0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.plTomasz Pietrzyk / Ag...

Jakie jest wydobycie węgla w Polsce?

Mamy węgiel z własnego wydobycia — przede wszystkim ze śląskich kopalni Polskiej Grupy Górniczej, ale również z Kopalni Węgla Bogdanka w Łęcznej na Lubelszczyźnie i kopalń Grupy Tauron. Problem w tym, że surowiec wydobywany w polskich kopalniach najczęściej nie nadaje się do palenia w domowych kotłowniach.

"Szczególnie brakuje węgla średnich, grubych sortymentów, który używany jest w domach, osiedlowych kotłowniach, w szklarniach. Od kilkudziesięciu lat wydobywamy go za mało. On powstaje głównie przy okazji drążenia chodników w kopalniach. Uzupełnialiśmy lukę, sprowadzając węgiel ze wschodu – surowcem mniej zasiarczonym od tego z wielu polskich kopalń" - mówił OKO.press redaktor naczelny portalu WysokieNapięcie.pl Bartłomiej Derski.

W skrócie: węgiel z polskich kopalni jest zbyt drobny i za mocno zanieczyszczony siarką. Mimo to zarządzające nimi spółki próbują zwiększyć wydobycie. Udawało im się to w marcu, gdy wyniosło ono 5,5 mln ton — był to najwyższy wynik od prawie 3,5 roku. W kolejnych miesiącach nie udało się go utrzymać, w lipcu osiągnęliśmy 4,2 mln ton. Mamy też zapasy — w lipcu wynosiły one 1,2 mln ton.

Liczby te mogą robić wrażenie, jednak pamiętajmy — tylko niewielka część całego krajowego wydobycia nadaje się do indywidualnego ogrzewnictwa. "W Polsce wydobywa się rocznie 55 mln t węgla kamiennego, z czego 12 mln ton to węgiel koksowy (dla hut), a pozostałe 43 mln t to tańszy węgiel do pozostałych zastosowań. Tylko ok. 7 mln ton to węgiel nadający się dla gospodarstw domowych i innych małych odbiorców" - wyliczał w "Dzienniku Gazecie Prawnej" Bernard Swoczyna z Fundacji Instrat. Zapotrzebowanie sektora drobnych odbiorców (w tym indywidualnego ogrzewnictwa) to około 13-15 mln ton rocznie. Do niedawna lukę o wielkości 7-8 mln ton wypełnialiśmy w ogromnej większości kolejowymi dostawami surowca z Rosji.

Skąd więc teraz sprowadzamy węgiel do Polski? Czy go wystarczy?

Na początek szybkie odpowiedzi.

Po pierwsze, węgiel sprowadzamy z kierunków, które do tej pory nie były dla nas znaczące: z Kolumbii, RPA, Indonezji, Australii czy USA. To partnerzy biznesowi, z którymi kontrakty podpisała spółka PGE Paliwa — jedna z dwóch (obok Węglokoksu), której rząd powierzył zadanie sprowadzania węgla w "trybie awaryjnym".

Po drugie: nie wiemy, czy węgla wystarczy. Bardzo wiele wskazuje na to, że w pewnym momencie pojawią się jego niedobory, lub że zwyczajnie zabraknie go na składach.

Węglokoks i PGE Paliwa dostały misję od rządu: do szczytu sezonu grzewczego sprowadzić 4,5 mln ton węgla. To wciąż za mało, by uzupełnić ilość surowca potrzebnego dla małych odbiorców. Co gorsza, jedynie niewielka część sprowadzonego zza morza węgla, nadaje się do palenia w piecach. Po długiej drodze udaje się odsiać od 10 do 30 proc. materiału, który potem trafi do kotłowni. Ta druga wartość to wariant "optymistyczny", o którym mówiła ministra klimatu Anna Moskwa. W przypadku dostaw z Indonezji czy Kolumbii bliżej jest do 10-15 proc. odsianego towaru. Reszta zbyt rozdrobnionego w czasie rejsu węgla może trafiać do ciepłowni i elektrowni. Od stycznia do grudnia udało się sprowadzić 5,5 mln ton różnej jakości węgla. Dla porównania — przez pierwsze półrocze 2021 roku Polska zaimportowała 6,2 mln ton surowca.

"Czyste" ceny sprowadzanego z zagranicy węgla bez marży dochodzą do 1400 złotych za tonę. To o 400-500 złotych więcej, niż jeszcze w zeszłym roku płaciliśmy na składach w detalu i o wiele więcej od hurtowych stawek w poprzednich latach — wynoszących od 200 do 400 złotych.

View post on Twitter

Z coraz większą pewnością można powiedzieć więc, że węgla zabraknie. Ile? Z analizy portalu WysokieNapięcie.pl wynika, że przy utrzymaniu obecnego tempa importu luka wyniesie 4 mln ton — po dwa w energetyce i ciepłownictwie indywidualnym. Dodajmy do tego ilość brakującą niewielkim ciepłowniom i kotłowniom — wyjdzie 5 mln. Nie chce o tym słyszeć szefowa resortu klimatu, która zapewnia, że Polska zakontraktowała "wszystkie potrzebne ilości węgla". Według jej wypowiedzi z końcówki lipca chodzi o ok. 7 mln ton z zagranicy — również poza zakupami Węglokoksu i PGE.

Przeczytaj także:

Kiedy zabraknie nam węgla?

Na to pytanie nie da się odpowiedzieć bez cienia wątpliwości. Wiadomo, że szczyt sezonu grzewczego może być wyjątkowo trudny. Jeżeli węgla zupełnie braknie, to zapewne właśnie w ciągu trzech zimowych miesięcy. Nawet jeśli jakiś towar będzie dostępny, to jego cena może zwalać z nóg. Prognozy mówią o średnich cenach przekraczających 4 lub dochodzących do 5 tysięcy złotych za tonę. Mówił o tym między innymi Bogusław Ziętek ze związku zawodowego "Sierpień 80". To jednak jedynie spekulacje. Mimo to warto przygotować się na takie scenariusze, przede wszystkim próbując zredukować zużycie energii.

Ile domów tak naprawdę ogrzewa się w Polsce węglem?

Na to pytanie odpowiada Centralna Ewidencja Emisyjności Budynków, którą od tego roku zaczął prowadzić Główny Urząd Nadzoru Budowlanego. Obowiązkowo należy tam zgłosić rodzaj urządzenia grzewczego używanego w każdym z gospodarstw domowych. Do początku września ewidencja zbierała dane o ponad 8,4 mln z nich. W tej chwili CEEB udostępnia jedynie dane o liczbie urządzeń na paliwa stałe, włączając w to między innymi węgiel, pellet i drewno. Łącznie zgłoszono ich ok. 8,4 mln (pamiętajmy, że jeden budynek może być ogrzewany kilkoma źródłami ciepła).

W tej grupie znajdują się zarówno nowoczesne kotły z podajnikiem automatycznym, jak i te zasypywane paliwem bezpośrednio do komory spalania — wśród których jest najwięcej tak zwanych "kopciuchów". To piece najniższej, trzeciej klasy lub zupełnie niemieszczące się w kryteriach klasowości. Przypomnijmy: kotły węglowe dzielą się na cztery klasy - trzecią, czwartą, piątą i te spełniające wymagania unijnej dyrektywy Ekoprojektu.

Według statystyk z lipca (zatem już po obowiązkowym terminie zgłoszenia działających już źródeł ciepła), najbardziej zanieczyszczające powietrze kotły węglowe były w tej grupie najliczniej reprezentowane. Do ewidencji wpisano ich 2,24 mln. Fatalnie wyglądają z kolei dane dotyczące najsprawniejszych energetycznie (a więc marnujące najmniej paliwa) i najmniej emisyjne piece najwyższej klasy Ekoprojekt. Zgłoszono ich zaledwie 62 tys.

Do tego dochodzi prawie 600 tys. pieców kaflowych. 1,36 mln urządzeń wpadło w kategorię "kominek / koza / ogrzewacz powietrza na paliwo stałe". W statystykach mocno trzymają się też trzony węglowe, piecokuchnie i kuchnie węglowe — to aż 714 tys. urządzeń.

Dla porównania — w Polsce według sierpniowych statystyk działa zaledwie 256 tysięcy pomp ciepła — i to mimo ogromnego, przekraczającego możliwości producentów i instalatorów zainteresowania tą ekologiczną technologią. Kotły gazowe to 24 proc. ogółu i prawie 3 mln urządzeń. Polska stoi węglem, a wymiana urządzeń na ten surowiec zapewne zajmie jeszcze lata.

Gdzie jeszcze można kupić węgiel w Polsce? Ile kosztuje?

W cenie najbardziej zbliżonej do zeszłorocznych pułapów węgiel sprzedaje Polska Grupa Górnicza. To surowiec prosto z kopalni, który możemy nabyć bez pośredników. Jeszcze latem w sklepie internetowym PGG można było dostać węgiel po cenie niższej niż 1000 złotych. Potem ceny poszły w górę. Na początku września za tonę ekogroszku luzem płacimy ok. 1500-1600 zł. Kostkę i orzech można dostać za 1400-1500 zł. Towar "rzucany" jest we wtorek i czwartek po godzinie 16:00 i za każdym razem błyskawicznie znika. Każdy nabywca, legitymując się wpisem węglowego kotła do CEEB, ma prawo odebrać do 3 tony paliwa. Węgiel bezpośrednio z kopalń PGG trzeba odebrać samodzielnie lub zorganizować sobie odpłatny transport.

Od września Grupa zajęła się tworzeniem punktów dystrybucji poza kopalniami. Docelowo ma powstać 100 takich składów, na razie działa ich 21. Mają one wydawać węgiel zamówiony przez stronę PGG. Tak zwani "Kwalifikowani Dostawcy Węgla" nie będą więc pośrednikami ani sprzedawcami — będą jedynie dostarczać węgiel jak najbliżej klienta.

Nie można już kupować węgla bezpośrednio od podlubelskiej kopalni "Bogdanka". Jeszcze w sierpniu ustawiały się do niej długie kolejki, piątego września władze przedsiębiorstwa zdecydowały o zakończeniu sprzedaży prywatnym klientom. Przedstawiciele kopalni twierdzą, że węgiel w detalu wróci, nie podają jednak konkretnej daty. Nadal, po uprzednim zapisie, można kupować węgiel bezpośrednio w kopalniach Węglokoksu.

Nadal można kupować węgiel w prywatnych składach. Tam trafia między innymi surowiec odsiany z zamorskich dostaw. Sprzedawcy narzekają na jego niedostępność i słabą jakość. Ceny grubszego węgla utrzymują się tam w granicach 1700-1900 złotych za tonę. Ceny "ekogroszku" w większości kraju przekraczają 3 tys. złotych za tonę, dochodząc do nawet 3,5 tysiąca. Za workowany towar "premium" spakowany w barwioną na czarno i złoto folię niektóre składy chcą już nawet ponad 4 tysiące złotych. Udało nam się znaleźć skład, który tonę najdroższego "ekogroszku" wyceniał na równe 5 tysięcy złotych. Najdroższy towar jest dostępny od ręki.

Czym palić, jeśli nie węglem?

Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński twierdzi, że "wszystkim", może oprócz opon. Bardzo wiele pieców — szczególnie zasypywanych kopciuchów, kóz czy piecokuchni — rzeczywiście przyjmie niemal wszystko. Może to fatalnie skończyć się zarówno dla stanu technicznego pieca, jak i stanu zdrowia jego użytkowników, ale jeśli tylko chcemy, to spalimy tam wszystko, co da się spalić.

Nie muszą to być jednak tylko odpady komunalne. W Polsce od niedawna można palić również "odpadami węglowymi". Tak antysmogowi aktywiści nazywają czasowo dopuszczone do sprzedaży gorsze gatunki tego paliwa, w tym miał węglowy. Będzie można wrzucać je do pieców dzięki czasowemu zawieszeniu norm dla paliw stałych. Miał jest mniej kaloryczny, bardziej kopci, zostaje z niego więcej popiołu. Nie jest też tani — w serwisach aukcyjnych można go kupić od prywatnych pośredników za nawet 1600 zł. Sprzedażą tego bardzo drobnego sortymentu węgla ma zająć się również PGG.

W wielu innych urządzeniach grzewczych nie ma jednak takiej możliwości. Nie wrzucimy śmieci do kotła z podajnikiem. W nowoczesnych urządzeniach nawet nieodpowiednia grubość użytego paliwa skutkuje awariami. Liczy się też wilgotność — na przykład przez użycie zbyt mokrego "ekogroszek" skorodować może ślimak podający węgiel do komory pieca.

Jak duży będzie smog w zimie?

Najpierw krótsza odpowiedź: pewnie będzie bardzo duży, szczególnie tam, gdzie ciepło bierze się przede wszystkim z indywidualnego ogrzewnictwa. Problematyczne będzie zarówno używanie niedozwolonych materiałów, w tym śmieci, jak i mocno smogotwórczego miału czy mułu węglowego. To paliwa zasiarczone i mocno przyczyniające się do zanieczyszczenia pyłem PM 2.5 - drobnymi cząsteczkami, które mogą przedostawać się wraz z zanieczyszczeniami do ludzkich płuc.

"Zawieszenie norm oznacza, że na rynek trafi urobek niesprzedawalny, odpady, które trzeba zutylizować. Pojawią się na rynku pewnie mieszanki paliw, na przykład słabszego węgla z tymi odpadami. Można się spodziewać, że cena będzie konkurencyjna, a najubożsi będą decydować się na jego kupna" - mówił nam Piotr Siergiej z Polskiego Alarmu Smogowego.

Aktywiści z PAS twierdzą, że budzimy się za późno — bo dzięki odważniejszej polityce wobec odchodzenia od węglowego ogrzewania moglibyśmy być bardziej odporni na kryzys energetyczny. Dopiero w tym roku wstrzymano antysmogowe dotacje na piece węglowe klasy piątej i Ekoprojektu. Odbiorcy dopłat ze sztandarowego rządowego programu "Czyste Powietrze" kupili ponad 57 tysiące pieców węglowych. To około 13 proc. całości wymienionych w jego ramach źródeł ciepła.

Czy dopłaty pomogą?

Nie pomogą w sprowadzeniu większej ilości niezłej jakości węgla do Polski. Nie trzeba zresztą wydawać ich na opał — jeśli go nie starczy, można kupić na przykład ciepły kożuch i porządne skarpety.

Przypomnijmy, jak było z dotacjami. W czerwcu rzecznik rządu Piotr Müller polecił właścicielom węglowych pieców, by zaczekali z zakupami. Za chwilę węgiel będzie znacznie, znacznie tańszy — przekonywał. Pomysł rządu na obniżki cen był jednak skazany na porażkę. Przez sejm przeszła podpisana w końcu przez prezydenta ustawa o dopłatach dla składów, które zobowiążą się sprzedawać tonę węgla za 996 złotych. Problem w tym, że cały przychód wyniósłby w tym przypadku o kilkaset złotych mniej od rynkowej stawki. Dlatego sprzedawcy zignorowali rządowy program dopłat, a dotycząca go ustawa jest martwa.

Pozostała więc kwota trzech tysięcy złotych, po którą należy zgłosić się do gminy. Poprawi ona sytuację nabywców węgla, ale samego węgla nam nie zapewni. O innych dopłatach szczegółowo piszemy tutaj.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze