W środę 27 maja na wspólnej konferencji z Jarosławem Gowinem i Zbigniewem Ziobrą Jarosław Kaczyński pohukiwał na opozycję, twierdząc, że jedyny zgodny z Konstytucją termin wyborów to 28 czerwca.
To nawet ciekawe, skoro całkiem niedawno politycy PiS przekonywali, że wybory nie mogą odbyć się później niż 23 maja, bo… to ostatni termin wynikający z Konstytucji. Konkretnie z art. 128 ust. 2, który nakazuje zarządzić wybory na dzień przypadający między 100. a 75. dniem przed upływem kadencji urzędującego Prezydenta.
Powszechnie znany jest fakt, że na sposobie myślenia Jarosława Kaczyńskiego piętno odcisnął PRL-owski profesor Stanisław Ehrlich, swoisty – toutes proportions gardées – komunistyczny odpowiednik Carla Schmitta. Schmitt zaś do historii myśli konstytucyjnej (czy raczej – politycznej) przeszedł z różnych powodów, ale największy jego wkład stanowiła teoria decyzjonizmu.
Mówiąc w uproszczeniu, decyzjonizm zakładał, że suwerenem jest ten, kto decyduje o stanie wyjątkowym. Kto wyłamuje się z obowiązującego porządku prawnego, podejmuje decyzję o zawieszeniu tego porządku i przejęciu sterów władzy.
Kryzys Andrzeja Dudy
Charakter decyzjonistyczny można przypisać paktowi Kaczyńskiego i Gowina, w jego wyniku nie odbyło się głosowanie 10 maja 2020 roku. Całe szczęście, że się nie odbyło. Jednak z działaniem zgodnym z prawem poczynione w wyniku wykonania paktu kroki nie miały nic wspólnego.
Ostatnie tendencje sondażowe wskazują na kryzys Andrzeja Dudy. Urzędujący prezydent wciąż pozostaje faworytem wyścigu o kadencję 2020-2025, ale raczej nie ma co liczyć na zwycięstwo w pierwszej turze. A druga tura to wielka niewiadoma. Kandydat opozycji, który się do niej dostanie, może liczyć na potężną mobilizację przeciwników obozu władzy.
Nie dziwi więc, że PiS za wszelką cenę chce doprowadzić do jak najszybszego głosowania w wyborach prezydenckich. Stąd upieranie się najpierw przy terminie 10 maja, a obecnie – 28 czerwca.
Argumenty (rzekomo) prawne, w myśl których późniejsze przeprowadzenie wyborów uniemożliwi po 6 sierpnia wykonywanie obowiązków Prezydenta RP przez kogokolwiek, należy włożyć między bajki.
Owszem, jeżeli przed 6 sierpnia – gdy upływa kadencja Andrzeja Dudy – nie zostanie wybrany nowy prezydent, powstanie vacat na urzędzie Prezydenta RP. Czy jednak oznacza to, że nikt nie będzie miał kompetencji do podpisywania ustaw i wykonywania innych obowiązków zarezerwowanych dla tego urzędu?
Nie, takie sugestie są nietrafne.
Zgodnie z art. 131 ust. 2 Konstytucji w razie zaistnienia jednej z wymienionych w tym artykule okoliczności tymczasowo wykonuje obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej Marszałek Sejmu.
Owszem, nie ma tam przesłanki „niewybrania Prezydenta przed upływem kadencji poprzednika”. Jednak wzgląd na zachowanie ciągłości władzy państwowej, a w konsekwencji bezpieczeństwa prawnego obywateli, nakazuje przyjąć, że Marszałek Sejmu tymczasowo wykonuje obowiązki także w razie tak nietypowego przypadku opróżnienia urzędu Prezydenta (jak nazywają to art. 128 ust. 2 i art. 129 ust. 3 Konstytucji), z jakim będziemy wtedy mieli do czynienia.
Konstytucja udziela odpowiedzi
Czy w opisanej wyżej sytuacji dojdzie do opróżnienia urzędu Prezydenta? Skoro upłynie kadencja dotychczasowego jego piastuna, a nowy nie został wybrany? Wystarczy luźny kontakt z rzeczywistością, by zauważyć, że vacat, niezależnie od jego źródeł, pozostaje vacatem. Urząd jest opróżniony, jeżeli Prezydenta brak.
A skoro tak, to art. 128 ust. 2 Konstytucji nakazuje Marszałkowi Sejmu w terminie 14 dni od daty opróżnienia urzędu (tu: 7 sierpnia 2020 r.) zarządzić wybory na dzień wolny od pracy, przypadający w ciągu 60 dni od daty zarządzenia.
Politycy PiS perorują każdego dnia, że opozycja jest nieodpowiedzialna, bo od 7 sierpnia nikt nie będzie wykonywał obowiązków prezydenckich.
Czyżby była to zapowiedź, że marszałek Elżbieta Witek planowała się dekować i nie obejmować obowiązków przewidzianych dla niej przez Konstytucję?
Proszę bardzo. Ustawa zasadnicza udziela odpowiedzi na taki rozwój wypadków. Dostarcza jej art. 131 ust. 3. W myśl tego przepisu Prezydenta zastępuje Marszałek Senatu, jeżeli tymczasowo jego obowiązków nie może wykonywać Marszałek Sejmu.
Jeżeli więc Elżbieta Witek będzie się uchylać, obowiązki prezydenckie do tymczasowego wykonywania przejmie Marszałek Senatu.
Można by usiłować „zaczepić” moją wykładnię art. 131 ust. 3 za pomocą kontrargumentu: „nie może wykonywać” to nie to samo co „nie chce wykonywać”.
Trudno jednak zaakceptować interpretację Konstytucji, w myśl której naruszenie prawa przez Marszałka Sejmu (odmowa, mimo opróżnienia urzędu, podjęcia się tymczasowego wykonywania obowiązków Prezydenta) skutkuje jedynie ewentualnym przyszłym pociągnięciem go do odpowiedzialności prawnej.
Konsekwencją takiego rozumowania byłoby przecież zaaprobowanie absolutnie nieakceptowalnej sytuacji, w której istotnie – z uwagi na obstrukcję ze strony Marszałka Sejmu – nikt nie wykonuje tymczasowo obowiązków prezydenckich. A zatem mamy przypadek „bezprezydencia” i potężny kryzys konstytucyjny, bo nikt nie podpisuje ustaw, nikt nie powołuje określonych przepisami prawa funkcjonariuszy publicznych etc.
Jeśli PiS chce wykazać minimum konsekwencji, Elżbieta Witek istotnie powinna 7 sierpnia obwieścić, że nie uważa za dopuszczalne przejęcie wykonywania obowiązków Prezydenta.
Ale w takim wypadku te obowiązki powinien przejąć (do czasu zaniechania obstrukcji przez Marszałek Sejmu lub do czasu wyboru nowego Marszałka Sejmu) Marszałek Senatu.
Porażka Jarosława Kaczyńskiego
Oczywiście PiS wciąż posiada 235 mandatów w Sejmie i jest w stanie odrzucić ewentualną poprawkę Senatu, przesuwającą termin wejścia w życie ustawy regulującej przebieg najbliższych wyborów prezydenckich na 6 sierpnia. Tym samym PiS ma możliwość doprowadzenia na siłę do wyborów 28 czerwca.
Tyle tylko, że te wybory będą obarczone rozlicznymi wadami niekonstytucyjności, w sposób uprzywilejowany traktując „starych”, a dyskryminujący – „nowych” kandydatów. Będą wyborami, w których udział wyborców – niezależnie od tego, czy tradycyjny, czy korespondencyjny – będzie wiązał się z podwyższonym niebezpieczeństwem dla zdrowia, wynikającym z epidemii. Będą to wybory, po których można spodziewać się lawiny protestów wyborczych.
Jeśli Jarosław Kaczyński sądził, że lekceważąc prawo, w tym Konstytucję, osiągnie swoje polityczne cele, to się pomylił. I to grubo. Jedyne, do czego jest w stanie doprowadzić, to pseudowyborczy plebiscyt.
Nawet jeżeli zwycięstwo odniesie w nim Andrzej Duda, to będzie on Prezydentem o mandacie przypominającym mandat przywódcy państwa niedemokratycznego. A to nie gwarantuje politycznej skuteczności, zwłaszcza na arenie międzynarodowej.
W tym sensie już teraz można mówić o porażce decyzjonizmu.
Maciej Pach – asystent w Katedrze Prawa Ustrojowego Porównawczego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, publicysta portalu Konstytucyjny.pl.
_ KŁAMSTWO stało się podstawowym narzędziem PiS-u w osiąganiu i utrzymaniu władzy. Trzeba przyznać, że wszystkie kłamstwa pochodzące z przekazów dnia, serwowane są w sposób niezwykle zdyscyplinowany i praktycznie z dokładnością do jednego sława, tak jakby przedstawiciele PiS-u mieli wmontowane chipy nie dopuszczające własnych myśli lub własnych słów. Bez mrugnięcia okiem, z niezachwianym przekonaniem, łżą prosto do kamer lub mikrofonów, tak jakby im ktoś wymontował bezpieczniki etyczne i obiecał wieczną bezkarność.
_ Może jednak mają trochę racji spodziewając się bezkarności. Takie są POLITYCZNE TRADYCJE w Polsce. Niestety, w krzewieniu takich tradycji niemały udział mają niezawisłe sądy, nie mówiąc już o rzekomo niezależnej prokuraturze. Autorzy dzisiejszych pokrzykiwań „będziesz siedział”, raczej ucichną, gdy zmieni się ekipa rządząca. W końcu elita polityczna tak naprawdę ma wspólny rodowód, podobne motywacje osobiste i sieć powiązań towarzyskich i biznesowych. Spory docierające do opinii publicznej są mocno reżyserowane.
_ Do najświeższych i bezczelnych KŁAMSTW PiS-u należą te „wyjaśniające” dlaczego nie odbyły się wybory 10 maja. Aż nie chcę powtarzać tych bzdur o winie marszałka Grodzkiego, o niskich notowaniach Kidawy-Błońskiej czy o wspaniałym przygotowaniu wyborów przez Sasina. Przekręt z zaplanowanym sfałszowaniem wyborów korespondencyjnych nie udał się i machina propagandy zrzuca winę na opozycję.
_ Teraz jest nalot dywanowy i równocześnie próba wykiwania opozycji w sprawie nowego terminu wyborów prezydenckich. KŁAMSTWO o konstytucyjności wyborów 28 czerwca, oskarżanie opozycji o wydrukowanie za 70 mln zł zbędnych kart do głosowania 10 maja, wstrzymanie opublikowania uchwały PKW, przekazanie pani marszałek prawa ustawiania terminów czynności wyborczych według zaleceń Kaczyńskiego, trzymanie w pogotowiu Sadu Najwyższego, aby mógł unieważnić niekorzystny wynik wyborów, itd. itp.
_ KŁAMSTWO rano, w południe, wieczorem i w nocy. System.
Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą.
Joseph Goebbels
Decyzjonizm – podejmowanie działań nie w oparciu o dyskusje, ale na podstawie postanowienia (decyzji) jednej osoby. Dawniej nazywało się to dyktaturą. Nieładnie brzmiało. Carl Schmitt wymyślił "decyzjonizm". Mało kto wie o co chodzi. Ale pachnie nauka. Schmitt został jej koryfeuszem. Różni szubrawcy i hochsztaplerzy stają się sympatyczniejsi lub tajemniczy. Teraz psychopata kaczor lub niedojda Gowin są "decyzjonistami". Ładnie, i o to chodziło.
"Decyzjonizm – podejmowanie działań nie w oparciu o dyskusje, ale na podstawie postanowienia (decyzji) jednej osoby. Dawniej nazywało się to dyktaturą. Nieładnie brzmiało."
Raczej tyranią niż dyktaturą. Dyktatura to był specjalny konstytucyjny urząd powierzany na ściśle określony czas przez Rzymski Senat, z którego trzeba było się rozliczyć.
W starożytnym Rzymie, w czasach Republiki tak było – urząd dyktatora był sprawowany jednoosobowo maksymalnie przez pół roku w sytuacjach kryzysowych (dyktator zastępował dwu konsulów, których kadencja trwała rok). Ale odkąd w I w. p.n.e. Lucjusz Sulla ogłosił się dyktatorem bezterminowo, a po nim Juliusz Cezar przyjął tytuł "dictator in perpetuum" (dosłownie: "dyktator na zawsze"), co było działaniem bezprawnym, dyktatorem zaczęto nazywać osobę, która przywłaszcza sobie z pogwałceniem prawa władzę pozbawioną mechanizmów kontrolnych.
Btw.: co do tyranii, to też nie zawsze słowo to oznaczało uzurpatora, który przywłaszczył sobie nieograniczoną władzę. W starożytnej Grecji niektórzy tyrani, władający różnymi polis (w tym też Atenami), byli autorami pożytecznych i korzystnych dla państwa reform. W Grecji zresztą istniała instytucja ajsymnetów, wybieranych przez zgromadzenie ludowe w czasach kryzysów, którym przyznawano nieograniczone uprawnienia (czasem dożywotnio), a których Arystoteles w "Polityce" określił jako "wybieralnych tyranów". Od czasów starożytnych niektórzy uczeni, z Dionizjuszem z Halikarnasu na czele przypuszczali, że Rzymianie instytucję dyktatora wzorowali właśnie na ajsymnetach (pomimo, że część ajsymnetów otrzymała swoje uprawnienia dożywotnio). A najsłynniejszym ajsymnetą był ten, o którym dziś uczymy się na lekcjach historii jako o najświatlejszym prawodawcy Aten – czyli Solon we własnej osobie.
Z tych powodów proponuję nie zakłamywać dyskusji definicjami, które mają już tylko znaczenie historyczne – tak jak rzymscy dyktatorzy i greccy tyrani, mający umocowanie w ówczesnym systemie prawnym. Ale dziś dyktator i tyran to synonimy, które znaczą władcę sprawującego rządy siłą (choć niekiedy władzę mogą zdobywać demokratycznie, tak jak np. Hitler).
Dziękuję za mądry wykład, chociaż termin "tyran" wydaje mi się ładniejszy 😉
Może Pan dalej tak się zabawiać. Opowiadać o starożytnej Grecji… ubierać kaczora w togę i wieniec oliwny. Przecież Sarmaci to potomkowie Greków, niech zostanie ich spadkobiercą. Nadpolakiem. Właśnie o to chodzi w bełkocie Pacha. O złagodzenia wizerunku, nobilitacje kaczora, jednego z ostatnich w rankingu popularności. Czyżby zrezygnował z debila i sam chce zostać prezydentem?
PiS zniechęcił więcej Polaków do Polski niż bieda a to już coś.
Czy jeszcze coś działa w tym burdelu, w który PiS zamienił Polskę?
Na przykład płacenie podatków wydaje się niezasadne i niekonstytucyjne, bo są wydawane bezprawnie, marnotrawnie i bez sensu.
I tak z każdą dziedziną w tej okolicy. Pozostaje więc pytanie zasadnicze – czy państwo polskie wciąż istnieje, czy właście ta "użyteczna fikcja Hararriego" staje się fikcją po prostu.
– „Mówiąc w uproszczeniu, decyzjonizm zakładał, że suwerenem jest ten, kto decyduje o stanie wyjątkowym. Kto wyłamuje się z obowiązującego porządku prawnego, podejmuje decyzję o zawieszeniu tego porządku i przejęciu sterów władzy”.
– Zaiste jest to bardzo duże uproszczenie. Wedle C. Scmitta suwerenem jest ten, który posiada odpowiednią charyzmę i przez to szerokie poparcie społeczeństwa. A to poparcie wyraża się m. in. w tym, że osoba-suweren może podejmować określone decyzje polityczne, i są one popierane przez szerokie spectrum społeczeństwa, o ile określona sytuacja polityczna wymaga podjęcia takich decyzji, bez względu na to, czy są one zgodne z obowiązującym prawem, czy też nie. Osoba-suweren w decyzjonizmie politycznym C. Schmitta to coś innego niż toporny dyktator, zwłaszcza ten „kto decyduje o stanie wyjątkowym”.
– Nie zapominajmy też, że decyzjonizm polityczny C. Schmitta stanowił w pewnym sensie teoretyczną podbudowę dla idei Fuhrera w nazizmie. Stąd też przytaczanie tu decyzjonizmu polityczny w kontekście myśli politycznej S. Ehrlicha i dalej… naszego Szanowanego Przywódcy – uważam za wielce niestosowne. Nie mówiąc o tym, że pomawianie naszego Przywódcy o postępowanie niezgodne z prawem wygląda mi na niesmaczny żart.
Pan J. Kaczyński czerpie wprost z formułowanych ostrzeżeń przez swego mistrza prof. Ehrlicha. Właśnie z ostrzeżeń jakie formułował miedzy innymi definiując pojęcie metabolizmu społecznego
Zaiste uczeń prześcignął mistrza. Oby tak zawsze.
„Nawet jeżeli zwycięstwo odniesie w nim Andrzej Duda, to będzie on Prezydentem o mandacie przypominającym mandat przywódcy państwa niedemokratycznego. A to nie gwarantuje politycznej skuteczności, zwłaszcza na arenie międzynarodowej”.
„zwłaszcza na arenie międzynarodowej” = „na arenie lewackiej UE?”. Dopóki „lewacka UE” będzie lewacką UE – jej zdanie mało winno ważyć dla Polski.
Zważ Waść na to jaka jest rzeczywistość i porównaj potencjał tej tzw "lewackiej UE" z potencjałem tej części brzydzącej się tymi starymi państwami UE. A już Publiliusz Syrus rozumiał że „Tylko pieniądz jest władcą całego świata”
Nie samym pieniądzem człowiek stoi. I nie tylko pieniądz rządzi światem. Jedni mówią: pecunia non olet; inni: argentum quibusdam foetet.
Cóż za absurdalna odpowiedź. Nie o pieniądze przecież chodzi, tylko o POTENCJAŁ. W czasach Publiliusza Syrusa decydował i rządził pieniądz, obecnie POTENCJAŁ.
Starożytni mawiali: jeśli jest burdel, to trzeba zaangażować burdelmamę i będzie porządek. Która chętna? Odpowiednia kasa zapewniona! A poza tym przecież wiadomo nie od dzisiaj, to też starożytni mówili i przypisali to zdanie cesarzowi rzymskiemu Wespazjanowi: pecunia non olet (pieniądze nie śmierdzą). I o co chodzi? Nazywanie jakiejś działalności formą zdrobniałą, czy też jakąkolwiek bardziej neutralną nie zmienia faktu, że ta działalność jest działalnością negatywną lub nawet zbrodniczą i cała ewentualna dyskusja jest bezprzedmiotowa i ma znamiona dysertacji akademickiej czyli blubrów Starego Marycha.