Jeśli do strajkujących robotników w porę nie dotrą informacje o funduszach pomocowych, tworzonych dla pozbawionych pracy za udział w protestach, jeden z trzech filarów rewolucji może się załamać. Tym bardziej, że Łukaszenka znów przykręca śrubę
Od wyborów prezydenckich na Białorusi minęło już 12 dni. Mimo to Białorusini nadal pokojowo protestują przeciwko wyborczym fałszerstwom, dzięki którym rządzący krajem od 1994 roku Aleksandr Łukaszenka miał otrzymać aż 80 proc. głosów.
Jeszcze o godz. 23.00 czasu białoruskiego (22.00 czasu polskiego) w czwartek 20 sierpnia w Mińsku ludzie zgromadzeni na placu pod parlamentem, skandując i śpiewając, domagali się zmian. Protesty miały miejsce nie tylko w stolicy kraju, ale także w innych miastach.
[embed]https://twitter.com/HannaLiubakova/status/1296500320839897091[/embed]
[embed]https://twitter.com/BFreeTheatre/status/1296532045917761538[/embed]
Ale jak donosi reporter OKO.press Maciek Piasecki, reżim Łukaszenki, po kilku dniach wyraźnego odwrotu przeszedł do nowego kontrataku.
"Tym razem, podobnie jak w ubiegłym tygodniu, przy pomocy ciężkich transporterów, armatek, granatów i pałek. To zresztą wywołało nową mobilizację wśród protestujących, gdyż widok pokiereszowanych ciał i opowieści o torturach tych, którzy wyszli z aresztów, zmobilizował wcześniej obojętnych" - napisał dla nas Maciek.
Zdjęcia brutalnie pobitych manifestantów obiegły internet. Z aresztów, gdzie przetrzymywanych jest kilka tysięcy zatrzymanych protestujących, w nocy dobiegają krzyki. Przeciwko brutalności służb już kolejny dzień protestowały Białorusinki ustawione wzdłuż placu Niepodległości w Mińsku, z kwiatami w dłoniach.
Tymczasem minister obrony Białorusi Wiktar Chrenin zarządził "kompleksowe, taktyczne ćwiczenia wojskowe" w okolicach Grodna.
"Z kimkolwiek się tu nie rozmawia, nikt nie jest w stanie dać jednoznacznej diagnozy" – pisze Maciek. Jego zdaniem nastroje najlepiej ilustruje obrazek z sinusoidą idącą między hasłami „Koniec reżimu!” do „Nas wszystkich rozstrzelają“, który robi furorę w białoruskim internecie.
Jak pisaliśmy w OKO.press w środę 19 sierpnia w całym kraju trwają wiece wsparcia dla strajkujących w zakładach pracy. Wtedy z samego rana około 2 tys. osób zebrało się pod Mińską Fabryką Traktorów, oczkiem w głowie Łukaszenki. Namawiali idących do pracy, żeby ci dołączyli do strajku.
Jak informuje telewizja Bełsat w całym kraju strajkują już 144 zakłady pracy.
"Strajkują sztandarowe państwowe przedsiębiorstwa przemysłu ciężkiego, zakłady chemiczne i kopalnie. Pracę zawiesiła nawet część pracowników Białoruskiej Elektrowni Jądrowej w Ostrowcu. Do robotników dołączyli też pracownicy instytucji kultury – teatrów, muzeów, filharmonii, a nawet państwowych mediów. Rezygnacją z reprezentowania kraju w zawodach sportowych grożą też sportowcy" - czytamy w artykule Bełsatu.
Zarazem jednak zza bram fabryk dochodzą informacje o zastraszaniu strajkujących robotników: strajk jest tu bowiem nielegalny, gdy nie poprzedza go okres ostrzeżenia, nie może też dotyczyć spraw polityki. Dwaj członkowie komitetu strajkowego zostali dziś (20 sierpnia 2020) zatrzymani.
"Białorusinów, ludzi ekstremalnie praworządnych, którzy na demonstracjach przed wejściem na ławkę zdejmują buty i nigdy nie wchodzą na trawniki, może to odwieść od wystąpienia przeciw władzy" - pisze Maciek Piasecki. Te obawy potwierdza w rozmowie z nim Violetta Savchits, dziennikarka Radia Wolna Europa.
Jeśli do robotników w porę nie dotrą informacje o funduszach pomocowych, tworzonych dla pozbawionych pracy za udział w strajkach, jeden z trzech filarów rewolucji (obok działań politycznych Zjednoczonych Sztabów i niegasnących ulicznych pochodów) może się załamać.
Tym bardziej, że w czwartek 20 sierpnia wieczorem rosyjska agencja RIA, a za nią Reuters poinformowały, że władze Białorusi nakazały wszcząć śledztwo przeciwko Komitetowi Koordynacyjnemu, ciału stworzonemu z inspiracji opozycyjnej kandydatki na prezydentkę Białorusi Swiatłany Cichanouskiej. Komitet w zamyśle opozycji ma zapewnić pokojowe przekazanie władzy i organizację nowych wyborów.
Śledztwo prowadzone z inspiracji reżimu Łukaszenki ma wykazać, że Komitet chce nielegalnie przejąć władzę i zagraża bezpieczeństwu narodowemu Białorusi. Ta informacja może oznaczać, że w najbliższych dniach aparat władzy będzie próbował aktywnych opozycjonistów i po raz kolejny spróbuje zdusić opór społeczeństwa.
Sytuacji na Białorusi uważnie przygląda się prezydent Rosji Władimir Putin. Kraj ten uważa on za rosyjską strefę wpływów.
Od kilku tygodni Rosja wysyłała w stronę Białorusi sprzeczne komunikaty, bo też stosunki między Łukaszenką a Putinem nie układały się ostatnio najlepiej. W rosyjskich prorządowych mediach o rządach na Białorusi mówiono dość krytycznie. Dziś jednak ton się zmienił i rosyjska telewizja zaczęła ostro atakować protestujących.
Sam Putin, choć początkowo zapewniał, że w razie potrzeby przyjdzie Łukaszence "z pomocą", po rozmowie z przywódcami Francji, Niemiec i Unii Europejskiej, nieco złagodził ton.
"Uważamy, że przede wszystkim powinien toczyć się dialog wewnątrz Białorusi, dlatego, że jeśli inne kraje, w tym Rosja, zaczną prowadzić dialog z opozycją, to będzie to ingerencją w sprawy wewnętrzne" – powiedział dziś rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.
Także dziś, 20 sierpnia 2020, media obiegła informacja o hospitalizacji nieformalnego lidera rosyjskiej opozycji Aleksieja Nawalnego. Miał on poczuć się źle podczas lotu samolotem z Tomska do Moskwy. Konieczne było nagłe międzylądowanie w Omsku, by przetransportować go do szpitala.
"Rok temu, gdy Aleksiej był w areszcie, został otruty. Jak widać zrobili to znowu" - napisała na Twitterze rzeczniczka prasowa Nawalnego Kira Jarmysz. Tłumaczyła, że truciznę ktoś mógł dodać mu do herbaty, bo Nawalny nie pił tego ranka nic innego. Od tego czasu znajduje się na oddziale intensywnej terapii, wkrótce ma zostać przewieziony do innego szpitala. Jest w śpiączce, jego stan jest ciężki.
Nawalny to 44-letni prawnik i działacz opozycyjny, autor popularnego bloga i założyciel Fundacji Walki z Korupcją, która tropi nadużycia finansowe rosyjskich władz.
Władimir Putin miałby interes w tym, by na stałe wykluczyć go z rosyjskiej sceny politycznej. Jeżeli bowiem scenariusz białoruski miałby powtórzyć się w Rosji, to protesty miałyby tam tak potrzebnego lidera - właśnie Nawalnego. A informacje o protestach przebiły się już na wschód, część Rosjan solidaryzuje się z Białorusinami.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze