0:000:00

0:00

"Cieszę się, nie ukrywam tego. To tylko środek do celu, którym jest poznanie prawdy o całej katastrofie smoleńskiej. Mam nadzieję, że prokuratura opublikuje wyniki swojego śledztwa, a ludzie będą mogli poznać prawdę i zweryfikować oba raporty - Millera i komisji Macierewicza i wyrobić sobie własne zdanie" - mówił po ogłoszeniu wyroku Maćkowi Piaseckiemu z OKO.press uniewinniony Zbigniew Komosa.

Prokuratura zarzuciła mu kilkukrotne znieważenie pomnika katastrofy smoleńskiej na pl. Piłsudskiego w Warszawie (słynne "schody"). Komosa podczas miesięcznic smoleńskich w lutym, marcu i kwietniu 2020 roku miał znieważyć monument, kładąc pod nim wieńce z szarfą/tabliczką o treści:

„Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który ignorując wszelkie procedury, nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Naród Polski. STOP KREOWANIU FAŁSZYWYCH BOHATERÓW!”.

Przeczytaj także:

Sąd uznał jednak, że czyn Komosy nie spełnia kryteriów przestępstwa opisanego w art. 261 kodeksu karnego:

"Kto znieważa pomnik lub inne miejsce publiczne urządzone w celu upamiętnienia zdarzenia historycznego lub uczczenia osoby, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności".

Koszty postępowania ponieść ma skarb państwa.

"Dziwne i niepokojące było dla nas wszystkich, że ta sprawa w ogóle trafiła do sądu. Jej nie powinno tu być" - komentowała po wyroku adw. Magdalena Antoszewska, zastępująca obrońcę Komosy mec. Jerzego Jurka.

Orzeczenie Sądu Rejonowego nie jest prawomocne - prokuratura może złożyć od niego apelację. Zbigniew Komosa i jego pełnomocnicy spodziewają się, że czeka ich batalia przed sądami wyższych instancji.

"Biorąc pod uwagę działanie systemu prokuratorskiego, jaki mamy w tej chwili w Polsce, spodziewam się, że p. prokurator Przestrzelski będzie musiał złożyć apelację co do tego wyroku, pewnie niejedną" - mówił uniewinniony.

Wolność wyrażania opinii

Oskarżyciel domagał się uznania, że wieniec wraz z napisem jest wyrazem pogardy i uwłacza czci osób upamiętnionych przez pomnik katastrofy smoleńskiej, w tym prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Badając zarzuty, sąd pochylił się nad tym, co dokładnie oznacza "znieważenie" opisane w art. 261 k.k. Uznał, że aby zachowanie było znieważeniem, musi godzić w dobra czci, szacunku lub uczuć innych osób. Ale musi też być powszechnie postrzegane jako znieważające - czci uchybiłoby bezsprzecznie np. umieszczenie na pomniku wulgarnych napisów, oblanie go farbą, oplucie, zanieczyszczenie.

Sędzia powoływała się na wyjaśnienia złożone przez Komosę, który tłumaczył, że jego celem nie było ośmieszenie kogokolwiek, a zwrócenie uwagi opinii publicznej na możliwy udział władz w katastrofie. Sąd uznał to za dopuszczalne prawnie wyrażenie zdania krytycznego, które oskarżony wyrobił sobie w oparciu o dostępnie publicznie materiały, np. stenogramy rozmów z pokładu samolotu.

"Oskarżony miał prawo oceniać skutki katastrofy, które wywołała ona w społeczeństwie polskim jako dzielące społeczeństwo i prowadzące do powstania takich teorii, które nie są zgodne z przekonaniami i wartościami oskarżonego, z jego dążeniem do prawdy" - tłumaczyła sędzia.

"Zachowanie oskarżonego: wola poszukiwania prawdy i poddanie krytycznej ocenie otaczającej rzeczywistości, jest zachowaniem podlegającym ochronie na podstawie art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka"

- uznała. Chodzi o chronioną w Konwencji wolność wyrażania opinii.

Sąd rozważył także, czy treść umieszczona na tabliczce/szarfie mogła znieważyć Lecha Kaczyńskiego, jako jedną z ofiar katastrofy. Uznał, że przypisywanie współodpowiedzialności za katastrofę można by analizować pod kątem zniesławienia (212 k.k.), ale dotyczy ono tylko osób żyjących. Nie wpłynęło to na ocenę samego gestu złożenia wieńca z tabliczką o wspomnianej treści.

To żołnierze znieważali?

W uzasadnieniu sąd podkreślił, że każdy obywatel ma prawo złożyć wieniec i zapalić znicz pod pomnikiem w miejscu publicznym. Dodał, że

z powagą pomnika nie licuje natomiast działanie obecnych na miejscu żołnierzy i policji: czyli natychmiastowe, siłowe usunięcie wieńca tuż po tym, jak został złożony.

"Sąd jasno powiedział, że mamy prawo do wyrażania własnych, samodzielnych opinii na temat zdarzeń historycznych. A to prawo próbowano nam zabrać. Podobało mi się, jak sąd powiedział, że to nie pana Komosy zachowanie mogło znieważyć pomnik, a zachowanie żołnierzy, którzy w ten sposób potraktowali wieńce i pana Komosę, oczywiście wykonując rozkazy. To całe zamieszanie, zabranie wieńców można rozumieć jako znieważenie pamięci ofiar" - komentowała po wyroku mec. Antoszewska.

"Istnieje duża grupa Polaków, która nie zgadza się z teorią zamachu i ma prawo to manifestować, o tym mówić. Polacy nie są idiotami i nie dadzą sobie zamknąć ust" - mówił Zbigniew Komosa.

"Niedopowiedzenia osłabiają nasze państwo wewnętrznie i na arenie międzynarodowej. To bardzo niebezpieczne dla naszego kraju. W obecnej sytuacji my jako naród nie powinniśmy być podzieleni, a solidarni i zjednoczeni. Ciągłe podsycanie teorii o zamachu, na który nie ma wiarygodnych dowodów, nie służy temu i to państwo osłabia" - uważa uniewinniony.

Zbigniew Komosa to znany aktywista "ulicznej opozycji". Co miesiąc składa swoje wieńce pod pomnikiem ofiar katastrofy smoleńskiej, niejednokrotnie narażając się na przepychanki z pilnującymi monumentu żołnierzami i policją. Relację z miesięcznic na pl. Piłsudskiego w Warszawie publikujemy regularnie w ramach cyklu "Kamera OKO.press".

W lutym 2021 roku Komosa protestował m.in. przeciwko nominacji nacjonalisty, dr. Tomasza Greniucha na p.o. dyrektora we wrocławskim oddziale IPN, a w maju 2021 roku w samotnej demonstracji krytykował założenia Polskiego Ładu PiS. Był wielokrotnie zatrzymywany przez policję.

;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze