„Orbán jest głupi i arogancki”, mówi mi 60-letnia mieszkanka Budapesztu i pokazuje przypinkę z liderem opozycji Péterem Márki-Zayem. Na pytanie, dlaczego Márki-Zay miałby pokonać Orbána, odpowiada bez zastanowienia: „Bo jest nowy”. Korespondencja Agaty Szczęśniak z Budapesztu. Jutro wybory
Byłam na ostatnim przedwyborczym wiecu opozycji w Budapeszcie. Entuzjazm był ogromny. Péter Márki-Zay, kandydat opozycji na premiera, uścisnął setki rąk i zrobił sobie z ludźmi setki selfie. Gergely Karácsony, burmistrz Budapesztu, zebrał gromkie oklaski. Ale czy to wystarczy, żeby pokonać Orbána, który pod sobie skroił system wyborczy i państwo?
„To tutaj niespotykane. Żaden z polityków tak się nie zachowuje, nie wychodzi tak do ludzi” - mówią młodzi chłopcy, którzy chwilę wcześniej robili sobie zdjęcie z liderem węgierskiej opozycji Péterem Márki-Zayem. Właśnie skończył się wiec na placu Imre Madácha w Budapeszcie. Przez ponad dwie godziny w zimnie i deszczu kilka tysięcy osób słuchało i oklaskiwało opozycyjnych kandydatów do parlamentu. Węgierska opozycja, po raz pierwszy zjednoczona, liczy na zwycięstwo w jutrzejszych wyborach. Od 12 lat nie była tak blisko pokonania Viktora Orbána.
Chłopaków zaczepiam nie tylko ja, ale też dziennikarka z francuskiego radia, bo dla nas widok kilkunastoletnich chłopaków fotografujących się z politykiem jest niezwykły. Jeden nie ma jeszcze prawa głosu. Drugi - mieszka w Austrii, przyjechał specjalnie, żeby zagłosować. Mówi, że jeśli Orbán wygra, on nie będzie miał po co wracać na Węgry.
Rękę liderowi opozycji chce uścisnąć dosłownie każdy. I każdy chce mieć z nim selfie. Starsi, młodsi, kobiety, mężczyźni. 50-letni Péter Márki-Zay z trudem przeciska się przez tłum, a droga przez plac zajmuje mu prawie tyle samo czasu, co wcześniejsze, niekrótkie przemówienie.
Niezwykłość tego widoku na Węgrzech polega na tym, że Viktora Orbána w podobnej sytuacji nie sposób zobaczyć. Sztab Orbána trzyma w tajemnicy, które okręgi odwiedzi urzędujący premier, o spotkaniach nie informuje mediów. Jedyne relacje to wideo w mediach społecznościowych, które zawsze wyglądają tak samo: oświadczenia Orbána przed entuzjastycznym tłumem.
Portal Telex zapytał jego sztab, gdzie Orbán prowadzi kampanię. Dostał odpowiedź: „O wszystkich wystąpieniach prasowych premiera informujemy redakcje w odpowiednim czasie”. W związku z tym portal poprosił o pomoc czytelników: „Wiesz, gdzie prowadzi kampanię Orbán? Napisz do nas!”
Dlatego opozycja tym bardziej się stara, żeby jej kandydaci byli dostępni dla ludzi i w ten sposób zaznacza różnicę między nimi a Orbánem.
Wkrótce opublikujemy rozmowę OKO.press z Péterem Márki-Zayem.
„Viktor Orbán jest zdrajcą. Żaden uczciwy Węgier nie może głosować na Orbána” - mówił Márki-Zay. Stwierdził też, że żaden chrześcijanin nie może głosować na Orbána. Márki-Zay bardzo podkreśla swoją religijność, to dzięki niej ma według strategów opozycji dotrzeć do bardziej konserwatywnych wyborców, którzy dotąd nie chcieli głosować na opozycję. Zresztą, jego sposób gestykulacji momentami przywodził na myśl wystąpienia duchownych.
„Tak jak ciemności nie można pokonać ciemnością, tylko światłem, tak nienawiść nie może zostać pokonana nienawiścią, tylko miłością” - mówił Péter Márki-Zay.
O Orbánie wypowiadał się w najostrzejszych słowach. Powiedział, że stał się narodową hańbą i prosił Węgrów, by w niedzielę tę hańbę z siebie zmyli.
Márki-Zay wiele słów poświęcił też młodym. Powiedział, że te wybory dotyczą ich przyszłości i że to młodzi mogą przesądzić o wyniku, jeśli pójdą na wybory.
„Po czterech latach ciężkiej pracy mogę powiedzieć na dzień przed wyborami: oto stoimy u bram zwycięstwa” - kandydat opozycji na premiera nawiązał w ten sposób do swojej własnej drogi. To on w 2018 roku jako kandydat niezależny wygrał wybory na burmistrza 44-tysięcznego Hódmezővásárhely. Został pierwszym od 1990 roku burmistrzem miasta, który nie należał do Fideszu.
„Droga nie prowadzi ani w prawo, ani w lewo, ale tylko w górę” - zakończył Márki-Zay głównym hasłem opozycji.
Kto wie, czy większego entuzjazmu nie wzbudził jednak mówca, który występował przed Márki-Zayem. Jego wystąpienie zgromadzeni co chwilę przerywali oklaskami. Wyraźnie było czuć, że to ich człowiek. Nic dziwnego przemawiał 46-letni burmistrz Budapesztu, świetnie znany każdemu z obecnych.
„Jesteśmy o krok od powiedzenia, że po dwunastu latach ciemności znów w kraju będzie światło, że po dwunastu latach w polityce znów zapanuje służba, a nie dominacja” - mówił Gergely Karácsony.
To on w 2019 roku pokonał kandydata Fideszu na burmistrza Budapesztu przewagą 10 punktów procentowych. Wystartował też w opozycyjnych prawyborach. W pierwszej turze zajął drugie miejsce, do drugiej tury nie przystąpił, przekazał poparcie Márki-Zay. Argumentował między innymi, że Węgry to nie tylko Budapeszt i w wyborach lepiej się sprawdzi kandydat, który pochodzi z mniejszej miejscowości.
Na sobotnim wiecu Karácsony mówił, że program opozycji to program zielonych, zrównoważonych, zjednoczonych Węgier i choć wyjątkowo Fidesz też ma program, nazywa się on Pegasus. Stwierdził, że Orbán nie potrafi już odróżnić dobra od zła, napastnika od ofiary, grzesznika od niewinnego. Kompas moralny odebrała Orbánowi bliskość Putina.
„Orbán to nie Węgry. Jutro ogłosimy to tak głośno, że wszyscy to usłyszą. To jest nasza misja pokojowa, zastąpienie Orbána to nasza misja pokojowa. To może sprawić, że nasz kraj znów stanie się pokojowym, zjednoczonym demokratycznym państwem prawa” - mówił Karácsony.
Sądząc po entuzjazmie w trakcie wiecu, można by sądzić, że opozycja z pewnością wygra w niedzielę. Trzeba jednak pamiętać, że był to tylko jeden niewielki plac w mieście, które Orbána nie znosi. Sondaże pokazują, że opozycja i Fidesz idą łeb w łeb.
Jednak jak powiedział OKO.press dr Dominik Hejj, „sondaże są atrakcją turystyczną”, bowiem węgierski system wyborczy sprzyja Orbánowi. A zwycięstwo opozycji, która gra na znaczonym polu, byłoby wielką niespodzianką".
Budapeszt usłany jest plakatami uderzającymi w lidera opozycji. Są elementem kampanii negatywnej przeciwko kandydatowi opozycji na premiera Péterowi Márki-Zayowi.
Plakat grozi, że opozycja: „zniesie cięcia kosztów”, „odbierze 13. emeryturę” i „sprywatyzuje szpitale”.
Péter Márki-Zay to bezpartyjny i do niedawna szerzej nieznany kandydat opozycji na premiera. Nieoczekiwanie to on wygrał prawybory. Jest burmistrzem 44-tysięcznego miasta Hódmezővásárhely na południu Węgier, w bastionie Fideszu. Fidesz próbuje go zdyskredytować, pokazując, że za plecami Márki-Zaya stoi Ferenc Gyurcsány - były premier (2004-2009) i były szef partii socjalistycznej. Stąd stemple na plakatach „100 procent Gyurcsány'ego”.
Wczoraj sztab Fideszu rozsyłał smsy: „Gyurcsány i Márki-Zay pogrążą nas w wojnie i przywrócą nieudaną politykę z przeszłości. Zatrzymajmy ich! Niedziela 2X Fidesz! W referendum: 4X NIE!”.
„Orbán jest głupi i arogancki” - mówi mi Katarzyna, około 60-letnia mieszkanka Budapesztu, która przyszła na wiec opozycji. Do płaszcza ma przypiętą zielono-niebieską wstążkę - to kolory opozycji. Pokazuje mi też przypinkę z Péterem Márki-Zayem.
Na pytanie, dlaczego Márki-Zay miałby pokonać Orbána, odpowiada bez zastanowienia: „Bo jest nowy”. Obecny premier zbudował jej zdaniem poparcie dzięki korupcji.
Od 16 lat Viktor Orbán konsekwentnie unika debat przedwyborczych. Nie zgodził się na taką debatę również przed wyborami, które odbędą się w najbliższą niedzielę 3 kwietnia 2022.
Sztab kandydata opozycji na premiera, Pétera Márki-Zaya, opublikował w mediach społecznościowych filmik, który ma pokazać, jak wyglądałaby debata z Orbánem. Choć jest zmontowany z publicznych wypowiedzi Orbána z przeszłości, oglądając go mamy wrażenie, że faktycznie uczestniczymy w debacie.
W opisie wideo sztab Márki-Zaya pisze: „Proputinowska polityka Orbána zawiodła i pogrążyła kraj w kryzysie. Dlatego Orbán nie ośmiela się stanąć ze mną do publicznej debaty. Powiedzmy w niedzielę «nie» tchórzostwu Orbána, zagłosujmy za zmianą i Europą”.
Nic dziwnego, że Orbán nie chce publicznie debatować. Chociaż w latach 90. zaistniał jako polityk, który umie rozmawiać z ludźmi, w publicznej pamięci pozostała jego porażka z kwietnia 2006 roku. Orbán, wówczas lider opozycji, debatował w studiu telewizyjnym z ówczesnym premierem Ferencem Gyurcsánym. Tak podsumował tamtą debatę Józef Debreczeni, niegdyś doradca Orbána, obecnie jego zagorzały krytyk, autor znakomitej, monumentalnej biografii Orbána:
„Zapasy dwóch kandydatów zakończyły się spektakularnym zwycięstwem urzędującego premiera. Gyurcsány był bardziej dynamiczny, pewny siebie i ofensywny. Autorytatywnie wymieniał fakty, liczby i przeciwstawił je stwierdzeniom Orbána. Przywódca opozycji, od lat występujący tylko przed swoimi zwolennikami i wygłaszający oświadczenia, napotkał silnego przeciwnika, który zbił go z tropu i pozbawił pewności siebie.
Poza tym [Orbán] wydawał się zmęczony, zdradzał oznaki zdenerwowania i zakłopotania: suchość w gardła, słaby głos, bezdech, westchnienia”.
Komentatorzy zwracali też uwagę, że Orbán opanował do perfekcji powtarzanie tych samych komunikatów, jednak w zdarzeniu ze spontanicznym, dowcipnym Gyurcsánym wypadł słabo, bo okazał się przewidywalny.
„Jeszcze bardziej od powtarzania tych samych ruchów i chwytów retorycznych na niekorzyść Viktora Orbána działało to, że jego intonacja stała się wyjątkowo monotonna.
Jak zwykle mówił za pomocą krótkich zdań twierdzących, akcentując ich końcówkę, a między dwoma zdaniami, robiąc krótką przerwę. Prawie zawsze tak mówił, nawet pytać zwykł w trybie oznajmującym.
W jego intonacji wyczuwalne jest pewnego rodzaju napięcie, bowiem jego wypowiedzi mają zawsze silny ładunek emocjonalny, a przeciwieństwo formy i treści (obojętny ton - emocjonalny komunikat) niewątpliwie potęguje wrażenie... Jednak stała rozbieżna treści i intonacji po jakimś czasie staje się nudna, dezawuuje samą siebie i staje się autoparodią” - pisała językoznawczyni i badaczka mediów Anna Szilágyi cytowana przez Debreczeniego.
Czy od tego czasu Orbán się zmienił? Nie dowiemy się, bo publicznej debaty nie będzie.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze