0:000:00

0:00

Spodziewany kryzys nadszedł: dyrektor ośrodka w Gostyninie zapowiada, że nie przyjmie tam już żadnego „pacjenta”. Napisał do prezesa Sądu Okręgowego w Szczecinie, że jeśli orzeknie zapowiadane umieszczenie w KOZZD pana Z.M., to nie wpuści go za bramę. Sąd ma bezpieczne wyjście z sytuacji. Ale problem jest systemowy. I palący.

W Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym na powierzchni przeznaczonej dla kilkunastu osób upchnięto ich już 91. Wszyscy – według oceny biegłych i sądu – skrajnie niebezpieczni. Niebezpieczni, a można ich upychać jak śledzie w beczce? Komuś brakuje wyobraźni. I odpowiedzialności.

Przeczytaj także:

Gostynin przez lata nikogo nie obchodził

Po latach wyobraźnia zadziałała widać u dyrektora KOZZD Ryszarda Wardeńkiego – zdał sobie sprawę, że za chwilę on sam może odpowiadać za sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia „pacjentów” i personelu.

Nikogo przez lata skandal w KOZZD nie obchodził. Umieszczeni tam po odbyciu kary byli skazani dla większości opinii publicznej nie zasługują na ludzkie traktowanie.

Ponieważ nikogo to, co się dzieje w ośrodku (poza Rzecznikiem Praw Obywatelskich, organizacjami zajmującymi się prawami człowieka, psychiatrami i psychologami), nie obchodziło, władza mogła – zamiast wyłożyć pieniądze na nowy ośrodek – po prostu zwiększać na papierze (w rozporządzeniu) liczbę miejsc w placówce.

Żyrował to swoim nazwiskiem minister zdrowia, pod którego podczepiono ośrodek, by udawać, że nie jest on więzieniem, tylko placówką leczniczą.

W ten sposób z kilkunastu miejsc zrobiło się 60. I na fikcyjnych 60 miejsc przypada teraz 91 osób. Śpiących w jednoosobowych pokojach po ośmiu, na piętrowych pryczach. Dwa tygodnie temu ogłosili głodówkę protestacyjną – kolejną. Cud, że jeszcze nikt nie zginął.

Krąg strachu

Teraz i minister zdrowia przestraszył się odpowiedzialności za te tragiczne warunki i oszukańcze machinacje z miejscami. Odpowiedzialny za KOZZD wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski napisał do wiceministra sprawiedliwości Michała Wosia, że „pacjenci” do KOZZD nie mogą już być przyjmowani:

„Nadmierne zagęszczenie, jakie panuje w ośrodku (łóżka piętrowe, po kilka osób na bardzo małej powierzchni), uniemożliwią przyjęcie nowych pacjentów, a brak powierzchni lokalowej zagraża bezpieczeństwu personelu i pacjentów, nie pozwala również na stworzenie dodatkowych sal i łóżek dla pacjentów. Przebywanie pacjentów w salach wieloosobowych powoduje liczne akty agresji słownej i fizycznej pacjentów wobec personelu oraz składanie przez pacjentów licznych pozwów sądowych związanych z warunkami pobytu. Zmiana rozporządzenia Ministra Zdrowia i zwiększenie liczby łóżek w samym akcie prawnym w żaden sposób nie wpłynie na poprawę warunków lokalowo-przestrzennych i sanitarnych”.

Miłkowski zwraca uwagę, że sześć osób umieszczono w KZZD bezprawnie – decyzją sądu o „zabezpieczeniu” na podstawie przepisów stosowanych do rzeczy, a nie ludzi. Sąd Najwyższy w 2019 r. uznał, że to niedopuszczalne, a mimo to sądy wciąż tak orzekają.

Dalej wiceminister pisze: „Jednocześnie zauważam, że w stosunku do 20 pacjentów przebywających w ośrodku, wobec których biegli wnioskowali wielokrotnie do Sądu Okręgowego w Płocku o zwolnienie tych osób albo zastosowanie wobec nich nadzoru prewencyjnego lub umieszczenie w szpitalu psychiatrycznym, nie została podjęta dotychczas żadna decyzja ze strony sądu”.

Dlaczego?

Sędziowie boją się odpowiedzialności za wypuszczenie kogokolwiek z KOZZD. Przez siedem lat wypuścili – na wniosek biegłych – tylko jedną osobę.

Ktoś za to odpowie

W ogóle wszystko opiera się na strachu. Przez lata skazani po odbyciu kary po prostu wychodzili na wolność. Teraz kiedy pojawiła się możliwość umieszczenia ich w KOZZD, dyrektorzy więzień chętnie ślą odpowiednie wnioski do sądów. Częściowo ze strachu przed odpowiedzialnością, jeśli wypuszczony popełni przestępstwo.

Biegli z kolei ze strachu wolą stwierdzić, że dana osoba stanowi niebezpieczeństwo, niż że nie stanowi. Sąd boi się tej opinii nie podzielić. A potem boi się wypuścić z KOZZD. Krąg strachu i niemożności się zamyka. A że dyrektor KOZZD bał się odmówić przyjęć, a minister zdrowia posłusznie zwiększał na papierze liczbę miejsc – interes kręcił się bez przeszkód i rząd nie czuł się w obowiązku wyasygnować drobnej sumy na budowę nowego ośrodka.

Teraz w oczy zagląda im odpowiedzialność karna za niedopełnienie obowiązków i narażenie zdrowia i życia. Swoim pismem minister zdrowia chce się podzielić odpowiedzialnością. Wszak minister sprawiedliwości jest też prokuratorem generalnym…

Rytualna histeria

Inna rzecz, że miesiąc temu, na poświęconym sytuacji w KOZZD posiedzeniu senackich komisji praw człowieka i zdrowia, Ministerstwo Sprawiedliwości obiecało odnieść się do propozycji legislacyjnych dotyczących KOZZD i do dziś tego nie zrobiło.

W jego gestii byłoby uregulowanie sprawy wykonywania postanowień sądów o umieszczeniu kogoś w ośrodku. Zresztą to MS było autorem (za rządów PO) ustawy o KOZZD. Teraz unika odpowiedzialności.

Po odmowie przyjęcia kolejnego pacjenta zapewne media zaalarmują, że „niebezpieczni” będą na wolności, grożąc naszemu bezpieczeństwu. I odbędzie się rytualna histeria, po której dyrektor albo złoży dymisję, albo przyjmie 92. „pacjenta”.

Tymczasem wystarczy, żeby sąd orzekł – jeśli to naprawdę niezbędne – zamiast umieszczenia w KOZZD nadzór prewencyjny, przewidziany w tej samej ustawie dla „niebezpiecznych”.

Z ewaluacji działania ustawy, którą przeprowadzono dwa lata temu, wynika, że taki nadzór jest skuteczny w 100 proc. – nikt nim objęty nie popełnił przestępstwa.

Tak więc Sąd Okręgowy w Szczecinie, który ma orzec 19 lutego w sprawie pana Z.M., ma bezpieczną alternatywę. Podobnie jak inne sądy. Upychanie ludzi w KOZZD to przyczynianie się do tworzenia zagrożenia dla zdrowia i życia ok. 200 osób – licząc personel. Sądy powinny i tę okoliczność brać pod uwagę.

W OKO.press o sytuacji osób umieszczonych w Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie piszemy regularnie od lat. Artykuły możecie znaleźć pod tagiem: https://oko.press/tag/osrodek-w-gostyninie/

Ewa Siedlecka jest publicystką "Polityki". Ten tekst ukazał się na jej Blogu Konserwatywnym.

;

Udostępnij:

Ewa Siedlecka

Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.

Komentarze