„Wiadomości” uczciły kuriozalnym materiałem 50. rocznicę podpisania przez Lecha Wałęsę zobowiązania do współpracy z SB. Insynuowały, że współpracował przed 1970 rokiem i był szantażowany w latach 80. Komentowali „eksperci” - filolog, specjalista od historii ruchu oazowego i naczelny „Gazety Polskiej”
„Dokładnie 50 lat temu, 21 grudnia 1970 roku, Lech Wałęsa podpisał deklarację współpracy z komunistyczną służbą bezpieczeństwa. Jako TW »Bolek« identyfikował uczestników krwawo stłumionego protestu grudniowego i donosił na kolegów z pracy” - tak rozpoczął prowadzący „Wiadomości” TVP Michał Adamczyk materiał o Wałęsie i SB.
„Zdaniem historyków zobowiązanie Wałęsy do współpracy z bezpieką mogło mieć także poważne konsekwencje dla historii Polski” - dodał Adamczyk. Materiał można obejrzeć tutaj.
„Mógł przejść do historii Polski jako jeden z najwybitniejszych Polaków, ale stracił tę szansę” - mówił w TVP prof. Stanisław Mikołajczak, przedstawiony jako przewodniczący Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ktoś mógłby pomyśleć, że prof. Mikołajczak jest historykiem. Otóż nie: jest filologiem i językoznawcą, autorem rozprawy habilitacyjnej o składni tekstów naukowych.
„Dokumenty nie pozostawiają wątpliwości” - dodawał dr Robert Derewenda, historyk z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Dr Derewenda jest asystentem na KUL i według strony uczelni zajmuje się digitalizacją zbiorów archiwalnych, a w każdym razie o tym prowadzi zajęcia ze studentami; jako jedyny dorobek strona uczelni wymienia przygotowanie wystawy „naukowo-artystycznej” o dziejach KUL. Napisał artykuły o historii ruchu oazowego w PRL oraz ruchu „Światło-Życie”, więc przynajmniej z historią PRL ma cokolwiek wspólnego.
TVP przypomina, że wg IPN „Bolek” donosił na 24 osoby - z których część podlegała potem szykanom i represjom.
Andrzej Michałowski, działacz opozycji, uważa, że „jego współpraca była dużo, dużo wcześniej niż samo zarejestrowanie”.
W materiale dziennika TVP padają wówczas sugestie, że Wałęsa był współpracownikiem WSW - wojskowych służb wewnętrznych. Podobno nawet chciał zatrzymać demonstrantów w grudniu 1970 roku. O ile współpraca Wałęsy na początku lat 70. jest dobrze udokumentowana, nie ma dowodów na jego związki ze służbami PRL wcześniej lub później.
TVP powołuje się na „wielu historyków”, którzy uważają, że komuniści szantażowali później Wałęsę. Nie wymienia jednak żadnego z tych historyków - i słusznie, bowiem nie ma śladu dowodów na tę współpracę. W całym materiale zresztą TVP nie występuje żaden ekspert, który potwierdziłby jego tezy (oprócz dwóch wymienionych naukowców, filologa i archiwisty, wypowiada się także redaktor naczelny „Gazety Polskiej Codziennie”.
Materiał TVP nie tylko więc zawiera znane informacje o współpracy Wałęsy z SB - insynuuje zarówno, że współpracował przed 1970 roku, oraz że był szantażowany później. Nie ma na to żadnych dowodów - i „Wiadomości” nawet nie udają, że je mają.
Już w latach 80. przeciwnicy Wałęsy w „Solidarności” rozpuszczali pogłoski o jego rzekomej współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Sprawa wróciła w latach 90., w dużej części za sprawą braci Kaczyńskich, którzy najpierw byli bliskimi współpracownikami Wałęsy w pierwszych miesiącach jego prezydentury (1990-1995), a potem popadli w niełaskę i zaczęli zwalczać swojego niedawnego szefa.
Już w 2006 roku - za pierwszych rządów PiS - Wałęsie próbowano utrudnić dostęp do akt mówiących o grach, które prowadziła wobec niego SB. „W środowisku IPN rozpowszechnione były od kilku lat wiadomości, że Wałęsa zgodził się w 1970 roku na współpracę z SB” - pisał w 2011 roku w miesięczniku „Więź” historyk prof. Andrzej Friszke.
W czerwcu 2008 roku, kiedy już PiS przegrał wybory, ukazała się książka historyków z IPN Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”. W książce dowodzili, że Wałęsa podpisał zgodę na współpracę z SB w grudniu 1970, zerwał kontakty w 1974 roku i został skreślony z ewidencji w 1976 roku. W 1978 miał zaś odmówić jakichkolwiek kontaktów. W kluczowym okresie - kiedy był przywódcą „S” od strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku aż do rozmów Okrągłego Stołu na początku 1989 roku - Wałęsa nie był więc współpracownikiem SB.
Autorzy sugerowali, że Wałęsa do końca mógł ulegać wpływom władz - na co nie mieli żadnych dowodów. Nie ma ich zresztą do dziś, chociaż w 2016 roku „teczki” Wałęsy ujawniła wdowa po gen. Czesławie Kiszczaku, dawnym szefie bezpieki.
Wałęsa - mówił w wywiadzie w 2016 roku historyk dr Janusz Marszalec - został zastraszony i zwerbowany jak wielu młodych robotników. Szybko jednak zaprzestał współpracy.
Marszalec mówił:
„Nie wiadomo, jak wielu ludzi miało odwagę odmówić. Z pewnością byli tacy - bo niektórzy odmawiali współpracy i na Gestapo, i na NKWD, więc mogli odmówić i SB w grudniu. Jest jednak duża różnica pomiędzy członkiem konspiracji, za którym stoi zorganizowana struktura, a młodymi chłopakami zatrzymanymi w grudniu ’70, którzy nie mieli za sobą nikogo. Członkostwo w komitecie strajkowym nic nie znaczyło. Wiedzieli, że za nimi nikt się nie ujmie. (…)
Konfrontacja nieprzygotowanych ludzi z tymi technikami przesłuchań i werbunku była jak spotkanie z walcem. Moim zdaniem niewielu było tak silnych i zdeterminowanych, aby wówczas powiedzieć »nie«”.
Na to pytanie odpowiadał w wywiadzie w 2016 roku prof. Andrzej Friszke, historyk, wówczas świeżo po lekturze akt z „szafy Kiszczaka”. Friszke:
„Esbekowi udało się wytworzyć z »Bolkiem« poczucie wspólnej płaszczyzny. To było zawsze w pracy z agentami ważne - po to, aby nie mieli wrażenia, że robią coś nagannego moralne. Dlatego odwoływano się dla dobra wspólnego. Był nim lęk przed powtórką grudnia 1970 roku. Zginęły wtedy dziesiątki ludzi. SB przekonywała, że nie wolno tego powtórzyć, a więc należy zmniejszać napięcie w stoczni. Bo wybuch to krew i nieszczęście.
»Bolek« przyjmuje tę perspektywę. Mówi, że władza musi wypłacić premię, że musi dbać o robotników. Jesienią 1971 postuluje, żeby postawić tablicę tym, którzy polegli! Sam wystąpił z żądaniem jej wystawienia na zebraniu wydziałowym.
Oficer SB ma do niego pretensje, że zgłosił to bez uzgodnienia. Jednocześnie rozmawiają o tych, którzy tego poglądu nie podporządkowują. Są rozrabiakami. Chcą buntować. Roznoszą ulotki. Chcą podjudzić”.
Nie ma na to dowodów. Tomy akt SB potwierdzają za to, że Wałęsa był śledzony i represjonowany. Historyczka dr Anna Machcewicz w książce „Bunt” (Gdańsk 2015) cytuje jeden z nich, z września 1979 roku:
„Lech Wałęsa rozpowszechnia w miejscu pracy wiadomości dot. działalności antysocjalistycznej oraz kolportuje materiały nielegalnych wydawnictw publikowanych w kraju. Wymieniony był dwukrotnie zatrzymany i osadzony w areszcie na przeciąg 48 godzin [...] celem niedopuszczenia do złożenia wieńców przez elementy antysocjalistyczne przed bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej w rocznice wydarzeń grudniowych [chodzi o masakrę robotników w Trójmieście w grudniu 1970 r.]”.
Sam Wałęsa konsekwentnie zaprzeczał i zaprzecza współpracy. W książce „Moja III RP” pisał:
„Co najgorsze w tej metodzie, to wykorzystanie naiwności niektórych ludzi. Życzliwi koledzy chętnie podchwycili te metody, dali się zmanipulować. Już w 1980 roku, a nawet wcześniej, służby bezpieczeństwa rozpuszczały tego rodzaju plotki, żeby nas podzielić, żeby osłabić przywództwo. Wiedzieli, że bez silnego przywództwa nie będzie silnej i wielkiej »Solidarności«.
Później fabrykowano takie sensacje w stanie wojennym. Jak słyszałem, dotarły nawet do Watykanu. Perfidia! Tam jakoś nikt w to nie uwierzył. Wielu pracowało nad tym, żeby przekonać społeczeństwo, że Wałęsa to właśnie agent »Bolek«. I nie można służbom odmówić pewnego sukcesu w ich dziele zniszczenia. Sporo ludzi uwierzyło, nadal wierzy i chętnie powtarza to innym. Robota dobrze zaplanowana przez towarzyszy zrobiła swoje”.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze