Wiemy, skąd mogą brać się masowe zakażenia na Śląsku. OKO.press dotarło do ministerialnego dokumentu, który pokazuje, jak wąskie są rekomendacje testowania personelu medycznego. Dotyczy to także śląskich szpitali, w tym śląskich pielęgniarek. I to one, zarażone SARS-CoV-2 w szpitalach, zarażały mężów górników.
"Każda osoba z personelu medycznego szpitala, która ma objawy chorobowe, miała kontakt z osobą zakażoną, podejrzewa, że taki kontakt w ostatnim czasie miał miejsce lub ma wątpliwości co do swojego stanu zdrowia, ma pełne prawo być skierowana na testy…” - takie polecenie wysłał minister Szumowski dyrektorom szpitali.
To zawęża grupę testowanego personelu i de facto wyklucza badania profilaktyczne, np. pielęgniarek, np. na Śląsku. A śląskie pielęgniarki mają często mężów górników...
Liczba górników zakażonych COVID-19 wzrosła do 400 (na zdjęciu - mierzenie temperatury górnikowi z kopalni Piast w Bieruniu).
Polska jest jednym z niewielu państw w Europie, w którym nie spada liczba zakażeń z powodu koronawirusa. Wczoraj, 5 maja, wyniosła aż 425. Był to szósty najwyższy wynik od początku epidemii w kraju.
Wysoki odsetek nowych zachorowań ma miejsce na Śląsku. Pod względem liczby zakażonych na milion mieszkańców Śląsk (615) wyprzedził Dolny Śląsk (610) i długo prowadzące w tej smutnej statystyce Mazowsze (610). Dziś, 6 maja, w porannym komunikacie Ministerstwa Zdrowia ponad połowa nowych wykrytych zakażeń (145 z 2018) to właśnie woj. śląskie.
Zakażonych górników jest już 400. Trzy placówki musiały zaprzestać wydobycia. Dziś (w środę 6 maja) ma dojść do pilnego spotkania ministra zdrowia z szefem Głównego Inspektoratu Sanitarnego w kwestii sytuacji na Śląsku. Rzecznik resortu zdrowia przyznał, że kopalnie stanowią teraz większy problem niż domy pomocy społecznej.
Lekarz z południa Polski tłumaczy ten fenomen:
„Wirus prawdopodobnie szerzy się poprzez małżeństwa pielęgniarek i górników, które są tu bardzo częste. SARS-CoV-2 zaatakował masowo w kopalniach, ponieważ tam łatwość transmisji wirusa jest duża. Gdyby przegłosowano cykliczne badanie personelu medycznego, prawdopodobnie by do tego nie doszło” - podkreśla nasz informator.
Przypomnijmy - 31 marca 2020 Sejm odrzucił poprawkę Senatu do nowelizacji ustaw zdrowotnych związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19. Poprawka ta zakładała wprowadzenie cotygodniowych obowiązkowych badań personelu medycznego. Większość parlamentarna uznała, że tego typu przezorność jest nam niepotrzebna.
2 kwietnia Główny Inspektorat Sanitarny poinformował, że co szósty potwierdzony przypadek zakażenia w Polsce dotyczył medyków. To jeden z najwyższych odsetków w Europie.
W kraju praktycznie od początku epidemii przeprowadza się zdecydowanie za mało testów, w tym badań lekarzy, pielęgniarek, ratowników. Piszemy o tym niemal codziennie w OKO.press.
Ministerstwo zdrowia od dłuższego czasu przekonuje, że możemy testować więcej, tylko że lekarze na nie nie kierują.
28 kwietnia 2020 roku minister Łukasz Szumowski wysłał pismo do dyrektorów szpitali, w którym „przypomina o zasadach dotyczących badań diagnostycznych pod kątem COVID-19 w odniesieniu do personelu medycznego”. Zdobyliśmy to pismo.
Czytamy w nim m.in.:
„Zgodnie ze wskazaniami Głównego Inspektora Sanitarnego i Ministerstwa Zdrowia, każda osoba z personelu medycznego szpitala, która ma objawy chorobowe, miała kontakt z osobą zakażoną, podejrzewa, że taki kontakt w ostatnim czasie miał miejsce lub ma wątpliwości co do swojego stanu zdrowia, ma pełne prawo być skierowana na testy…”
I dalej: „Decyzje w tej sprawie zawsze spoczywają na dyrektorze ds. medycznych szpitala we współpracy z zespołami epidemiologicznymi i zespołami ds. zakażeń szpitala”.
Cały dokument wygląda tak:
„Niby wszystko pięknie” - komentuje nasz informator. „W piśmie do dyrektorów minister jasno określa, kto może mieć testy, ale to pismo facto zabrania ich PROFILAKTYCZNEGO wykonywania u osób najbardziej narażonych (np. pielęgniarki SOR czy OIOM-ów) narażając też najbardziej chorych z oddziałów paliatywnych czy innych, wymagających przedłużonego leczenia”.
Czym innym jest bowiem stałe, cykliczne przebadanie całego - bądź choćby najbardziej narażonego - personelu medycznego, a czym innym kierowanie na testy „w razie podejrzenia, wątpliwości”.
Minister zaznacza też, że każda taka decyzja wymaga zgody dyrektora ds. medycznych, w porozumieniu… itd., co niewątpliwie utrudnia i wydłuża sprawę. Łatwo też sobie wyobrazić, że mało która pielęgniarka co kilka dni biega do dyrekcji i domaga się testu. Do każdego zagrożenia człowiek w końcu przywyka.
Nasz informator wskazuje również na fakt, że „nie można testować personelu, który pracuje dodatkowo w DPS-ach, co doprowadza do kolejnych tragedii. Ale medialnie minister zachęca do testów”.
4 maja Szumowski zaapelował na antenie programu trzeciego Polskiego Radia o wykonywanie jak największej ilości badań. To nie pierwszy tego typu apel.
„Tylko że główne ogniska transferu wirusa stanowią osoby pracujące w szpitalach. Tam bowiem ryzyko zetknięcia się z zarazkiem jest największe” – konkluduje nasz informator.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Komentarze