0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Wiec Donalda Tuska na Placu Zamkowym w rocznicę wyborów z 4 czerwca 1989 roku to symboliczna puenta kampanii wyborczej Koalicji Obywatelskiej przed wyznaczonymi na niedzielę 9 czerwca wyborami do Parlamentu Europejskiego. Lider KO postawił w swym wystąpieniu ostro nakreśloną tezę:

głosowanie przeciw koalicji rządzącej to głosowanie za obniżeniem bezpieczeństwa zewnętrznego Polski.

Zarazem nieco złagodził bardzo ostrą w tej kampanii retorykę dotyczącą migracji i bezpieczeństwa granicy. Tak, jakby trochę przejął się twardą deklaracją reżyserki „Zielonej Granicy” Agnieszki Holland, która 31 maja zapowiedziała, że na wiec się nie wybiera. A dopytywana dodała, że „jeżeli bym tam poszła, to po to, żeby zaprotestować przeciwko łamaniu obietnic wyborczych, (...) przeciwko lekceważeniu praw kobiet, praw mniejszości czy praw uchodźców, przeciwko łamaniu zwykłego człowieczeństwa na granicy polsko-białoruskiej”.

Wiec Tuska, czyli powtórka z kampanii parlamentarnej

„Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem” – mówił w „Rejsie” Piwowskiego inżynier Mamoń. To znane prawo showbiznesu z całą pewnością obowiązuje również w sztabie Koalicji Obywatelskiej. Wiec Tuska był wyreżyserowany w pełni zgodnie ze schematem znanym nam dobrze z kampanii przed wyborami 15 października. Schematem bardzo dobrym i skutecznym w tamtej kampanii, ale dziewięć miesięcy po tamtych wyborach jednak dość zauważalnie już zgranym.

Tak jak latem i jesienią zeszłego roku support przed koncertem największej z gwiazd Platformy zagrało dobrze sprawdzone w kampanii parlamentarnej duo – czyli Monika Wielichowska i Bartosz Arłukowicz. Ustawiony na mównicy chór odśpiewał najpierw Mazurek Dąbrowskiego, a następnie „Odę do Radości”.

Nie brakowało też chwytów z samego środka palety narzędzi marketingu politycznego. Ktoś pod samą sceną trzymał transparent z fotografią Tuska i podpisem GENIUSZ. Kamery realizatorów oficjalnej transmisji z wiecu zatrzymywały się na nim kilkakrotnie, podobnie jak na twarzach najbardziej zwracających uwagę młodych uczestniczek i uczestników spotkania. Tradycyjnie pojawiło się też kilka stoisk sprzedawców flag polskich i unijnych, wuwuzeli i szalików w barwach narodowych.

Cel był jasny – ten wiec był skrojony niemal wyłącznie pod bardzo jednoznacznie zdeklarowanych i zaangażowanych wyborców Koalicji Obywatelskiej.

Pod ludzi, którym mimo zdecydowanie kiepskich przed tymi wyborami prognoz frekwencyjnych, chciało się przyjść na Plac Zamkowy po południu w dzień powszedni, by zobaczyć i posłuchać na żywo Donalda Tuska. A zatem także pod ludzi, którzy aż do 9 czerwca będą aktywnie walczyć o lepszy wynik swej partii – w sieci, na polu rodzinnym, towarzyskim lub sąsiedzkim.

Tusk łagodzi ton, mówiąc o granicy

Swoje wystąpienie Tusk zaczął od zarysowania dość rozbudowanej historycznej paraleli między rokiem 1989 a rokiem 2024. „Historia '89 roku to było wypędzanie sowieckiego systemu z ojczyzny. Dziś jesteśmy tu po to, żeby tamten ład nie wrócił” – mówił lider KO.

I zupełnie wprost nawiązywał do zagrożenia ze Wschodu. „Ten dzień, 9 czerwca, wyborów, będzie równie ważny co 4 czerwca 1989 roku. Trudno to do nas dociera. Uwierzcie, że tam na Kremlu ewentualne polityczne zdobycie Brukseli, byłoby ważniejsze niż zdobycie Charkowa. Bój o to, kto będzie rządził w Polsce, w Europie jest o to, żeby wojna nie wkroczyła w nasze granice” – mówił Tusk.

Tym razem jednak mówiąc o granicy — temacie według wewnętrznych badań PO kluczowo ważnym dla tej kampanii — Tusk nie używał jednoznacznie zmilitaryzowanego języka, znanego nam z ostatnich tygodni. Nie mówił o fortyfikacjach i strefie buforowej.

„To jest coś, co rozrywa mi serce, kiedy rozmawiamy z żołnierzami, policjantami, strażnikami granicznymi, którzy strzegą granicy w coraz gorszych warunkach, bo presja ze strony Moskwy i Mińska powoduje, że jest coraz trudniej. Ale rozrywa mi serce też głos tych, którzy nie chcą tolerować cierpienia nikogo na polskiej ziemi” – mówił szef KO.

Więdnące uszy, czyli źli bojarzy

Pod koniec wystąpienia Tuska pojawił się motyw, który ilustruje, że premier zdaje sobie sprawę z faktu, że kredyt społecznego zaufania udzielonego jego rządowi nie jest niewyczerpany.

„Chcę was dzisiaj błagać, dosłownie błagać, byście nie zwątpili. Byście w siebie nie zwątpili. Macie pełne prawo narzekać, że nie wszystko idzie tak sprawnie i tak szybko, jakbyście chcieli” – zaapelował do słuchaczy Tusk. Po czym w cokolwiek paternalistycznym i politycznie ryzykownym zarazem stylu „poskarżył się” uczestnikom wiecu, że i on chciałby, by zmiany odbywały się szybciej.

„Jakbyście słyszeli, co ja mówię do moich pań i panów ministrów co wtorek, to czasami uszy by zwiędły. Ja jestem w takiej sytuacji jak wy. Każdego dnia zaciskam pięści i mówię: No musi być sprawniej i musi być szybciej” – mówił Tusk. Zapewne niewielu z członków rządu ucieszyły te słowa premiera. Zwłaszcza partnerów koalicyjnych.

Wystąpienie skończyło się jeszcze jednym apelem Tuska o większą wiarę w zwycięstwo i powodzenie misji Koalicji 15 Października oraz o aktywny, masowy udział w wyborach.

Przekonywanie już przekonanych?

Tusk doskonale radził sobie z panowaniem nad emocjami uczestników wiecu, którzy reagowali na jego słowa entuzjastycznie i żywiołowo.

I z całą pewnością wystąpienie lidera KO odegrało istotną rolę motywacyjną i mobilizacyjną przed nadchodzącymi wyborami.

Brakowało w nim jednak dojmująco odniesień do samej istoty tych wyborów – czyli do polityki europejskiej, którą zamierzają prowadzić rząd Donalda Tuska i jego partia. Emocje, do których odwoływał się Tusk, miały związek niemal wyłącznie z polityką krajową. Tusk krytykował kandydatów PiS, mówiąc, że listy partii Kaczyńskiego bardziej przypominają listy gończe, niż listy wyborcze, ale kandydatów własnej partii zachwalał już znacznie oszczędniej.

Tak jakby de facto nie byli ważni, a każdy i każda z nich ucieleśniały po prostu tak naprawdę Tuska.

To na Tuska mają być głosy w eurowyborach, niezależnie, od tego, na kogo z listy KO wybierze wyborca i wyborczyni.

Ta strategia jest logiczna: wszystko wskazuje, że eurowybory będą wyborami o najniższej frekwencji od dekady, czyli od eurowyborów z 2014 roku. To oznacza, że o wygranej zdecyduje mobilizacja zdeklarowanych zwolenników, a nie przekonywanie wątpiących, bądź rozczarowanych. I dlatego lider KO mówi głównie do wyborców, którzy bardzo jednoznacznie opowiadają się 1po stronie jego formacji politycznej. Wiec na placu Zamkowym miał być dla nich jak wystrzał startera: 9 czerwca wstań z kanapy, idź głosować „na Tuska”, bo walka trwa, osobliwie walka Zachodu (który materializuje się w Tusku i KO) ze Wschodem (który materializuje się w Kaczyńskim i PiS).

Jeśli magia Donalda Tuska wciąż działa (a około 25 tys. ludzi na wiecu w środku tygodnia zdaje się to sugerować) to strategia, która może dać Koalicji Obywatelskiej sukces.

;

Udostępnij:

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze