Policjanci wyrwali Zbigniewowi Komosie transparent, siłą zawlekli go do suki, zakuli w kajdanki i postawili zarzuty, m.in. udziału w nielegalnym „zgromadzeniu”. Oficer prowadzący zatrzymanie okazuje się... radnym z warszawskich Bielan
Gdy 15 maja rząd PiS ogłosił, na czym ma polegać „Polski ład”, Zbigniew Komosa, aktywista prodemokratyczny, zdecydował, że wyrazi swoją krytyczną opinię o tym projekcie, następnego dnia. „Ład” ma podwyższyć podatki części drobnych przedsiębiorców, a on jest jednym z nich. W sobotę była też 1. rocznica pamiętnej pacyfikacji demonstracji Strajku Przedsiębiorców na pl. Zamkowym.
Pod kolumną Zygmunta, z jednej strony jego kolega, Tomek ze Strajku Przedsiębiorców obchodził rocznicę ataku policji. Z drugiej strony pomnika, Komosa wyrażał swoje krytyczne zdanie nt. rządowego projektu. Tansparent głosił: „Nowy Polski Ład = Trybunał Stanu”.
"Chcę uświadomić ludziom, że »nowy ład« to będzie, dopiero gdy rząd odpowie za nielegalne działania np. w związku z wyborami kopertowymi" – tłumaczy aktywista.
Z trzeciej strony kolumny Zygmunta, na leżaczkach, siedziało dwóch, już pijanych mężczyzn. "Otwarcie pili sobie piwko, a obok stała pusta butelka po czymś mocniejszym" – opisuje Andrzej Woszczyński, dziennikarz z Głos News, który nagrywał późniejsze zdarzenia. "Wyzywali przejeżdżające suki mocno niecenzuralnymi hasłami, zaczepiali ludzi, nas też. Darli się, zachowywali się dość agresywnie" – dodaje Komosa.
Ku zdziwieniu wszystkich, policja – kilkanaście radiowozów stało w promieniu 100 m – patrzyła na pijanych, ale nie interweniowała.
Komosa milcząco trzymał transparent, ale to do niego i jego kolegi, podjechał radiowóz, gdy udzielali wywiadu.
„Chcielibyśmy ustalić, co tutaj państwo wyrażacie swoim protestem” - zaczął podkom. Radosław Sroczyński, zastępca naczelnika wydziału patrolowo- interwencyjnego w Komendzie Powiatowej w Grodzisku Mazowieckim (6 min. tej relacji może obejrzeć pod tym adresem).
"Protestem swoim wyrażamy nieodpowiednie naszym zdaniem zachowanie policji rok temu" – choć pytanie padło wprost do Komosy, to odpowiedział jego znajomy, który z boku już nagrywał sytuację. Mundurowy przystąpił do legitymowania, twierdząc, że łamią art. 116 Kodeksu Wykroczeń („Nieprzestrzeganie nakazów i zakazów przez chorego lub nosiciela choroby zakaźnej lub osoby sprawującej nad nimi pieczę”). Dopytywał się, czy zgłosili protest. Ten był spontaniczny, więc nie musieli.
Komosa zapytał się, czemu ma się wylegitymować.
"Choćby w związku z tym protestem, który pan tutaj prowadzi. Przy pomocy tego transparentu wykrocz..." - podkom. Sroczyński nie dokończył zdania (7 min. 50 s ww. relacji), wskazując na baner. Komosa odmówił wylegitymowania się, bo nie było do tego podstaw – sądy masowo stwierdzają bezpodstawne legitymowanie demonstrujących przez policję. "Już te słowa o powód protestu dyskredytują zasadność interwencji. W demokratycznym państwie takie rzeczy nie mają prawa policji interesować na tyle, by z tego powodu legitymować obywateli" – argumentuje aktywista.
Akcja potoczyła się szybko. Komosa przypiął sobie transparent do ręki trytytką - z banerem mieliby większe trudności włożyć do radiowozu. Gdy próbowali mu go wyrwać z ręki, zaczął krzyczeć: "Pomocy! Policja! Pomocy!".
Nikt nie nadbiegł. Jakiś tęgi mundurowy odpychał filmującego zdarzenie Tomasza. Policjanci rozcięli trytytkę nożem sprężynowym. Aktywista stawiał jeszcze bierny opór – zapierał się nogami, gdy wkładali go do samochodu, wyprostował je, by nie mogli zamknąć drzwi – ale w końcu powalili go na podłogę i skuli kajdankami. Uszkodzili mu podczas interwencji dłoń – mocno krwawiła.
"W drodze na Zakroczymską (komisariat – red.) straszyli mnie sądem, całonocną odsiadką, jeśli nie podam swoich danych" – opowiada Komosa. Nie podał. Nie rozmawiał z nimi, bo niezgodnie z prawem interweniowali. Tylko w jednym momencie się odezwał – gdy radiowóz utknął w korku na Podwalu - policjanci byli z Grodziska Mazowieckiego, więc pokazał im skrót przez Nowe Miasto.
Na komisariacie milczał. Któryś z oficerów wyszedł przed budynek do znajomych Komosy, którzy tam zorganizowali solidemo – demonstrację wsparcia. Pytał ich o tożsamość zatrzymanego. Nic. Już mieli go wywieźć na komisariat na ul. Wilczej, by tam ściągnąć jego odciski palców, gdy ktoś z 8-9 mundurowych zajmujących się jego zatrzymaniem, wpadł na pomysł, by sprawdzić profil na FB spisanego pod kolumną Woszczyńskiego z Głos News. W jego relacji usłyszeli imię i nazwisko zatrzymanego.
Ręka Komosy mocno krwawiła, puchła, ale nadal nie udzielono mu pomocy medycznej. "To już nie nieście go do lekarza, niech sobie sam radzi" – usłyszał, gdy już ustalili jego tożsamość.
Jako przyczyny zatrzymania podali:
Wypuścili go po 2 godzinach, oddali baner.
Komosa rozważa wystąpienie ze „środkami prawnym” w związku z tą sytuacją. - To kolejna sprawa z serii bezpodstawnych legitymowań. Postawione zarzuty są dopasowane do sytuacji. Wyraźnie widać w tle tej historii, że znaczenie ma treść tego transparentu – komentuje jego prawnik Jerzy Jurek.
„Naczelnik” - tak mówili policjanci do oficera prowadzącego zatrzymanie, podkom. Radosława Sroczyńskiego.
Okazuje się, że to jednocześnie radny dzielnicy Bielany.
Startował z list Komitetu Wyborczego „Razem dla Bielan”. Jak pisze GW, to stowarzyszenie burmistrza Bielan, Grzegorza Pietruczuka, kiedyś działacza SLD, dziś – współpracownika Roberta Biedronia. Sroczyński jest na Bielanach przewodniczącym dzielnicowej Komisji Bezpieczeństwa i Porządku Publicznego.
Pytamy go czemu, zanim podjął decyzję o tej interwencji, zapytał Komosę i jego kolegę, co „wyrażają swoim protestem”. Najpierw wypierał się swoich słów, twierdził, że tak tylko napisał Komosa. Gdy dowiedział się, że to cytaty z relacji video, zmienił zdanie. - Każda interwencja ma na celu ustalić pewne szczegóły, w związku z czym ją podejmujemy – tłumaczy, chyba nie zdając sobie sprawy, że wyjawił właśnie, iż ta interwencja miała polityczne podłoże. "Dostaliśmy polecenie, by ustalić, kto tam stoi i co to jest za protest. (...) Czy to jest w związku z meczem" – dodaje dopytywany.
Czyli policja podjęła interwencję, bo hasło „Nowy Polski Ład = Trybunał Stanu” wg nich mogło być związane z meczem Legii z Podbeskidziem, który odbywał się tego dnia?
Na nagraniu widać, jak podczas rozmowy z Komosą Sroczyński cały czas trzymał palec na radiotelefonie - z drugiej strony krótkofalówki ktoś słuchał tej rozmowy na bieżąco. Pytamy się, czy to jego przełożeni podjęli decyzję o siłowej interwencji. Przyznał, że przekazywał uzyskane informacje na bieżąco, ale nie chce odpowiedzieć, czy to szefowie podjęli decyzję o zastosowaniu siły wobec siedzącego spokojnie Komosy.
Czy takie siłowe rozwiązanie było konieczne, gdy człowiek siedział z transparentem spokojnie protestując? - pytamy. Sroczyński nie odpowiada.
Nie chce więcej rozmawiać, kieruje do rzecznika prasowego.
Zbigniew Komosa to znany aktywista prodemokratyczny, który już wielokrotnie był szykanowany przez policję. Co miesiąc m.in. składa pod pomnikiem smoleńskim wieniec z tabliczką rozpoczynający się od słów „Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego....”. Od 3 lat, z pomocą policji, wojsko zabiera mu jego własność tuż po tym, gdy położy wieniec pod pomnikiem. Żołnierze wyszarpują mu go, niszcząc często, przed kamerami i fotoreporterami. Na OKO.press pokazywaliśmy te bulwersujące sceny wielokrotnie.
Jak twierdzą prawnicy to nielegalny zabór mienia, oparty na „prewencyjnej cenzurze”.
Nawet Prokuratura Wojskowa mimowolnie przyznała, że to „kradzież”, ale jednocześnie oświadczyła, że nie będą za to ścigać żołnierzy. Prokuratorzy Zbigniewa Ziobry co miesiąc za to zakładają kolejną sprawę Komosie, twierdząc, że „znieważa pomnik”.
Aktywista bierze też czasami udział w akcjach Lotnej Brygady Opozycji, które zazwyczaj ośmieszają policję, rządzący PiS, lub stawiają je w kiepskim świetle.
Komosa także zasłynął samotną akcją pod Instytutem Pamięci Narodowej. Gdy były skinhead, dr Tomasz Greniuch został p.o. wrocławskiego szefa oddziału IPN, aktywista napisał - łatwo zmywalną farbą - na elewacji centrali Instytutu: „Precz z faszyzmem”.
Mimo usunięcia napisu przez innych aktywistów tuż po akcji IPN zażądał od Komosy 3,5 tys. zł m.in. za „czyszczenie grafiki z elewacji IPN”.
On także jako jeden z nielicznych członków tzw. opozycji ulicznej, przechodzi do ofensywnych działań prawnych. Rok temu samotnie stał przed Pałacem Prezydenckim z hasłem „Precz z faszyzmem”. Policja wyniosła go stamtąd i zatrzymała. Aktywista złożył w sądzie zażalenie na to zatrzymanie. Sąd przyznał mu częściowo rację i skierował sprawę do prokuratury. Ta jednak do chwili obecnej się tym nie zajęła.
Z kolei 10 maja 2021 Komosa złożył do prokuratury zawiadomienie w sprawie łamania procedur podczas lotu prezydenta Andrzeja Dudy z Zielonej Góry w trakcie kampanii wyborczej. W zawiadomieniu czytamy m.in. o: „sprowadzeniu bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym poprzez doprowadzenie do incydentu lotniczego w dniu 2 lipca 2020 roku o godz. 22:12 polegającego na wykonaniu startu samolotu Embraer 175 przewożącego prezydenta Andrzeja Dudę i kilkanaście innych osób z zamkniętego lotniska w Babimoście i kontynuowaniu przelotu do Warszawy w przestrzeni powietrznej pozbawionej nadzoru kontroli lotów, a to ze złamaniem stosownych procedur HEAD tj. czynu zabronionego z art. 174 § 1 Kodeksu karnego”.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze