W nocy z środy na czwartek ktoś podpalił płot kampusu namiotów przeciwników PiS w centrum Warszawy. Patrol policji obudził jednego z aktywistów, a ten ugasił płomienie. Rozrzucone szmaty nasączone benzyną wskazują na celowe działanie
„Przed 2:00 w nocy budził mnie patrol policji. Zapytali czy rozpalam ognisko. Od strony Ambasady Kanady paliła się ściana ogrodzenia z płyt OSB. Tak do wysokości 2 metrów. Wokół rozrzucone szmaty też się paliły. Płomienie nie były wielkie, więc wziąłem bańkę z wodą i to ugasiłem. Szmaty pachniały ropą lub naftą – to jest ewidentna próba podpalenia” – mówi Maciej Bajkowski, aktywista, który protestuje przeciwko PiS pod Sejmem nieprzerwanie od ponad 7 lat. Kampus namiotów, czyli tzw. Miasteczko Wolności działa tam od grudnia 2016, czyli od momentu protestów związanych z głosowaniem budżetu w Sali Kolumnowej.
Ok. 2 metrów od podpalonego płotu stoi drewniana przyczepa, w której spało kolejnych dwóch aktywistów. Po ugaszeniu płomieni Bajkowski poszedł spać, nie budząc kolegów. O próbie podpalenia dowiedzieli się rano. Nikogo podejrzanego nie widział ani patrol, ani aktywiści. „Raz – dwa razy w miesiącu grożą nam, że nas spalą” – twierdzi Bajkowski. Miesiąc temu policja spisała jednego z grożących mężczyzn. Pół roku temu autor niniejszego tekstu również był świadkiem takich gróźb
W nocy technicy policyjni pobierali próbki z płotu i szmat, do południa – robili pomiary do prowadzonego postępowania. Bajkowski już złożył zeznania. Podinspektor Robert Szumiata potwierdza, że w nocy patrol zobaczył dym i „palące się przy taczce śmieci”. Nie trzeba było wzywać straży pożarnej. Potwierdza też obecność techników na miejscu i złożenie wyjaśnień przez Macieja Bajkowskiego. „Obecnie wydarzenie nie ma kwalifikacji, choć pan Bajkowski zeznał, że nie było zagrożenia zdrowia i życia, więc być może będziemy to traktować jako wykroczenie. Ale sprawy nie bagatelizujemy – wiemy, że były groźby karalne i będziemy to sprawdzać” – deklaruje podinspektor Szumiata.
„Dobrze, że to wszystko jest wilgotne, bo inaczej to nie wiem, jak by było” – mówi Bogdan Kucharski, drugi aktywista z Miasteczka. To on spał we wspomnianej przyczepie przy podpalonym płocie. W czerwcu 2022 r płomienie pojawiły się wewnątrz kampusu i spłonęło doszczętnie całe Miasteczko Wolności – tworzyło je osiem dużych namiotów. W środku był sprzęt nagłośnieniowy do demonstracji, namioty, śpiwory dla demonstrantów, materiały do pikiet gromadzone przez lata rządów „dobrej zmiany”. Straty materialne po pożarze Bajkowski szacował na min. 100 tys. zł. Było o krok od znacznie większej tragedii – z namiotów już ogarniętych płomieniami aktywiści i policjanci wynosili butle z gazem, które by tam zapewne eksplodowały.
„Wówczas nie znaleziono żadnych sprawców. Bo ich nawet nie szukano – śledztwo umorzono” – wspomina Bajkowski. Wcześniej zdarzały się fizyczne ataki na kampus i jego mieszkańców. Tylko Bajkowskiego dwukrotnie pobito w Miasteczku Wolności, w tym raz ciężko – wybito mu dwa przednie zęby.
Bogdan Kucharski ma nadzieję, że tym razem policja złapie podpalacza. Bajkowski w poście na Facebooku dodaje: „Od zmiany władzy policja skutecznie nas pilnuje. Dziękujemy”.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze