0:000:00

0:00

Z okazji 88. miesięcznicy smoleńskiej 10 sierpnia po raz drugi z rzędu Biuro Ochrony Rządu zagrodziło Krakowskie Przedmieście od ul. Karowej do Starego Miasta. Powodem miało być bezpieczeństwo organizowanego przez PiS Marszu Pamięci przewodzonego przez Jarosława Kaczyńskiego. Marsz w poprzednich miesiącach próbowali blokować Obywatele RP, którzy nie mogli zorganizować kontrmanifestacji przed Pałacem Prezydenckim.

Przeczytaj także:

W tym miesiącu na marsz smoleński i na kontrmanifestacje przyszło mniej osób niż w lipcu, kiedy obecność zapowiadał Lech Wałęsa, a pod Kolumną Zygmunta przemawiał m.in. Władysław Frasyniuk. Mimo to bezpieczeństwa pilnowało aż 2 tys. policjantów (w lipcu 2,3 tys.), którzy na polecenie przełożonych starali się kontrdemontracje uniemożliwić, zakłócić, a ich uczestników zastraszyć.

W tym celu:

  • zagrodzili Krakowskie Przedmieście, w tym miejsce, w którym Obywatele Solidarnie w Akcji zarejestrowali zgromadzenie;
  • zajęli plac Hoovera, na którym swoje zgromadzenie zarejestrowało stowarzyszenie Tama
  • więc oba zgromadzenia się nie odbyły;
  • wysyłali wnioski do sądu za zakłócanie porządku przez uczestników legalnego zgromadzenia OSA przy Bristolu;
  • wnioski do sądu za wykroczenia dotyczyły też pojedynczych okrzyków;
  • blokowali przejścia wzdłuż barierek, uniemożliwiając podążanie za marszem smoleńskim;
  • wywieźli kilka osób na komendę pod pretekstem rzekomej odmowy poddania się rewizji osobistej.

W ocenie OKO.press, w większości z tych przypadków policja dopuściła się przekroczenia uprawnień. Szczegółowo opisujemy je poniżej.

Na manifestacji nie wolno hałasować

“Widziałem, jak policjanci wyciągnęli z tłumu 10-20 osób, czasem używając siły, szarpiąc i ciągnąc ich je ze sobą. Wyprowadzali na bok i legitymowali. Apelowałem, żeby nie przyjmować mandatów" - opowiada OKO.press Arkadiusz Szczurek z Obywateli Solidarnie w Akcji, którzy 10 sierpnia zorganizowali kontrmiesięcznicę na Krakowskim Przedmieściu niedaleko hotelu Bristol.

Nie zakazał jej ani warszawski ratusz, ani mazowiecki wojewoda.

Gdy w trakcie przemówienia Jarosława Kaczyńskiego protestujący zaczęli skandować: “Kłamca!, Kłamca!”, policjanci w kilkuosobowych zespołach ruszyli do przypadkowych osób. Legitymowali je i zarzucali, że okrzykami zakłócają porządek publiczny, czyli naruszają art. 51 kodeksu wykroczeń.

Jeśli ktoś nie przyjmował mandatu, od razu wysyłali do sądu wniosek o ukaranie. Wybierali ofiary na chybił-trafił bez żadnej szczególnej przyczyny. I bez podstawy prawnej.

Uczestnicy zgromadzeń publicznych mają prawo hałasować, a nawet używać sprzętu nagłaśniającego. Gdyby było inaczej, dozwolone byłyby tylko marsze milczenia.

Gdyby uczestnicy któregoś ze zgromadzeń naprawdę łamali prawo, policja mogłaby zwrócić się do przedstawiciela urzędu miasta o jego rozwiązanie. Dopiero wtedy - o ile protestujący nadal łamaliby prawo - policja mogłaby interweniować.

W tym wypadku jednak protestujący nie łamali prawa i nikt nie zarządził rozwiązania zgromadzenia.

Miesiąc temu policja zachowała się podobnie wobec organizatorów zgromadzenia OSA. W jego trakcie, pod pretekstem zakłócania zgromadzenia cyklicznego (czyli Marszu Pamięci), wyłączyli nagłośnienie i zarekwirowali im wzmacniacz. “Tym razem uprzedziliśmy ich i sami go wyłączyliśmy. Przy takim tłumie nie był potrzebny" - mówi OKO.press Arkadiusz Szczurek. W jego ocenie obok Bristolu zgromadziło się od tysiąca do dwóch tysięcy osób.

Za “zakłócanie porządku” policja wynosiła uczestników legalnego zgromadzenia także 27 lipca, gdy protestowali przed siedzibą PiS.

Dwie kontrmiesięcznice wyeliminowane

W ogóle nie udało się odbyć zgromadzenia stowarzyszenia Tama zgłoszonego na skwerze Hoovera, znajdującym się nieco powyżej poziomu Krakowskiego Przedmieścia na trasie Marszu Pamięci.

“Na miejscu czekało 25 policjantów na każdego manifestującego. Ostatecznie na plac udało się wejść trzem osobom, wkoło krążyło co najwyżej kilkanaście. Mniej bojowa część odpuściła"

- relacjonuje OKO.press Wojciech Król z Tamy. Dlaczego policja nie pozwoliła im wejść na teren zgłoszonego przez nich zgromadzenia? Bo w ostatniej chwili zakazał go wojewoda, czyli urzędnik rządowy. Jego decyzja nie miała podstawy prawnej, ale było już za późno na odwołanie do sądu.

Dzięki uchwalonej przez PiS nowelizacji ustawy o zgromadzeniach - dwóch manifestacji nie można zorganizować w odległości mniejszej niż 100 metrów, a pierwszeństwo mają te cykliczne, czyli np. Marsz Pamięci. Ustawa ma jednak lukę - te przepisy nie dotyczą tzw. zgromadzeń w trybie uproszczonym. Gdy wojewoda mazowiecki mimo to zakazywał kontrmiesięcznic stowarzyszeń TAMA na skwerze Hoovera i OSA przed Kordegardą, 10 maja i 10 czerwca, organizatorzy odwoływali się od tych decyzji do sądu, a sąd je uchylał. Dlatego w lipcu wojewoda wydał zakaz dopiero 10 lipca o 17:00, by nie dać szansy organizatorom na złożenie odwołania. Wczoraj powtórzył ten manewr.

“Chcemy złożyć skargę na decyzję wojewody do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu” - zapowiada Wojciech Król.

"To są przykłady przekroczeń uprawnień władzy" - mówi OKO.press o uniemożliwianiu organizacji i przebiegu zgromadzeń Mirosław Wróblewski, dyrektor Zespołu Prawa Konstytucyjnego, Międzynarodowego i Europejskiego w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich.

Zatrzymania i zagrodzenia

Policja nie przeszkadzała jedynie w przebiegu zgromadzenia Obywateli RP pod Kolumną Zygmunta, choć akurat w tym przypadku mieliby do tego prawo. Obywatele go nie zarejestrowali, a nie spełniało ono kryteriów zgromadzenia spontanicznego, m.in. dlatego, że było zapowiedziane co najmniej dzień wcześniej.

Zgromadzenie spontaniczne można zorganizować "w związku z zaistniałym nagłym i niemożliwym do wcześniejszego przewidzenia wydarzeniem związanym ze sferą publiczną, którego odbycie w innym terminie byłoby niecelowe lub mało istotne z punktu widzenia debaty publicznej" - poradnik.ngo.pl

“Nie chcemy podporządkowywać się niekonstytucyjnej ustawie” - tłumaczy OKO.press decyzję Obywateli Wojciech Kinasiewicz. W trakcie manifestacji Paweł Kasprzak, lider Obywateli, ostrzegał, że jej uczestnicy biorą w niej udział na własną odpowiedzialność, a kto nie chce jej ponosić, może wziąć udział w legalnym zgromadzeniu OSA.

Policjanci utrudniali za to możliwość kontrmanifestowania po zewnętrznej stronie barierek ustawionych wzdłuż marszu smoleńskiego. Podobnie jak miesiąc temu, każdy, kto krzyknął cokolwiek do maszerujących, natychmiast był legitymowany przez policję i prawdopodobnie dostawał mandat za zakłócanie zgromadzenia lub wniosek do sądu o ukaranie za wykroczenie. Wnioski policjanci wysyłali także za umieszczenie naklejki na barierkach, co było nowością. Wcześniej za ozdabianie barierek na Krakowskim czy przed Sejmem nikt nie miał pretensji. Jeden z wniosków dostała Elwira Borowiec, która z dwójką innych obywateli rozklejała takie naklejki z informacją o kosztach miesięcznic:

Policja podała, że 10 sierpnia wysłała do sądu 51 wniosków i wylegitymowała 150 osób.

Kolejną nowością były kordony policyjne tarasujące przejścia wzdłuż barierek na Krakowskim Przedmieściu, które uniemożliwiały podążanie za marszem smoleńskim. Policjanci przepuszczali przez nie tylko dziennikarzy, ale nawet oni nie mogli wejść na ostatni odcinek chodnika najbliższy Pałacowi Prezydenckiemu, gdy przemawiał przed nim Jarosław Kaczyński.

Na pytanie o podstawę prawną odpowiadali, że takie dostali polecenie. Trudno byłoby im taką podstawę znaleźć. Bezpieczeństwa aż nadto chroniły barierki i tłumy policjantów, było więc jasne, że to nie o nie chodzi, ale raczej o utrudnienie przejścia protestującym z manifestacji na placu Zamkowym do manifestacji przy Bristolu, skąd mógłby usłyszeć ich Jarosław Kaczyński.

Policjanta nie wolno pytać o nazwisko

Nie ma uzasadnienia także interwencja policjantów wobec kilku Obywateli RP, których już po zakończeniu manifestacji zaprowadzono do radiowozów, a część z nich wywieziono na komendę. Według relacji Wojciecha Kinasiewicza i Bartka Sabeli, bezpośrednim pretekstem była odmowa otworzenia plecaka przed policjantem, który nie chciał się wylegitymować, do czego był zobowiązany. Po chwili dostał wsparcie kilkudziesięciu kolegów, którzy zbiegli się z okolicy i otoczyli Obywateli. Gdy po interwencji zespołu antykonfliktowego policjant w końcu się przedstawił, obywatele pokazali wnętrze plecaka, ale wówczas usłyszeli, że rewizja musi się odbyć w innym miejscu. Wtedy zostali siłą zaciągnięci do policyjnych radiowozów, a te - pomimo protestów i prób blokady zgromadzonych wokół ludzi - odjechały na komendę. Na miejscu Obywatelom nie postawiono żadnych zarzutów i wypuszczono.

Szczegółową relację Bartka Sabeli można znaleźć tutaj:

Udostępnij:

Daniel Flis

Dziennikarz OKO.press. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Wcześniej pisał dla "Gazety Wyborczej". Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze