Jeszcze na początku czerwca 2020 Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa z Puław informował o suszy rolniczej w aż 11 województwach. Najgorzej było na Pobrzeżu Szczecińskim, Pojezierzu Poznańskim i w okolicy Zielonej Góry – tam deficyt wody wynosił nawet -179 mm.
Pod koniec czerwca alerty są zupełnie inne – Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMGW) kilka razy dziennie informuje, na których rzekach przekroczono już stan alarmowy.
W powyborczy poniedziałek 29 czerwca o 8 rano poziom wody był znacząco podwyższony na trzech stacjach wodowskazowych w dorzeczu Wisły i na pięciu stacjach wodowskazowych w dorzeczu Odry. Stan ostrzegawczy został przekroczony na niemal 30 stacjach w całym kraju.
Po popołudniowych ulewach ogromna część Polski na mapach zagrożenia hydrologicznego była zaznaczona na pomarańczowo – co oznacza wezbranie wody z przekroczeniem stanu ostrzegawczego. Na czerwono „świecił się” odcinek wzdłuż granicy polsko-czeskiej od Wałbrzycha (woj. dolnośląskie) do Krapkowic (woj. opolskie). Stan alarmowy został przekroczony także na Małej Wiśle i Pszczynce na Śląsku.
Po nawałnicy zalane były ulice Warszawy – w tym Wisłostrada i drogi dojazdowe na Powiśle oraz Lotnisko Chopina. Ucierpiały przede wszystkim dzielnice Śródmieście, Bielany i Żoliborz, a stacja metra Ratusz Arsenał została tymczasowo zamknięta.
Fot. Dariusz Borowicz/Agencja Gazeta
W podkrakowskich Niepołomicach pod wodą znalazły się m.in. park, otoczenie Zamku Królewskiego oraz centrum miasta. Strażacy informowali w lokalnych mediach o uszkodzonych dachach, zalanych podwórkach i powalonych drzewach.
Ze skutkami powodzi muszą się zmagać mieszkańcy Podkarpacia, gdzie woda przed weekendem zrywała asfalt z ulic, zatapiała posesje i niszczyła budynki. Ewakuowano 400 osób. W Handzlówce (gm. Łańcut) woda zerwała most.
W Tarnawce, położonej kilkanaście kilometrów od Łańcuta, zniszczona została świeżo wyremontowana droga. W powiecie przeworskim wody było tak dużo, że wylała się z polderu.
Z kolei w Jaśle dobowa suma opadów osiągnęła nowy rekord – 101,4 mm, z czego ok. 66 mm spadło w zaledwie dwie godziny.
Poprzedni rekord był pobity w 1996 roku i wynosił na tej stacji 81,6 mm.
Eksperci przekonują, że kilka tygodni ulew, a nawet podtopienia, nie rozwiążą jednak problemu suszy. Zresztą nadal w okolicach Szczecina, Gorzowa Wielkopolskiego i Poznania notowane są obniżone poziomy rzek.
„Gospodarki wodnej nie można skupiać na jednym celu. Nie można jej prowadzić tak, żeby zapobiegać powodziom, ale jednocześnie zapominać o suszy. To oczywiście dwie zupełnie odrębne sprawy, ale obie związane z retencją i dlatego trzeba związane z nimi problemy rozwiązywać w zintegrowany sposób” – mówi prof. Paweł Rowiński z Zakładu Hydrologii i Hydrodynamiki Instytutu Geofizyki Polskiej Akademii Nauk.
„A tymczasem rozmawiamy o zagrożeniu powodziowym w jednej części Polski, kiedy w drugim mamy suszę hydrologiczną.
To pokazuje, że nie mamy dobrych systemów odprowadzania i zatrzymywania wody, więc dziś martwimy się podtopieniami, a za chwilę będziemy się martwić brakiem wody”
– dodaje.
Regulacja rzek pomaga?
W Polsce zdecydowana większość rzek została uregulowana. Budowane są obwałowania, zapory czy stopnie wodne, koryta rzek niejednokrotnie były prostowane i betonowane.
Szacuje się, że jedynie ¼ małych polskich rzek ma formę naturalną lub zbliżoną do naturalnej. Pozostałe zostały utwardzone i uregulowane.
Przez lata panowało przekonanie, że to najlepsze zabezpieczenie przed powodziami.
„Praktyka wykazała jednak, że to błędne założenie. Największe powodzie ostatnich lat wystąpiły na rzekach uregulowanych, obwałowanych i mających w swoich dorzeczach wiele zapór i stopni wodnych” – pisze na swojej stronie Koalicja Ratujmy Rzeki.
Zgadza się z tym prof. Rowiński, według którego wały przeciwpowodziowe dają jedynie złudne poczucie bezpieczeństwa. „A niestety wały wymagają utrzymania, kosztowanych prac, które często nie są uznawane za priorytet. Trudno przecież wytłumaczyć, że potrzeba pieniędzy na ich utrzymanie, skoro w gminie od 10 lat nie było powodzi. A później taki wał nie wytrzymuje fali i jest przerwany” – zaznacza naukowiec.
Naturalna rzeka chroni lepiej
Po wielkiej powodzi w 1997 powstał plan „Program dla Odry”. Miał ochronić przed ponownym zalaniem osiem województw: lubuskie, opolskie, dolnośląskie, śląskie, kujawsko-pomorskie, łódzkie, wielkopolskie i zachodniopomorskie.
Zakładano w nim modernizację śluz, budowę zbiorników retencyjnych i wzmocnienie obwałowań. Do dziś nie zrealizowano wszystkich inwestycji, a niektóre były budowane latami – jak na przykład zbiornik przeciwpowodziowy w Raciborzu. Do jego stworzenia zlikwidowano dwie wsie – Nieboczowy i Ligotę Tworkowską. Budowa zaczęła się w 2013 roku, a zakończyła dopiero na początku tego roku.
W planach ochrony przeciwpowodziowej nie skupiono się jednak na zachowaniu naturalnego biegu rzeki. A nieuregulowana rzeka – jak przekonują specjaliści – ma wiele zalet. Oprócz tego, że jest atrakcyjniejsza krajobrazowo, to ma zdolność samooczyszczania, zapewnia bioróżnorodność, stanowi korytarz ekologiczny umożliwiający wędrówkę zwierzętom, a także lepiej chroni nas przed powodziami i suszą.
„Oczywiście, musimy pamiętać o ochronie ludności, zabudowy, o obiektach historycznych. Nie można pozwolić, żeby miasta były ciągle zalewane, więc tam są potrzebne kanały ulgi i wały. Ale rozwiązania nietechniczne są jeszcze istotniejsze – musimy mieć miejsca naturalnej retencji wody” – przekonuje prof. Rowiński. „Miejsca, w których woda może wylewać, nikomu nie szkodząc i nie zagrażając.
Musimy zmienić sposób zarządzania terenem, odbudować utraconą retencję na terenach wiejskich, próbować spowolnić odpływ wody, zadbać o roślinność, która naturalnie reguluje stosunki wodne. Betonowanie rzek powoduje, że fala powodziowa jest szybsza i większa. Jeśli rzeka meandruje, wokół jest roślinność, to fala wezbraniowa jest łagodniejsza”
– dodaje.
Podaje także przykład Holandii, gdzie wały przeciwpowodziowe są odsunięte od rzeki, żeby woda miała gdzie wylewać. U nas tej przestrzeni nie ma. Co więcej, wiele domów i inwestycji powstało na terenach zalewowych.
W 1997 roku we Wrocławiu skutki powodzi najbardziej odczuli mieszkańcy osiedli położonych blisko rzeki. „Weszliśmy na jej teren, gdzie nigdy nie powinno nas być” – tłumaczy prof. Rowiński.
Problemów, zdaniem naukowca jest więcej. Przykład? Zbyt lokalne podejście do gospodarki wodnej.
„Środki ochrony przeciwpowodziowej w jednym miejscu wywołują efekt domina poniżej. Jeśli np. odprowadzamy wodę szybko z jednego odcinka rzeki, to fala pojawia się szybciej na sąsiednich terenach w jej dolnym biegu” – tłumaczy. To wymusza kolejne inwestycje, koszty i ingerencję w środowisko.
Przywrócić rzekom naturalny bieg
Czy istnieje zatem rozwiązanie? Jak możemy zadbać o rzeki, skoro ich ogromna część już została zmieniona przez człowieka?
„Musimy utrzymywać te obiekty, które już są, ale można robić to w przyjazny środowisku sposób – zadbać o przepływy dla ryb, utrzymać roślinność”
– odpowiada prof. Rowiński.
Jego zdaniem jednak ingerowanie w naturalny bieg rzeki, niezależnie, czy wylewając beton, czy stosując bardziej przyjazne przyrodzie sposoby, jest półśrodkiem.
„Trzeba pamiętać, że każda nowa inwestycja na rzece, to też koszty jej utrzymania, to budowa kolejnych zbiorników. Rozwiązaniem może być renaturyzacja, czyli przywrócenie rzece naturalnego biegu. To niezwykle złożony proces, bo rzadko mamy przestrzeń, żeby móc bez kłopotu rozebrać zaporę. W okolicy są domy, jakieś inwestycje, których nie powinno tam być. Ale taki jest trend – w USA rozebrano już ponad tysiąc zapór, w całej Europie około 2 tysiące. Celem takiej gospodarki wodnej jest ochrona bioróżnorodności i życia w rzece. W Polsce, niestety, wciąż jest odwrotnie” – mówi.
Podobną opinię przedstawiła grupa naukowców z Polskiego Towarzystwa Hydrobiologicznego i ruchu Nauka dla Przyrody, podpisana pod stanowiskiem wobec planowanej specustawy o przeciwdziałaniu skutkom suszy. To rządowy projekt, ogłoszony w maju tego roku, mający być odpowiedzią na narastający problem braku wody.
„Na nizinach należy kompleksowo renaturyzować rzeki i ich doliny, zwiększając powierzchnię terenów zalewowych (poszerzać rozstęp wałów lub likwidować je tam, gdzie jest to możliwe) i odbudowując retencję z nimi związaną.
Zamiast nieefektywnych retencyjnie i kosztownych zbiorników zaporowych, należy budować poldery zalewowe umożliwiające zatrzymanie wód wezbraniowych i powolne ich oddawanie do wód gruntowych i koryta rzecznego” – czytamy w dokumencie podpisanym m.in. przez prezes Polskiego Towarzystwa Hydrobiologicznego dr hab. Iwonę Jasser z Uniwersytetu Warszawskiego.
Naukowcy postulują także wykup terenów zalewowych tam, gdzie jest to możliwe i opłacalne oraz zwiększenie małej retencji na terenach rolniczych i leśnych.
„Należy bezwzględnie chronić i restytuować torfowiska, jak również wprowadzić system zniechęcający do zabudowy terenów zalewowych”
– piszą.
Eksperci podkreślają – nie można w 100 procentach uchronić się ani przed podtopieniami, ani przed suszą. „Ale możemy znacząco zmniejszyć zagrożenie” – mówi prof. Paweł Rowiński.
Niestety dopóki pisia władza i mentalność ze słusznie minionej epoki (z której reliktami twierdzą że walczą) będzie o wszystkim decydować, trudno oczekiwać istotnych zmian (ponad to co mogą lokalnie zrobić lub powstrzymać np samorządy czy organizacje pozarządowe). Pozostaje edukacja ekologiczna, szeroka i od jak najwcześniejszego etapu, z czym też nie jest łatwo bo to przecież dla wielu lewactwo, fuj!
A co twoje lewactwo w latach 2001-2005 czy mafijna Platforma zrobiła w sprawie tematów poruszanych w artykułach? No właśnie, nic, nic i jeszcze raz nic. Jeśli jakaś partia zielonych nie dorwie sie do władzy to będziemy mieli tą samą śpiewkę.
Najpierw przeczytaj rozliczne książki, obejrzyj filmy, poświęcone mafii i dopiero wtedy zabieraj głos. Polska stała się państwem mafijnym, oplecionym, wprawdzie nie do końca, mackami ośmiornicy pod rządami pisuarów. A na koniec "w sprawie tematów" to się pisze, nawet wodę leje, a robić nic nie trzeba. Capito?
Abstrahując od używanego języka, lewactwo nie jest "moje", lata które podajesz sugeruje rządy SLD, z którym nigdy nie było mi po drodze. I nie zachwycam się też wcale działaniami PO-PSL na polu ekologii, bo bardzo wiele do życzenia pozostawiały (choć to głównie 'zasługa' koalicjanta), tylko to co teraz się sugeruje to już jest zwyczajny gwałt na resztkach dzikiej przyrody – plany regulacji Wisły, ostatniej dzikiej rzeki na niżu Europy szczególnie zbrodnicze i absurdalne (również oczywiście finansowo i w kwestii walki z powodziami, o bioróżnorodności nie wspominając).
Zresztą jeżeli, sądząc po oburzeniu, przeszkadza ci edukacja i to w tak ważnej dziedzinie, to pewnie w ogóle nie ma sensu dyskutować.
Akurat prostowanie rzek to wina jeszcze naszych zaborców. Nie znano wtedy negatywnych stron tego rozwiązania. Niemcy mają ten sam problem.
Regulacja rzek, aby była zrobiona mądrze musi być wykonana kompleksowo. Aby wały spełniły swoją wodę to koryto na "wielką wodę" musi mieć odpowiednią przepustowość. Dlatego wały odsuwa się od rzeki tworząc tereny zalewowe (na których co najwyżej powinny się paść krowy). Stopniowanie rzek poprzez tworzenie zapór i jazów powinno być wykonane na całej długości rzeki odcinków, w innym wypadku powodujemy niekorzystna akumulację osadów przed zapora i podmywanie za zapora (zapora we Włocławku). Kompleksowo wykonane stopniowanie pomaga wyplaszczyc krzywa powodziowa, zapobiegać susza oraz w połączeniu z regulacją rzek tworzy tory wodne mogące ściągnąć obciążenie z dróg i kolei w najbardziej ekonomiczny oraz ekologiczny sposób. Nie wspominając już o turystyce (bardzo popularne jest śródlądowe pływanie jachtem w zachodniej Europie)
W Polsce działa się zazwyczaj doraźnie bo jednak regulacja rzeki nie jest tak spektakularna jak oddanie paru km autostrady. Regulacja Odry powinna być priorytetem rządu. Odra już w spadku po zaborze jest w jakimś stopniu wyregulowana jest to po prostu bardzo zaniedbane. Puszczenie swobodnego ruchu barek ze Śląska i Czech przyczyniło by się do znacznego rozwoju portu w Szczecinie i ogólnie handlu międzynarodowego. Te miliardy przeznaczone na przekop mierzei powinny się znaleźć w Odrze i innych rzekach, ale mysle, że Odra była by najprostsza na początek, a efekt powinien być konkretny.
Potem można by się zająć odnowieniem starych kanałów i Wisła.
Edit. Jeszcze zapomniałem dodać, że na zaporach tworzy się elektrownie wodne.
"tory wodne mogące ściągnąć obciążenie z dróg i kolei w najbardziej ekonomiczny oraz ekologiczny sposób" – bzdura, marne kilka procent wynosi owo 'odciążenie' – kosztem naturalnej meandrującej rzeki, lasów łęgowych, naturalnych łach, torfowisk itd (zależnie od typu cieku wodnego), czyli bezcennego korytarza ekologicznego dla rozrodu i migracji całej masy zagrożonych gatunków. O ile z Odrą, rzeczywiście już od wieków regulowaną i zmienianą, nie można zupełnie nic nie robić (choć ile należy to osobna sprawa) to Wisła, przynajmniej środkowa, między Krakowem a Warszawą (względnie nawet aż do zapory we Włocławku) to unikat i skarb na skalę europejską, porównywalny tylko z najlepszymi fragmentami Puszczy Białowieskiej ( o np. Tatrach czy Mazurach nawet nie wspominając) i dawno już w normalnym świecie powinien być ściśle chroniony jako nawet park narodowy.
Problem regulacji rzek w Polsce został teoretycznie rozstrzygnięty wiele lat temu. W latach 60-tych ub wieku. Zajmował się nim ówczesny dr inż Wierzbicki, pracownik wydziału budownictwa wodnego Politechniki Warszawskiej. W hydrotechnice znane były nazwiska profesorów Balcerowicza, Mamaka, Czetwertynskiego, Biernackiego i innych. U schyłku panowania Gierka ogłoszono "program Wisła". Podjęto intensywną współpracę m in z Francją, reklamująca swoje metody regulacji, np. kanalizację Rodanu. Wraz z upadkiem Gierka zniknął program Wisła, hydrotechnicy stali się niepotrzebni. Po chwilowym ożywieniu rozpoczęło się zanikanie tej gałęzi gospodarki. Regulacja rzek to prawnie trudna inwestycja. Aby ją przeprowadzić potrzebna jest współpraca rządu z samorządami. Zazwyczaj wymaga przesiedleń (poldery), ingeruje w rolnictwo itp. W efekcie tych problemów mamy to, co mamy. Czyli stałe zagrożenie powodziowe, powodzie i susze. Wlokace się latami, szczątkowe inwestycje i infantylne pomysły w rodzaju oczek wodnych Dudy.