0:000:00

0:00

Parlament Europejski "potępia niedawne wydarzenia w Polsce, które miały na celu dezinformację, stygmatyzację i zakazanie edukacji seksualnej". Rezolucja, którą przyjął w czwartek 14 listopada PE wzywa polski Sejm do odrzucenia procedowanego projektu, znanego pod mylącą nazwą "Stop Pedofilii".

O samym projekcie szczegółowo pisaliśmy w tekstach:

W głosowaniu podczas sesji plenarnej 14 listopada 2019 projekt przyjęto znakomitą większością głosów: 471 do 128, wstrzymało się 57. Przepadły wszystkie 23 poprawki zgłaszane przez polityków PiS oraz polityków AfD.

"Parlament Europejski skrytykował coś, czego nie ma. Niemożliwe? A jednak brukselskim elitom to się udało" - tak Konrad Warzocha zapowiedział swój materiał o rezolucji Parlamentu Europejskiego w głównym wydaniu "Wiadomości" 14 listopada. TVP w trzy minuty udało się zawrzeć najważniejsze manipulacje polityków PiS na temat projektu "Stop Pedofilii" i potępiającej go rezolucji.

Przeczytaj także:

Nikt nie twierdzi, że projekt jest rządowy

Danuta Holecka z przejęciem dementowała: "To projekt obywatelski, a nie rządowy!". Tylko że to dementowanie swoich własnych wymysłów. W rezolucji nie pada ani razu zdanie, że projekt jest rządowy. Przeciwnie, już na samym początku w punkcie A wyjaśniono:

"17 lipca 2019 r. inicjatywa »Stop pedofilii« przedstawiła Sejmowi inicjatywę obywatelską w sprawie ustawy zmieniającej art. 200b polskiego kodeksu karnego".

Z chochołem, jakoby Parlament Europejski przypisał autorstwo politykom PiS, od wczoraj dzielnie walczy nie tylko TVP, ale m.in. Beata Mazurek, Jacek Saryusz-Wolski, Jadwiga Wiśniewska. Czyli eurodeputowani, których obowiązkiem było przeczytanie treści rezolucji.

Tak, to jest wymierzone w edukację seksualną

"Potępiono coś, czego nie ma, nie było, nie jest rozważane. Zbudowano sobie jakiegoś sztucznego bałwana, a następnie wokół tego bałwana odtańczono sabat czarownic" - przemawiał Ryszard Legutko, otoczony wianuszkiem europosłanek PiS.

Bałwan (choć Legutce chodziło chyba o chochoła), niestety jest jak najbardziej realny.

W treści projektowanego przepisu nie pojawia się wyrażenie "edukacja seksualna". Ale by w nią efektywnie uderzyć projekt "Stop Pedofilii" kreuje przestępstwo "propagowania i pochwalania podejmowania obcowania płciowego oraz podejmowania innych czynności seksualnych przez osoby małoletnie".

Te niejasne sformułowania służyć mają rzeczywistej penalizacji przekazywania informacji na temat ludzkiej seksualności w sposób odbiegający od standardów abstynencyjnej edukacji seksualnej.

Środowiska katolickie, sami twórcy projektu, a także politycy PiS nie ukrywają, że uważają dwa pozostałe typy edukacji, czyli B (edukacja seksualna ogólna) oraz C (holistyczna, zalecana m.in. przez WHO) właśnie za służące "namawianiu dzieci do seksu".

O tym, że celem jest penalizowanie edukacji seksualnej zdradzają w uzasadnieniu ustawy jej twórcy, pisząc m.in., że

„odpowiedzialne za »edukację« seksualną środowiska wchodzą do kolejnych placówek oświatowych w Polsce, rozbudzając dzieci seksualnie oraz promując wśród uczniów homoseksualizm, masturbację i inne czynności seksualne”.

Jako przykłady zajęć „propagujących lub pochwalających podejmowanie czynności seksualnych” wymieniane są zajęcia dotyczące:

  • antykoncepcji;
  • profilaktyki ciąż wśród nieletnich i chorób przenoszonych drogą płciową (np. HIV i AIDS),
  • dojrzewania i dorastania; dokument wymienia zwłaszcza takie problemy jak: – równość, tolerancja, różnorodność, – przeciwdziałanie dyskryminacji i wykluczeniu, – przeciwdziałanie przemocy, – homofobia, – tożsamość płciowa, gender.

Rezolucja Parlamentu Europejskiego bardzo dobrze wyjaśnia, że "penalizacja edukacji" jest efektem, a nie bezpośrednim zapisem w projekcie. Chodzi bowiem o wywołanie efektu mrożącego.

W rezolucji czytamy, że Parlament "wyraża głębokie zaniepokojenie niezwykle niejasnymi, szerokimi i nieproporcjonalnymi przepisami projektu ustawy, które de facto zmierzają do penalizacji upowszechniania edukacji seksualnej wśród nieletnich i których zakres potencjalnie grozi wszystkim osobom – a w szczególności edukatorom seksualnym, w tym nauczycielom, pracownikom służby zdrowia, pisarzom, wydawcom, organizacjom społeczeństwa obywatelskiego, dziennikarzom, rodzicom i opiekunom prawnym – karą pozbawienia wolności do trzech lat za nauczanie o ludzkiej seksualności, zdrowiu i stosunkach intymnych; obawia się nadal, że rzeczony projekt ustawy miałby blokujący wpływ na edukatorów i że jedną z głównych barier dla edukacji seksualnej jest fakt, iż edukatorzy nie są wspierani".

Takie same wnioski płyną z analizy projektu, której dokonały takie instytucje jak m.in.:

Cytowanie starego przepisu

Ale "Wiadomości" wiedzą lepiej niż jacyś prawnicy Sądu Najwyższego. "Nikt nie chce karać za edukację seksualną. W Sejmie rozpatrywany jest obywatelski projekt chroniący dzieci przed pedofilią" - ogłasza autor materiału Konrad Warzocha. Właściwie te same zdania powtarza chwilę później Jadwiga Wiśniewska (PiS), która oskarża dodatkowo PE o wyprodukowanie fake newsa.

Na potwierdzenie, że projekt "Stop Pedofilii" rzeczywiście ma chronić dzieci, autor materiału pokazuje art. 200 b kodeksu karnego w dotychczasowym brzmieniu:

Nie ma mowy o przypadkowej wpadce wynikającej niewiedzy. To nie pierwszy raz, gdy "Wiadomości" wprowadzają w błąd, prezentując stary przepis zamiast nowelizacji. W ten sam sposób w TVP przedstawiono projekt "Stop Pedofilii" 16 października, czyli w dniu pierwszego czytania w Sejmie.

Ten sam chwyt zastosował 21 października Patryk Jaki. Podczas posiedzenia PE w Strasburgu przeczytał z kartki "stary" przepis kodeksu twierdząc, że czyta projekt.

View post on Twitter

Projekt o mylącej nazwie "Stop Pedofilii" zakłada dopisanie do art. 200b kk trzech kolejnych paragrafów, w których nie ma mowy o czynach o charakterze pedofilskim, ale o propagowaniu i pochwalaniu obcowania płciowego małoletnich, czyli osób poniżej 18 roku życia.

Komu przeszkadza walka z pedofilią? Pedofilom!

"Jeżeli nakłanianie dzieci do czynności seksualnych ma być dozwolone, to będzie parlament pedofilski" - ostrzega dalej w materiale "Wiadomości" Maciej Pawlicki, publicysta "Sieci".

Idąc tym tropem rozumowania polski parlament również był i nadal jest pedofilski, bowiem przepisy o penalizacji "pochwalania obcowania" jeszcze nie obowiązują.

Ale "Wiadomości" stawiają w końcu kropkę nad i. Cała ta rezolucja to tylko potwierdzenie, że europejskie elity wobec pedofilii zawsze były pobłażliwe i mają swoje za uszami.

Jako dowód pokazany jest fragment programu, w którym Daniel Cohn-Bendit, niegdyś eurodeputowany Zielonych, opowiada o erotycznej grze między dziećmi i dorosłymi. Skandalizujące nagranie ma 40 lat i polityk wielokrotnie się z niego tłumaczył. Cohn-Bendit jeszcze częstym "gościem" TVP. W czasie ogólnopolskiej debaty o pedofilii w Kościele nagranie francuskiego polityka pokazywano po kilka razy w tygodniu na potwierdzenie tezy, że to nie Kościół, ale "elity" kryją swoich.

Tym razem w bonusie zaprezentowano również zdjęcie Cohn-Bendita z Adamem Michnikiem.

Ale dostało się również Robertowi Biedroniowi, którego "politycznej kampanii" zawdzięczamy całą rezolucję. "Wiadomości" przywołały artykuł "Newsweeka" z sierpnia 2018 roku, dotyczący oskarżenia o pedofilię w Słupskim Ośrodku Kultury.

W lutym 2018 roku do SOK przyszedł anonim, w którym napisano, że Paweł K., instruktor tańca, utrzymuje seksualne kontakty z nastolatkami i je rozpija. Dyrektorka ośrodka na własną rękę próbowała zweryfikować informację. Ostatecznie uznała, że donos nie jest zasadny, a o całym wydarzeniu poinformowała w marcu wiceprezydent Słupska Krystynę Danilecką-Wojewódzką. Ale donos dostała też policja i w maju Pawła K. aresztowano. Wtedy słupski ratusz zlecił dochodzenie w SOK-u, a instruktora zwolniono.

Cały tekst skupiał się jednak na Robercie Biedroniu, który o sprawie dowiedział się z mediów. Publikacja "Newsweeka" przez wielu komentatorów odebrana została jako polityczny atak (m.in. komentarz Magdaleny Środy w "Gazecie Wyborczej", Michała Sutowskiego w Krytyce Politycznej) przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi.

W kwietniu 2019 roku prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie niepowiadomienia organów ścigania przez dyrektorkę ośrodka oraz wiceprezydent Danilecką-Wojewódzką. Stwierdzono, że anonim opierał się na niejasnych sugestiach, a mimo tego dyrektorka podjęła działania, które miały wyjaśnić sytuację.

View post on Twitter
;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze