To, czy jakiś język zostanie oficjalnie nazwany „językiem”, jest wyłącznie decyzją polityczną. Najmniejszy język w Polsce dostał prezydenckie weto. Z Tiöma fum Dökter – (dr Tymoteuszem Królem) socjolingwistą, etnologiem i adiunktem w Instytucie Slawistyki PAN rozmawia Stasia Budzisz
Stasia Budzisz: W połowie października Prezydent Karol Nawrocki zawetował zmianę ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz języku regionalnym, w której wilamowski miał się znaleźć jako drugi, obok kaszubskiego, język regionalny. Wilamowskim posługuje się w Polsce około 30 osób, zgodnie z danymi z ostatniego Narodowego Spisu Powszechnego z 2021 roku identyfikację wilamowską zaznaczyło 85 osób, a posługiwanie się językiem w sytuacjach domowych 10. To naprawdę niewielka mniejszość i zdecydowanie mały język. Dlaczego Polska się was boi?
Dr Tymoteusz Król: W mojej opinii nie powinniśmy mówić o strachu, a o lekceważeniu. Jest nas mało, nie mamy siły przebicia, więc łatwo nas uciszyć. O ile z większej grupy można zrobić wroga, nawet narodowego, to małą można po prostu zlekceważyć, uznać za nie do końca rozwiniętą. Podobną sytuację możemy obserwować w przypadku śląskiego, z tą różnicą, że to największa mniejszość w Polsce i prezydenckie weto w ich przypadku można w jakimś stopniu argumentować strachem, ale bać się kilkudziesięciu osób jest nawet zabawne, a właściwie to taki śmiech przez łzy.
Poza tym w mojej opinii spis powszechny nie jest obiektywnym źródłem wiedzy o liczebności mniejszości, zwłaszcza takich, których dotyczą traumy historyczne związane z różnego rodzaju spisami. No i nie można zapomnieć, że Wilamowianie nie są wpisani do ustawy, więc nie można było wybrać w rubryczce „język wilamowski”, tylko należało wykonać kilka kliknięć i wpisać tę informację ręcznie. Warto też przypomnieć, że GUS usunął ze swojej strony internetowej ulotki w wersji wilamowskojęzycznej.
W prezydenckim uzasadnieniu widnieje nawet nazwa „etnolket” zamiast „etnolekt”. To zapewne literówka, ale trzeba przyznać, że słabo to wygląda w urzędowym piśmie.
W prezydenckim uzasadnieniu widnieje nawet nazwa „etnolket” zamiast „etnolekt”. To zapewne literówka, ale trzeba przyznać, że słabo to wygląda w urzędowym piśmie.
W uzasadnieniu Prezydenta znalazły się też literówki takie jak „Wilmowice” zamiast „Wilamowice”. Dla mnie to także dowód na lekceważenie i niebranie nas na poważnie.
Tylko że o wilamowskim na świecie się słyszy. Chwalicie się, że zna go Japończyk, Australijczyk. Nie jest czymś obcym dla językoznawców. Dlaczego więc, mając taki skarb, państwo polskie nie chce go wziąć pod ochronę?
Wilamowski jest w językoznawczym świecie rozpoznawalny tak samo jak choćby kaszubski, właśnie dlatego, że jest tak mały. Tak się jakoś złożyło, że to właśnie w Polsce ludzie pierwszy raz o nim słyszą. Bywa, że nazywają go np. „limanowskim”. Nie potrafią powtórzyć nawet jego nazwy.
Stasia Budzisz, tłumaczka języka rosyjskiego i dziennikarka współpracująca z "Przekrojem" i "Krytyką Polityczną". Specjalizuje się w Europie Środkowo-Wschodniej. Jest autorką książki reporterskiej "Pokazucha. Na gruzińskich zasadach" (Wydawnictwo Poznańskie, 2019).
Stasia Budzisz, tłumaczka języka rosyjskiego i dziennikarka współpracująca z "Przekrojem" i "Krytyką Polityczną". Specjalizuje się w Europie Środkowo-Wschodniej. Jest autorką książki reporterskiej "Pokazucha. Na gruzińskich zasadach" (Wydawnictwo Poznańskie, 2019).
Komentarze