0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Sławomir Kamiński / Agencja GazetaSławomir Kamiński / ...

Pobicie działacza KOD w Radomiu przez młodych narodowców 24 czerwca szybko potępiła opozycja, ale spotkało się z zadziwiającą wyrozumiałością przedstawicieli obozu władzy. Rzeczniczka PiS Beata Mazurek powiedziała nawet, że rozumie narodowców (pisaliśmy o tym obszernie w OKO.press tutaj).

Pod wpływem krytyki i reakcji mediów zagranicznych politycy PiS zaczęli się jednak odcinać od przemocy. Robią to w szczególny sposób - potępiają pobicie, ale potem błyskawicznie stawiają znak równości między pobiciem a domniemanymi krzywdami doznawanymi przez PiS ze strony opozycji.

Fałszywa symetria

W wywiadzie dla portalu wPolityce.pl ze swojego „zrozumienia” narodowców tak tłumaczyła się posłanka Beata Mazurek:

„Powiedziałam wyraźnie, że rozumiem wyłącznie z jednego powodu: że agresja może wywoływać agresję. W sposób zdecydowany powiedziałam też, że takie sytuacje, jak ta w Radomiu, nie powinny mieć miejsca. Nie tylko w Radomiu, ale także na organizowanych przez nas obchodach miesięcznic katastrofy smoleńskiej, czy przy okazji odwiedzania grobu brata i jego małżonki przez Jarosława Kaczyńskiego i naszą delegację”.

Mazurek przypomniała później sytuacje, w których rzekomo PiS stał się celem agresji.

  • Blokada miesięcznic smoleńskich
  • Protesty podczas odwiedzin Jarosława Kaczyńskiego na grobie brata na Wawelu.
  • Agresywne wypowiedzi polityków PO.

Mazurek: „Do przestępstw zachęcał Radosław Sikorski z Platformy Obywatelskiej, który mówił o dorzynaniu watahy, a Bronisław Komorowski mówił o waleniu dechą. I to się jakoś po świecie nie rozlało.”

To ostatnie zdanie, nawiasem mówiąc, może wskazywać, dlaczego politycy PiS jednak odcięli się od przemocy - nie ze względu na opozycję, ale ze względu na reakcje mediów zagranicznych, które o sprawie napisały („się po świecie rozlało”).

Zdaniem OKO.press budowanie takiej symetrii jest w oczywisty sposób fałszywe. Zarówno blokady miesięcznic smoleńskich, jak i protesty przeciwko wizycie Kaczyńskiego na Wawelu miały bierny charakter i mieściły się w demokratycznych normach (niektórzy działacze PiS skarżyli się na incydenty, ale nie są one porównywalne). Wznoszono okrzyki, ale nikt nikogo nie pobił - zupełnie inaczej niż narodowcy w Radomiu. Jest to kluczowa różnica. W demokracji każdy może protestować - co oczywiście może być dla PiS czy Kaczyńskiego osobiście niemiłe - ale fizyczna agresja wobec przeciwników politycznych jest nielegalna i karana (w teorii przynajmniej, zobaczymy, co spotka agresywnych nacjonalistów z Radomia).

Przeczytaj także:

Także wypowiedzi polityków PO były nie tylko stare i wyrwane z kontekstu, ale też trudno je uznać za zachęcanie do przemocy. O „dorzynaniu watahy” Radosław Sikorski mówił w 2007 r. i wyjaśniał później wielokrotnie, że to, co mówił, nie odnosiło się do opozycji; miało mieć metaforyczny sens i być cytatem z literatury. O „waleniu dechą w łeb” władzy powiedział Bronisław Komorowski na spotkaniu w Poznaniu w listopadzie 2016 r. Z dokładnej relacji ze spotkania wynika wyraźnie, że to była metafora - eksprezydentowi chodziło o to, że rząd PiS rozumie tylko język masowych protestów. Uznawanie obu tych cytatów za „nawoływanie do przemocy” jest oczywistą manipulacją.

Uczczenie wydarzeń z Radomia 1976 to dla PiS prowokacja?

Posłance Mazurek wtórował w TV Republika poseł PiS Marek Suski. Wypowiadał się w podobnym duchu, ale znacznie brutalniej - co może wynikać z natury medium: TV Republika mogą oglądać częściej zwolennicy PiS, poseł mówił więc do „swoich”. Oto cytat z Suskiego:

„W Radomiu KOD doświadczył tego, co my doświadczamy od KOD-u m.in. podczas miesięcznic smoleńskich.

Nie pochwalam tego typu metod. W Radomiu pobity został także nasz młody działacz. Został pobity przez tzw. nieznanych sprawców, którzy kopiąc go, krzyczeli: „masz za swoje, sk****synu”. Taki jest nastrój - PO mówiła o dorzynaniu watahy, potem Cyba zabił naszego kolegę. Atmosfera napięcia jest wzbudzana przez opozycję, a Radom jest miejscem szczególnym, bo tu były ścieżki zdrowia, tu władza prześladowała robotników, którzy wzięli udział w zrywie w obronie godności”.

Wiadomość o pobiciu działacza PiS jest nowa - politycy PiS nie wspominali o niej wcześniej. Suski przypomina morderstwo popełnione na działaczu tej partii w 2010 r. w Łodzi. Później mówi o „prowokacji” opozycji, chociaż nie jest jasne, na czym ona miałaby polegać - opozycja prowokuje tylko tym, że maszeruje w rocznicę protestu robotników w Radomiu w 1976 r.

Jeśli potraktować wypowiedź Suskiego dosłownie, okazuje się, że samo publiczne działanie opozycji jest prowokacją.

Suski dodał jeszcze:

„Przemoc nie jest żadnym rozwiązaniem w polityce. PO będzie teraz mówić o strasznych prawicowych bojówkach bijących obrońców demokracji. To są raczej ci, którzy demokrację zwalczali (...) Ja rozumiem tych, którzy byli prześladowani i teraz wprost członkowie KOD z nich się wyśmiewają. To naturalne, że reakcja rodzi kontrreakcję”.

W tym momencie poseł Suski przenosi nas już w świat równoległy - narodowcy „byli prześladowani” i „wyśmiewani” (jak? przez kogo?). W zasadzie bijąc tylko jednego działacza KOD, wykazali się powściągliwością - prześladowani i nieustannie prowokowani istnieniem opozycji.

Szczęśliwie nawet Suski wydusił, że „przemoc nie jest rozwiązaniem”, podobnie jak posłanka Mazurek. Mówił o tym także inny polityk PiS, Rafał Bochenek.

View post on Twitter

Potępienie przemocy nie przyszło jednak politykom PiS łatwo - a kiedy zostali do tego zmuszeni, stawali na głowie, aby ją usprawiedliwić.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze