0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Marcin Onufryjuk / Agencja GazetaMarcin Onufryjuk / A...

"Po latach komunistycznej propagandy nazywającej 'wyklętych' bandytami wciąż trwa walka o ich dobre imię. Do dziś niektórzy oskarżają ich o zbrodnie i krytykują tych, którzy chcą ich sławić" - powiedział prowadzący "Wiadomości' TVP Krzysztof Ziemiec, zapowiadając materiał "Komu przeszkadza pamięć o bohaterach".

"Najłatwiej oskarżyć zmarłego" - mówi głos z off-u. I podkreśla, że zarzuty stawiane "wyklętym"są zawsze podobne, bo dotyczą mordowania ludności cywilnej. A przecież - przekonuje - historycy oczyścili pamięć "Łupaszki" i "Ognia".

Nic bardziej mylnego.

Mały Józek błaga o życie

Sumienie Józefa Kurasia ps. "Ogień", dowódcę partyzanckich oddziałów na Podhalu, obciąża mord na Żydach pod Krościenkiem, którego dopuścili się jego żołnierze.

Zginęło wtedy 13 osób, w tym 11-letni Józef Galler. Błagał o życie, strzelono mu dwa razy w głowę, ale trzeba go było dobić jeszcze jedną kulą.

Część Żydów uciekła. Partyzanci obrabowali zwłoki i porzucony przez uciekinierów dobytek. Prawdziwość zbrodni potwierdzają nawet przychylni "Ogniowi" badacze, jak dr Maciej Korkuć z krakowskiego IPN.

"Jednak na wydarzenia pod Krościenkiem, gdzie kilku podkomendnych „Ognia” strzelało do kilkunastu żydowskich cywili (wiemy, że to byli przypadkowi ludzie, nie funkcjonariusze UB, nie konfidenci) nie ma usprawiedliwienia.

To nie był rozkaz 'Ognia', wszystko wskazuje, że do tej zbrodni doszło bez wcześniejszego planu. Jednak na dowódcę spada odpowiedzialność za czyny podkomendnych" - mówi historyk.

"Wyklęty" mundurze MO

Wiele do zarzucenia Kurasiowi i jego partyzantom mają również rodziny byłych żołnierzy 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK. "Ogień" od stycznia do kwietnia 1945 r. w Nowym Targu tworzył struktury Milicji Obywatelskiej. Wcześniej - po dezercji z AK, za którą wydano na niego wyrok śmierci - współpracował z Armią Ludową i Armią Czerwoną.

"Jego współpraca polegała na zbieraniu informacji na temat członków konspiracji niepodległościowej, lokalizacji, miejsc postoju, kwater i siedzib oddziałów Armii Krajowej na Podhalu, co ułatwiło później NKWD, po zajęciu regionu przez Armię Czerwoną, podjęcie skutecznych działań przeciwko polskiemu podziemiu"

- piszą autorzy zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa, które w 2016 roku złożono w krakowskim oddziale IPN.

Zbyt dużo oskarżeń, by na antenie publicznej telewizji twierdzić, że karta "Ognia" jest czysta.

Przeczytaj także:

"Wypadek przy pracy" Łupaszki?

Jak dotąd nikomu nie udało się również "oczyścić pamięci" Zygmunta Szendzielarza ps. "Łupaszka". Adrian Zandberg, szef partii "Razem", komentując to wydanie "Wiadomości" na Facebooku, przypomniał o mordzie w Dubinkach na ludności litewskiej, której dokonała 5. Wileńska Brygada AK.

Skala zbrodni, do której doszło 23 czerwca 1944 r. była przez długi czas pomniejszana przez historyków o pro-"wyklętych" sympatiach. Podkreślano, że akcja w Dubinkach miała charakter odwetowy, bowiem dzień wcześniej litewscy policjanci z Schutzmannschaft zabili 39 Polaków.

Zaznaczano również, że celem byli właśnie policjanci, a ofiary po stronie cywilnej były "wypadkiem przy pracy".

"Łupaszka" był zbrodniarzem wojennym

Badania historyka z IPN dr. Pawła Rokickiego, autora książki "Glinciszki i Dubinki", poddały w wątpliwość taką narrację. Ustalił, że:

  • akcja objęła nie tylko Dubinki, ale również kilka innych miejscowości na terenie trzech gmin,
  • liczba ofiar wyniosła minimum 68 (wcześniej mówiono o ok. 20-30),
  • ofiarami padły przede wszystkim kobiety i dzieci (trzy czwarte wszystkich zabitych),
  • w Dubinkach nie doszło do walk z litewską policją, bo jej tam nie było
"Ustalenia te nie pozostawiają wątpliwości, że akcja odwetowa 5. Brygady AK była zbrodnią wojenną na ludności cywilnej"

- napisał dr Rokicki w odpowiedzi na krytykę swej książki.

Zdaniem historyka fakty dowodzą, iż rozkaz pacyfikacji wydał sam "Łupaszka". "Akcja odwetowa miała być 'egzekucją podobną' do zbrodni w Glinciszkach (gdzie Litwini zamordowali wszystkich polskich mieszkańców niezależnie od wieku i płci), a

zamiarem rozkazodawcy było dokonanie podobnie masowej egzekucji, obejmującej także kobiety i dzieci".

Tego z "Wiadomości" TVP się nie dowiemy.

"Tylko" palono domy

Z uporem godnym lepszej sprawy "Wiadomości" bronią również czci Romulda Rajsa ps. "Bury", który ma na koncie mordy na Białorusinach.

"W świetle najnowszych badań naukowych wiemy doskonale, że zamiarem dowództwa było tylko i wyłącznie wyeliminowanie osób współpracujących z reżimem oraz spalenie zabudowań wsi" - tłumaczył telewidzom z ekranu ekspert TVP Michał Ostapiuk.

"Niestety, wśród osób, które zginęły, były też osoby przypadkowe. Wiemy, że dowództwo dążyło do tego, by uniknąć tych ofiar" - dodał.

Nie wiadomo, co to za "najnowsze badania naukowe". Póki co, nikomu nie udało się wiarygodnie podważyć ustaleń IPN z 2005 r.

A te są miażdżące dla białej legendy "Burego". Na przełomie stycznia i lutego 1946 r. jego żołnierze w powiecie Bielsk Podlaski wymordowali 79 Białorusinów.

IPN podkreślił, że tej operacji „nie można utożsamiać z walką o niepodległy byt państwa, gdyż nosi znamiona ludobójstwa”.

Podając, że zamiarem operacji było "tylko i wyłącznie" wyeliminowanie sowieckich kolaborantów ekspert telewizji publicznej nie wspomniał, że na liście ofiar były również dzieci oraz zgwałcone kobiety. Zapomniał też dodać, że domy podpalano, gdy byli w nich mieszkańcy.

Nagonka na inaczej myślących

W materiale TVP oberwało się partii "Razem", która na Facebooku zadrwiła ze wspólnego konkursu Banku Polskiego i tzw. patriotycznej odzieżowej marki "Red is Bad". Sparodiowała inicjatywę, układając własną listę pytań:

To był już drugi wątek - atak na myślących inaczej. "Od lat część polityków i dziennikarzy żołnierzy wyklętych nazywa bandytami, tak samo jak skazujący ich na śmierć oprawcy" - stwierdził Jan Korab, autor materiału.

Tym samym postawił znak równości pomiędzy krytykami bezrefleksyjnego kultu "żołnierzy wyklętych" a ludźmi, którzy skazywali na śmierć i mordowali żołnierzy polskiego podziemia antykomunistycznego.

Mordowanie pamięci jak mordowanie ludzi - takie jest zawołanie tej medialnej nagonki na tych, którzy zachowują krytyczny, a nie bałwochwalczy stosunek do działalności antykomunistycznego podziemia zbrojnego.Którzy nie chcą koncelebrować "religii wyklętych", która urosła jdo rozmiarów państwowego kultu.

A wśród nich są nie tylko aktywiści z "Razem", ale również uznani historycy, a nawet weterani AK. O tym "Wiadomości" też nie wspomniały.

;
Na zdjęciu Robert Jurszo
Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze