albo cytują niemieckie media w dość neutralnych sformułowaniach. Najwyraźniej ani rząd, ani PiS nie mają obecnie do zaoferowania żadnej narracji, która by wyjaśniła ten ponad trzymiesięczny brak agrément. Z ich punktu widzenia jest to nawet korzystne, bo taka narracja wiązałaby im tylko ręce w przyszłości.
Jeśli ktoś liczył na to, że kwestia agrément zaboli Berlin, to się mylił. Miesiącami nikt tego nie zauważył, bo i brak ambasadora nie jest problemem Niemiec. W asymetrycznych stosunkach między państwami to kraj przyjmujący ma większy interes w tym, aby trafił do niego możliwie dobrze usytuowany w kręgach władzy swojego kraju dyplomata.
Ktoś, który ma dostęp nie tylko do kierownictwa swojego ministerstwa, ale też do ministra albo nawet do szefa rządu. Pod tym względem odchodzący ambasador Nikel to przypadek niemal idealny, bo był wysokim urzędnikiem niemieckiego MSZ, który tam trafił z urzędu kanclerskiego, gdzie współpracował z Angelą Merkel.
Jeśli teraz ambasadora nie ma, to jest to problem dla Polski, tak samo, jak dla Niemiec problemem byłby brak amerykańskiego ambasadora w Berlinie. Albo, aby użyć ekstremalnego przykładu, brak amerykańskiego ambasadora na Haiti dla tamtejszego rządu. Amerykańskie interesy by na tym nie ucierpiały.
Polska wstała z kolan, Niemcy cicho budują swoją potęgę
Nigdy po wejściu Polski do UE stosunki polsko-niemieckie nie były tak asymetryczne jak w ostatnich latach. Od kryzysu finansowego w 2009 roku Niemcy umocniły swoją pozycję na świecie po każdym kryzysie, niezbyt się z tym obnosząc, aby nie sfrustrować sąsiadów. Polska odwrotnie: im bardziej wpływy rządu się kurczyły, im więcej zagadnień z polityki wewnętrznej musiał negocjować z UE, USA, Izraelem, tym głośniej obwieszczał światu i Polakom, że wstał z kolan.
Widać to też na tym przykładzie: w Polsce można „grać kartą niemiecką” w rozgrywkach wewnętrznych, w Niemczech kartą polską grać się nie da. Ostatnim politykiem, który tego próbował, była Erika Steinbach, która obecnie już jest na emeryturze i po odejściu z CDU związała się z Alternatywą dla Niemiec. Można w Niemczech grać kartą Rosji, antyamerykanizmem i stosunkami z Turcją i Iranem, można na tym coś ugrać w kampaniach wyborczych, ale na mapie polityki niemieckiej Polska jest obecnie tam, gdzie Haiti jest na mapie amerykańskiej. Świadczy o tym sam fakt, że media niemieckie odkryły brak ambasadora dopiero teraz, w środku sezonu ogórkowego. Sam Heiko Maas, szef niemieckiej dyplomacji, na ten temat dotąd nic nie powiedział i nie liczyłbym na to, aby ktoś w randze ministra poruszy to zagadnienie.
Przeciągając zgodę na przyjazd ambasadora w nieskończoność, PiS sam sobie ograniczył pole manewru. Teraz musi się z tego tłumaczyć własnej prasie, kiedyś będzie musiał się z tej decyzji wycofać.
To z kolei będzie trudne do tłumaczenia dla tych zwolenników obozu rządzącego, którym podoba się, że „Polska się postawiła.” Ale to jest problem przyszłego polskiego ministra spraw zagranicznych, nie Heiko Maasa. Jego ministerstwo jedynie oświadcza dziennikarzom, że „decyzja jest po stronie Polski.” Czeka w milczeniu i obserwuje, jak debata medialna w Polsce potęguje wrażenie, że brak agrément prowadzi do nieobliczalnych, niewyobrażalnie przykrych następstw dla stosunków z Niemcami i pozycji Polski w UE. Nic z tych rzeczy.
Strefy wolne od LGBT ważniejsze niż antyniemiecka kampania
Jeśli rządzący obóz zepsuł sobie reputację w Niemczech i wśród decydentów wszystkich partii politycznych, to nie poprzez przeciąganie agrément dla nowego ambasadora, lecz kampanią nienawiści wobec LGBT. Niektórzy politycy niemieccy potraktowali wypowiedzi w stylu „to nie ludzie, to ideologia” jako osobistą obrazę. Jak to wpłynęło na reputację polskiego obozu rządzącego w Niemczech, można obliczyć bardzo precyzyjnie. Wystarczy sprawdzić, ilu posłów Bundestagu, członków rządu, premierów i ministrów krajów związkowych i czołowych dziennikarzy to geje lub lesbijki. Na nich „strefy wolne od LGBT”, wypowiedzi kandydata Dudy i polityków PiS robiły piorunujące wrażenie. O wiele większe niż werbalne ataki na niemieckich dziennikarzy, na rzekomo niemieckie media w Polsce, o braku agrément (o którym większość zapewne nie wie) nie wspominając.
Brak agrément utrudnia jedynie życie dyplomatom niemieckim w Polsce, a przede wszystkim chargé d’affaires, który przez ten czas musi łączyć dwie funkcje za jedną pensję, no i oczywiście samemu Arndtowi Freytag von Loringhoven, który w Berlinie siedzi na walizkach. Dlatego na pytanie, co to zmienia, mogę tylko odpowiedzieć: w poleceniach, które nowy ambasador dostanie z Berlina, nic to nie zmieni. Ale może to nieco wpływać na treść i wymowę raportów, które nowy ambasador kiedyś będzie wysyłać do Berlina.
Być może za kilka tygodni albo miesięcy przedstawiciel polskiego rządu, polityk, który szuka sobie odskoczni w organizacji międzynarodowej albo szykuje sobie drugą karierę w UE, będzie zabiegać o poparcie dla swojej kandydatury i jej nie dostanie, bo w kuluarach rozniesie się, że w Berlinie widzą kogoś innego na to miejsce. Ale o tym prasa się nie dowie, nikt tego tak nie uzasadni, żaden protokół tego nie uwieczni. Może nawet sam kandydat się nigdy nie dowie, dlaczego nie został wybrany. Po prostu zabrakło mu poparcia. Takie rzeczy zdarzają się w dyplomacji. Z brakiem agrément to nie będzie miało nic wspólnego.
Autor jest profesorem politologii Uniwersytetu SWPS
A czemu Polskę ma to obchodzić?
P.S.
Można pisać o synu nazisty ani razu nie pisząc słowa nazista?
Można – OKO.PRESS potrafi.
Grzeczne OKO.PRESS, ładnie wytresowane.
Pana nie gryzie.
Grzeczne.
P.S.2
Zachowanie niemieckich mediów przed wyborami w Polsce pokazuje, że jednak jest to dla nich ważna sprawa. Ktoś szparagi zbierać musi, a tylko PO/KO jest gwarantem tanich pracowników z polen.
Po to jest agrément, żeby oba państwa były zgodne co do osoby przedstawiciela. Skoro więc Polska nie zgadza się na tego kandydata, należałoby oczekiwać, że Niemcy zaproponują innego.
No to nie zaproponują i problem ma PiS, a nie Niemcy.
Czyli Niemcy znowu stają się dyktatorem ?
No i się uśmiałem.
Ja też.
Niemcy (rozumiem, że chodzi o państwo jako instytucję) nie mogą być dyktatorem – bo dyktator to nie państwo, tylko pojedyncza osoba, która sprawuje samodzielną i niepodzielną władzę w tymże kraju. Niemcy mogą stać się co najwyżej dyktaturą, co w uproszczeniu może ewentualnie oznaczać kraj rządzony przez dyktatora. Tylko pytanie, jakie cechy dyktatury widzisz w dzisiejszych Niemczech? Bo ja żadnych.
Zresztą nie chodzi tu wcale o dyktaturę bądź jej brak w Niemczech, tylko, po pierwsze, o akceptowany na całym świecie protokół dyplomatyczny, a po drugie – o aktualne znaczenie Polski na arenie międzynarodowej. Bo prawda jest taka, że władza PiS wstała z kolan tak dynamicznie, że przy okazji walnęła głową w sufit i teraz leży plackiem – na pewno w sferze dyplomacji…
Totalna bzdura, bo po pierwsze drugie państwo musi się na ambasadora zgodzić. Nie ma zgody, to drugie państwo musi przesłać innego ambasadora. po drugie tylko państwa słabe akceptują wszystko i każdego.
A niby czemu? Tytuł w OKO.press jest kłamliwy. Brak zgody na ambasadora, to problem wyłącznie Niemców! Bo choć nikt nie jest odpowiedzialny za "grzechy ojców", to biorąc pod uwagę roszczenia Polski względem Niemiec o reparacje wojenne, wyrażenie zgody na ambasadora, którego ojciec był adiutantem Hitlera, osłabiło by pozycję Polski… Wbrew tytułowi artykułu to przede wszystkim Niemcy mają problem, bo źle będzie przyjęte zarówno wystawienie innego kandydata, jak uparte trwanie przy obecnym. W tym drugim przypadku z powodu lekceważenia zdania partnerów. Polska jest suwerennym krajem i ma prawo nie wyrazić zgody! A Niemcy powinni to uszanować!
Prośba o agrement wysyłana jest po poufnym uzgodnieniu kandydata. Takie uzgodnienie było. A potem polskiej stronie się zmieniło.
W Wehrmachcie służyło wielu bezpartyjnych, którzy nie byli nazistami, lecz "spełniali swój patriotyczny obowiązek".
Dla takich Pozimek, ktoś kto uważa się za patriotę, powinien być ultrapatriotą i tym samym należeć do frakcji ekstremalnej.
O "zachowaniu niemieckich mediów przed wyborami w Polsce" trza powiedzieć, że typowe dla wielu Poziomek, jest to że boli jak nie są przynajmniej 6 razy dziennie w radiu i tv na tapecie.
Mocno naciągany artykuł. Stosunki pomiedzy Polską a Niemcami są znacznie mniej asymetryczne niż za czasów Tuska który po otrzymaniu instrukcji z Berlina bez zająknięcia niszczył polskie stocznie czy siedział cicho jak mysz pod miotłą gdy budowano Nordstream.
Co do samego ambasadora – rządy obu krajów maja zbyt wiele na głowie by zajmować się tą sprawą. Po stronie polskiej są jak najbardziej uzasadnione wątpliwości – ambasadorem w kraju sojuszniczym raczej nie robi się oficera wywiadu. To czy czyiś dziadek czy ojciec służył w wermachcie to dla nikogo nie ma znaczenia.
Jaki kraj taki agent. Mąż pseudoprezes przylebskiej przecież też jest i był agentem. Hahaha
Agent wywiadu a SB. Drobna różnica.
Tak drobna jak stąd na Księżyc, jak między fachowcem a ideologiem.
Strasznie śmieszne (to o Tusku niszczącym stocznie). Proszę o informację, czy już powstały plany polskiego promu, pod który stępkę kładł parę lat temu Morawiecki. A szerzej, jak postępuje odbudowa stoczni szczecińskiej. Być może szanowny Pan miał ochotę dopłacać pieniądze do socjalistycznych kompletnie niewydolnych gigantów służących tylko Panu Goździkiewiczowi. Ja nie. A jak na złość, produkcja polskiego przemysłu stoczniowego za Tuska wzrosła. Tylko, ze przeniosła się do mniejszych firm, podczas gdy socjalistyczne zakłady pracy zarastały trawą. A więc: Tusk nie niszczył polskiego przemysłu stoczniowego, spowodował, że przestaliśmy do niego dopłacać – to chyba zgodne z zasadą "precz z komuną", prawda? Dobra Zmiana nic w stoczniach nie zrobiła poza obcięciem możliwości zarabiania na energetyce wiatrowej i fotką ze Szczecina.
To prawda, że już raz PiS poniósł prestiżową porażkę w próbie osiągnięcia symetrii z Izraelem. Świat nawet nie wie, że Auschwitz był dla Polaków a Birkenau dla Żydow. Z drugiej strony teza że Polska to Haitii.. A Tusk to kto? Sumlinski i major Budzyński dokładnie opisuje jego związki agenturalne zNRD I RFN. A Na Grasia to szkoda słów. Jakby Polska nie była ważna to Niemcy nie placiliby tyle swojej agenturze.
Propaganda!
Prywatne przedsiębiorstwa stoczniowe pracują, zarabiają. Olbrzymie tereny zostały zagospodarowane przez przedsiębiorców.
Prywatna CRIST Gdańsk przejęła Z-d Nowych Budów. Ma sporo zamówień, pracuje pełną parą, od 20 lat rozwija się. REMONTOWA Hold. to największe przedsiębiorstwo. W skład firmy wchodzi mnóstwo wyspecjalizowanych spółek.
Nie sposób zliczyć stoczni prywatnych. Radzą sobie – nie realizują olbrzymich projektów, ale holowniki, statki specjalistyczne. W samym Szczecinie – kilkadziesiąt jednostek rocznie.
Również w Trójmieście działa najmniej kilkanaście prywatnych stoczni. Choćby DAMEN Shipyards, KARSTENSEN, Stocznia SAFE, MARINE PROJECTS czy MONTEX Shipyards. Do tego SUNREEF Yachts i GALEON – w kategorii jachtowej jesteśmy światowym potentatem. Co roku wypływa od nas ok. 22 tys. jachtów (95% na eksport). Tylko USA produkują więcej od nas niewielkich łodzi.
Cały sektor zatrudnia 90.000 os. (dziewięćdziesiąt tysięcy!) i tworzą go tysiące podmiotów działających bezpośrednio w przemyśle stoczniowym lub z nim powiązanych.
Dziś stocznie specjalizują się w konkretnych pracach. Jedne robią kadłuby, które potem trafiają do innych firm. Kolejne wyposażają statki w urządzenia, inne zajmują się zabudową wnętrz.
Najsilniejszą stroną sektora jest to, że udało się znaleźć nisze rynkowe. Jesteśmy dobrzy w ekologicznych napędach i LNG. Np. prom Samsø, pierwszy w Europie z takim napędem – w całości polski projekt, polska myśl techniczna i polskie wykonanie w Remontowej.
W Europie budują morskie farmy wiatrowe. A do stawiania wiatrakó na morzach stawiania potrzebne są specjalistyczne statki. W Polsce również buduje się elementy tego systemu. Socjalistyczne myślenie o stoczni jako miejscu, z którego wypływa gotowy statek jest anachronizmem.
Ale, jak widzę, na rzecze PiS-iane słowo o koniecznej odbudowie (państwowych?) stoczni ciągle działa. Ano w 2017 Morawiecki uroczyście kładł stępkę pod 200-metrowy prom dla PŻB. Miał być zwodowany w 2019 . . .
Poczym zasadził milion drzew.
Brawo!
@m vinthund
Naiwna ocena powinnosci niemiec i zresztą błędne rozumienie agrement. Znowu zamiast robić profesjonalną i skuteczną politykę wystawiają w pisie tyłek. Będzie tak jak z ustawą o Ipn i wyborem. Saryusza. Ale pewnie już wyborcy zapomnieli o "dalekowzroczność i skuteczność" macherów z rządzącej partii. To był smutny widok..wygląda na to,.że to kolejny kreatywny gest jakiegoś oddanego idei pisowca. Ciekawe, że Orban przy podobnym poziomie cynizmu jednak lepiej sobie radzi w stosunkach zagranicznych.
Ciekawa sprawa – autorowi "umknęło", że kilka lat temu jedna z niemieckich komisji parlamentarnych przygotowała szokujący raport, z którego wynikało, że działania operacyjne BND są ukierunkowane przede wszystkim na państwa sojusznicze. Liczba udokumentowanych celów operacyjnych z "zaprzyjaźnionych" NATO i UE szła w tysiące!
.
https://www.faz.net/aktuell/politik/inland/spionage-bnd-hoerte-befreundete-regierungen-ab-14335051.html
.
Trudno uwierzyć, by naukowiec z tytułem profesora zajmujący się zawodowo polityką i natywnie obeznany z jej niemieckim wydaniem mógł popełnić taki błąd nieumyślnie. Ergo pan profesor świadomie – przepraszam za dosadne ale jak najbardziej adekwatne określenie – łże zakładając niskie kompetencje merytoryczne czytelników Oka. Wstyd.
.
Wracając do meritum – wstawianie wysokiego oficera wywiadu na polską placówkę dyplomatyczną to jawny afront i brak zgody Warszawy w tej sprawie jest jak najbardziej zrozumiały i wskazany.
.
Pozdrawiam
Podzielam w 100%,niestety takie fakty dość często umykają red.Oko Press,a szkoda…bo było by bezstronnie,a tak…. sami widzimy..
wysoki oider wywiadu nie może być ambasadorem? a to dobre. Dorabianie teorii do faktów i "spiskowe"odkrycia. jakby się trzymać tego co robił BND przez ostatnie kilkanaście lat, to by nigdzie nie miał ambasadorów. ileż afrontów. o szpiegowaniu "sojuszników" nie wspomnę. wystarczy przypomnieć awantury o podsłuchiwanie przez usa wszystkich i wszędzie. zwłaszcza sojuszników, hehe. tak więc te opowieści o uzasadnionej odmowie z tego tytułu wkładam między bajki. pomijam już z litości, że niemiec był tuż przedtem ambasadorem w czechach. a na placówkach jest od 86 r. ileż afrontów. o matko.
Panie Krzysztofie, uprzejmie proszę o zapoznanie się z komentowanym tekstem. Pan profesor twierdzi w nim, że BND w CV nowego ambasadora nie jest żadnym problemem, bo
.
"Polska i Niemcy są sojusznikami w ramach NATO, gdzie służby specjalne ze sobą współpracują, wymieniają informacje i przynajmniej od czasu rozszerzenia NATO nie werbują informatorów u partnerów i nie szpiegują się nawzajem. Ostatnio jedynie Turcja wyłamała się z tej zasady."
.
W swojej rzetelności sięga nawet w kolejnym akapicie do zamierzchłych lat 90. (gdy nie byliśmy w NATO!) przypominając niemieckie raporty wywiadowcze na temat polskiego szpiegostwa gospodarczego, co w domyśle ma pozycjonować dyskusję do zakłopotania po polskiej stronie.
.
Wyżej śmiałem przypomnieć, że potężny brud za paznokciami mają jednak Niemcy, o czym prof. Bachmann nie napisał, bo zburzyłoby to logikę jego – niestety fałszywego – wywodu. Jeżeli w tym miejscu mamy do czynienia z jawnie zakłamanym przekazem to z dużym prawdopodobieństwem również inne elementy tego tekstu są skonstruowane w analogicznie niewiarygodny sposób.
.
Brzmi to niestety jak propaganda niemieckiego agenta wpływu, która gładko wchodzi na łamy Oka, bo przecież wali po pysku pisiorów.
.
Cieszę się, że mogłem wyłożyć Panu istotę problemu bardziej "łopatologicznie".
.
Pozdrawiam serdecznie
haha. Nie wiem co myśli, i czego nie mówi bachman. widzę tu natomiast usilną próbę racjonalizacji działania pisu. Proponuję mniej wykładać w samozadowoleniu czym popadnie "istotę", a krytycznie spojrzeć na chwilę na zdanie: "wstawianie wysokiego oficera wywiadu na polską placówkę dyplomatyczną to jawny afront". to zdanie nawet w świetle informacji, na które się pan powołujesz jest …afrontem dla rzetelności. Bo z rzeczywistością to nie ma nic wspólnego. I w sprawie niedoszłego ambasadora niepoważne.
Zabawne, bo usilnie ucieka Pan od niewygodnych faktów, które przytoczyłem starając się zdezawuować ich oczywistą istotę nieostrym i nie przystającym subiektywizmem.
.
Pozdrawiam
Wiadomo że ruskim nie w smak ambasador który będzie widział jak na dłoni ich rozgrywkę w Polsce. Więc było oczywiste że ruski troll Słonimski rzuci się natychmiast do obrony stanowiska pisu. Trzeba się przyzwyczaić do folkloru.
Nie należy zapominać, że Europa Zachodnia, NATO czy Pentagon raczej nie mają pełnego zaufania do Polski. To są sprawy np stanowiska Kwaśniewskiego w NATO, rakiet Patriot w Polsce, braku transferu do Polski nowoczesnych technologi wojskowych w ramach offsetu za F-16, nędznej reprezentacji polskich oficerów w sztabie NATO. Polska nadal jest krajem skrzętnie inwigilowanym przez Rosję. Może niemiecki hrabia miał się tym zajmować? To oczywiście daleko idącą spekulacja. Może Niemcy nie widzą koniecznosci posiadania tu ambasadora. Może wystarcza im obniżony poziom stosunków dyplomatycznych. Może nie chcą firmować mitu o istnieniu polskiej dyplomacji?
Panie Andrzeju, może nominacja ambasadorska dla pana z BND była zatem formą testu naszej wiarygodności i wrażliwości państwa polskiego na ostentacyjne wciskanie zagranicznej agentury na placówki dyplomatyczne w naszym kraju?
.
Pozdrawiam
To jeden z wariantów. Nie jest pan w stanie żadnego wykluczyć.
"Nie mają pełnego zaufania" to eufemizm. Od czasów Maciarewicza po prostu nie mamy dostępu do żadnych istotnych tajnych informacji. (jak się ruskiego agenta mianuje ministrem obrony co się dziwić). I słusznie – w tej chwili można by te informację prosto do Moskwy wysyłać zamiast przez pośredników w Polsce.
Po pierwsze nie oficer tylko dekadę temu (2007-2010) wicedyrektor BND, W 2016 roku zastępca szefa NATO ds. wywiadu i bezpieczeństwa. Natomiast gwoli ścisłości Polska nie sprecyzowała zarzutów wobec ambasadora, tylko nie podpisała agreementu, to wynika z wypowiedzi przedstawicieli MSZ. Reasumując jest to działanie wbrew polskiej racji stanu w kontekście wymiany gospodarczej z Niemcami.
Panie Andrzeju, jak Pan skomentuje fakt przemilczenia przez pana profesora afery związanej ze szpiegowaniem na potęgę unijnych i natowskich sojuszników przez niemiecki wywiad? Dlaczego zabrakło tej informacji w tekście, a czytelników uraczono w zamian wspominkami raportów BND na temat polskiego szpiegostwa gospodarczego z lat 90.?
.
Pozdrawiam
Proszę zapytać redakcję. Ja przedstawiłem swoje domysły, do zastanowienia się i oceny. Większość powodów działania rządu niemieckiego nie jest nam (internautom) znana. Możemy jedynie snuć domysły. To, że one w większości są na niekorzyść polskiego rządu to jedynie efekt jego oszałamiających sukcesów w dyplomacji.
Brak polskiej zgody trwa około trzech miesięcy. I jak zwykle nie znamy kulis, czytaj merytorycznych przesłanek wstrzymywania się od wyrażenia zgody. Klarownym byłaby sytuacja, kiedy na propozycję Niemiec polski MSZ mówi nie i wymienia dlaczego. Nie wiemy czy tak było. Natomiast odpowiem na pytanie o komentarz. Czy Szanowny Pan pamięta sprawę tajnych więzień USA? Proszę Pana w polityce nie ma miłości i braterstwa są tylko interesy. A po to są te służby w każdym państwie, aby o te interesy dbały. Jedni to robią lepiej i z większą finezją, a inni tak jak Polska w słynnym raporcie ujawniają swoje aktywa i palą mosty. Rywalizacja, żeby nie powiedzieć wojna między wywiadami trwa ciągle bez względu na stopień wzajemnego tzw. braterstwa. Nawet w NATO moim zdaniem każde państwo dzieli swoje aktywa na te które można udostępnić koalicjantom i takie które się trzyma tylko dla siebie. Nie bądźmy naiwni.
Przeczytałem artykuł ale dot on tylko tego. ze ambasador w opinii PiSu ma nieprawidłowych przodków. Nic o BND nie znalazłem!
Proszę przeczytać raz jeszcze.
.
Pozdrawiam
Szanowny panie, czytelnicy oko press bardziej nienawidzę pis-u niż kochają Polskę.Oni nawet by przyjęli kosmitę pożerającego ludzi na ambasadora Niemiec, byleby tylko wkurzyć pisowców. Oni by nawet przepraszali pożarcie własnego dziecka, byleby niemiecki pan był z nich zadowolony 😏 typowa mentalność murzyńskich cacyków z kolonii, którzy fantazjują o tym, że są prawie białymi ludźmi. Cesarz Bokassa z Republiki Afryki Centralnej tak bardzo ubóstwiam Francję, że stylizowany się na Napoleona I mówił na prezydenta Francji: Papa. I płakał gorzko, gdy pan umarł. Nie płakał o swój biedny naród, którego dobił jak dziką kozę 😉
Dowieraj no prowieraj – uważają Rosjanie i każde państwo. Ambasador nie zajmuje się szpiegowaniem, nawet były szpieg. On – co najwyżej – nadzoruje. Naiwnością jest sądzić, że państwa sojusznicze nawet nie inwigilują się nawzajem. W tym tekście najistotniejsza jest puenta. Zabawy w polityce zagranicznej zawsze kończą się niepowodzeniem, a w tym nasza władza bryluje.
Aby skutecznie nadzorować trzeba się znać. On się zna!
Usmiac sie mozna z was tu komentujacych !!!! Ale nie moge sie doczekac momentu kiedy Niemcy zawiesza wspolprace z Polska i zamkna granice !!!! Mam nadzieje ze POLSKI rzad jest juz na taka opcje przygotowany,bo propaganda negacji na Niemcy i Rosje dochodzi do punktu wrzenia !!!!
Śmiej się. Gdybyś nie był kretynem może przyznałbym rację.
Zamknąć granicę, to mogą… z powodu koronawirusa, a nie z powodu urażonych ambicji. Tyle wiesz o polityce zagranicznej ile przeczytasz np. w GW lub obejrzysz w TVN. Podpowiedź, to wroga Polsce propaganda.
Na złość mamie odmrożę sobie długi nochal…
>Od 30 czerwca Niemcy nie mają ambasadora w Warszawie…Niemieckie i >polskie media niedawno odkryły, że przyszły ambasador Niemiec wciąż
>siedzi na walizkach…
Powstaje pytanie jak ważną postacią w Niemczech jest były wiceszef BND i były koordynator służb specjalnych NATO i co takiego zbroił, że został zesłany na szefa mniej ważnej placówki dyplomatycznej i nie zauważony przez nikogo mimo przedłużającego się siedzenia w Berlinie na walizkach??
Jakby nie było, Polska nie odwraca się tyłem do najważniejszych postaci BRD, takich jak Merkel czy Heiko Maas. Wątpliwe również czy traktowałaby per noga przedstawicieli VW, Lidla albo Kauflandu. Ale to nie dotyczy kogoś, kto z niewyjaśnionych przyczyn po zaledwie czterech latach na stanowisku szefa wywiadu NATO dostaje "kopa" prosto do Warszawy. Trudno traktować taką "osobistość" na poważnie, tym bardziej, że jak pisze autor, tak na prawdę w Berlinie nikt się już specjalnie nie interesuje ani "niezwykle ważnym" stanowiskiem ambasadora w unijnym kraju drugiej rangi ani samym kandydatem na to stanowisko. Facet skończył 64 lata, brakuje mu rok do emerytury ale ponieważ ma arytstokratyczny "tytuł" więc żeby nie robić "siary" odesłano go na boczny tor z "honorami". Sposób potraktowania go przez Warszawę jest typowy dla mentalności prezesa i spółki ale też niczego naprawdę nie zmienia w sąsiedzkich stosunkach polsko-niemieckich. W Berlinie trochę po cichu pochichoczą z polskich manier, w Warszawie trochę się ponadymają i poklepią wzajemnie po ramionach za udaną "akcję" i wszystko dalej będzie po staremu. Moim zdaniem dużo gorzej by było gdyby tak potraktowano Litwę albo Czechy, nie mówiąc już o Rosji.
Profesor politologii autorem, a nie ma konta na twitterze?
To słaby z niego politolog 🙁 A przynajmniej nienadążający za trendami społecznościowymi.
Musi mieć?
Troche z innej beczki ale chyba jednak jest już odpowiedz Niemiec na brak akceptacji nowego ambasadora.
Mianowicie od początku czerwca 2020 ambasada Niemiec w Warszawie diametralnie zmieniła podejscie do polskich firm, ktore delegują do pracy np. Ukraińców czy pracowników z innych krajów Europy Wschodniej na zasadzie wiz Van der Elst.
Nie podano żadnych przyczyn, nie zmieniły się również przepisy a nagle wnioski o wizy są rozpatrywane bardzo wnikliwie a zadawane pytania wielokrotnie nie maja odpowiedzi, bowiem dotyczą sytuacji absurdalnych lub nieistniejących.
Przypomina to taki „strajk włoski” który kończy się w 95% odmową wydania wiz.
Konsekwencje są takie, że wyszkoleni w Polsce fachowcy z Ukrainy i nie tylko nie mogą wyjechać do Niemiec, polskie firmy popadły nagle w chaos (ponieważ nie było żadnych ostrzeżeń o zmianie podejścia) a kończy się to na niemieckich firmach, które nie otrzymują produktów na czas.
Taka moja skromna uwaga.
Molesta i szantaż w niby "wspólnej" Europie. Typowe niemieckie zachowanie w stosunku do uważanych za gorszych ludzi Słowian.
W każdej poważnej ambasadzie jest i tak na wpół jawny rezydent wywiadu (w sojuszniczej – dla współpracy bez oficjalnego nagłaśniania sprawy, nie szpiegowania). Problem jest inny – człowiek znający od podszewki pracę wywiadu za dużo może z bliska zobaczyć. To nie trzeba szpiegować, wystarczy wiedzieć na co patrzeć – dziennikarz zauważył i wydał książkę o powiązaniach Maciarewicza z ruskimi służbami, więc ile zobaczy doświadczony pracownik wywiadu?
Może przyczyną bardzo trywialna. Dla TKM-ów Niemiec to wróg, oficer – podwójny, arystokrata – potrójny. Przy powitaniu I damie znowu poplątałyby się nogi.
"Bo nikogo to nie obchodzi"
Tak bardzo to "nikogo nie obchodzi" że Niemiec pan Bachmann cię tutaj rozpisuje na kilku stronach 😛
A tak z ciekawości, Herr Bachmann: czy wy Niemcy spróbowali byście wcisnąć takiego gościa na przykład Żydom w Izraelu na siłę??? Oczywiście że nie. może próbujecie z nami, to znak, jak bardzo nas nie szanuje się jak bardzo się z nami nie liczycie.
I do wszystkich Peowców tutaj: PO to by od razu każdego przyjęła, nie byłoby żadnego "problemu". Bo to partia na usługach Niemców. Przyjęłaby też z automatu tzw."lekarzy i inżynierów". Wiecie przecież, tych co molestowali w Kolonii kobiety i ostatnio rozwalili centrum Stuttgartu w trybie swojej "pracy naukowej" 🤗
Autor artykułu nie ma racji twierdząc, że ta sprawa nie ma znaczenia dla Niemiec. Między Polską a Niemcami są oczywiście dysproporcje, ale Polska jest największym poza Francją sąsiadem Niemiec i stosunki z nią są istotne. Tym bardziej, że nasz kraj jest buforem oddzielającym UE i NATO od coraz bardziej niestabilnego Wschodu. Dla Niemiec to jest ważna sprawa, ale zgodnie ze znanym powiedzeniem Bismarcka, jednego z najwybitniejszych polityków (i to nie tylko Niemiec) w XIX wieku – "Ludzie nie powinni widzieć jak robi się kiełbasę i politykę", nie mówią o tych sprawach publicznie.
BRD GmbH to spółka, a spółka raczej nie może mieć ambasadora.
http://ruch-obywatelski.com/wydarzenia-na-swiecie/panstwo-niemieckie-formalnie-nie-istnieje-unia-europejska-jest-iv-rzesza/