0:000:00

0:00

Okolice skrzyżowania ulicy Emilii Plater i Nowogrodzkiej to centrum Warszawy - nieopodal Dworca Centralnego i Hotelu Marriot. Ten fragment południowego Śródmieścia zachował po powojennej odbudowie sporo starej tkanki miejskiej. Jest też spokojny i wyjątkowo zielony jak na sam środek stolicy.

To się jednak zmieni, bo forsowany przez polityków plan zagospodarowania zakłada budowę w tym miejscu pięciu wieżowców i nadbudowę dwóch kolejnych. Jednym z nich będzie Roma Tower - potężny wieżowiec, który powstanie m.in. w miejscu XIX-wiecznej plebanii. Inny wieżowiec ma powstać tam, gdzie dziś stoi budynek po znanym liceum Hoffmanowej, które - mimo wielu protestów - zostało kilka lat temu przeniesione w inne miejsce, aby ratusz mógł sprzedać działkę deweloperom.

"To nie są decyzje wynikające z szukania ładu przestrzennego, tworzenia przemyślanej kompozycji urbanistycznej czy rozpoznania potrzeb miasta" - mówi OKO.press Grzegorz Piątek, krytyk architektury. "To jest klasyczne śrubowanie możliwej do zbudowania kubatury w krótkoterminowym interesie inwestorów"

Wątpliwy jest też sposób, w jaki władza obchodzi się z protestującymi mieszkańcami, działaczami ruchów miejskich i lokatorskich. Najkrócej mówiąc: nie bardzo przejmuje się ich głosem.

Przeczytaj także:

Miasto planuje

23 listopada 2017 roku po wielogodzinnych obradach komisja ładu przestrzennego rady Warszawy przyjęła plan zagospodarowania rejonu ulicy Poznańskiej. W okolicy kościoła św. Barbary ma pojawić się 5 nowych wieżowców od wysokości 160 aż do 270 metrów.

Jednym z nich będzie 170 metrowy Roma Tower, który aktywiści nazywają "Nycz Tower", bo inwestorami będą Archidiecezja Warszawska (kardynał Kazimierz Nycz jest metropolitą warszawskim) i firma deweloperska BBI Development.

Deweloper jest znany w Warszawie. Jest odpowiedzialny m.in. za budowę centrum biurowo-handlowego Plac Unii, w związku z którą rozebrano słynny Supersam, perłę powojennego modernizmu (nie był wpisany do rejestru zabytków), oraz zniszczono panoramę Belwederu widzianego z Łazienek Królewskich.

O nowej inwestycji firma pisze: "Poza doskonałą lokalizacją, w samym centrum Warszawy, u zbiegu ulic E. Plater i Nowogrodzkiej, inwestycję wyróżnia niezwykły projekt, wykonany przez Juvenes-Projekt oraz najwyższa jakość architektoniczna".

Gmach ma mieć 55 tys. m2 powierzchni użytkowej. Archidiecezja do projektu wniosła grunt o wartości 34,6 mln zł oraz 10 tys. zł w gotówce. BBI Development ma z kolei przeznaczyć na projekt 19 mln zł. Będzie też wykonywać „kompleksowe usługi zarządzania projektem deweloperskim, a także prace architektoniczne oraz usługi zarządzania finansowego.” Kościołowi przypadnie 55 proc. zysków z biurowca, a BBI - 45 proc.

Inna kontrowersyjna działka to teren szkoły przy ul. Emilii Plater. Do 2014 roku mieściło się tam znane liceum im. Klementyny Hoffmanowej, jednak uczniowie zostali przeniesieni gdzie indziej, aby ratusz mógł sprzedać ziemię inwestorom.

Ten pomysł zakończył się totalną klapą: do przetargu (cena wywoławcza 210 mln zł) nikt się nie zgłosił, a przeniesione do innego budynku dzieci zaczęły mdleć z braku tlenu - było ich zbyt wiele i wentylacja przepełnionych pomieszczeń okazała się za słaba.

Modernistyczny budynek szkoły z początku lat 60. wciąż stoi i czeka na swój koniec.

Mieszkańcy i aktywiści protestują

Przeciwko planom polityków i deweloperów od dłuższego czasu protestuje doraźna koalicja okolicznych mieszkańców, działaczy lokatorskich (m.in. z Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów i kolektywu Syrena), działaczy ruchów miejskich (m.in. Miasto jest Nasze i Wolne Miasto Warszawa) i działaczy lewicowych partii i stowarzyszeń (Razem, Zieloni, Inicjatywa Polska). To z grubsza to samo środowisko, które przez lata bezskutecznie podnosiło temat reprywatyzacji i domagało się ochrony lokatorów. I przez lata biło głową w mur, tak jak teraz. A argumentów protestujący podnoszą sporo.

  • Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego z 2006 roku przewiduje w tym rejonie zabudowę o wysokości maksymalnie 30 metrów i współczynnik gęstości zabudowy 3,5. "Nycz Tower" ma mieć 170 m wysokości, a gęstość zabudowy ponad 30. ("To legalne, bo studium dopuszcza tzw. dominantę" - mówi ratusz. "Nie przestrzegacie własnych dokumentów strategicznych" - mówią społecznicy)
  • Przy uchwalaniu planu mogło dojść do konfliktu interesów - napisali w 2016 roku działacze lokatorscy. Szef komisji ładu przestrzennego Michał Czaykowski z PO należał bowiem do Zakonu Rycerzy Kolumba. To wywodząca się z USA charytatywno-biznesowa katolicka organizacja zrzeszająca wyłącznie mężczyzn. Jednym z jej celów "ochrona życia od momentu poczęcia do naturalnej śmierci". Czaykowski był tam Wielkim Rycerzem Rady Św. Wojciecha. Członkiem tej samej organizacji jest Kardynał Kazimierz Nycz, który w rycerzach jest Wielkim Przeorem. "Nie pełnię tam już żadnej funkcji" - odpowiedział na zarzuty Czaykowski. "Od wielu lat nie mam nawet kontaktu z członkami tej organizacji".
  • Pogorszą się warunki życia. Zwiększy się ruch samochodowy, zaburzy się też napowietrzanie centrum. Wpłynie to na poziom smogu, z którym Warszawa i tak słabo sobie radzi, nasili się też powstawanie tzw. wysp ciepła - tym bardziej, że budowa to wycinka wielu starych drzew.
  • Tymczasem według planu budowa 7 wieżowców nie będzie miała znaczącego krótkotrwałego wpływu na środowisko i jakość życia mieszkańców. Trudno to sobie wyobrazić.
  • Budowa oznacza gentryfikację, czyli komercjalizację przestrzeni, wzrost cen i wypieranie mniejszych przedsiębiorców i mniej zamożnych mieszkańców ze starej dzielnicy.

Ta komercjalizacja przestrzeni już się zresztą zaczęła i przykładem jest właśnie likwidacja szkół, jak te przy Emilii Plater.

"To przykład jak zaprzepaścić istniejący potencjał w imię czyjegoś krótkoterminowego interesu" - komentuje Grzegorz Piątek. "Przecież w centrum miasta muszą być szkoły, żeby ludzie chcieli w centrum mieszkać, a wybudowanie nowej, to przy obecnych kosztach działek i kosztach budowy dziesiątki, może nawet więcej milionów.

Miasto bezpowrotnie marnuje ten nieodtwarzalny potencjał" - podsumowuje.

Plan idzie do przodu

Mieszkańcy zgłosili do planu kilkadziesiąt poprawek, ale nie przyniosły one skutku. Tych, którzy przyszli na posiedzenie komisji oddziela od radnych straż miejska. To efekt jednego z wcześniejszych posiedzeń, podczas którego atmosfera zrobiła się tak gorąca, że radni wezwali na miejsce policję.

Zdaniem działaczy lokatorskich sposób prowadzenia obrad jest symbolem wyobcowania radnych wobec zwykłych mieszkańców.

"To widać na naszym filmie sprzed półtora roku" - mówi OKO.press Maria Burza z Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów. "Na Komisji Ładu przedstawiciele lobby zasiadali przy stołach radnych, a mieszkańców rozstawiono pod ściany. W końcu puściły wtedy nerwy i doszło do zerwania komisji. Tym razem więc radni zabezpieczyli się zagrodzoną strefą buforową i szpalerem strażników miejskich"

Poza mundurowymi niektórym protestującym grozi zetknięcie się także z innymi organami państwa. Bo deweloper - jak wynika z jego oświadczenia - "zwróci się niezwłocznie do prokuratury oraz CBA o zbadanie, czy podczas procedowania planu miejscowego nie doszło do nielegalnego lobbingu, którego celem jest blokowanie lub opóźnienie uchwalenia dokumentu".

Aktywiści z MJN złożyli z kolei zawiadomienie do prokuratury, w którym zarzucają ratuszowi "niekompetencję i nierzetelność, która rodzi podejrzenia o niedopełnienie obowiązków służbowych".

23 listopada 2017 rok komisja przyjęła plan zagospodarowania. Jako jedyna przeciwko pozytywnej opinii dla planu zagłosowała radna Paulina Piechna-Więckiewicz (Inicjatywa Polska). Radni PO i PiS tym razem byli wyjątkowo zgodni i poparli projekt.

"Pierwotna konfiguracja radnych podlegała większym naciskom społecznym i cztery komisje dzielnicowe negatywnie zaopiniowały plan dla wieżowców" - mówi Burza. "Tamta koalicja upadła, niepartyjni radni są już marginesem, a ich głos niezgody załatała tymczasowa koalicja PO i PiS. Deweloperzy widać są w stanie złączyć 'twardą opozycję' dwóch starych partii"

30 listopada 2017 roku planem zajmie się Rada Miasta.

Deweloper się niecierpliwi

Sprawa jest lokalna, ale w jakiś sposób typowa. Brak dialogu z mieszkańcami i niechęć do podejmowania decyzji w oparciu o społeczną debatę nie jest wyłącznie warszawską specyfiką - nie dotyczy też jednej partii. Nie zawsze rezultatem jest taka eskalacja. Częściej ludzie po prostu rezygnują: władza ma swój plan i realizuje go nie zważając na opór. Ten brak dialogu ze zwykłymi mieszkańcami to zmora polskiej demokracji. Sam autentyczny dialog uniemożliwiłby komercjalizację i odczłowieczenie przestrzeni miasta.

Tymczasem deweloper niecierpliwi się, że miasto wciąż nie uchwaliło planu.

"Nie jesteśmy traktowani fair" - mówił wiceprezes BBI Development. "W rozmowach w Cannes i Monachium (targi branżowe - przyp. OKO.press) biorą udział najważniejsi miejscy urzędnicy z panią prezydent stolicy, jej zastępcami i architektem Warszawy na czele, dlatego liczymy, że nasze uwagi zostaną w końcu dostrzeżone."

Mieszkańcy oczekują tego samego. Nie mogą jednak liczyć na rozmowę w tak komfortowych warunkach.

Udostępnij:

Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze