Radni Krakowa zdecydowali: Bunkier Sztuki nie zostanie połączony z Muzeum MOCAK. Presja aktywistów przyniosła efekty. Walka o galerię to nie tylko środowiskowa rozgrywka artystów. To także zapowiedź zmian pokoleniowych w polityce Krakowa oraz nadzieja na przełamanie skostnienia polityki kulturalnej miasta. Analiza OKO.press
Nie udało się połączyć galerii Bunkier Sztuki z Muzeum MOCAK. Krakowscy radni zagłosowali przeciw – także większość tych z Koalicji Obywatelskiej, która rządzi miastem wspólnie z prezydentem Jackiem Majchrowskim. Instytucje mają nadaną przez Majchrowskiego wspólną dyrektorkę – jest nią Maria Potocka, rządząca Bunkrem od dwóch miesięcy – ale pozostaną osobne. O zachowanie ich specyfiki walczyli artyści, związkowcy, krytycy.
Choć Bunkier w porównaniu z innymi instytucjami kultury wcale nie ma wysokiego budżetu, ludzie prezydenta sypali okrągłymi zdaniami o racjonalności ekonomicznej wynikającej z połączenia. Sugerowali, że działanie galerii w obecnym kształcie pozbawione jest finansowego sensu. Władze powtarzały jak mantrę komunały o konieczności remontu budynku galerii, a jednocześnie nie wykonały realnych kroków, by zapewnić galerii miejsce działania na czas prac budowlanych.
To wywołało opór. Były listy otwarte i protesty, a nawet formułowana przez środowisko artystyczne groźba bojkotu MOCAK-u.
Dlaczego tylu ludzi było przeciw? Bo muzeum jest dla turystów, a galeria jest miejscem żywej sztuki.
Bo władze dyskredytującym pracę Bunkra uzasadnieniem uchwały o połączeniu po prostu obraziły wielu artystów i pracowników, a jeśli nawet zauważyły jakieś realne problemy – to proponowane przez prezydenta rozwiązania tylko pogorszyłyby sytuację. O sprawie pisaliśmy w OKO.press wielokrotnie.
Plan okazał się kompromitacją prezydenta Krakowa. Jacek Majchrowski znany jest do lat jako wytrawny gracz i polityczny macher. Ostatnio pokazał to w czasie przedwyborczych targów z krakowską Koalicją Obywatelską – grał twardo, aż ugrał, co chciał. Ale w tej kluczowej z punktu widzenia polityki kulturalnej sprawie okazał się po prostu zaskakująco nieskuteczny. Próbował uparcie zrobić coś, co od początku szereg kompetentnych osób oceniało negatywnie. I mu się to nie udało, zaś jego plan utrącili m.in. jego koalicjanci.
Sprawa Bunkra to także symptom powolnych, lecz nieubłaganych zmian pokoleniowych w polityce Krakowa. Ważną rolę w obronie Bunkra odegrała Nina Gabryś, najmłodsza krakowska radna, wybrana z poparciem Nowoczesnej, deklarująca się jako feministka, zabiegająca o wprowadzenie w Krakowie karty LGBT czy o udogodnienia dla mniejszości ukraińskiej. Od początku przeciw pomysłowi Majchrowskiego był też (w całości) najmłodszy klub w radzie – Kraków Dla Mieszkańców. Jego lidera Łukasza Gibałę – byłego posła PO i TR, milionera i siostrzeńca Jarosława Gowina – trudno uznać za świeżą siłę, jednak jego ludzie – np. Łukasz Maślona – potrafili w sprawie Bunkra pokazać się jako twarze zmiany w krakowskim samorządzie. Zresztą, sprawa Bunkra przekroczyła podziały partyjne – „za” połączeniem byli pojedynczy radni tak PiS, jak i KO. Większość pomysł jednak odrzuciła.
Z kolei prezydent Majchrowski wyszedł na polityka anachronicznego. W swoim stosunku do kultury nie pierwszy raz okazał się człowiekiem jakby z innej epoki, gdy słowo „kultura” znaczyć miało „budynki”, a nie „ludzie”, „idee” czy „więzi społeczne”.
Trudno znaleźć kogoś, kto uważałby, że racjonalne gospodarowanie pieniędzmi w kulturze czy dbałość o infrastrukturę nie są ważne. Ale Majchrowski potraktował tworzących galerię ludzi jako niezbyt istotną „wkładkę mięsną”, a samą instytucję kultury jak turystyczny bibelot.
W całej sprawie niejasną rolę odegrał również minister Piotr Gliński, który okazał się tu sojusznikiem prezydenta Majchrowskiego. Szef resortu kultury zaszkodził wcześniej artystycznemu Krakowowi, dewastując Narodowy Stary Teatr dla własnych politycznych interesów. Teraz na prośbę Majchrowskiego zaskakująco łatwo zgodził się na odstąpienie od konkursu na dyrektora Bunkra, choć chętnie gardłuje za przewagami procedury konkursowej nad powoływaniem szefów z mianowania. Tylko jednak wtedy, gdy jest to korzystne dla interesu bliskich PiS środowisk.
Głosowanie ws. Bunkra pokazało środowisku kultury, że mobilizacja ma sens. Nawet w Krakowie.
Związkowcy z Inicjatywy Pracowniczej, artyści, krytycy i aktywiści potrafili wytłumaczyć radnym, że prezydent ma zły pomysł. Ludzie kultury może nie są bardzo wpływowi, potrafią być jednak głośni.
A dla ratowania nadszarpniętego wizerunku Krakowa jako ważnego ośrodka kulturalnego, z którego uznani artyści w ostatnim czasie masowo wyjeżdżali do Warszawy albo dalej – są po prostu potrzebni.
Po tym sukcesie tzw. środowisko – twórcy, pracownicy i uczestnicy kultury – nie może jednak osiąść na laurach. Częściowa wygrana w sprawie Bunkra może być szansą na przemyślenie polityki kulturalnej Krakowa, uczynienia jej bardziej otwartą tak na świat istniejący poza Sprawą Polską i podwawelskimi błoniami, jak i na artystów nieco młodszych niż Piwnica Pod Baranami – jak działo się to od lat w Bunkrze. A także bliższą problemom różnych grup społecznych, niekoniecznie widocznych w mieście, o których również opowiadała galeria. Bunkier jako punkt mobilizacji mógłby się stać przyczółkiem walki o kulturalny Kraków trochę bliższy rokowi 2019.
Kultura
Piotr Gliński
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Bunkier Sztuki
Jacek Majchrowski
Kraków
Łukasz Gibała
Nina Gabryś
dziennikarz, krytyk teatralny i publicysta. Od 2012 stały współpracownik "Gazety Wyborczej", od 2009 - "Dwutygodnika". Pisze m.in. o kulturze, cenzurze, samorządach i stosunkach państwo-Kościół.
dziennikarz, krytyk teatralny i publicysta. Od 2012 stały współpracownik "Gazety Wyborczej", od 2009 - "Dwutygodnika". Pisze m.in. o kulturze, cenzurze, samorządach i stosunkach państwo-Kościół.
Komentarze