Grzegorz Schetyna na konwencji PO odwołał się do "większości Polek, które wystąpiły przeciw zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej". Jego zdaniem broniły "kompromisu", a liberalizacji domaga się tylko mniejszość "najbardziej radykalnych". Według sondaży taki obraz społeczeństwa nie jest aktualny. Za liberalizacją jest co najmniej tyle samo, co za "kompromisem"
Przewodniczący PO Grzegorz Schetyna powiedział 20 października 2017 podczas konwencji Platformy w Łodzi: "Czarny protest był przede wszystkim przeciw zaostrzaniu ustawy aborcyjnej i dlatego Platforma go mocno wspierała. Gdy rządzący, przestraszeni siłą protestu, wycofali się z pomysłu, większość kobiet zeszła z ulic w poczuciu zwycięstwa". I dalej:
Najbardziej radykalni uczestnicy próbowali go kontynuować pod hasłami liberalizacji ustawy aborcyjnej. Podobnie jak większość Polek i Polaków, nie uważamy aborcji za kolejny środek antykoncepcyjny, nigdy nie opowiadaliśmy się za aborcją na życzenie
Schetyna trzyma się założenia, które wyłożył w sierpniu 2016 w wywiadzie w "Do Rzeczy": "Jestem zwolennikiem utrzymania przez PO konserwatywnej kotwicy. Chcę powrotu do źródeł Platformy, czyli jej liberalno-konserwatywnego charakteru". Dodał, że kolejne wybory wygra "Polska powiatowa" i to ona "będzie decydować, w którym kierunku kraj pójdzie". Przewodniczący PO stawia na wyborców wyznających poglądy konserwatywne, katolickie, tradycyjne, a więc także fundamentalnie przeciw prawu kobiet do przerywania ciąży (poza kilkoma wyjątkami).
Za liberalizacją ustawy są nieliczni radykałowie, głównie z największych miast, ale to nie oni "wygrywają wybory".
Czy to trafna diagnoza? Chyba już nie.
"Najbardziej radykalnych" Polaków i Polek, którzy chcieliby złagodzenia ustawy antyaborcyjnej jest znacznie więcej niż myśli Schetyna. W najnowszym sondażu SW Research na zlecenie portalu rp.pl blisko połowa opowiedziała się za złagodzeniem ustawy:
(Sondaż przeprowadzono 27-29 października na próbie reprezentatywnej za pomocą ankiet online)
To najwyższe poparcie dla złagodzenia ustawy w sondażach w XXI w., ale badanie ma pewną słabość. Jak słusznie powiedział "Rzeczpospolitej" znany działacza pro-life, "Polacy to łagodny naród. Dlatego gdy pytacie o 'złagodzenie', 47 proc. jest za".
To prawda. Wiele zależy od tego, jakie pytanie usłyszy respondent/ka.
Zdaniem OKO.press najbardziej trafne diagnostycznie jest pytanie o konkretne rozwiązania w ustawie. Dlatego w sondażach IPSOS dla OKO.press pytamy tak: "Prawo dopuszcza przerywanie ciąży w trzech przypadkach: zagrożenia dla życia lub zdrowia kobiety, ciężkiego upośledzenia lub choroby płodu i ciąży z gwałtu. Czy ustawę należałoby zaostrzyć, zakazując aborcji całkowicie, nie zmieniać, czy zliberalizować dopuszczając przerywanie ciąży ze względu na trudną sytuację kobiety?".
Wykres pokazuje wyniki z sondaży z września 2016, marca 2017 i sierpnia 2017:
Jak widać, wahania nie są duże, poparcie dla liberalizacji - stabilne: kolejno 37 proc., 42 proc. i 40 proc. Minimalnie spada odsetek osób, które chciałyby, żeby ustawę pozostawić w obecnym kształcie, niezbyt słusznie zwanym "kompromisem" (daje on możliwość około 1000 legalnych aborcji rocznie, przy szacowanej liczbie kilkudziesięciu, może nawet stu tysięcy zabiegów nielegalnych).
Zwolenników zaostrzenia ustawy jest około 10 proc., taki wynik powtarza się w wielu badaniach - i takie jest realne poparcie radykalnych pomysłów np. zakazu "aborcji eugenicznej".
W ocenie OKO.press sondaż SW Research potwierdza, że liczba zwolenniczek i zwolenników liberalizacji prawa aborcyjnego rośnie, choć zapewne jest bliższa 40 niż 50 proc. Tak czy inaczej, nie są to "nieliczni radykałowie". Są całkiem liczni, jest ich mniej więcej tyle, co zwolenników status quo.
Co więcej, za liberalizacją prawa opowiadają się częściej osoby z wykształceniem podstawowym i zawodowym, niż wyższym, a także ludzie z małych i średnich miast, w porównaniu z mieszkańcami wsi i największych miast. Ten fascynujący wynik tłumaczy może fakt, że osoby mniej zamożne (gorsze wykształcenie koreluje z niższymi zarobkami) boleśniej odczuwają skutki zakazu aborcji. Zamożniejsze stać na turystykę aborcyjną i usługi aborcyjnego podziemia.
Schetyna zaznaczył w swojej wypowiedzi, że PO - jak większość Polaków - nigdy nie opowiadała się za złagodzeniem ustawy (litościwie pominiemy określenie "aborcja na życzenie", bo naprawdę trudno znaleźć osobę, która życzy sobie aborcji). To prawda, że PO zawsze deklarowała poparcie dla "kompromisu aborcyjnego", czyli obowiązującej dzisiaj ustawy z 1993 roku.
Ale Polki i Polacy wcale nie zawsze.
W listopadzie 1992 roku, już po uchwaleniu ustawy zaostrzającej przepisy (zwanej "kompromisem") - 53 proc. Polaków uważało, że aborcja powinna być dozwolona, gdy kobieta jest w trudnej sytuacji bytowej, materialnej lub rodzinnej.
W listopadzie 1996 roku ustawę zliberalizowano (na niecały rok). CBOS zapytał wtedy Polaków, co sądzą o tej zmianie. Aż 58 proc. popierało złagodzenie:
W maju 1997 Trybunał Konstytucyjny orzekł, że nowe zapisy (te z 1996 r.) są niekonstytucyjne i powrócił tzw. "kompromis". W lipcu 1997 roku CBOS zapytał, czy zgadzają się ze stwierdzeniem: "Kobieta - jeżeli tak postanowi - powinna mieć prawo do aborcji w pierwszych tygodniach ciąży". I znowu aż 65 proc. odpowiedziało twierdząco:
Jak wynika z badań CBOS "społeczne przyzwolenie dla aborcji" utrzymuje się na względnie wysokim poziomie w pierwszych latach XXI wieku, ale potem gwałtownie spada. Na pytanie "czy przerywanie ciąży powinno być dopuszczalne przez prawo, gdy kobieta jest w ciężkiej sytuacji materialnej" twierdząco odpowiadało:
Sondaże IPSOS dla OKO.press i inne badania pokazują, że ten trend pro-life odwraca się w 2016 roku, czyli, paradoksalnie, w okresie rządów najbardziej konserwatywnego rządu po 1989 roku.
Na koniec wypada się zgodzić z przewodniczącym Schetyną - rzeczywiście, ani PO, ani większość Polaków nie uważa, że aborcja to środek antykoncepcyjny. Prawdopodobnie nikt tak nie uważa.
Jeżeli Schetyna chciał zasugerować, że zwolennicy liberalizacji ustawy traktują aborcję jako środek antykoncepcyjny, to jest to manipulacja w stylu - niestety - Ordo Iuris. Odsyłamy przewodniczącego PO do projektów ustaw łagodzących przepisy (zarówno "Ratujmy kobiety", jak i wstępnej propozycji Nowoczesnej) - ważną pozycję zajmuje w nich edukacja seksualna i łatwo dostępna antykoncepcja. Także ta awaryjna, bez recepty. Właśnie po to, by aborcji było jak najmniej.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze