Miało wyjść dobrze, a wyszło jak zawsze. Prezydent w wigilijnych życzeniach łamał się opłatkiem z każdym Polakiem. Ale w wigilijnym wywiadzie obrzucił Sąd Najwyższy obelgami: „Do sądu wracają sędziowie splamieni czasami komunizmu”, którzy „zajmowali gabinety, łamiąc prawo”. Prezydent stracił też pamięć – nie pamięta, by ktoś mu zarzucał łamanie Konstytucji
Głowie Państwa wyraźnie ciąży postanowienie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i wymuszona na niej (tzn. Głowie) siódma w 2018 roku nowelizacja ustawy o SN. Duda musiał usunąć poprawkę, którą w końcu 2017 roku sam wprowadził do ustawy. Powiedzieć, że prezydent stracił dystans do sytuacji w jakiej się znalazł, to nic nie powiedzieć.
Listę oskarżeń i połajanek wobec unijnego Trybunału i polskich sędziów, przerwał Duda na chwilę, składając koncyliacyjne świąteczne życzenia.
„Pragniemy w symboliczny sposób przełamać się opłatkiem z każdym z państwa” – mówiła w wigilijnej odezwie para prezydencka. „Niech czas współczesny i nadchodząca przyszłość będą pomyślne dla naszej ojczyzny. Niech zapiszą się dobrymi zdarzeniami, rozwojem i dostatkiem w życiu każdego z nas [...]” – życzyli sobie i nam Andrzej Duda oraz Agata Kornhauser-Duda.
Czas zadumy i pojednania nie powstrzymał jednak prezydenta przed kolejną oskarżycielską tyradą w Wigilię. 24 grudnia Andrzej Duda płakał nad swym losem w „Super Expressie”:
"Przyjmuję werdykt Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, bo Polska nie ma już gdzie się od niego odwołać. Za jego odrzucenie czekałyby nas konsekwencje na poziomie UE. Nie oznacza to jednak, że się z tym werdyktem zgadzam".
Prosiłem o konkretne zarzuty [dotyczące łamania Konstytucji – red.] i wciąż ich nie usłyszałem
Z przekąsem można stwierdzić, że prezydent jest albo głuchy na zarzuty, albo stracił pamięć. W ponad trzyletniej kadencji Konstytucję łamał kilkanaście razy, m.in. pozwalając na wybór członków KRS przez parlament, ułaskawiając Mariusza Kamińskiego czy powołując Julię Przyłębską na stanowisko pełniącej funkcję prezesa Trybunału Konstytucyjnego.
Również składając podpis pod ustawą o SN w grudniu 2017 roku Duda sprzeniewierzył się konstytucyjnym zasadom. Chodzi przede wszystkim o wygaszenie ustawą określonej w Konstytucji 6-letniej kadencji Pierwszej Prezes SN (art. 183 Konstytucji).
Obniżenie wieku, w którym czynni obecnie sędziowie przechodzili w stan spoczynku (do 65 lat), naruszało art. 180 Konstytucji, który przewiduje nieusuwalność sędziów poza wyjątkowymi sytuacjami.
Oprócz tego ustawa dała władzom wykonawczym nadmierne uprawnienia kontrolne w postaci Izby Dyscyplinarnej (ma usuwać z zawodu sędziów, prokuratorów i prawników) oraz wpływ na obsadę nowego SN.
To wszystko stanowiło kolejne naruszenie zasad niezależności i odrębności sądów i trybunałów (art. 173) oraz niezawisłości sędziów (art. 178), których prezydent na mocy Konstytucji winien być gwarantem.
Sędziowie przesunięci na emeryturę zajmowali gabinety, łamiąc prawo.
Prezydent znów wrócił do tezy o „sędziowskiej anarchii”. Tym razem mieli łamać prawo „zajmując gabinety”. To zupełne odwrócenie sensu ich działań.
W oczekiwaniu na orzeczenie TSUE, sędziowie przeniesieni w stan spoczynku wstrzymali się od orzekania. Przychodzili jednak do pracy, symbolicznie pokazując, że sprawa niezależności SN nie jest zamknięta. Do zarzutów łamania prawa w stonowanym oświadczeniu odnieśli się sami. Pisali, że:
„działania podjęte zostały na podstawie postanowienia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 19 października 2018 r. i są w pełni zgodne z prawem,
co potwierdziło postanowienie TSUE z 17 grudnia 2018 r., a także treść uchwalonej przez Sejm i Senat i podpisanej przez Prezydenta nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym, w której wprost w art. 2 ust. 1 i 4 stwierdzono, że kadencje Pierwszego Prezesa SN i Prezesa SN oraz służbę wskazanych sędziów SN uważa się za nieprzerwane”.
Innymi słowy, sędziowie nie podporządkowując się ustawie przepchniętej przez PiS, wyrażali poszanowanie wartości Konstytucyjnych i czekali na orzeczenia unijnego Trybunału Sprawiedliwości.
A gdy orzeczenie już zapadło, sędziowie dostosowali się do wymagań zasądzonego w Luksemburgu 19 października 2018 środka tymczasowego, czyli przywrócenia do orzekania sędziów SN (a także sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego), którzy zostali przeniesieni w stan spoczynku na podstawie wcześniejszych, zakwestionowanych przez Komisję Europejską i sam SN przepisów.
Andrzejowi Dudzie wyraźnie nie spodobało się, że sędziowie nie czekali na jego podpis pod ustawą korygującą prawo do zaleceń TSUE, by wrócić do wykonywania obowiązków. Ale nie było powodu, by na to czekać.
Wyrażam jednak głębokie ubolewanie, że w związku z orzeczeniem TSUE wracają do SN sędziowie splamieni w czasach komunistycznych
Ustawa PiS odesłała na emeryturę 23 sędziów SN. Tuż po ogłoszeniu orzeczenia TSUE w październiku 2018 roku, do pracy wróciła I prezes SN, prof. Małgorzata Gersdorf i dwoje prezesów:
Wśród nich faktycznie znajdują się trzy osoby, które orzekały w stanie wojennym. Chodzi o Józefa Iwulskiego, Waldemara Płóciennika, Andrzeja Siuchnińskiego. Iwulski oświadczenie w tej sprawie wydał w lipcu 2018, a dwa pozostali – w styczniu 2018 roku.
Żadne z ich tłumaczeń nie pasuje do czarno-białej wizji historii, którą stara się przeforsować PiS, z prezydentem Andrzejem Dudą na czele.
Siuchniński tłumaczył, że w 1981 roku część sędziów nie zdecydowała się odejść z zawodu, tylko po to, by próbować zmniejszać represje władz PRL wobec opozycji. Na cztery procesy, w których orzekał Siuchniński, w trzech przypadkach sąd odstąpił od stosowania trybu doraźnego, co jak napisał sędzia – „samo w sobie już było wyrazem demonstracyjnej wobec stanu wojennego postawy”.
Płóciennik orzekał w trzech sprawach i sądził cztery osoby – dwie skazał, dwie uniewinnił. Wobec jednej ze skazanych (za kolportaż ulotek) osób sąd odstąpił od wymierzenia kary. Płóciennik dowodził, że żadna ze stron nie zaskarżyła wyroku. Wyroki uniewinniające zapadły w sprawach dwóch żołnierzy: za posiadanie „Listu Mariana Jurczyka” i za ręcznie napisane na pocztówce słowa „Zima 82/83. Wojskowy Obóz Internowanych”.
Najwięcej kontrowersji przyniosła sprawa prezesa Izby Pracy. Sędzia Iwulski o aktywności w stanie wojennym opowiedział z opóźnieniem, dopiero w lipcu 2018 roku, gdy sprawa trafiła do nagłówków gazet. Iwulski mówił tylko o jednej sprawie, w której miał złożyć zdanie odrębne, ale akta IPN wskazują na siedem spraw. Inny niż przedstawiony przez Iwulskiego obraz wyłania się też z książki Adama Strzembosza i Marii Panowskiej "Sędziowie warszawscy w czasach próby 1981-1988". Zdanie odrębne Iwulskiego miało dotyczyć nie pięciu, a tylko dwóch oskarżonych opozycjonistów.
Wszystko powyższe kładzie się cieniem na karierach poszczególnych sędziów, ale pewne jest, że słowa prezydenta nie mają rzucić światła na zawiłą historię ludzi orzekających w PRL,
a jedynie wytłumaczyć porażkę PiS w forsowaniu zmian legislacyjnych.
Straszenie elektoratu „komunistami” nie jest zresztą strategią nową. PiS korzysta z tego argumentu od początku – jak samo to nazywa – „reformowania” wymiaru sprawiedliwości.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze