Pomysł fikcyjnych państw-agresorów, w tym Wejsznorii, pojawił się podczas przygotowań do manewrów Zapad-2017. Poczęta na sztabowej mapie, zmarła w 60. miesiącu. Władze w Mińsku prześladują głoszących jej chwałę – czy dlatego, że terytorium Wejsznorii pokrywa się z obszarem, na którym w wolnych wyborach w 1994 roku zwyciężyli demokratyczni kandydaci?
1 września 2017 roku na X (wówczas jeszcze Twitter) pojawił się komunikat: „Na mocy decyzji MSZ Republiki Wejsznorii oficjalnie otwarto ambasadę w Kijowie i wręczono listy uwierzytelniające”.
Zgodnie z Konwencją z Montevideo z 1933 roku nowe państwo powstaje de facto, gdy kontroluje ludność, terytorium i ma działający rząd. Potem stara się o uznanie innych państw i organizacji międzynarodowych (de jure). A jak było w tym przypadku?
Wejsznoria przyszła na świat na sztabowych mapach, podczas przygotowań do rosyjsko-białoruskich manewrów Zapad 2017, w których pojawił się pomysł fikcyjnych państw-agresorów.
Jednak to, co miało pozostać wojskową konwencją, wymknęło się spod kontroli. Internet natychmiast podchwycił ten byt. W ciągu kilkunastu godzin Wejsznoria zyskała walutę (1 talar = 5 dolarów), paszporty, a nawet resorty, w tym ministerstwo spraw zagranicznych, które na Twitterze wydało oświadczenie: „Wejsznoria nigdy nie zaatakuje Białorusi. Ale swojej nie oddamy ani piędzi”.
Żart okazał się niezwykle nośny.
Nazwa Wejsznoria – jak czytamy w „Naszej Niwie”, jednym z ostatnich i największym opozycyjnym medium Białorusi – mogła wywodzić się z bałtyckiego imienia Vaišnoras – „ten, kto chętnie częstuje”. Obok Wejsznorii w scenariuszu manewrów pojawiły się także dwie inne fikcyjne krainy: Wisbaria (od imienia Visbaras, czyli „wszechzwycięski”), odpowiadająca obszarowi zachodniej Litwy i środkowej Łotwy, oraz Lubenia, wyznaczona w rejonie tzw. korytarza suwalskiego – na pograniczu północno-wschodniej Polski i południowo-zachodniej Litwy. Razem z Wejsznorią tworzyły blok „państw-agresorów”, symbolizujących Zachód.
Reakcje mediów na fenomen internetowej Wejsznorii dobrze pokazały linie podziału w białoruskim społeczeństwie. Telewizja państwowa i prasa kontrolowane przez reżim Łukaszenki długo milczały, jakby próbowały w ten sposób unieważnić niewygodne zdarzenie. Z kolei niezależne media, a zwłaszcza „Nasza Niwa”, oraz internetowa społeczność przyjęły Wejsznorię jako formę oporu. Zauważono, że na mapie manewrów wyznaczono obszar przypominający historyczną Wileńszczyznę (bez Wilna, ale za to z Grodnem). To skojarzenie nadawało żartowi poważniejszy, polityczny sens.
Reżim szybko zdał sobie sprawę z potencjału ironii.
Białoruskie i rosyjskie media, początkowo milczące, zmieniły narrację i przedstawiały sprawę jako „wrogą prowokację” wymierzoną w sojusz z Rosją.
Ale żartów tylko przybywało. W Mińsku sięgnięto więc po sprawdzone rozwiązanie i w sierpniu 2022 roku sąd oficjalnie uznał profile Wejsznorii w mediach społecznościowych za materiały ekstremistyczne. Myśleli pewnie, że tak zakończą barwne życie republiki.
Białoruscy sędziowie nie oglądali zapewne „Gry o tron”. Inaczej wiedzieliby, że Eddard Stark, Lord Winterfell i Namiestnik Północy przestrzegał: „Kiedy spada śnieg i wieje biały wiatr, samotny wilk umiera, ale stado przeżywa”. I tak Wejsznoria, została pogrzebana przez urzędników Łukaszenki, ale jej mieszkańcy – wciąż żyją.
Jak się okazuje, Wejsznoria nie wypadła sroce spod ogona.
Sowiecki podział Białorusi na sześć historyczno-etnograficznych regionów – Zachodnie Polesie, Wschodnie Polesie, Poniemnie, Pojezierze (lub Podźwinie), Podnieprze i Białoruś Centralną – jest w dużej mierze sztucznym tworem ideologicznym, pozbawionym głębszych podstaw. Regiony te zostały wytyczone dopiero w początkach XX wieku, jeszcze za caratu. Z tym podziałem skorelowano w czasach Białorusi radzieckiej podział administracyjny i od 1954 roku istniało 6 obwodów: miński, witebski, homelski, grodzieński, brzeski i mohylewski. Struktura ta, z wydzielonym miastem Mińsk, obowiązuje do dziś.
W przeciwieństwie do Polski, Litwy i Łotwy, białoruski podział był narzucony i nie zyskał społecznej legitymizacji. Nazwy większości regionów, pochodzące od głównych rzek (Niemen, Dniepr, Dźwina) lub o charakterze ogólnym (Białoruś Centralna), nie niosą ze sobą skojarzeń z konkretnymi grupami etnograficznymi czy kulturowymi. Wyjątkiem jest Zachodnie Polesie, zamieszkane przez odrębną grupę Poleszuków, charakteryzującą się specyficznym językiem, kulturą materialną i silną samoidentyfikacją. Ale co do zasady – granice regionów są arbitralne, często przecinają historyczne ziemie, czy wręcz celowo ignorują zróżnicowanie etnograficzne, kształtowane w czasach Wielkiego Księstwa Litewskiego, Rzeczpospolitej Obojga Narodów i imperium rosyjskiego.
I na dzisiejszej Białorusi, „pogryzionej ze wszystkich stron”, by zacytować Łukaszenkę, choć słów tych użył w innym kontekście (jako metafory działalności NATO i Ukrainy), lęk przed separatyzmem na Zachodnim Polesiu czy wśród polskiej mniejszości na północnym zachodzie sprawia, że główną zasadą wytyczania regionalnych granic pozostaje ideologia.
Jedynym regionem, który w ostatnich latach zaistniał oddolnie, jest właśnie Wejsznoria.
To właśnie ta część Białorusi – przypomnijmy – pokrywająca się częściowo z historyczną Wileńszczyzną, katolicka i silnie związana kulturowo z Polską i Litwą, w wolnych wyborach w 1994 roku była bastionem demokratycznych kandydatów opozycji – Zianona Pazniaka i Stanisłaua Szuszkiewicza. A to zaś pokazuje, że prawdziwe regiony etnograficzne na Białorusi istnieją, lecz są tłamszone. Dowodzi też czegoś jeszcze – że Wejsznoria, choć powstała jako wirtualny byt, stała się realnym nośnikiem tożsamości, łącząc historię, kulturę i kolektywną wyobraźnię społeczną.
Spoiwem – miks pastiszu i obywatelskiej inicjatywy. Znalazło to odzwierciedlenie w postach i memach publikowanych na mediach społecznościowych. Popularnością cieszył się wpis na Twitterze „10 faktów o Wejsznorii”, w którym informowano, że stolicą republiki jest Grodno, a „we wszystkich lasach Wejsznorii [obowiązuje] godzina policyjna”. Nie mniej znaczące były poważnie brzmiące komunikaty „instytucji” gospodarczych – Narodowy Bank (НацБанк) ogłaszał emisję okolicznościowych monet czy obchody swojej „pierwszej rocznicy działalności”. Wkrótce republika wprowadziła własną kryptowalutę – talara – a społeczność integrowała się wokół świąt państwowych i „zwyczajowych”.
Zgodnie z „konstytucją” ustanowiono też zestaw symboli państwowych. Herb przedstawia białego bociana na błękitnej tarczy, z koroną nad głową, stojącego na jednej nodze. Flaga składa się z trzech pasów – białego, błękitnego i białego – z żółtym krzyżem jagiellońskim w centrum. Ustrój – parlamentarna republika z sejmem, w którym decyzje podejmuje się online. Kalendarz państwowy obfitował w rocznice: Dzień Inicjacji (29 sierpnia), Dzień Niepodległości (30 sierpnia), Dzień Zwycięstwa w Siedmiodniowej Wojnie (21 września), Dzień Talara (6 października). Obchodzono także tradycyjne Święto Bociana (7 kwietnia, wraz z przylotem ptaków) oraz zapożyczone święta międzynarodowe, jak Dzień św. Patryka.
Najważniejszym symbolem tożsamości pozostawał hymn. Napisany i wykonany przez jak najbardziej realny zespół Eizva, szybko rozprzestrzenił się w sieci:
Cicho szumi las ukochanej Wejsznorii
Spokojnie niosą wody jej rzeki
Kto idzie z napaścią – znajdzie zgubę
Starożytność daje siłę
Wejsznoria – jesteś iskrą piorunów
Wejsznoria – siostra Wisbarii
Tobie przysięgamy wciąż i wciąż
Czas bronić Wejsznorii
Jeździec na sztandarze, sporysz na szewronie
Kraj bojowy obnażył swój oręż
Ani obcy, ani zdrajca nas nie złamią
Wejsznorzy – z rodu Staralitwy.
(tłum. własne)
Ale prawdziwą społeczną legitymizację Wejsznoria zyskała w komentarzach, dyskusjach i żartach. Stała się bezpiecznym kodem do wyrażania poglądów, tęsknot i krytyki. Pod jednym z artykułów w „Naszej Niwie” czytelnik o nicku „Дзякуй” pisał: „Dziękuję [Wejsznorio]! Wszystkie te sztuczne gównobrendy w stylu «Dary Prydneprowia» to podwójny fejk”. Chodzi o nazwę soku i komentarz oddaje klimat zmęczenia oficjalnymi, narzuconymi narracjami – fejkowy region, bo wytyczony ex nihilo w czasach radzieckich, staje się nazwą dla napojów. Wobec tych praktyk Wejsznoria – choć fikcyjna – była tworem swojskim, oddolnym i przez to bardziej autentycznym.
Ludzie chętnie wchodzili w jej świat, bo paradoksalnie dzięki fikcji dostrzegali prawdę. Jak zauważyła „дочка Максима Дизайнера”: „Całe życie wierzyłam w ten podział [tj. regiony wyznaczone przez Sowietów], wy łamiecie schematy :/”).
Dla wielu Wejsznoria stała się również wymowną metaforą „innej Białorusi”, czego dowodziła gorąca dyskusja o historycznych granicach i tożsamości. Niejaki „Litwin” przekonywał: „(Górne) Poniemnie to żadna «Wejsznoria», a w rzeczywistości historyczna Litwa Wschodnia”, na co „Ятвяг” replikował: „to żadna Litwa Wschodnia, to część Jaćwieży”.
A jednocześnie sama Wejsznoria przypominała, że Białoruś nie jest monolitem kulturowym ani politycznym.
Jak zauważył inny komentator: „Oczywiste jest, że część katolicka (Grodno, Lida, Oszmiana, Woronowo i inne) różniła się od Białej Rusi”.
W tych sporach, choć dotyczyły one pozornie fantomu, rozgrywała się autentyczna debata o prawdziwych korzeniach i kulturze, tłumiona przez lata sowieckiej uniformizacji. Dla jednych był to niewinny żart, dla innych – bardzo poważna sprawa. „Niegorliwy Litwin” pisał ironicznie: „A Polesie Ukrainie oddać?”. Ten emocjonalny komentarz pokazuje, że byli również i tacy, którzy powołanie fikcyjnego państwa odbierali jako coś niewłaściwego. Można by dopowiedzieć – uderz w stół, a nożyce się odezwą – bowiem dyskusja odsłania też nieoczywiste dla polskiego odbiorcy animozje między Białorusinami a Ukraińcami.
Najważniejszy był jednak zbiorowy śmiech jako forma oporu. Jak podsumował „Яраш”: „Piszcie dalej. Dobrze przypiekacie adeptów sowieckiej nauki!”. I to „przypiekanie” poprzez żart, absurd i ironię okazało się niezwykle sugestywne. Anonimowa czytelniczka oznajmiała: „Mam paszport Wejsznorii, teraz tylko czekam na granicy”. Ale jakiej? – tego nie mówi. Na pewno nie jest to granica polsko-białoruską, bo tę zamknęliśmy prewencyjnie przed Zapadem 2025.
Pamiętacie cudowny film Wesa Andersona „Grand Budapest Hotel” (2014)? Akcję osadzono w fikcyjnej Zubrovce. Wejsznoria, jak tamto wymyślone państwo, stała się alegorią – piękną, nostalgiczną i gorzko ironiczną. Przekształcona z militarnego fantomu w byt społeczny, dowodzi, że nawet w rzeczywistości konfliktu znajdzie się miejsce… no właśnie, dla kogo lub czego? Tłumaczy to monsieur Gustave, główny bohater „Grand Budapest Hotel”:
„Widzisz? Zdarzają się jeszcze przebłyski cywilizacji w tej jatce barbarzyńców zwanej ongiś ludzkością. I to właśnie kultywujemy na swój skromny, pokorny, nic nieznaczący… a, pies to jebał”.
Duet pisarski, akronim MAGowie. Ich inspiracją jest Wschód, który jak Średniowiecze Fernanda Braudela wciąż pisze. Publikują m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Polityce”, „Newsweeku”, współpracują z kwartalnikiem literacko-artystycznym „Akcent”. Autorzy książek m.in. „Naukowcy spod czerwonej gwiazdy", „Grażdanin N.N}. i „Inżynierowie Niepodległej", a także „Naznaczeni przez rewolucję bolszewików" (pod red. Piotra Nehringa). Prywatnie małżeństwo i rodzice czwórki dzieci, mieszkają w Warszawie.
Duet pisarski, akronim MAGowie. Ich inspiracją jest Wschód, który jak Średniowiecze Fernanda Braudela wciąż pisze. Publikują m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Polityce”, „Newsweeku”, współpracują z kwartalnikiem literacko-artystycznym „Akcent”. Autorzy książek m.in. „Naukowcy spod czerwonej gwiazdy", „Grażdanin N.N}. i „Inżynierowie Niepodległej", a także „Naznaczeni przez rewolucję bolszewików" (pod red. Piotra Nehringa). Prywatnie małżeństwo i rodzice czwórki dzieci, mieszkają w Warszawie.
Komentarze