"Jeden w Gostyninie ślub brał. Rodzina się rozpadła, bo ileż ta kobieta ma czekać? Tylko Penelopa taka zawzięta" - mówi osadzony w ośrodku "dla niebezpiecznych". "Mieli nas resocjalizować, a możemy tylko patrzeć, jak nasze szanse na normalne życie niszczeją"
Protest trwa już czwarty dzień. Odmówienie jedzenia to dla osadzonych w Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym jedyny sposób domagania się zmian i poprawy warunków w permanentnie przepełnionej placówce.
Ostatni protest głodowy, który osadzeni przeprowadzili w czerwcu 2020 roku, przyniósł kilka małych zwycięstw, ale nie zmienił wiele w funkcjonowaniu ośrodka.
Choć mieli tu trafiać tylko najniebezpieczniejsi przestępcy, a pojemność ośrodka określono na maksymalnie 60 osób, dziś jest ich już 91. Niektórzy w więzieniu byli kilka lat. Inni podczas długiej odsiadki układali sobie życie na wolności, ale trafili do Gostynina, z którego wyjść nie sposób - dobre opinie i udział w terapii niewiele zmieniają.
W koszmarnych warunkach placówki pozorującej ośrodek terapeutyczny marzeniem zaczyna być powrót do więzienia.
Końca protestu na razie nie widać. Dyrekcja poszła na drobne ustępstwa. „Udostępnili nam w końcu igłę i nitkę, żebyśmy mogli guzik przyszyć. Trzeba było 5 lat, żeby tak ważną decyzję podjąć” – mówi OKO.press Tadeusz S., jeden z protestujących osadzonych.
Dodaje, że "najważniejszego powodu protestu oczywiście nikt nie ruszył”. Czyli istnienia samej dziurawej ustawy, która powołała ośrodek do życia, niewiele myśląc o tych, którym przyjdzie w nim żyć.
Senackie komisje, które pochyliły się niedawno nad sytuacją w KOZZD, zobowiązały ministerstwo zdrowia do przedstawienia projektu nowelizacji jeszcze w lutym.
Według relacji osadzonych do protestu przystąpiło pierwszego dnia 40 osób. Kilka osób już zrezygnowało ze względu na stan zdrowia. "Jak ktoś jest po 2 zawałach, trudno, żeby głodował, ale i tak dobrze, że te dwa dni wytrwał" - komentuje Tadeusz S.
Jedną osobę z inicjatywy usunięto, bo była agresywna wobec personelu. "Nie możemy sobie na takich pozwolić, bo zaraz nas wszystkich oskarżą o agresję. To zawsze tak działa. Wiedzą, że jest tu Mariusz T., to zaraz myślą, że my wszyscy za to samo tu siedzimy".
A osadzeni czasem trafiają do Gostynina nawet po krótkich wyrokach. "Jest tu jeden chłopak z Łodzi, w więzieniu siedział 3 czy 2 lata za groźby karalne. Karany pierwszy raz, i co z tego? Siedzi w Gostyninie i też go od bestii wyzywają. Ciężko to znosi. Jego matka do nas dzwoni, żebyśmy pomagali, bo sobie psychicznie nie radzi" - mówi Tadeusz.
Głodujący żądają między innymi wyjaśnień w sprawie śmierci jednego z osadzonych z powodu COVID-19. O tym, że KOZZD nie został przygotowany na zagrożenie pandemią mimo podeszłego wieku wielu osadzonych, pisaliśmy już tutaj:
Dla protestujących samo bycie zamkniętym w KOZZD jest "w oczywisty sposób ponownym uwięzieniem i jako takie sprzeciwia się zasadom prawa - ne bis in idem [nie dwa razy w tej samej sprawie], nullum crimen nulla poena [bez przestępstwa, nie ma kary] i lex retro non agit [prawo nie działa wstecz]".
"Nie godzimy się na praktycznie bezterminową izolację pod pozorem prowadzenia terapii, na niszczenie nas i naszych rodzin, na więzienie po raz kolejny za to samo i stosowanie niczym nieuzasadnionych represji w trakcie izolacji, na pozorną resocjalizację, kiedy robi się wszystko, by nas z każdym dniem coraz bardziej odizolować od społeczeństwa" - czytamy w oświadczeniu.
"Nie godzimy się na izolację w warunkach gorszych niż więzienne, na dalsze odczłowieczanie i nazywanie nas »bestiami«, zmuszanie do popełniania czynów niezgodnych z prawem, bo »jak dożywocie, to lepiej w więzieniu«".
Ośrodek w Gostyninie formalnie nie jest zakładem karnym, tylko ośrodkiem leczniczym - nie przebywa się tutaj z powodu już popełnionej zbrodni, ale z powodu zbrodni, którą z "co najmniej wysokim prawdopodobieństwem" popełniłoby się w przyszłości.
„Papierosów palić nie można, bo to placówka zdrowotna. Ale jak przyszło do przyznania chłopakom zasiłków, to opieka społeczna odmówiła, argumentując, że jesteśmy więźniami. Jedna z osób pracujących w biurze Rzecznika Praw Pacjenta nazwała KOZZD »więzieniem terapeutycznym«” - komentuje Tadeusz.
"Lekarstwa są, a owszem, do tego ostentacyjnie noszone przez strażników pałki, kajdanki, gaz… Dość dziwny zlepek medykamentów jak na szpital…" - ironicznie zauważono w oświadczeniu.
Głodujący domagają się m.in. sporządzania i wydawania indywidualnych planów terapeutycznych pacjenta - ustawa do tego zobowiązuje. "Jak dotychczas taki plan został wydany w dwóch przypadkach, kolejne prośby są załatwiane odmownie" - piszą protestujący i zastanawiają się, czy nie znaczy to przypadkiem, że żaden taki plan nie istnieje? "Może nie warto go pisać z uwagi na dożywotnią izolację, przecież w takiej sytuacji wszelka terapia traci sens".
O tym, że o prawdziwej terapii w KOZZD nie ma mowy mówi raport Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur.
KOZZD nie jest formalnie więzieniem, więc jeśli komuś mimo wszystko uda się popełnić tu przestępstwo, może zostać odesłany do zakładu karnego.
"Niedawno jeden chłopak pojechał, miał jakiś wyrok w zapasie. Mamy z nim kontakt, chwali sobie. Mówi: inny świat. Więc ludzie się starają, żeby ich też wysłali. Niektórzy specjalnie prowokują personel, żeby tylko zrobili im sprawę. Czasem mają już nawet papierosy pokupowane, żeby mieć do więzienia"
- relacjonuje Tadeusz i przyznaje, że personel składa sprawy o zniewagę i groźby karalne, choć biegli uznają potem, że w takim miejscu, jak to, gdzie przebywać mają osoby zaburzone, przeklinanie jest dopuszczalne.
Najgorszym problemem, z którym muszą sobie radzić osadzeni, jest brak nadziei, że coś się dla nich kiedyś zmieni. Są coraz bardziej przekonani, że nigdy już nie uwolnią się od zaduchu wieloosobowych pokoi, w których można jedynie uchylić lufcik, od ciągłej kontroli i kamer w toalecie, braku przestrzeni czy możliwości pójścia na spacer. W codziennym życiu drażni nawet poszarpana wędlina, którą pracownicy kuchni kroją plastikowym nożem (innych na terenie ośrodka się nie dopuszcza).
„Wszyscy powtarzają od lat, że ustawa jest wadliwa i co? Nic się nie dzieje. Naszym kosztem. Bo to nasze rodziny się rozpadają, nasze domy i działki zarastają – jak moja. Policja mówi, że las się tam już zrobił. Nie skazano nas na Gostynin kiedy szliśmy do więzienia. Tam mówiono nam: przygotuj się do życia na wolności. I tak człowiek się szykował, robił plany. Teraz możemy tylko bezradnie patrzeć jak, zamiast nas resocjalizować, to się naszym szansom na resocjalizację pozwala niszczeć” - mówi Tadeusz S.
Niektórzy przekroczyli już ten moment. Nie chcą wychodzić, bo nie mają już gdzie pójść, inni tracą nadzieję.
"Jeden z osadzonych w Gostyninie ślub brał. Rodzina się rozpadła, bo ileż ta kobieta sama ma czekać? Tylko Penelopa taka zawzięta. Inny kolega z oddziału też się przyszykował. Ma gdzie mieszkać, ma pomoc, rodzina na niego czeka. Chciałby resztę lat, które mu zostały jakoś spędzić, a siedzi tutaj. Widzimy, że o wiele groźniejsi wychodzą na wolność, a my siedzimy. Bo co, boją się dziadka, który ma ponad 80 lat i nawet na spacery nie ma już siły wychodzić?".
W ośrodku wbrew ustawie przebywają też osoby chore psychicznie, które nie mogą tu liczyć na odpowiednią pomoc. Protestujący domagają się, aby przeniesiono je do zakładów psychiatrycznych. I zastanawiają się czasem, czy sami nie zachorują od siedzenia w KOZZD.
„Na drugim oddziale był jeden – przyjechał zdrowy, a potem zwariował" - uważa Tadeusz S. "Może to te lekarstwa? Nie są obowiązkowe, ale że dają, to ludzie biorą, żeby nie myśleć, co się tu dzieje. Czasem się zastanawiam, co lepsze – być zdrowym czy chorym? Przynajmniej sobie chyba człowiek nie zdaje z niczego sprawy".
Głodujący osadzeni piszą w oświadczeniu, że protest jest aktem desperacji. Przypominają, że wszystkie inne starania wpłynięcia na zmianę ustawy o KOZZD nie przynoszą efektów. Wymieniają blisko 50 zignorowanych przez władze wystąpień Rzecznika Praw Obywatelskich, krytyczne uwagi Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur, Europejskiego Komitetu do spraw Zapobiegania Torturom oraz Nieludzkiemu lub Poniżającemu Traktowaniu albo Karaniu i ekspertów działających na zlecenie Biura Analiz Sejmowych.
Wspominają o upartym łamaniu prawa również przez sądy, które wbrew uchwale Sądu Najwyższego wysyłają osoby do Gostynina w ramach "zabezpieczenia" na czas rozpatrywania ich skierowania do ośrodka. Skąd ta niezgodność? Tłumaczymy tutaj:
Jeszcze drastyczniejsze są przypadki osób, wobec których zapada w końcu wyrok zwalniający ich z zabezpieczenia na wolność, ale nikt ich o tym nie informuje i siedzą dalej.
"Byłem w Gostyninie przez 4 miesiące bez żadnej podstawy prawnej. Sąd uchylił wyrok, a ja nic nie wiedziałem. Potem Sąd Apelacyjny próbował nawet skierować mnie znowu do KOZZD z datą wsteczną" - mówi Tadeusz S.
Czego życzą sobie protestujący? Rozmowy z ministerstwem. Jak dotąd, nikt nie przyjechał. Rzecznik Praw Obywatelskich po raz kolejny napisał do ministra zdrowia pytając, co zamierzają zrobić w sprawie Gostynina.
Ośrodkiem zajmują się obecnie senackie komisje Praw Człowieka, Praworządności i Petycji oraz Zdrowia, które wezwały resorty zdrowia oraz sprawiedliwości do pilnego przedstawienia już w lutym projektu nowelizacji ustawy regulującej pobyt w ośrodku. Jeśli taki projekt nie powstanie, Senat może sam wystąpić z inicjatywą ustawodawczą.
Prawa człowieka
Adam Bodnar
Adam Niedzielski
Ministerstwo Sprawiedliwości
Ministerstwo Zdrowia
Rzecznik Praw Obywatelskich
Gostynin
KOZZD
Ośrodek w Gostyninie
więziennictwo
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Komentarze