0:000:00

0:00

Kampania wyborcza do wyborów samorządowych w październiku i listopadzie 2018 obfituje w różnorodne analizy dotyczące podejścia partii, ruchów i ich kandydatów do kwestii społecznych, gospodarczych i obyczajowych. Rzadko jednak podnosi się kwestię tego, czy poszczególni politycy, działacze lub ich organizacje, kładą nacisk na to, by działać w zgodzie z faktami i z nauką.

Tymczasem w obliczu rosnącego populizmu istotne jest, by politycy nie tylko nie zaprzeczali faktom w dyskusjach medialnych oraz w debatach wyborczych i nie rozpowszechniali kłamstw, manipulacji i fałszywych wiadomości. Stopniowo ważniejsze staje się także posiadanie poglądów opartych na faktach i prowadzenie polityki opartej na dowodach. Co to takiego? To polityczna siostra idei medycyny opartej na dowodach, czyli tworzenia procedur na podstawie ustalonych faktów, nie zaś manipulacji czy pobudek ideologicznych stojących w sprzeczności z obserwacjami rzeczywistości.

Polityka oparta na dowodach wiąże się z odrzucaniem ideologicznego podejścia do sporej części tradycyjnie spornych tematów. Często już z góry wiadomo, że dany pomysł czy inicjatywa musi skończyć się porażką, jeśli ocenimy go w oparciu o dowody.

Jak wypadają polskie partie i ruchy polityczne oraz ich przedstawiciele, gdyby ocenić je pod kątem pro- i antynaukowości, kierowania się faktami w polityce i opierania się na dowodach? Poniżej przedstawiam analizę przed wyborami samorządowymi, z uwzględnieniem działań i wypowiedzi z lat wcześniejszych. Przyjrzę się czterem kategoriom:

  • edukacji,
  • ochronie zdrowia,
  • rolnictwu,
  • środowisku.

W ramach tych dziedzin wyszczególnię kilka tematów podlegających ocenie. Polityka oparta na dowodach nie ogranicza się do wybranych w tekście zagadnień – analizujemy te, które mają najpoważniejsze konsekwencje bądź budzą najwięcej emocji. Politycy zmuszeni są odnieść się do nich, dostarczając nam tym samym materiału do porównań.

Analiza ma na celu pokazanie, w jakim stopniu partie i ruchy polityczne kierują się konsensusem naukowym – niezależnie od innych kompetencji, jakie posiadają politycy, którzy zostaną wybrani w jesiennych wyborach.

Ważne jest ukazanie trendu: czy liderzy polityczni poszczególnych partii kierują się faktami w wygłaszanych poglądach i podejmowanych decyzjach, czy akceptują dowody naukowe i czy potrafią opierać się na rzetelnych informacjach kierując losami społeczeństwa.

Ochrona Zdrowia

Ochrona zdrowia obywateli jest jednym z najbardziej fundamentalnych zadań państwa, co odzwierciedlają zapisy Konstytucji. Ochrona zdrowia to zarówno leczenie, jak i profilaktyka.

Istnieją bardzo skuteczne, powszechne programy zapobiegania chorobom zakaźnym i wynikającym z nich powikłaniom – programy szczepień. Szczepionki jako stosunkowo niedrogie i skuteczne środki uodparniające na patogen bez przebycia choroby i związanych z nią groźnych powikłań, były jednym z najważniejszych odkryć ludzkości w zakresie medycyny i zdrowia publicznego.

Choć ruch antyszczepionkowy istnieje odkąd tylko wynaleziono i upowszechniono szczepionki, to dzięki skutecznej dezinformacji w Internecie w ostatnich latach znacznie urósł w siłę w całej Europie. Swoim zasięgiem objął także polityków, w tym przede wszystkim populistyczny Ruch 5 Gwiazd i populistyczno-prawicową Ligę Północną, czyli partie, które rządzą obecnie we Włoszech. Ten niebezpieczny, antynaukowy trend dotarł również do Polski. Skutki?

W Unii Europejskiej (m.in. we Włoszech, Francji, Niemczech, Rumunii, Czechach i Słowacji) i innych państwach europejskich (m.in. w Serbii i na Ukrainie) pojawiają się lokalne, mniej lub bardziej rozległe epidemie odry. Powoli wracają także inne choroby, przed którymi można się zaszczepić: krztusiec, polio, wirusowe zapalenie wątroby typu A.

Przeczytaj także:

Ruchy antyszczepionkowe zniechęcają także do korzystania ze szczepionki przeciwko wirusowi brodawczaka ludzkiego (HPV), który wywołuje nowotwory układu płciowego (głównie raka szyjki macicy, penisa, raka odbytu) oraz nowotwory głowy i szyi.

Dzięki łatwemu rozpowszechnianiu fałszywych informacji w Internecie oraz interesom poszczególnych osób i firm, modne stają się także pseudomedyczne terapie, które mogą być lub są szkodliwe dla zdrowia, a towarzysząca im ideologia odwracania się od medycyny opartej na dowodach sprawia, że wielu pacjentów rezygnuje ze skutecznych, potwierdzonych naukowo terapii (np. chemioterapii przy chorobach nowotworowych). Niektóre z takich medycznie fałszywych podejść odgrywają istotną rolę w debacie publicznej, a należą do nich m.in. leczenie bardzo różnych chorób tzw. medyczną marihuaną i „leczenie” homoseksualizmu terapią konwersyjną.

W kwestii szczepień ciężko zarzucić Platformie Obywatelskiej podejście pseudomedyczne. Kandydat PO na prezydenta Warszawy Rafał Trzaskowski, popiera program szczepień przeciwko HPV. Podobnie racjonalne podejście do szczepień ma Nowoczesna, PSL i Partia Razem.

Zjednoczona Prawica miała dotychczas ogólnie pro-szczepionkowe podejście. [Z naciskiem na "dotychczas"; 3 października 2018, podczas debaty o ustawie wniesionej do Sejmu przez antyszczepionkowców, politycy partii ujawnili się jako umiarkowani sympatycy ich pomysłów: "Pan Schetyna płacze w rękaw Angeli Merkel, a powinien Pan wiedzieć, że w Niemczech i w Belgii nie ma obowiązkowych szczepień" - mówiła posłanka PiS Bernadeta Krynicka. Przyp - OKO.press]

Zjednoczona Prawica ma w swoich szeregach ludzi życzliwe patrzących na ruch antyszczepionkowy. Należy do nich przede wszystkim Patryk Jaki, kandydat PiS (Zjednoczonej Prawicy) na prezydenta Warszawy. Jaki występował wspólnie z Justyną Sochą ze STOP NOP (główna antyszczepionkowa organizacja w Polsce) na konferencjach w sprawach szczepień. Podczas głośnej afery z Białogardu, gdzie rodzice uprowadzili dziecko ze szpitala aby nie zostało m.in. zaszczepione, Patryk Jaki wstawiał się za nimi na najwyższych szczeblach państwowych.

Odejściem od ustaleń nauki Patryk Jaki wykazał się również w kwestii "medycznej marihuany". Jaki pojawił się np. na konferencji propagującej tę ideę. Skąd cudzysłów? Istnieją jedynie pojedyncze i słabe wskazówki oparte na badaniach na zwierzętach oraz niewielkich próbach na ludziach, które sugerują, że marihuana w niektórych przypadkach może pomóc. Metaanaliza badań klinicznych dostarcza pewnych, umiarkowanych dowodów skuteczności marihuany w leczeniu chronicznego bólu i spastyczności mięśniowej. Istnieją jednak alternatywy o lepiej potwierdzonym działaniu. Tymczasem, wielu zwolenników "medycznej marihuany" widzi w niej panaceum - lek na wszystko. Część jej propagatorów promuje też fałszywy pogląd o istnieniu padaczki poszczepiennej, rzekomo wyleczalnej przez bardzo drogi olej konopny o niepotwierdzonej skuteczności.

Na wspomnianej konferencji nie brakowało także lewicowych twarzy ze świata polityki, m.in. Wandy Nowickiej z Ruchu Palikota i Andrzeja Rozenka, będącego dziś kandydatem SLD na prezydenta Warszawy – jak podaje organizująca wydarzenie fundacja Krok po Kroku, której prezeska zajmuje się produkcją i handlem olejów konopnych. Blisko współpracuje przy tym z Jerzym Ziębą (on także pojawiał się na konferencjach o „medycznej marihuanie”). Warto dodać, że zdecydowanie przeciwni „medycznej marihuanie” w Zjednoczonej Prawicy są Beata Kempa i Zbigniew Ziobro, choć ich argumentacja jest raczej ideologiczna.

To jednak nie koniec nienaukowych poglądów Patryka Jakiego. Terapia konwersyjna wspomniana wyżej, to pseudomedyczna metoda „leczenia” homoseksualizmu, która nie tylko nie znalazła jakiegokolwiek potwierdzenia skuteczności w badaniach naukowych, ale jest uważana za szkodliwą: obniżającą poziom samoakceptacji i wprowadzającą „leczonych” w stan poczucia winy, mimo iż homoseksualność jest zgodnie przez psychiatrów, psychologów, seksuologów, neurobiologów i genetyków z całego świata uznawana za prawidłową orientację seksualną.

Dla Patryka Jakiego homoseksualizm jest chorobą. Zresztą nie tylko dla niego: wielu polityków z Prawa i Sprawiedliwości opowiadało się za takim pseudomedycznym podejściem do zagadnienia homoseksualności.

Krystyna Pawłowicz apelowała nawet o objęcie „leczenia” homoseksualizmu refundacją NFZ, chociaż coraz więcej krajów decyduje się na delegalizację terapii konwersyjnej. W opozycji do poglądów Krystyny Pawłowicz stanął ówczesny minister zdrowia, Bartosz Arłukowicz z Platformy Obywatelskiej, tłumacząc że homoseksualizmu się nie leczy, a sama taka praktyka jest nieetyczna.

A jak jest z naukowym podejściem do ochrony zdrowia u pozostałych organizacji politycznych?

Partia Razem jest zarówno za programami szczepień, jak i przeciwko terapii konwersyjnej homoseksualizmu. W kwestii „medycznej marihuany” zapowiada jednak ułatwienie dostępu do tego pseudomedycznego rynku, co w tym przypadku wskazuje na podejście nienaukowe.

Ruch Kukiz’15 obfituje w osoby o poglądach antynaukowych. Z list Kukiz’15 do sejmu w 2015 roku startowała wspomniana Justyna Socha ze STOP NOP. Jarosław Sachajko czy Piotr Liroy Marzec (nieobecny już w Kukiz’15), którzy dostali się do sejmu, jawnie wspierali lub wspierają ruch antyszczepionkowy.

Niektórzy działacze Kukiz’15 współpracowali nawet z Jerzym Ziębą – znanym szarlatanem, który na pseudomedycznych parafarmaceutykach dorobił się w 2017 roku dziesiątków milionów złotych, od których nie odprowadził uczciwie podatków, a który jest też silnie zaangażowany w biznes „medycznej marihuany”.

Również Paweł Skutecki z Kukiz’15 gorliwie współpracował i współpracuje z antyszczepionkowcami. Atakował też krajowe konsultantki ds. pediatrii i neonatologii. Jest kandydatem ruchu Kukiz’15 na prezydenta w Bydgoszczy.

Również w kwestii „medycznej marihuany” trudno posądzać działaczy Kukiz’15 o racjonalizm, chociaż najbardziej lobbujący za nią Piotr Liroy Marzec nie jest już w Kukiz’15. Warto dodać, że on także pojawił się na opisanej wcześniej konferencji propagującej „medyczną marihuanę”, gdzie obecni byli kandydaci PiS i SLD na prezydenta Warszawy w nadchodzących wyborach. To właśnie m.in. za jego lobbingiem (oraz lobbingiem dochodowego biznesu marihuanowego, do którego udało się przekonać sporą część politycznego establishmentu) parlament polski przyjął w roku 2017 ustawę o medycznej marihuanie, oddalając polskie ustawodawstwo od medycyny opartej na dowodach (ang. evidence based medicine).

Pomimo skrajnie antynaukowej postawy polityków i działaczy Kukiz’15, oceniając ten ruch warto zwrócić uwagę na postać Pawła Kukiza-Szczucińskiego, kandydata Kukiz’15 na Rzecznika Praw Obywatelskich. Jest on lekarzem, który brał udział w międzynarodowych, medycznych misjach humanitarnych. Jednoznacznie opowiada się za szczepieniami, przeciwko pseudomedycynie i przeciwko leczeniu homoseksualizmu. Niedawno wytoczył proces szarlatanowi Jerzemu Ziębie.

Janusz Korwin-Mikke niejednokrotnie sugerował lub twierdził wprost, że homoseksualizm jest patologią rozwoju. Lider partii Wolność popiera antyszczepionkowców w kwestii zniesienia obowiązku szczepień, który porównuje do niewolnictwa. Niezwykle groźne „odra-party”, czyli imprezy mające za zadanie świadome zarażanie dzieci zakaźnymi chorobami, oceniał pozytywnie jeszcze w latach '90. Lokalni działacze partii Wolność, m.in. Jan Pokrywka słyną z działalności pseudomedycznej i antynaukowej.

Edukacja narodowa

Skupimy się przede wszystkim na edukacji zarządzanej przez Ministerstwo Edukacji Narodowej, czyli na szkołach podstawowych, wygaszanych już gimnazjach oraz na szkołach średnich.

Tradycyjnie budzącym kontrowersje zagadnieniem związanym z powszechną edukacją jest przekazywanie w szkole wiedzy z zakresu fizjologii płci, seksuologii i psychologii, co zwykle określa się mianem edukacji seksualnej lub – jak wolą polscy konserwatyści – wychowania do życia w rodzinie. Obserwacje i badania z całego świata pokazują, że jednym z ważniejszych elementów pozytywnie wpływających na stan życia społeczeństw, pozwalających też na wychodzenie z ubóstwa, jest właśnie edukacja seksualna (więcej o tym zagadnieniu i związanych z nim korelacjach pisał w swojej książce pt. „Factfulness” Hans Rosling – zmarły już niestety szwedzki lekarz i naukowiec, profesor zdrowia międzynarodowego z prestiżowego Instytutu Karolinska, który przyznaje Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny lub fizjologii).

Choć religijni konserwatyści obawiają się edukacji seksualnej wierząc, że są to lekcje mające na uczyć przygodnego seksu, rozwiązłości oraz ryzykownych kontaktów seksualnych, w rzeczywistości są to zajęcia, na których młodzież uczy się nie tylko o układzie rozrodczym w kontekście rozmnażania (zjawisko mejozy i inne, omawiane na lekcjach biologii), ale także o tym, czym jest współżycie seksualne, o chorobach, które mu mogą towarzyszyć i jak się przed nimi zabezpieczać, o seksualności, o świadomości związanej z wyrażeniem zgody na kontakt seksualny itp. Dlatego polityka oparta na dowodach powinna uwzględniać wprowadzenie zajęć z edukacji seksualnej.

W kwestii edukacji seksualnej najbardziej antynaukowe podejście przedstawiają partie konserwatywne, przede wszystkim Prawo i Sprawiedliwość. Działacze PiS i – szerzej – Zjednoczonej Prawicy wielokrotnie wypowiadali się przeciwko edukacji seksualnej, powielając nieprawdziwe informacje na temat takich zajęć. Również Janusz Korwin-Mikke negował ich sens i potrzebę, rozpowszechniając na jej temat fałszywe informacje, m.in. nazywając ją okaleczaniem psychiki młodych ludzi.

Natomiast Platforma Obywatelska (wraz z Polskim Stronnictwem Ludowym) przez 8 lat rządów nie przeprowadziła porządnej reformy wychowania do życia w rodzinie.

Partie lewicowe – SLD i partia Razem – są tradycyjnie za wprowadzeniem rzetelnej edukacji seksualnej do szkół. Najsilniej za takim pomysłem opowiada się partia Razem.

Problematyczne dla niektórych polityków jest też nauczanie o najbardziej fundamentalnym zagadnieniu współczesnej biologii, czyli biologii ewolucyjnej. Zrozumienie jej mechanizmów pozwala uczyć się młodzieży o świecie ze zrozumieniem, bez „wkuwania” na siłę różnych pojęć, zjawisk i ich następstw. Spojrzenie na najpoważniejsze problemy zdrowotne, takie jak otyłość, nowotwory, epidemie chorób zakaźnych, przez pryzmat biologii ewolucyjnej, pozwala znacznie skuteczniej szukać sposobów na ich profilaktykę. Teoria ewolucji biologicznej jest jedną z najważniejszych teorii naukowych współczesnej nauki. Tymczasem w ostatnich latach politycy próbowali usunąć ważną część nauczania o ewolucji biologicznej ze szkół. Dobrze jest zwrócić uwagę na to, które partie polityczne lobbowały za znacznym obniżeniem poziomu nauczania biologii w polskich szkołach.

Podczas przygotowań reformy edukacji Ministerstwa Edukacji Narodowej znalazł się pomysł usunięcia teorii ewolucji z wymagań ogólnych z przedmiotu biologii w nowej, ośmioklasowej szkole podstawowej. Został on zapisany w podstawie programowej.

Choć obrońcy tej decyzji bronili się, że mowa jedynie o wymaganiach ogólnych, a nie szczegółowych, to chodziło o wykreślenie obowiązku zrozumienia różnych pojęć, zjawisk i mechanizmów w biologii w kontekście ewolucji biologicznej.

Dlatego też Komitet Biologii Środowiskowej i Ewolucyjnej Polskiej Akademii Nauk zaalarmował opinię publiczną w tej sprawie. Dzięki internetowym protestom udało się wymusić wycofanie zaplanowanych zmian. Cały ten niszowy, ale ważny dla środowiska naukowego skandal, spowodowany był reformą edukacji Prawa i Sprawiedliwości, kierowaną przez minister Annę Zalewską.

Z mniejszych partii natomiast wątek ewolucji biologicznej w negatywny sposób wykorzystuje Janusz Korwin-Mikke, nawiązując do nie mającego nic wspólnego z teorią ewolucji darwinizmu społecznego.

Rolnictwo oparte na dowodach

Kolejnym zagadnieniem jest rolnictwo. Istnieje spory rozdźwięk pomiędzy trendami promowanymi przez część polityków i aktywistów, a naukowymi ustaleniami i apelami naukowców. Kością niezgody jest przede wszystkim wykorzystanie biotechnologii rolniczej, w tym genetycznie zmodyfikowanych roślin, bez których nie będzie współczesnego, nowoczesnego i pozwalającego wyżywić miliardy ludzi rolnictwa. Temat ten nie jest niestety wolny od antynaukowego populizmu, wykorzystywanego przez niektórych polityków.

Genetycznie zmodyfikowane rośliny niosą wiele możliwości. Odmiany GMO odporne na szkodniki (np. bawełna bt) wymagają znacznie mniejszych oprysków pestycydami. I choć te, zastosowane zgodnie z etykietą, nie są szkodliwe, to zminimalizowane ich zużycie jest mniej obciążające dla organizmów i mikroorganizmów glebowych, które je rozkładają.

Rośliny genetycznie zmodyfikowane mogą być też odporne na susze (co dla wielu społeczeństw może być kwestią życia lub śmierci w kontekście zmian klimatycznych), mogą produkować prozdrowotne związki o potencjalnym działaniu przeciwnowotworowym. Mogą syntetyzować witaminy, których niedobór w niektórych regionach świata wciąż stanowi problem (przykładem takiej rośliny stworzonej charytatywnie jest genetycznie zmodyfikowany złoty ryż, niestety skutecznie blokowany m.in. przez aktywistów Greenpeace. Rośliny GMO mogą być odporne na choroby, jak w przypadku tęczowej papai GMO popularnej na Hawajach, która uratowała przed bankructwem wielu rolników.

Pomimo licznych zalet oraz faktu, że odmiany GMO są bardzo dokładnie badane, gdyż objęte są niezwykle restrykcyjnymi normami bezpieczeństwa, są w Unii Europejskiej blokowane przez europejskich Zielonych i silne, polityczne oraz aktywistyczne zaplecze producentów produktów żywnościowych z rolnictwa ekologicznego. To ostatnie jest mało wydajne i tym samym wymaga większych obszarów do wyprodukowania tej samej ilości żywności w przeliczeniu na jednostkę powierzchni. Przekłada się to pośrednio na niszczenie bioróżnorodności w skali globalnej, gdyż aby stworzyć więcej pól, potrzeba np. wyciąć las.

Początki rolnictwa ekologicznego wiążą się z pseudonaukowym ruchem zwolenników homeopatii (historię tę dokładnie opisał dziennikarz naukowy Marcin Rotkiewicz w książce „W królestwie Monszatana”). W konflikcie między rolnictwem opartym na dowodach, a rolnictwem ekologicznym chodzi nie tylko o strach przed GMO, ale także o pieniądze. Rolnictwo oparte na nauce jest bezkonkurencyjne dla zacofanego rolnictwa ekologicznego, stąd aby koncerny operujące „bio” żywnością mogły przetrwać i się rozwijać, muszą sięgać po najróżniejsze manipulacje lub kłamstwa: że żywność GMO jest szkodliwa, że żywność ekologiczna jest niepryskana pestycydami albo że jest zdrowsza dla konsumentów czy lepsza dla środowiska.

Jaki jest stosunek polskich partii politycznych do nowoczesnego rolnictwa opartego na dowodach, w szczególności do upraw roślin zmodyfikowanych genetycznie? Tutaj polska scena polityczna wypada bardzo źle. Prawo i Sprawiedliwość jest zdecydowanie negatywnie nastawione do GMO. To za obecnych rządów tej partii ustanowiono prawo, zgodnie z którym by uprawa roślin GMO mogła zostać założona, potrzebne są zgody wszystkich podmiotów w odległości 30 km. Czyni to stworzenie takich upraw zadaniem praktycznie niewykonalnym – i o to właśnie w tych przepisach chodziło. Za rządów Donalda Tuska Platforma Obywatelska także była przeciwna GMO, choć nie tak radykalnie jak Prawo i Sprawiedliwość.

Także wśród dzisiejszej opozycji nie brakuje partii antynaukowych w odniesieniu do rolnictwa. Genetycznie zmodyfikowanymi roślinami straszył przede wszystkim lider Polskiego Stronnictwa Ludowego – Władysław Kosiniak Kamysz.

"To jest zagrożenia dla życia i zdrowia naszych mieszkańców, naszych rodaków, trzeba przeciwdziałać, Polska musi być wolna od GMO" – mówił w 2017 Kosiniak-Kamysz.

Sugestia, że Polska jest w tej chwili wolna od GMO także jest nieprawdziwa. W Polsce pasza dla zwierząt na bazie roślin GMO jest szeroko obecna, a bez niej branża mięsna byłaby poważnie osłabiona. W aptekach dostępne są też leki, wytwarzane przez genetycznie zmodyfikowane bakterie, takie jak insulina, niezbędna do prawidłowego funkcjonowania dla tysięcy cukrzyków.

Ruch Kukiz’15 również w kwestii rolnictwa wypada najsłabiej na polskiej scenie politycznej. Zarówno sam Paweł Kukiz, jak i część jego szeregowych posłów wypowiadało się negatywnie na temat GMO, powielając fałszywe informacje. Jarosław Sachajko, poseł Kukiz’15, ma nawet powiązania z populistycznym ruchem „Polska wolna od GMO”. Mimo tego pracuje w sejmowej Komisji Rolnictwa. Podczas przemówień na temat GMO w sejmie ruch Kukiz’15 miał wsparcie wspomnianego już Jerzego Zięby, straszącego zmodyfikowaną genetycznie żywnością. Co ciekawe, Kukiz’15 zapowiadał projekty o znakowaniu produktów z GMO. Było to o tyle zabawne, że obowiązek taki istnieje już od prawie dwóch dekad w całej Unii Europejskiej, jeśli zawartość GMO przekracza 0,9 proc. ze składników produktu.

Z pozostałych partii wspomnieć trzeba jeszcze o Zielonych, którzy także są radykalnymi przeciwnikami biotechnologii rolniczej. Różnią się tym od partii Razem, która nie jest jej zdecydowaną przeciwniczką. Janusz Korwin-Mikke natomiast w roku 2011 opowiadał się za GMO.

Klimat i energetyka

Ostatnim zagadnieniem w świetle którego klarownie ocenić można przywiązanie do polityki opartej na dowodach partii politycznych jest ochrona środowiska. Przede wszystkim skupić się należy na globalnym ociepleniu, zmianach klimatycznych, zapobieganiu tym zjawiskom oraz na powiązanej z nimi energetyce jądrowej i węglowej.

Przeciwdziałanie globalnemu ociepleniu należy do najważniejszych wyzwań, jakie stawiane są współczesnemu światu. Jego następstwa będą miały duży wpływ na sytuację gospodarczą i polityczną właściwie na całym świecie. „Przesuwanie się” stref klimatycznych, „przesunięcia” pór roku, anomalie pogodowe, susze, uchodźcy klimatyczni, wymieranie gatunków spowodowane zbyt szybkimi zmianami, a przez to brakiem możliwości przystosowania się i wiele innych zagrożeń to efekty zmian klimatu.

Globalne ocieplenie zostało spowodowane przez działalność człowieka, przede wszystkim za sprawą spalania paliw kopalnych i tym samym uwalniania do atmosfery węgla, który wcześniej był skumulowany pod ziemią, a który potęguje efekt cieplarniany na Ziemi. Coroczne nadwyżki emitowanego przez ludzi CO2 szeroko rozumiana przyroda nie jest w stanie zaabsorbować. Ich kumulacja rok w rok od około 200 lat przyspiesza proces ocieplania się planety. Od pewnego momentu jest to, co gorsza, samonapędzająca się „kula śnieżna”, ponieważ lodowce które wcześniej odbijały światło słoneczne, chroniąc przed wzrostem temperatury Ziemi, topnieją w szybkim tempie.

Sposobem na spowolnienie, a w dalszej perspektywie – być może – zahamowanie globalnego ocieplenia antropogenicznego pochodzenia jest znaczne zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych. W tym celu należy zamienić energię z węgla alternatywnymi źródłami energii. Najbardziej efektywnym, najbezpieczniejszym i najczystszym klimatycznie źródłem energii elektrycznej jest energia jądrowa. Niestety padła ona ofiarą nasilonej kampanii fake newsów, począwszy od katastrofy w Czarnobylu, aż do tej w Fukushimie i później. Według jednej z wersji w wyniku katastrofy w Czarnobylu śmierć miało rzekomo ponieść 100 tysięcy osób na skutek chorób popromiennych, podczas gdy według najbardziej rzetelnego raportu Komitetu Naukowego ONZ ds. Skutków Promieniowania Atomowego były to „62 ofiary promieniowania, 6000 przypadków raka tarczycy, z czego 15 śmiertelnych”. W podobnie propagandowy sposób wykorzystano wydarzenia z Fukushimy, gdzie śmierci na skutek promieniowania nie poniosła ani jedna osoba, podczas gdy przez ewakuację w obawie przed promieniowaniem zginęło ponad tysiąc osób.

W rzeczywistości obecne technologie budowy elektrowni jądrowych zapewniają znacznie większe bezpieczeństwo, niż miało to miejsce w Fukushimie czy tym bardziej w Czarnobylu. Istnieją też wydajne sposoby utylizacji odpadów radioaktywnych.

Produkcja energii elektrycznej w taki sposób jest za to czysta klimatycznie – nie emituje istotnej objętości gazów cieplarnianych.

Jest również względnie korzystna dla przyrody i środowiska: nie wpływa tak negatywnie na ptaki i nietoperze ani na migrację organizmów wodnych, jak pozyskiwanie energii z wiatru czy wody. Nie jest też zależna od pogody, tak jak przy panelach słonecznych.

W tej części analizy chciałbym ocenić podejście polityków i ich partii do zjawiska globalnego ocieplenia – głównie w kontekście tego, czy nie negują faktu jego istnienia – a także stosunek do energetyki jądrowej: czy jest oparty na dowodach, czy poszczególni politycy trzymają się faktów, czy populistycznie straszą elektrowniami jądrowymi. W przypadku krajów Unii Europejskiej, zwłaszcza Polski, pojawia się tutaj jeszcze niezwykle ważny wątek geopolityczny, o którym dobrze jest pamiętać – osłabienie energetyki jądrowej, a co za tym idzie konkurencyjności firm budujących reaktory, oznacza wzmocnienie rosyjskiego Rosatomu.

W wątku tym warto zacząć od obecnego prezydenta, Andrzeja Dudy, wywodzącego się z Prawa i Sprawiedliwości. W roku 2013, na początku kwietnia, miały w Polsce miejsce opady śniegu. Zostało to wykorzystane przez negacjonistów klimatycznych (nazywanych też denialistami klimatycznymi), czyli osoby zaprzeczające faktowi globalnego ocieplenia i jego antropogeniczności.

Andrzej Duda napisał wówczas na Twitterze, że „Jak sobie pomyślę, że płacimy za »globalne ocieplenie« i popatrzę za okno to mnie trafia szlag".

I choć później, już jako prezydent, podpisał porozumienie paryskie, to w sierpniu 2018 patronował rządowej konferencji Pre_COP24, która miała za zadanie wypracować stanowisko rządu polskiego na szczyt klimatyczny w Katowicach, w grudniu 2018. Na konferencję tę nie zaproszono czołowego polskiego klimatologa, prof. Szymona Malinowskiego, za to o wystąpienie poproszono słynnego w skali międzynarodowej negacjonistę klimatycznego, Wiliama Happera czy profesora Jana Szyszko.

Beata Szydło natomiast w roku 2016 podkreślała znaczenie porozumienia paryskiego i mówiła o tym, jak ważne jest przeciwdziałanie globalnemu ociepleniu. Nie przełożyło się to jednak na jej politykę. Kiedy była premierem rządu PiS – również gorliwie broniono branży węglowej i opartej na niej energetyce, tak zabójczej dla klimatu i czystości powietrza. Przypomnijmy sobie jeszcze, że w roku 2012 Jarosław Kaczyński wyśmiewał związek między emisją gazów cieplarnianych, a globalnym ociepleniem.

"Weźmy proszę państwa sprawę CO2 i pakietu klimatycznego. Co to jest?" – pytał prezes PiS. "Ktoś próbuje wmawiać, że to ma jakieś znaczenie dla klimatu, to jest po prostu śmiechu warte. Po pierwsze, nie ma żadnych dowodów, że w ogóle wszystko razem ma jakiekolwiek znaczenie, a jest bardzo wiele dowodów na to, że nie ma".

Mateusz Morawiecki natomiast, podczas szczytu w Berlinie w czerwcu 2018, winą za problemy Polski z emisjami gazów cieplarnianych obarczył rządy komunistyczne, wypowiadając się jednocześnie jednoznacznie pozytywnie o energetyce jądrowej. „Polska po drugiej wojnie światowej, będąc pod dominacją Związku Radzieckiego, nie mogła rozwijać energii atomowej, jak choćby Francja, która obecnie nie ma problemu z CO2, a my mamy wielki problem” – tak słowa Morawieckiego parafrazował portal DW. W roku 2017 i 2018 z kolei rząd PiS informował o tym, że elektrownia jądrowa w Polsce powstanie.

Istotną częścią dialogu o emisji gazów cieplarnianych w skali Unii Europejskiej jest fakt, że Niemcom nie udało się obniżyć emisji CO2 według celów na 2020 rok właśnie przez wygaszanie elektrowni jądrowych zamiast węglowych, za czym silnie lobbowała niemiecka Partia Zieloni i niemiecki Greenpeace wykorzystując awarię elektrowni w Fukushimie. Rozsądnym podejściem w tej kwestii wykazał się przewodniczący Rady Unii Europejskiej Donald Tusk. W roku 2016 przyznał szczerze i wprost, że kilka lat wcześniej miał wątpliwości co do tego zjawiska, ale obecnie nie można już zaprzeczać tak oczywistym faktom. Co symboliczne, gdy wypowiadał te słowa na Grenlandii, obok niego runął kawał lodu. Donald Tusk jest też zwolennikiem budowania elektrowni jądrowych w Polsce. Zainicjował program budowy, z którego jednak niewiele wynikło. Tymczasem – i świadomość tę ma również obecny premier Mateusz Morawiecki – przejście Polski z energetyki węglowej na jądrową jest najważniejszym i najskuteczniejszym możliwym ruchem w obniżeniu przez Polskę emisji gazów cieplarnianych, a także (w mniejszym stopniu) poprawy jakości powietrza.

Mniej rozważnym podejściem do elektrowni jądrowych w porównaniu do Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej wykazał się Sojusz Lewicy Demokratycznej, który w roku 2014 zaproponował referendum dotyczące zgody na budowę elektrowni jądrowej w Polsce. Taką groźną ścieżką poszła np. Szwajcaria, której obywatele w referendum zdecydowali o rezygnacji z elektrowni jądrowych. Może to oznaczać powtórkę sytuacji z Niemiec, czyli niemożność obniżenia emisji CO2 albo nawet ich zwiększenie. Joanna Senyszyn z SLD w debacie zorganizowanej przez dziennikarkę Agatę Kowalską i TOK FM stwierdziła: "Gdyby elektrownia jądrowa miała nam korzyści przynosić, to byłabym »za«". W tej samej dyskusji przedstawicielka partii Razem mówiła, że jej partia nie jest jednoznacznie przeciwna, ale skłania się bardziej ku odnawialnym źródłom energii (wiatr, słońce, woda).

Zdecydowanie antynaukowym podejściem do polityki klimatycznej kieruje się Janusz Korwin-Mikke. Regularnie w swoich mediach twierdzi, że globalne ocieplenie nie istnieje lub że owszem, jest, ale nie przez działalność człowieka. Korwin-Mikke powtarzał też obalone wielokrotnie mity związane z globalnym ociepleniem, jak np. ten, że wulkany emitują więcej gazów cieplarnianych, niż ludzka działalność.

Podsumowanie

Prawo i Sprawiedliwość jest partią zróżnicowaną w podejściu do zagadnień naukowych i kierowaniu polityką w oparciu o fakty. Zdecydowany, irracjonalny sprzeciw wobec GMO miesza się tutaj z poparciem dla budowy elektrowni jądrowej. Wśród nieomawianych szerzej zagadnień PiS miał też zdecydowanie antynaukową politykę wobec Puszczy Białowieskiej i walki z kornikiem drukarzem – choć badania z Czech i Słowacji oraz opinie wielu naukowców z Polski i innych krajów jasno wskazywały na nieskuteczność i szkodliwość wycinania drzew, to rząd PiS do czasu zablokowania wycinki przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej uparcie stał za takim rozwiązaniem.

Platforma Obywatelska wykazuje się bardziej stabilnie pronaukowym podejściem w porównaniu do Prawa i Sprawiedliwości, podobnie jak jej koalicjantka – Nowoczesna i inna z nowszych partii – Partia Razem. Wypada też lepiej od PiS przy kwestii homoseksualizmu i jego pseudomedycznych sposobów „leczenia”. Podobnie w tym zestawieniu wypada Sojusz Lewicy Demokratycznej. Polskie Stronnictwo Ludowe natomiast, przez sprzeciw wobec GMO, wypada nieco słabiej od pozostałych tradycyjnych partii politycznych.

Najbardziej antynaukowe podejście w niemal każdej sprawie prezentuje ruch Kukiz’15. Jest to ugrupowanie zarówno często wspierające antyszczepionkowców, jak i przeciwne rolnictwu opartemu na dowodach z wykorzystaniem GMO. Pojedynczy działacze to za mało, by odmienić twarz ruchu.

Obok ruchu Kukiz’15 stoi partia Wolność Janusza Korwin-Mikkego, stawiająca sobie za cel dezinformację na temat globalnego ocieplenia.

Łukasz Sakowski. Biolog, autor bloga naukowego www.totylkoteoria.pl

Zmiana w tekście 13.10.2018: było: "Niemcom nie udało się obniżyć emisji CO2"; jest: "Niemcom nie udało się obniżyć emisji CO2 według celów na 2020 rok"

Przeczytaj także:

Komentarze