Zdaniem informatorów Washington Post, presja inwestorów na szybsze rozwijanie produktów Twittera spowodowała, że nowa funkcjonalność - Spaces - tworzona była w sposób nieodpowiedzialny. Pojawiły się już "pokoje" służące spotkaniom Talibów, dyskusjom dehumanizującym osoby transpłciowe czy propagowaniu nacjonalizmu
Twitter Spaces, dostępna od maja funkcjonalność platformy do ćwierkania, to dobry przykład tego, że świat nowych technologii napędza przynoszące zysk naśladownictwo, a nie ryzykowne innowacje. Eksperymentowanie giganci pozostawiają start-upom — takim jak Clubhouse, aplikacja do czatowania w formie audio. Wypuszczając ją na rynek w marcu 2020, jej twórcy trafili na niespodziewaną koniunkturę. Wywołane pandemią zapotrzebowanie na usługi umożliwiające komunikację na odległość wywołało zainteresowanie nową platformą społecznościową, które wzmacniała otoczka elitarności. Clubhouse początkowo dostępna była wyłącznie na urządzenia firmy Apple, a uzyskanie do niej dostępu wymagało posiadania zaproszenia od już zarejestrowanej osoby. Mimo to w szczycie popularności, który przypadł na początek 2021 roku, aplikacja notować miał aż 10 milionów użytkowników tygodniowo — wśród nich Marka Zuckerberga czy Jacka Dorseya.
To właśnie drugi z wymienionych CEO, do niedawna nadzorujący Twittera, jako pierwszy zaprezentował odpowiedź swojego przedsiębiorstwa na popularność Clubhouse’a. Wersja beta Twitter Spaces została zaprezentowana niemal dokładnie rok temu, kiedy to udostępniono ją wąskiemu gronu wybranych użytkowniczek. W tym kontekście dziwić mogą doniesienia dziennikarzy Bloomberg o tym, że Dorsey proponował twórcom konkurencyjnej aplikacji jej zakup. Można jednak podejrzewać, że realizował w ten sposób taktykę „skopiuj—zakup—zabij”, której stosowanie zarzuca się m. in. Facebookowi. Ostatecznie Twitter zatrzymał się na pierwszym z wymienionych kroków, stawiając na rozwój własnego klona Clubhouse’a.
Kulisy tego procesu ujawnione zostały niedawno przez Washington Post. Zeznania czwórki osób, które uczestniczyły w powstawaniu Spaces, ukazują toksyczność kultury stawiania ponad wszystko interesów inwestorów i problemy z rosnącą popularnością grupowych czatów audio. Zwracają również uwagę na zjawisko ignorowania wyrażających wątpliwości czy obawy głosów z wewnątrz przedsiębiorstwa będące jednym z głównych wątków Facebook Papers.
Zdaniem informatorów WaPo, płynącą ze strony inwestorów presja na szybsze rozwijanie produktów Twittera spowodowała, że Spaces tworzone były w sposób nieodpowiedzialny. Zbyt mało czasu poświęcano analizie ryzyka, zaś kluczowy temat moderacji zignorowano niemal zupełnie.
Osoby sugerujące spowolnienie tempa prac, by poświęcić więcej uwagi bezpieczeństwu produktu, miały być nie tylko lekceważone, ale wręcz usuwane ze spotkań. Wobec zautomatyzowanego kontrolowania treści audio pod kątem łamania regulaminu, analogicznego do mechanizmów kontroli tekstu, zdjęć czy wideo, przyjęto proste stanowisko: dostępne technologie tego nie umożliwiają, więc sprawę należy uznać za zamkniętą.
Zamiast tego odpowiedzialność za przebieg dyskusji w pokojach zrzucono na moderujących je prowadzących oraz słuchaczy. Ci pierwsi mogą wyciszać czy usuwać z pokoju uczestniczące w rozmowie osoby. Wszyscy zaś mają możliwość zgłaszania pojedynczych uzytkowników, jak również całych pokojów. Procedura rozpatrywania zgłoszeń jest jednak nieprzejrzysta, nie ma też możliwości zgłaszania konkretnych wypowiedzi, jak ma to miejsce w przypadku tekstowych tweetów. W zasadzie całą władzę nad konwersacją w czasie jej trwania ma więc jej gospodarz. Jeśli akceptuje wypowiedzi przemawiających osób, to słuchacze są zmuszeni ich wysłuchiwać.
Podobna strategia nadzorowania treści cechuje od lat facebookowe grupy. Ich funkcjonowanie opiera się głównie na nieodpłatnej pracy moderatorów. Rezultaty tej strategii są opłakane. Odkąd Facebook zaczął promować grupy w 2017 roku, funkcjonalność tę trapią ciągłe problemy i skandale. Stały się żyzną glebą dla rozwoju teorii spiskowych, narzędziem rekrutowania dla skrajnych organizacji, katalizatorem radykalizacji wielu użytkowniczek i użytkowników portalu Zuckerberga.
Podobne zjawiska już teraz zaobserwować można w twitterowych Przestrzeniach. Dziennikarze Washington Post pisali o pokojach służących spotkaniom Talibów, dyskusjom dehumanizującym osoby transpłciowe czy propagowaniu idei nacjonalistycznych. Automatyczne wychwytywanie na podstawie słów kluczowych przypadków użycia mowy nienawiści jest w zasadzie niemożliwe.
Twitter próbuje przeciwdziałać łamaniu jego regulaminów, monitorując tytuły pokojów. To zabezpieczenie banalnie łatwo jest jednak obejść, na przykład zastępując pojedyncze litery symbolami.
Do tego dochodzą dwie kwestie: promowania rzekomej innowacji i trudności dokumentowania przebiegu rozmów. W aplikacji mobilnej Twitter umieszcza aktywne pokoje u góry ekranu, w newsfeedzie zaś wyróżnia je dużymi, kolorowymi etykietami. Zdaniem rozmówców WaPo, niektóre spośród audio czatów łamiących reguły serwisu były promowane przez jego własne algorytmy. Wystarczył sam fakt, że bierze w nich udział wiele osób. Jeśli zaś chodzi o dokumentowanie tych dysput, to o ile prowadzący pokój nie zdecydował się go nagrywać bądź nie został on nagrany zewnętrznym narzędziem, publiczny zapis przebiegu rozmowy nie jest dostępny. Wpisy tekstowe czy graficzne po ich publikacji łatwo uchronić przed usunięciem, na przykład z pomocą zrzutów ekranu. Uwiecznianie wygłaszanych na żywo wypowiedzi to jednak o wiele trudniejsza sztuka, której Twitter nie ułatwia.
Trzeba jednocześnie przyznać, że Twitter próbuje rozwiązać choć część z tych problemów. Niedawno wprowadził funkcję dodawania na żywo napisów do wypowiedzi. Nie tylko zwiększa ona dostępność Spaces dla osób z niepełnosprawnościami, ale także ułatwia automatyczne wyłapywanie przypadków mowy nienawiści. Oprócz tego przedsiębiorstwo zadeklarowało, że nagrania i transkrypcje audio czatów będzie przechowywać do 90 dni na swoich serwerach. Ma to służyć analizie zgłoszonych pokojów czy też dawać możliwość odwołania się od decyzji osobom, których pokoje zamknięto.
To kroki w dobrym kierunku, ale podjęte zdecydowanie za późno. Twitter może i łata dziury w dnie swojego nowego flagowca, jednak robi to już na pełnym morzu, bo pospieszył się z jego wodowaniem.
Ponadto polscy użytkownicy Twittera niekoniecznie skorzystają na wprowadzanych zmianach. O ile funkcja transkrypcji na żywo nieźle radzi sobie z językiem polskim, o tyle mechanizmy ich zautomatyzowanej analizy mogą mieć z nim problem — o ile w ogóle biorą go pod uwagę. Facebook Papers ujawniły, jak dużym problemem dla przedsiębiorstwa z Menlo Park jest moderowanie z użyciem sztucznej inteligencji treści pisanych w różnych językach świata. Z kolei ludzcy moderatorzy, zatrudniani także w Polsce, pracują w skrajnie trudnych warunkach — pod ostrą presją czasową, mierząc się codziennie z traumatyzującymi treściami, pozbawieni adekwatnego wsparcia psychologicznego. Można podejrzewać, że Twitter, firma dużo mniejsza, radzi sobie z tymi problemami jeszcze gorzej.
Tymczasem potrzeba moderowania polskiej części portalu, w tym polskich Przestrzeni, jest ogromna. W sierpniu tego roku zanotował ponad 8,5 miliona użytkowników. O rosnącej popularności samych czatów audio może zaś świadczyć to, kto zaczął się nimi w ostatnim czasie interesować. Głośnym w świecie mediów sportowych wydarzeniem było pojawienie się prezesa Legii Warszawa Dariusza Mioduskiego w pokoju „LegiaTalk”, regularnie gromadzącym kibiców stołecznego klubu. Z kolei w świecie polityki echem odbił się udział ministra Przemysława Czarnka w „Suwroomie” — cyklu dyskusji organizowanych od końca października przez twitterowy profil „Suwerenna Polska”.
Wirtualne spotkanie ministra z twitterowiczami zyskało medialny rozgłos za sprawą posłanki PO Kingi Gajewskiej, która wynotowała fragment wypowiedzi Czarnka na temat… spodni rurek. Można podejrzewać, że wobec problemu ze znikaniem zapisów dyskusji, ich nagrywanie zewnętrznymi narzędziami bądź publikowanie na żywo wybranych wypowiedzi stanie się powszechniejszą praktyką. W polityce niefortunne cytaty, które luźne rozmowy na żywo często rodzą, stanowią wszak cenną broń.
Jednocześnie jednak warto zauważyć, że niedługo po występie Czarnka posłanka Gajewska sama utworzyła swój pokój — EduRoom. Docelowo ma być miejsce cyklicznych dyskusji o zmianach w edukacji. Być może więc minister nieświadomie zapoczątkował nowy trend w polskiej polityce. Spaces są wszak rozwiązaniem idealnym dla osób muszących pozostawać w stałym kontakcie z wyborcami. Czat audio o wiele łatwiej utworzyć niż czat wideo, nie wymaga choćby przygotowania stanowiska nagrywania. Także dla uczestniczących w dyskusji próg włączenia się w rozmowę jest o wiele niższy niż w przypadku telekonferencji. Moderujący spotkanie mogą zaś w miarę wygodnie zarządzać „czasem antenowym” poszczególnych przemawiających.
Powracając do Suwroomu, warto zauważyć, że jego prowadzący starali się stworzyć przynajmniej wrażenie poważnej dyskusji — nawet gdy padały w niej wezwania, by przywrócić indeks ksiąg zakazanych. Można jednak znaleźć przykłady polskich Przestrzeni cechujących się o wiele wyższą temperaturą dyskusji, jak choćby czat „mity i fakty oraz przyczyny homoseksualizmu” z udziałem ponad 300 osób, który obfitował w homofobię czy transfobię.
Mimo to czaty audio wydają się — przynajmniej w Polsce i przynajmniej na razie — mniej wulgarne czy obraźliwe niż tradycyjne tweety. Być może konieczność wypowiedzenia obraźliwych słów na głos stanowi skuteczną barierę skłaniającą do powściągliwości. Problem stanowi jednak po pierwsze poczucie bezsilności, które towarzyszy wysłuchiwaniu w pokojach wypowiedzi jednoznacznie łamiących regulamin serwisu. Nie ma możliwości wskazania, które konkretnie słowa budzą opór, czy też ich skontrowania. Odwiedzanie najbardziej kontrowersyjnych Przestrzeni jest aktem dość masochistycznym.
Po drugie zaś fakt, że obecnie nowa funkcjonalność nie jest w Polsce wykorzystywana do skutecznego szerzenia teorii spiskowych czy siania nienawiści nie znaczy, że nie stanie się tak w przyszłości. Jak ujawnił we wspominanym wcześniej artykule Washington Post, Spaces nie poddano dostatecznej analizie pod kątem ryzyk. Tymczasem wiele sposobów wykorzystywania nowych technologii do szkodliwych celów pojawia się dłuższy czas po ich premierze.
Pokoje do zadawania pytań białym supremacjonistom czy rasistowskich dysput mogą się okazać zapowiedzią poważniejszych problemów. Szczególnie w krajach słabo moderowanych - takich jak Polska.
Przy wszystkich kontrowersjach towarzyszących Twitter Spaces, funkcjonalność ta znajduje także pozytywne zastosowania. Dla przykładu, środowisko twitterowych krytyków big techu, wykorzystując pokoje w nieco wywrotowy sposób, tworzyło je do omawiania kolejnych skandali z udziałem Facebooka. Dyskusje gromadziły dziennikarzy, polityczki (na jedno ze spotkań zawitała na przykład wiceprzewodnicząca KE Věra Jourová) czy analityczki, pozwalając im na żywo dzielić się punktami widzenia czy posiadanymi informacjami. Osobom postronnym dawały zaś unikalny wgląd do „kuchni idei”, w to, jak kształtują się narracje, jak wspólnie, w czasie rzeczywistym, odmalowywany jest jak najpełniejszy obraz sytuacji. Niektóre wypowiedzi padające w czasie debat cytowane były zresztą wprost w artykułach prasowych. Ułatwianie dostępu do ekspertów — nie tylko ich słuchania, ale i zadawania pytań — zainteresowanym osobom z całego świata to jedna z zalet czatów audio.
Czy pozostaną popularne na dłużej? Wiele wskazuje na to, że tak. Twitter traktuje Spaces priorytetowo i planuje intensywnie je rozwijać, także w obszarze bezpieczeństwa. Facebook z kolei zaprezentował w czerwcu swoją odpowiedź na nowy trend, usługę Live Audio Rooms, którą niedawno udostępnił wybranym użytkownikom poza Stanami Zjednoczonymi. Wygląda więc na to, że internet będzie się stawał jeszcze bardziej rozgadanym miejscem.
Doktorant na Wydziale Socjologii UAM w Poznaniu, zawodowo związany z branżą kreatywną. Stały współpracownik Magazynu Kontakt.
Doktorant na Wydziale Socjologii UAM w Poznaniu, zawodowo związany z branżą kreatywną. Stały współpracownik Magazynu Kontakt.
Komentarze